Ostatnio coraz częściej dochodzę do wniosku, że się starzeję.

Co prawda z przodu nadal mam jeszcze dość wyraźną dwójkę i zaledwie kilka siwych włosów na głowie (liczę na to, że kiedyś będę wyglądał jak George Clooney, a nie Kojak) ale z każdym kolejnym dniem coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że kompletnie nie pasuję do tej planety. Że coś cholernie istotnego uległo zmianie, a ja – zbyt zajęty patrzeniem pod nogi i maskę mojego samochodu nie zauważyłem nawet co i kiedy właściwie się wydarzyło… Nie zdążyłem zareagować. Dostosować się.

Wiecie – to tak jakbyście na lekcji matematyki skupili się na malowaniu korektorem penisów na nowym tornistrze kolegi, a po chwili cała klasa ni stąd ni zowąd zaczęłaby coś intensywnie pisać i wyliczać.

Siedzicie wtedy jak dzięcioł i zastanawiacie się o co właściwie chodzi? Co się przed chwilą wydarzyło? Jakaś kartkówka? Zadanie z książki?

A jeśli tak to z jakiej książki?

To my w ogóle mamy jakąś książkę?

Czekaj, czekaj…

Iwona!

Słońce ty moje, sąsiadko z ławki, blasku poranka skrzący się w klamce od toalety na parterze, pokaż co ty tam właściwie po tym zeszycie się produkujesz…

Bo widzicie, kiedy jeszcze żył mój tato, a ja patrzyłem na niego zadzierając głowę wysoko w górę, podczas jednej z naszych sprzeczek dotyczących walorów muzyki Westbama i pojęcia trwałego uszkodzenia słuchu doszedłem do wniosku, że dorosłość to ten moment w życiu, w którym zaczynają denerwować Cię rzeczy, na które chcąc nie chcąc jesteś jednak skazany.

Bo świata nie da się ot tak wyłączyć.

Pamiętam, że siedziałem wtedy w pokoju i składałem na biurku gaźnik z mojej motorynki, a tata tamując krwotok z uszu i nosa stał w drzwiach i starał się zrozumieć jakim cudem jestem w stanie słuchać tego apokaliptycznego hałasu i jeszcze skupiać się nad czymś tak precyzyjnym jak docinanie uszczelek z tylnej okładki bloku technicznego.

Przez te wszystkie lata ta scena wydawała mi się zjawiskowo śmieszna. Chodziło o to, że przez cały ten hałas nie słyszałem zupełnie co tata do mnie mówi – w pamięci mam tylko jego poruszające się wąsy i tryskającą z uszu krew. On nie słyszał mnie, ja jego, a i tak próbowaliśmy porozumieć się w ten sposób dobre kilka minut.

Pełna abstrakcja – wąsaty gość w kapciach, Westbam, dzieciak w piżamie,gaźnik z motorynki i symulacja rozmowy w języku klingońskim prowadzonej przez dwa pstrągi.

Nikt nie wiedział kompletnie o co właściwie chodzi (odnoszę wrażenie, że nadawalibyśmy się idealnie do jakiejś komisji sejmowej). Teraz jednak, gdy wracam pamięcią do tamtych momentów dociera do mnie jak wiele fajnych rzeczy było zawartych w tej groteskowej scenie.

Bo widzicie, pierwszym spostrzeżeniem, które nasunęło mi się po tych kilku latach było to, że tata nie wpadł wtedy do mojego pokoju razem z drzwiami i przyklejonym do papcia psem, który niefortunnie nie zdążył usunąć mu się z drogi.

Nie chwycił mojej wieży z adapterem i nie wypierdolił jej przez okno w akompaniamencie imponującego pokazu starożytniej łaciny*.

*To może wydawać się głupie ale jestem pewien, że kilka młodszych osób, które to czytają nie ma zielonego pojęcia co to właściwie jest wieża. A tym bardziej adapter.

Rozumiecie do czego zmierzam?

Chodzi o to, że tata jak bardzo poirytowany moim zachowaniem by nie był to nie próbował od razu tego wszystkiego storpedować. Zanegować. Skreślić, zadeptać i podporządkować pod swoje zasady.

On próbował zrozumieć.

Jak bardzo irracjonalne i bezsensowne by to dla niego nie było – to jednak próbował.

Stał tam w tych swoich wytartych kapciach i wbrew sobie słuchał tego dudnienia i pisków, których zupełnie nie rozumiał. On – przeżywający swe najlepsze lata przy muzyce Boney M traktował Westbama w sposób, w jaki ja widzę dziś Justina Bóbera albo Niki Mintaj.

Cholera, teraz dociera do mnie, że on naprawdę się starał…

Ostatnio zacząłem zastanawiać się nad całym tym internetowym napierdalaniem po One Erection i innych idolach o dość wątpliwych walorach muzycznych. Kiedy przypomnę sobie moje kuzynki i ich sypialnię sprzed dziesięciu, piętnastu lat wyklejoną po sam sufit plakatami z Bravo Girl to dochodzę do wniosku, że Bimber wcale nie różni się tak bardzo od Backstreet Boysów, Just 5, Tarkana czy The Kelly’s Family.

Rozumiecie do czego zmierzam? Prawda jest taka, że to co ja uważam dziś za kwintesencję absurdu i bezguścia, współczesne pokolenia traktują jako coś co jest „cool” i „spoko”. Farbowane grzywki. Wysyłanie SMSów do ludzi siedzących dwa metry dalej. Rurki. Muzyka pop. Samochody elektryczne. Doszedłem do wniosku, że z osobnika tworzącego pewne wkurwiające moich rodziców trendy przeszedłem do etapu, w którym to ja jestem przez owe trendy wkurwiany.

Starzeję się.

Jednak choć instynkt nakazuje by się dostosować, ja nie chcę nawet próbować zrozumieć tego szamba.

16 Komentarzy

  1. Jurek 1 października 2013 o 20:54

    To nie jest oznaka starzenia się. Wiele młodych osób obecnie stoi na podobnym gruncie, niezależnie czy mają tą jedynkę, czy dwójkę z przodu.

    Na uczelni profesor 'od wszystkiego' niegdyś mówił, że świat ciągle brnie do przodu, my możemy iść naprzód z tymże światem, albo pozostać w tyle.

    Czy to w jednej kwestii, czy we wszystkim, to już tylko od nas zależy w sumie.

    Ktoś na ten przykład jest miłośnikiem off roadu, rock&rolla, domowego wina, czy starych motocykli. Na elektryczne samochody nie spojrzy, bo szkoda czasu, przebrzydłego świniaka typu biber (w sumie nie wiem jak jegomosć wygląda, jakoś nie mam potrzeby wiedzieć o tym) posłucha przez najwyżej 3s, chyba, nie wiem, nie słuchałem, podejrzewam, dalej – taki 'domownik win' będzie miał hen głęboko podnoszoną akcyzę na alko, bo sam sobie narobi, a miłośnik starych motocykli będzie zadumany tym, czy tłoki z poloneza podejdą do jego kaśki, a nie wspaniałością chińskiego skuterka, w którym plastiki pękają szybciej niż cała maszyna jedzie maksymalnie…

    Gust, charakter, czy coś innego też w życiu ma jakieś znaczenie. 

    W liceum do bólu słuchałem muzyki Kultu i Kazika. Zaczynała się wtedy era rurek. Ichnia muzyka była najlepsiejsza, ociekąjaca rurkami (hmm, dwucalowe, grubościenne, do ogrzewania CO?), a moja do d.., bo tak i już. Zadałem sobie trud, żeby zrozumieć tamtych ludzi, skończyło się na odkryciu KSU czy innego punku, bo akurat jutub do tego mnie doprowadził. 'Rurkami' dalej rzygałem w technikolorze, po dzień dzis zresztą, starzeję się? :D

    1. Tommy 2 października 2013 o 13:11

      Samowystarczalność fajna rzecz, ale takie mieszkanie we własnym słoiku kiedy po drugiej strony szkiełka hula wielki, zły, niezrozumiały świat nie jest dla mnie satysfakcjonującym rozwiązaniem ;}

  2. maxx304 1 października 2013 o 22:03

    Tommy, jak to jest, że coś, o czym ja myślę już od dawna, Ty wypisujesz co do joty w jednym ze swoich postów?

    Stary, biorąc pod uwagę fakt, jak bardzo masz zbliżone do mnie poglądy, powinieneś być moją żoną :D
    A co do wpisu – sama prawda. Kiedyś słuchało się sieczki, teraz Bimbery i inne syfy wkurwiają niemiłosiernie. A co do Boney M – ja też ich lubię. I w ogóle całe lata 80. A przy okazji uważam, że zarówno muzyka, jak i moda oraz motoryzacja idą stanowczo nie w tą stronę, w którą bym chciał. Wszystko na szybko, byle jak, bez wyrazu. Ma świecić, błyszczeć, dodawać +10 do rankingu zajebistości i mieć fejsbuka. Papka, gówno w ładnym papierku. I rurki. Dobra, te rurki mógłbym znieść, gdyby to jeszcze normalnie wyglądało. Ale gdy ubiera je chłopak, i są na niego kurwa ZA LUŹNE? No nie, ja wysiadam. Dobra, jestem nietolerancyjny. I nie lubię hybrydowych pierdzikółek. Czasem najchętniej wsiadłbym w Camaro z 69, zamontował na nim dystrybutor paliwa i pojechał w pizdu. Ale się nie da. Są na tym świecie już dwie osoby, które mnie trzymają przy sobie. I dlatego zostaję. I w dupie mam, jak wygląda obecny świat. Wcale nie muszę się dostosowywać. Jestem jaki jestem, i jestem z tego dumny. I mam w dupie również poprawność polityczno społeczną, która nakazuje tolerować wszystko i wszystkich w imię nie wiadomo jakich wartości. Ja tak nie mam. I pewnie się nie zmienię. I bardzo mnie to cieszy.

    Dzięki za wszystkie Twoje przemyślenia, Tommy.

    1. Tommy 2 października 2013 o 13:12

      Ale dlaczego niby to ja miałbym odgrywać w tym związku żonę, co? ;}

      1. maxx304 3 października 2013 o 20:01

        Ech…. No widzisz, i przez to nie możemy być parą :D
        Ale nadal podoba mi się Twój punkt widzenia.

  3. Piotr 1 października 2013 o 23:20

    Tommy, wprawdzie mam dość wyraźną "trójkę" z przodu, to podzielam wszystkie Twoje spostrzeżenia. Zatem też chyba wyraźnie się starzeję. Niedawno pojąłem, co znaczy stwierdzenie jednego z moich ulubionych filozofów: "Czemu jest tak, że mój świat wewnętrzny nijak na świat zewnętrzny się nie przekłada?". Może lepiej zostawić i po prostu swoje robić pierd…ąc Bimbery i inne takie?

  4. Parzych 2 października 2013 o 03:30

    O kurwa, ja mam z przodu czwórkę… Japierdolę…

  5. wuner 2 października 2013 o 12:49

    A ja mam z przodu 4 jedynki, 4 dwójki i 4 trójki (tak już trochę po bokach…) ;)
    No dobra, też jestem w bliskiej końcówce mojej dwójki z przodu i też już nie do końca ogarniam, co się wokół mnie dzieje. Nie wiem, co to jest Łan Erekszyn, nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek słyszał jakikolwiek kawałek Bobera, a ten Nikodem Mintaj, to w ogóle kto?
    Sądzę, że jestem z podobnego rocznika, co Ty, ale wybacz, nie kojarzę też niczego, co skomponował Westbam – nie potrafię go nawet skojarzyć z jakimś konkretnym gatunkiem muzyki (choć zapewne była to jakaś łupanka, co może mnie tłumaczyć, bo nigdy czegoś takiego nie lubiłem).
    Tak więc, siwizny u mnie na łbie w pizdiec. Na razie przewaga jest po stronie czrnych figur, ale szachownica coraz wyraźniej zapełnia się białymi. Czy mi to przeszkadza? Nie :)
    Już od dawna nie pojmuję dzisiejszego świata, nie nadążam za nowymi trendami, nie mam ajfona i ajpada, rurek, ani skopanego gustu muzycznego.
    Prawdopodobnie powinienem zacząć nosić koszule ze sztywnym kołnierzykiem, prochowce i parasol…
    Ale zamiast tego wszystkiego mam uśmiech na twarzy, swoje poglądy, twardy charakter i jeszcze twardszy kręgosłup moralny i czerwone conversy na nogach, które w moim imieniu krzyczą: fuck that shit!

    1. Beddie 2 października 2013 o 13:34

      Conversy to jeszcze inny temat. Symbol rockowej popkultury z dawnych czasów, a teraz gonią w nich czereśniaki w rurkach, bo się modne zrobiło i dowiedzieli się, że kultowe…

      1. Jurek 2 października 2013 o 21:52

        Coś w stylu hippisów w matrensach za pieniądze mamy?

  6. michal 2 października 2013 o 21:20

    Ja nie rozmumiem mody na fb, bibera, just 5 czy innymi kolesiami z grzywka (czemu oni zawsze maja grzywke?). Nie rozumiem połowy durnych du**reli dziś tak samo jak nie rozumiałem ich kiedyś. Nie musze – mam swoje zdanie.

    Na te wszystkie mody mam jedną odpowiedź = "Jedzmy gó**o, miliony much nie mogą się mylić"

  7. Krieg 2 października 2013 o 22:39

    Świetny felieton. Mam podobne spostrzeżenie na temat tego całego dzisiejszego świata. Jak słyszę słowo tolerancja to mi się nie dobrze robi.

    Pamiętam moje pierwsze lata gdy zacząłem interesować się muzyką. Wtedy nie był to popularny gatunek jak obecnie. Muzyka hip hopowa dopiero się rodziła. Dzisiaj natomiast nie potrafię słuchać już tej muzyki. To nie to samo. Nie ten klimat. Jak czasem patrzę na dzisiejszych raperów , poubieranych w te śmieszne czapeczki i szerokie spodnie to śmiech mnie ogarnia.

    Czy to starość? A co to w ogóle jest starość? Charakter człowieka nie można wyobrazić sobie wiedząc ile kto ma lat.

    Dzisiaj jesteśmy na każdym kroku bombardowani ,że wspólczenemu człowiekowi nie przystoi być nietolerancyjnym. Większość osób więc się dostosowuje ,bo nikt nie chce być wyśmianym. Nie rozumiem czegoś takiego. Kiedyś rodzaj męski miał większe jaja niż obecnie. Chłopy mieli swoje cele , swoje ambicje i swoje ideały ,za to walczyli i umierali. Teraz wystarczy powiedzieć komuś ,że jest zacofany. Najlepiej ,że myśli jak chłop ze średniowiecza. Efekt widać na każdym kroku.

    1. rebel 3 października 2013 o 00:14

      Wg oryginalnego, łacińskiego źródłoslowu ‚tolerare’ znaczy znosić z trudnością. Współcześnie próbuje się nam wmówić, że tolerancja równa się akceptacja. A tak nie jest. To jest pewnego rodzaju manipulacja – stawianie w jednym szeregu ludzi nieprzekonanych do np. LGBT ze zwolennikami ‚ostatecznego rozwiązania’. To jest mocno nie fair.

  8. rebel 3 października 2013 o 00:25

    Tommy, łącze się z Tobą w bólu. Chyba trzeba sobie wyhodować grubą skórę i robić swoje tworząc swój własny świat wokół siebie. Rzecz w tym, że jak ja byłem w wieku dzisiejszych gimbusów, to też w świecie muzycznym ialajfstajlowym zaczynało pojawiać się mnóstwo badziewia. Aqua, Army of Lovers, captain Jack, kelly family, new kids on the block czy inne. Tylko teraz proporcje chlamu do niezłej muzyki są zupełnie inne. Szkoda gadac…. Stary jestem :p

    1. maxx304 3 października 2013 o 20:04

      E, e, e… Odseparować mi się proszę od NKOTB! OK, coś w stylu Backstreet Boys lat 80., ale "Step by Step" to dzisiaj klasyk! :)

  9. wlowik 13 listopada 2013 o 02:21

    …dwójka mi wypadła jakiś czas temu. Z przodu mam piątkę… 

    Nie martw się Tommy, od jakiegoś wieku spowrotem się młodnieje. Ja słuchałem dawniej Pink Floyd, The Beatles, J. Hendrix…   ABBA, Boney M, i takie tam, były już ściemą i badziewiem (wybacz dziadkowi). Jeździłem Komarem i marzyłem o Trabancie, BM-ki były w raichu i na obrazkach, a rurki na du…ę kupowałem w Baltonie za miesięczną wypłatę z OHP…

    Dziś popitalam na chińskim skuterku, bo lubię, muzykę słucham jaką zapodają , albo zmieniam kanał (słuch już nie ten), gwiazdki i top chefy przestawiam na Top Gear… Mam to gdzieś. Życie jest za krótkie, by przejmować się tym, że się starzeję. Nie raz, nie dwa, powtarzałem słowa zielonego misia z dowcipu : "Kurwa, ja jestem nie z tej bajki…"

     A jak mnie wkurza eurokracja, to wsiadam do  Jeepa, zapinam napęd na 4 i zapieprzam przez nieużytki… Tu nie ma ograniczeń… (albo zaszywam się w garażu, jak ten z marzeń, i buduję z fotela hulajnogę na 2 psy)

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *