Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się bardzo proste. Trzymasz na podjeździe samochód, który opracowała grupa noszących okulary ludzi posiadających ubogie życie towarzyskie oraz pokaźną kolekcję gier wideo. Stylistkę zaprojektował Włoch w czerwonych butach, którego nazwisko brzmi jak nazwa niezrozumiale drogiej wody toaletowej (ewentualnie jakiś Szwed nazywający się tak jak biurko z Ikei), a za fakt, że samochód stoi na deszczu i jak dotąd nic jeszcze z niego nie odpadło odpowiadają tysiące testów.

W efekcie patrząc na samochód można odnieść wrażenie, że jest on dziełem kompletnym – czymś, czego nie da się już w żaden sposób poprawić.

Sami przyznajcie – idiotyzmem wydaje się myśl, że ktoś o uroku i ilorazie inteligencji morświna (czyli, że na przykład ja) mógłby w jakikolwiek sposób udoskonalić coś, nad czym przez kilka lat pracował sztab dobrze opłacanych ludzi wyposażonych w laptopy, buty na miękkiej podeszwie oraz ekspres do kawy ze spieniaczem.

To czysty absurd.

A jednak każdego dnia ja i wielu podobnych do mnie ignorantów z nieskrywanym entuzjazmem podejmuje się tego zadania.

Widzicie, z własnym samochodem jest trochę jak z tą reklamą allegro, w której młode małżeństwo najpierw patrzy na sterylny obrazek w katalogu, a potem na to, co po przejściu dzieciaków oraz psa zostało z ich salonu. Owszem – możecie uznać, że to jakaś destrukcja i najlepiej będzie pozamykać dzieciaki w piwnicy jak to zwykli robić Austriacy. Z drugiej strony często jest tak, że nawet z pozoru niekorzystne zmiany sprawiają, że coś staje się jednak zdecydowanie lepsze niż było.

Przede wszystkim dlatego, że staje się znacznie bardziej osobiste.

Widzicie, wsadziłem łapy praktycznie do wszystkich stojących na moim podjeździe samochodów. Żaden z nich nie jest tak naprawdę do końca seryjny i choć złote e46 wygląda jeszcze całkiem normalnie to musicie wiedzieć, że mam już pewne plany związane z kołami, wnętrzem i układem wydechowym (tylko nie mówicie Izie – ona chyba na serio myśli, że zostawię je w spokoju). Wiem, że ludziom, którzy kupują sygnowany logiem producenta płyn do spryskiwaczy takie podejście wyda się totalnie nielogiczne i głupie. Mają oni zresztą całkowitą rację, bo dokładnie tak to właśnie wygląda.

My po prostu musimy być trochę nienormalni – w przeciwnym wypadku dość szybko zorientowalibyśmy się, że wydanie kilkuset złotych na tarcze hamulcowe z otworkami zdecydowanie do zdrowych zachowań nie należy.

Co więcej – jestem pewien, że większość z Was zaczęła właśnie zastanawiać się ile kosztują nawiercane tarcze do Waszego samochodu.

Mam rację, prawda?

Wracając jednak do samej idei „budowania” swojego samochodu – wiele osób, z którymi zdarzyło mi się rozmawiać uważa, że modyfikując swój samochód staram się w jakiś sposób poprawiać fabrykę. Że wszystko co robię sprowadza się do takiego naiwnego przeświadczenia, że potrafię zrobić coś lepiej niż Helmut i pan Arkelstorp. Tak naprawdę to jednak zupełnie nie tak – owszem, bardzo lubię mieć poczucie, że rzeczy, które przeszły przez moje ręce działają lepiej.

Najczęściej jest jednak tak, że działają po prostu inaczej.

Bardziej po mojemu.

Zapytajcie kogoś, kto zamontował do swojego samochodu filtr stożkowy o opinię, a jestem pewien, że od razu zasypie Was całą gamą superlatyw zaczynając do tego, że jego Honda przyspiesza teraz do setki w niecałe 5 sekund, a kończąc na stwierdzeniu, że od tamtego dnia laska z żabki na rogu zaczęła patrzeć na niego z takim nieskrywanym pożądaniem i erotyzmem.

Czy jednak w moim wypadku po wymianie dolotu i wydechu 328i w jakikolwiek sposób poprawiły się osiągi?

Szczerze mówiąc nie mam zielonego pojęcia.

Wiem za to, że silnik brzmi teraz jak wściekły, płonący, nafaszerowany heroiną i sosem tabasco niedźwiedź. A ja zawsze chciałem mieć samochód, który brzmiałby jak wściekły, płonący, nafaszerowany heroiną i sosem tabasco niedźwiedź.

Bo samochody brzmiące jak wściekły, płonący, nafaszerowany heroiną i sosem tabasco niedźwiedź są spoko.

Prawda jest taka, że trudno jest zrobić coś lepiej o ile nie dysponujecie zapleczem i ogromnym doświadczeniem. Z resztą – nawet tutaj poprawa jednej rzeczy odbywa się przeważnie kosztem czegoś innego. To od Was tak naprawdę zależy czy priorytetem jest dla Was trwałość i komfort czy może agresywne, bezkompromisowe prowadzenie i doprowadzające do orgazmu mechaniczne dźwięki.

To nie jest udoskonalanie – to personalizacja.

Uwielbiam gałkę zmiany biegów, którą zamontowałem kiedyś w bordowej. Generalnie rzecz biorąc jest okropna – rysuje się, jest twarda w dotyku, a jeśli położycie na niej dłoń w zimowy poranek, będziecie musieli oddzielać ją od niej za pomocą noża do chleba i odmrażacza.

A mimo to nie mam najmniejszego zamiaru jej wymieniać – bo jest po prostu piękna i za każdym razem kiedy na nią patrzę, coś tak przyjemnie tyka mnie w trzewiach.

I o to chyba właśnie w tym wszystkim chodzi…

25 Komentarzy

  1. pieklonakolach 24 marca 2016 o 17:18

    Dlatego właśnie szukam części, których pewnie i tak nigdy nie kupię :( i zastanawiam się jakby to można upchnąć i co by to dało. :D

    1. Tommy 25 marca 2016 o 07:54

      To akurat u nas norma – nic tak nie odpręża jak oglądanie gwintów i skręcanych felg na allegro :D

      1. Karol 30 marca 2016 o 15:07

        Jak przeczytałem gwint to przed oczami miałem rysunki technicze od M6 do M16.

        1. Tommy 30 marca 2016 o 15:11

          A mówią, że to ja jestem nienormalny ;D

  2. Tomasz 24 marca 2016 o 17:20

    można personalizować wygląd (czasem aż do przesady jak widzimy na ulicach)
    można personalizować technikę
    można personalizować ergonomie

    Dlatego moje auto dostało zderzaki w kolor choć z fabryki wyjechało z szarymi do połowy, dostało też felgi ciemne (w tamtych latach nikt chyba nie śnił że felgi mogą nie byc srebrne)

    Dostało też według mnie lepsze hamulce, nie znaczy że wieksze, dostanie pewnie też przewody w oplocie.

    Ma 21 lat i dostało gniazdo USB którym naładuje telefon bez wsadzania niczego do zapalniczki, dostało też oświetlenie nóg z tyłu, a nigdy nie miało.

    za to wiem że nie dostanie chinskich opon, gwintowanego zawieszenia za 800zł oraz głośnego wydechu bo lubie cisze :)

    czyli poprawiłem ale na pół gwizdka ? liczy się ? :)

    1. Tommy 25 marca 2016 o 07:55

      No dobra… Zaliczymy Ci to :v

  3. Alek 24 marca 2016 o 18:47

    Oprócz grupy ludzi noszących okulary, Włocha w czerwonych butach i tajemniczego Szweda, auta projektują księgowi (no może poza GT-R’em i kilkoma podobnymi wyjątkami). To oni zamieniają lepsze na tańsze. A my tylko poprawiamy to, co zepsuli księgowi, lepiej lub gorzej odgadując, co chcieli projektanci.

    1. Tommy 25 marca 2016 o 07:58

      Fakt, choć z drugiej strony sporo jest elementów, które wyglądają tak, a nie inaczej bo po prostu mają tak wyglądać (a nie dlatego, że tak zadecydował księgowy). I tutaj jest pole do popisu jeśli ktoś bardzo lubi mieć w samochodzie rzeczy, o których zawsze marzył (jak bezsensowne by one z pozoru nie były) :)

  4. Norbert 24 marca 2016 o 19:32

    Podobno podczas wywiadu w Top Gear Matt LE Blanc zapytany, o co chodzi z tuningiem w stanach to powiedział, że nie może tak być, że koleś nie mający bladego pojęcia o samochodach, będzie miał taki sam wóz jak my maniacy. No i chyba coś w tym jest ;)

    1. Tommy 25 marca 2016 o 08:02

      Jak gościa nie lubię tak z tym stwierdzeniem muszę się zgodzić – coś faktycznie w tym jest :)

  5. mateusz 24 marca 2016 o 19:48

    kiedyś sam śmiałem się z takiego podejścia, do czasu jak zdałem prawko. Na pierwsze auto trafiła się Astra II w trzech drzwiach, dla większości ludzi to nic niezwykłego. Dlatego właśnie zacząłem ją „personalizować” a przy okazji poprawiać fabrykę. Każdy plastik skrzypiał niemiłosiernie wiec musiałem rozebrać pół auta i podkładać gdzie się da dwustronną taśmę. Wydech padł, zamiast wydać 100 zł na zwykły wydałem dwa razy tyle na taki z chromowaną dwururką, a co ;) auto mam niecały miesiąc a już wpakowałem kupę kasy na niepotrzebne mi rzeczy, ale przynajmniej oglądam się jak już z niej wysiadam

  6. Marcin 24 marca 2016 o 20:47

    „Co więcej – jestem pewien, że większość z Was zaczęła właśnie zastanawiać się ile kosztują nawiercane tarcze do Waszego samochodu.”

    Eee tam, u mnie w E34, nawiercane i nacinane już siedzą a ja myślę czy nie wsadzić jednak czterotłoczków z e32 750… Tylko wtedy moje nowe zimowe 15 nie wejdą już na zacisk… Więc będę potrzebował nowych, większych kół zimowych, tak z 16 cali… Tylko wtedy też aktualne letnie 16 będą takie nijakie, trzeba będzie wsadzić jakieś 17” na lato… A przy 17 to już szczelina między kołem a nadkolem będzie rzucała się w oczy… Więc potrzebny będzie gwint… Ale jak gwint to coś porządnego, jakiś ISC… A wtedy jak już będzie i hebel, i zawias to przydałby się jakiś kompresor przy silniku by to wykorzystywać… Jak już wsadzę kompresor to chciałbym dmuchnąć tak na 300 koni… A wtedy 4 tłoczki może być mało…

    Neverending story :D

    1. Tommy 25 marca 2016 o 08:05

      Zawsze kiedy któryś ze znajomych stwierdza, że „jeszcze tylko to i to i mam wszystko gotowe” nucę mu po cichu refren z piosenki tytułowej… :v

  7. Rebel 24 marca 2016 o 21:07

    To długi temat, Tommy. W tradycji amerykańskiej przerabianie samochodów ma pewnie z 90 lat i datuje sie od prohibicji kiedy rasowano pojazdy przemytników bimbru. Poziom ingerencji w pojazd nigdzie indziej nie osiagal takich ekstremów. Poczytaj sobie o wyscigach motocyklowych na velodromach tzw. Board Track. Te wyscigowki były odarte ze wszystkich zbednych i pozornie niezbędnych części tylko po to, zeby jeździć jeszcze szybciej. Brak hamulców, nawet motylka przepustnicy w gazniku. Dlugoby pisać. Cala historia hot rodów, customów, dragsterów czy buggy do wyścigów pustynnych, nascar i aut budowanych z myslla o ulicy… to co my tutaj robimy w Europie to tylko skrobanie powierzchni.
    A do hond bym sie nie czepiał, bo tam faktycznie te stożki dobrze dobrane cos dają. Nie jestem fanem jdm, ale tam nawet kosiarka do trawy chyba jest w wersji turbo. To budzi mój duży szacunek, bo żeby wydusić 100KM z silnika garbusa, co w nie jest dzis wielkim osiągnięciem, trzeba go w miał rozebrać i przerobić lub wymienić spory procent części w środku. Mozna to rzecz jasna zrobic na 20 roznych sposobów, ale to już temat na osobną, bardzo długa opowieść. Niech jako zajawke służy fakt, ze dwóch braci Schley z Kalifornii pojechało wolnossącym garbusem pierwszy raz 10tke na 1/4 mili w 1972gim roku.

    1. Tommy 25 marca 2016 o 08:11

      O historii rasowania po tamtej stronie oceanu sporo się już naczytałem – i jak nie przepadam za amerykańskimi samochodami tak świra na punkcie mocy i przyspieszeń po prostu ich uwielbiam. Co do Hond – tak się tylko droczę ;) Znam kilka bardzo szybkich civiców, a 1 generację Prelude to już w ogóle uważam za osobną kategorię pornografii. Nie musisz przekonywać mnie do tego, że to fajne samochody ;)

  8. Rebel 24 marca 2016 o 21:16

    @marcin – niedawno wszedlem w posiadanie e34 do jazdy na co dzień z myślą, ze nie bede nic przerabiał, skoro są inne hobbywozy… Zresztą, oficjalne dzięki, Tommy, że w sumie dzięki Tobie i Twoim radom sie jednak zdecydowałem na stare BMW. Frajda jest teraz na codzień a nie tylko w weekendy w sezonie ;)

    1. Tommy 25 marca 2016 o 08:12

      Jeszcze mnie za to znienawidzisz – poczekaj tylko aż jeszcze trochę mocniej Cię wciągnie ;D

  9. Dapo 25 marca 2016 o 08:21

    Ja niestety nie wiem dlaczego, ale cały czas mam „opory” w stosunku do „polepszania fabryki”.
    U mnie wszystko powinno być jak w oryginale. Fakt że wahacze mam już z wymiennymi sworzniami Mehle HD i żarówki postojowe świecące na biało, a nie żółto, bo żółte nie pasują do ksenonów, ale tego to raczej nie można nazwać poprawianiem fabryki. Kupiłem też multifunkcję do kierownicy, ale zwlekam z montażem, raz z powodu braku czasu a dwa bo tego nie było jak auto z fabryki wyszło. Nie wiem dlaczego, ale mam jakieś takie dziwne uczucie, że trzymanie się stanu oryginalnego to w dzisiejszych czasach rzadkość i dlatego właśnie to jest dla mnie fajne. A jeszcze jak ten oryginał będzie w super stanie to będzie całkowity ewenement. Dlatego próbuje skupić się na doprowadzeniu auta do tego super stanu. Chyba jestem „zepsuty”.

    1. Tommy 25 marca 2016 o 08:24

      Jakby na to nie patrzeć to co robisz też można uznać za personalizację – jeśli najbardziej przemawia do Ciebie typowy styl OEM to jest to jak najbardziej w porządku.

      Cała zabawa polega na tym, że idziesz w tym kierunku świadomie – a to zupełnie inna bajka niż jeżdżenie seryjnym samochodem tylko dlatego bo ma się go totalnie w tyłku ;)

  10. Michal 25 marca 2016 o 09:32

    Moim zdaniem każdy tuning jest uzależniony od właściciela. Jeden da turbo, drugi skórę a trzeci stolik piknikowy na klapę – Wolna wola /odmiana choroby.
    Jest to walka z 2 prawdziwymi „błędami” fabryki gdzie jeden to wspomniana ekonomią księgowych i z tym nie ma większego problemu.
    Gorzej jest z drugim problemem. Samochód ma pasować dla największej grupy odbiorców. To nonsens który zmusza fabrykę do brania pod uwagę m.in. jak łatwo się wsiada, płynnie hamuje czy też obala siedzenia. I w tej kwestii zdanie „janusza” z dziećmi jest ważniejsze od opinii kilku zboczeńców nagrzanych na wiercone tarcze.

  11. Tomek 25 marca 2016 o 12:01

    Sama idea modyfikowania własnego samochodu nie jest zła. W końcu robimy to dla siebie i pod własne potrzeby. Natomiast to, że modyfikujemy to co fabryka dała jest już inną sprawą – trzeba tylko spojrzeć na to tak, że nie ulepszamy czegoś, bo coś jest źle zrobione tylko w taki, że chcemy, aby samochód jeździł i wyglądał tak jak my chcemy ;)

  12. TQMM 28 marca 2016 o 18:04

    Poprawianie fabryki… temat dość ciekawy. Bo jako tako „większego kompromisu” nie zrobimy w stosunku do tego co da producent.

    Poprawiamy prowadzenie (gwint, poliuretany i tak dalej) – zwiększamy koszta eksploatacji (lepsze opony), zmniejszamy komfort (bo jest twardo, głośniej i tak dalej).

    Więc działamy zawsze na zasadzie „coś za coś”. Coś czego np.: VW w Golfie 1.6 już zrobić nie może.

    Do czego zmierzam? Jako ogólne pojęcie: nie da się poprawić fabryki (Może ew. jakiś remap silnika coś poprawi jeśli chodzi o ekonomię i dynamikę silnika). Możemy jedynie poprawiać elementy, na których nam zależy. Albo budować od podstaw całość na podstawie jakiegoś wozu.

  13. czesci audi 31 marca 2016 o 13:41

    Ja zawsze dbam o szczegóły, moje auto ma wyjątkowy design, co nie co też podrasowałem :D i niech mi ktoś jeszcze raz powie, że auto nie dzieło sztuki!! :D

  14. Adam 3 kwietnia 2016 o 12:50

    Odpowiedź na pytanie z tematu posta – oczywiście, że ma sens a nawet jest wskazane. Nie wyobrażam sobie innej odpowiedzi.

  15. Adam 14 lutego 2017 o 13:12

    Oczywiście, że tuning ma sens! Jeśli ktoś poczuje się lepiej, jeśli założy do samochodu inne felgi niż miał fabrycznie i sprawi mu to przyjemność to jak najbardziej widzę w tym sens :)

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *