Zapewne wiecie o tym, że jakiś czas temu wspólnie z Izą postanowiliśmy spełnić marzenie o własnych czterech ścianach. Zakładam, że wiecie bo za sprawą tej dość spontanicznej decyzji na prentkich soszjal midiach pojawiło się już trochę zdjęć z szeroko pojętego placu budowy (czy też pola bitwy jak wolę to nazywać).  Inne efekty uboczne tej decyzji to między innymi fakt, że Iza ogląda teraz wyłącznie kanał HGTV (i seriale o dziwnie uczesanych wampirach noszących obcisłe spodnie i tenisówki – ale to mam nadzieję bez związku z wystrojem).

Do tego mój garaż od pół roku wygląda jak dział budowlany w Castoramie, do którego jakiś debil wpadł po pijaku starym BMW e36 i wszystko totalnie rozp***ił.

Muszę przyznać, że z jednej strony to trochę dołujące bo zamiast składać silnik do jużniebordowej, przez większość czasu szukam teraz miarki, którą „przed chwilą gdzieś tutaj ku*** przecież położyłem”, mieszam zaprawy starą wiertarką albo godzinami kopię dziury w ziemi tylko po to, żeby włożyć do nich coś ciężkiego (i najczęściej kosztującego chore pieniądze), a potem przez kolejne kilka godzin to zasypywać.

Swoją drogą – jeśli tak wyglądało życie piratów, to wcale nie dziwię się, że przerzucili się na siedzenie w piwnicy, walenie konia i nielegalne kopiowanie płyt DVD.

Do czego jednak zmierzam – kiedy wszystko było jeszcze na początkowym etapie, wydawało mi się, że budowanie domu polega głównie na wybieraniu pieniędzy z bankomatu, jeżdżeniu do OBI po jakieś pojedyncze, kosztujące milion złotych za sztukę uszczelki i sprawdzaniu czy Saszka, który od 4 dni przykręca tę samą rynnę jest na tyle trzeźwy, żeby nie spierdzielić się z rusztowania na pracującą na dole betoniarkę.

Okazjonalnie trzeba było przenieść jeszcze coś cholernie ciężkiego i nieporęcznego (tylko po to, żeby po chwili okazało się, że jednak będzie to jeszcze potrzebne) oraz kilka razy dziennie naprawiać przedłużacz, który Saszka nieopatrznie znów przepierdzielił gumówką gdyż z niewiadomych przyczyn trochę trzęsły się mu ręce.

Do tego dochodzi jeszcze fakt, że na etapie budowy praktycznie non stop musicie decydować o ważnych sprawach, o których nie macie zielonego pojęcia.

Po prostu w połowie dnia okazuje się, że coś nie może być zrobione tak, bo musi być zrobione siak lub owak i teraz Wy musicie wybrać czy chcecie czerwoną czy niebieską tabletkę mimo, że nie wiecie nawet czy to M&M’s z orzeszkiem czy  może mefedron.

„Ale spokojnie szefie, nie ma presji, pamiętaj tylko, że na zamkniętej chwilowo ulicy czeka gruszka, która musi szybko wylać gdzieś ten beton”.

Żeby jednak nie było – na etapie wykańczania (domu i siebie jeśli mam być precyzyjny) wcale nie jest łatwiej. Po przejściach z betonem i instalacjami wod-kan coś takiego jak wybieranie rodzaju podłogi czy koloru parapetów może wydawać się istną sielanką, ale wierzcie lub nie, wbrew temu co pokazują w telewizji, bycie Dorotą Szelągowską to cholernie ciężki kawałek chleba. Po pierwsze, na tym etapie musicie wybierać rzeczy, które wypełnią połowę Waszej nowej przestrzeni życiowej – i musicie robić to mając do dyspozycji jedynie próbkę koloru czy materiału niewiele większą od torebki herbaty.

I wnętrze bardziej niż salon czy waszą wymarzoną sypialnię, przypominające aktualnie coś pomiędzy halą w fabryce koparek, a radzieckim bunkrem.

Świadomość, że wydacie na to sporo kasy, a potem będziecie patrzeć na swój wybór przez kolejne 20-30 lat wcale tu nie pomaga. Poza tym istnieje ryzyko, że wybierzecie coś, co będzie naprawdę ładne, ale jednocześnie okaże się cholernie problematyczne w utrzymaniu – a to trochę tak, jakbyście położyli na podłogę drewniany odpowiednik Alfy Romeo 156 i nie mogli sprzedać go przez kolejne 30 lat bo to wymagałoby rozpierniczenia połowy domu.

Dorzućcie do tego barwne przerywniki jak wnoszenie po schodach bardzo ciężkich  i nieporęcznych paczek lub przyklejanie listew przypodłogowych za pomocą specjalistycznego kleju do listew przypodłogowych, który sprawdza się świetnie do mocowania absolutnie wszystkiego tylko nie listew przypodłogowych, a będziecie mieli pogląd na to jak aktualnie wygląda mój typowy dzień.

I dlaczego ostatnio tak mało u mnie czasu na typowo motoryzacyjne projekty.

Jest jednak i światełko w tunelu – jak widzicie na zdjęciu na górze, w końcu zaczyna to przypominać dom. Zostało mi jeszcze trochę prac wykończeniowych i układanie glazury w łazienkach, ale w porównaniu z tym, z czym walczyłem w ostatnich tygodniach (zerknijcie sobie na prentkiego insta) przypomina to już lajtowy spacerek.

PS Tomek z Diabhal Garage przywiózł mi wczoraj brakujące części do jużniebordowej. Coś czuję, że nie wytrzymam i wezmę się za to jeszcze w tym tygodniu.

PS2 Wpis z relacją z dotychczasowych prac nad prentkim 328i już się tworzy i powinien pojawić się w przyszłym tygodniu (w końcu!).

PS3 Jak miałem to grałem na nim w „The Last of Us” i jadłem przy tym kanapki z dżemem, ech kiedyś to było fajnie…

9 Komentarzy

  1. Cha 25 kwietnia 2020 o 07:55

    Brawo, powodzenia z wykańczaniem i wracaj do życia.

  2. Bebok 28 kwietnia 2020 o 09:37

    Czy ta Pani Dorota to ta ruda z serialu Dr Quen?
    Czemy Ty znasz takie osoby!
    Co Ci ta twoja Iza zrobiła!!!

  3. Murzyn 30 kwietnia 2020 o 14:15

    Cała budowa to mały pikuś, jeśli fachowcy których zatrudniłeś faktycznie coś robią. Lepiej lub gorzej, ale robią.

    Wyobraź sobie teraz mieć wszystkie ekipy pokroju gościa, który robi u mnie tarasy, i uznaje że „elastyczne godziny pracy: nie mają swojej granicy elastyczności, więc może pojawić się raz na miesiąc żeby popatrzyć na miejsce w którym ma być taras przez 4 godziny, po czym zwinąć się do domu bo akurat zaczęło padać :v

    1. iron64 7 maja 2020 o 17:13

      Wspólnie podjęta decyzja, ykhyyym jaaaasssne. Znaczy tyle, że Iza powiedziała ma być i koniec. ;)

  4. Murzyn 30 czerwca 2020 o 09:51

    „PS2 Wpis z relacją z dotychczasowych prac nad prentkim 328i już się tworzy i powinien pojawić się w przyszłym tygodniu (w końcu!).”

    ~24 kwietnia 2020

    Lud domaga się relacji :v

  5. dykta 10 stycznia 2021 o 01:08

    Dorotą Szelągowską to może nie, ale jesteś blisko :)

  6. Kinga 4 stycznia 2022 o 12:04

    Uśmiałam się czytając ten wpis haha ;) Ale zgodzę się, budowa domu to nie taka prosta sprawa jak się może innym z zewnątrz wydawać. Daj koniecznie wpis jak już będzie po wszystkim, z chęcią zobacze efekt końcowy!

  7. Dorota Szelągowska hehe 19 stycznia 2022 o 22:38

    Remont to coś co zawsze omijam jak najbardziej. Jak słyszę od mojej, że może byśmy tak zmienili…… To już to widzę… Jeżdżenie samochodem szukanie, wybieranie. Potem kto to zrobi i czy nie ucieknie bo i takie historie miałem. Kiedyś facet mający prawie 210 cm tak się bał powiedzieć, że nie chce dalej robić remontu, że zostawił zamknięty dom, klucze w pokoju od chaty, a sam wyszedł przez okno. Oczywiście już nie wrócił. Jedno jest pewne ile to człowiek się nauczy z każdym takim remontem. Tak powoli staje się wspominaną Dorotą Szelągowską

Pozostaw odpowiedź Dorota Szelągowska hehe Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *