Jakiś czas temu mój znajomy kupił sobie kota. Kot jak kot można by rzec – ma cztery łapy, głowę, ogon i moduł mruczący i w zasadzie byłby zwyczajnym kotem jakich wiele szwenda się po osiedlowych śmietnikach i krzakach, gdyby nie jeden drobny szczegół…
Otóż kiedy był on mały wpadł do kotła z magicznym napojem bo teraz waży jakieś dwieście kilo i jest tak duży, że zamiast kuwety ma w sypialni rozkładaną piaskownicę z castoramy.
Nie pamiętam jak nazywa się ta rasa, ale było to coś z mieszanką tygrysa bengalskiego i słonia. Albo karibu. Kiedy się przeciąga na kanapie jego przednie łapy wystają przez okno w kuchni, a tylne przez drzwi balkonowe.
To naprawdę przerażające.
Ta bestia pochłania takie ilości kociej karmy, że aby nie zbankrutować gość musi ją czasem wypuszczać na osiedle żeby zjadła sobie jakiegoś jamnika. Albo pudla.
Naprawdę nie do końca rozumiem co ludzie widzą w kotach. Gdyby się dłużej zastanowić to są one bardzo podobne do psów, ale znajdują się po tej niewłaściwej stronie mocy. Są wredne. Samolubne. Stoją fochy jak skrajne feministki w „te dni”.
I mają pazury.
Koty są jak doradcy kredytowi – eleganckie. Zadbane. Mają klasę i powab. Słodko mruczą Ci do ucha piękne rzeczy i sprawiają, że czujesz się przy nich wspaniale.
Ale tak naprawdę chodzi im tylko o twój dom, kanapę i pieniądze.
Koty są złe.
Czekam z niecierpliwością, aż któregoś dnia mój znajomy wku*** czymś tą pumę i przyjdzie do biura ze swoim tyłkiem zapakowanym w woreczek jak szynka w plasterkach. Albo z tym lampartem przyczepionym pazurami do kręgosłupa… Gdybym był już naprawdę samotny to kupiłbym sobie mopsa a nie zwierzęcy odpowiednik Victorii Beckham.
Wiem, że mops jest paskudny i ma zeza ale przynajmniej nie czuł bym się z nim na spacerze jak gdybym szedł na podryw w towarzystwie Brada Pitta.
A gdybym naprawdę go zdenerwował to co najwyżej zjadł by mi kapcie, a nie samochód, lodówkę i kanapę z Ikei. Obecnie w domu mam bigla. Ma ogromne uszy, łaciaty nos i jest kompletnym idiotą. On jest tak głupi, że nawet nie wie czym tak właściwie jest instynkt samozachowawczy. Może wsadzić nochal w mrowisko i zostać boleśnie pogryziony, a mimo to zapewniam Was, że jutro zrobi to samo. A potem znowu. I znowu. A potem jeszcze raz.
Zupełnie jak ja.
Kiedy w kanapie zrobił mi dziurę rozmiarów swojej pustej głowy, jego reakcją na moją wiązankę łaciny było przekręcenie łba i pełne empatii oraz nieskrywanego optymizmu machanie ogonem. Nawet widząc lecący w jego stronę kapeć nie próbował uciekać tylko cieszył się żyjąc do ostatniej chwili w przekonaniu, że to jakaś nowa forma zabawy, a nie próba zabójstwa. Jego nieskrywana euforia dość szybko ustąpiła jednak miejsca zdziwieniu gdy kapeć rozpłaszczył się na jego uszatym pysku.
Nie powstrzymało go to jednak przed zrobieniem dzień później kolejnej dziury.
Ten pies zjadł w swoim życiu tyle gąbki, że po jego śmierci wystarczy go postawić na kominku. Nawet nie trzeba go będzie wypychać. A mimo to lubię tego skurczybyka bo wiem, że nie robi tego z wyraźną premedytacją. Nie obraża się o byle błahostkę knując w czeluściach swojego posłania akty okrutnej zemsty. On nie jest mściwy czy złośliwy. Jest na to za głupi.
To nie jest kot, który po wyrzuceniu jego zabawki będzie siedział w swoim koszyczku i przez miesiąc obmyślał plan jak ustawić swoją miskę z mlekiem w takim miejscu, żebyście idąc w nocy do łazienki wpadli na nią, rozpieprzyli telewizor i złamali kręgosłup w czterech miejscach.
Nie.
On co najwyżej zlałby się na środek dywanu uważając, że to bardzo fajna zabawa.
A potem z dumą będzie stał nad tą plamą i cieszył się ze swojego wyczynu machając ogonem i próbując zarazić Was tą fizjologiczną euforią.
„Patrzcie! Patrzcie! Zlałem się na dywan! Czyż to nie jest świetne?”
I chociaż czasami doprowadza mnie do szału to nie zamieniłbym go na żadnego innego zwierzaka. Jest trochę jak mój ukochany samochód – czasem się psuje i robi głupie rzeczy ale mimo wszystko lubię spędzać przy nim czas. Potrafi sprawić, że nawet po ciężkim dniu uśmiechnę się mimowolnie. Kot tymczasem byłby dla mnie jak motocykl.
Piękny, smukły, seksowny…
Ale wiem, że tylko czyhałby na moment mojej nieuwagi żeby urwać mi głowę.