Jadąc dziś jak co dzień do pracy porozglądałem się trochę dookoła i różne dziwne rzeczy zaczęły mnie zastanawiać (i nie chodzi o to czy w lodówce gaśnie światło po zamknięciu drzwi). Kiedy tak stałem na czerwonym świetle i spojrzałem sobie po samochodach na pasach obok, coś mnie tknęło. Przeważająca większość moich współtowarzyszy podróży miała miny jak Jarek, kiedy kot nie chce pić mleczka. Smutni, zadumani, jakby uszło z nich zupełnie powietrze i chęć do życia…
I podobnie wyglądały ich samochody.
Szare i bure od brudu i pyłu, w smutnych ciemnych kolorach z takimi smutnymi reflektorami. Można by pomyśleć, że ropa znów podrożała, albo rząd wprowadził zakaz zajadania się babcinym rosołem w niedzielne przedpołudnie.
I w tej chwili siedząc w starym escorcie cabrio o lakierze równie stonowanym co dekolt Dody poczułem się jak debil. Trochę do tego schematu nie pasowałem… Pomimo, że wczoraj wieczorem jeszcze ostro padało miałem umyty samochód. Co więcej – pomimo, że ma on niemal dwadzieścia lat nadal wygląda dość dobrze i nie ma założonych kołpaków nie do pary. Do tego z głośnika sączyła się cicho muzyka Pavarottiego i Sinatry i nie zagłuszał jej jakiś wrzeszczący gość krzyczący dziwnie rzeczy z słuchawki bezprzewodowej…
Czułem się jak pewien kudłaty koleś z planety Melmac, który lubił jeść koty.
Wypadałoby, abym sprzedał go czym prędzej ten czerwony wynalazek, po czym kupił Hyundaia I30, założył do niego 3 kołpaki, a 4 wyrzucił, po czym pojeździł w tę i we w tę po jakiejś polnej drodze żeby nieco go „umęczyć”.
Ale czy aby na pewno robienie czegoś na przekór i po swojemu jest złe?
Zawsze było tak, że ktoś, kto ro bił nietypowe rzeczy nazywany był dziwakiem. Ludzie patrzyli na niego z politowaniem i szeptali za plecami „jak tak można”. A gość po prostu miał wszystkich gdzieś i robił to na co ma ochotę. Gdyby ktoś nie znał Cejrowskiego z telewizji to widząc go śmigającego na bosaka po mieście pomyślałby sobie że to jakiś idiota. A tym czasem on po prostu to lubi.
I podobnie jest z samochodem. Można jeździć golfem III kombi w granatowym kolorze, ale jest to równie ekscytujące co oglądanie tańca z gwiazdami w towarzystwie osiemdziesięcioletniej babci.
Tak naprawdę człowiek żyje tylko raz (a nawet jeśli więcej to odrodzenie się w postaci chomika nie daje dużych szans na jazdę 360 Maranello) i szkoda zmarnować ten czas na robienie czegoś „bo tak wypada”.
Kiedy przytargałem do domu trzeci samochód i to jeszcze stary kabriolet na chromowanych felgach to wszyscy moi znajomi pukali się w czoło. „Za te trzy fury mogłeś sobie zajebistego passata z tdi kupić!”
Prawda.
Mogłem.
Ale to już nie było by bez sensu, a rzeczy pozbawione sensu z natury są dużo fajniejsze.
Wychodzę z założenia, że przeciętny człowiek ma w sobie za mało szaleństwa z lat dziecinnych, które to napędzało go onegdaj do prób latania na lotni zbudowanej z patyków i worków po cemencie, zdobywania szczytów najwyższych drzew w okolicy, czy sprawdzania co kryje się w dziurze pod starym korzeniem na skraju lasu. Dzisiaj zwykłe, szare życie przytłacza nas swoimi regułami i normami, tak mocno, że gdzieś gubimy nasze dziecięce marzenia i pomysły.
A szkoda.
Nie chcę w wieku dwudziestu czterech lat jeździć samochodem, który jest dobry bo mają go wszyscy. Od małego chciałem mieć kabriolet i gdy tylko nadarzyła się okazja to go kupiłem. Na przekór zdrowemu rozsądkowi i programowi wyborczemu LPR. I nawet jeśli okaże się, że od jazdy z otwartym dachem będzie mnie boleć głowa, a zimą będę zamarzał i sprzedam go za pół roku z wyraźną ulgą, to będę mógł sobie powiedzieć jedno.
Że spróbowałem.
Bo dużo lepiej jest zrobić coś i tego żałować, niż nie zrobić i do końca życia zastanawiać się co by było…
I to jest to co wyznaję :) Żałować możemy tylo tego czego nie spróbowaliśmy :] Wtedy, to już tylko można sobie pluć w brodę :P