Przede wszystkim szacun dla Was za wszystkie nadesłane odpowiedzi (od tej o młotku, który przypominał o byłym, po tę kończącą się o chwilą refleksji i świerszczami ;) ).  W sumie nadesłaliście prawie 80 zgłoszeń i szczerze mówiąc, gdyby zależało to ode mnie, nagrody w ciemno powinno dostać przynajmniej dwadzieścia z nich.

Ponieważ jednak nagród, które mogę Wam rozdać jest zdecydowanie mniej (a dokładnie pięć), chcąc nie chcąc musiałem naprawdę solidnie nagimnastykować się umysłowo.

Nie zdarza mi się to często więc mam nadzieję, że tym bardziej to docenicie.

Przy wyborze zwycięzców nie kierowałem się żadnymi logicznymi czy matematycznymi wytycznymi. Nie liczyła się ilość znaków, nie liczyło się to jakie narzędzie tak mocno przypadło Wam do gustu czy nawet to, że jego historia sięgała jeszcze średniowiecza.

Liczyło się po prostu „to coś” – coś co mnie urzekło, zaintrygowało albo po prostu wywołało uśmiech na mojej twarzy.

Mam nadzieję, że to zrozumiecie.

Żeby jednak specjalnie nie przynudzać (bo pewnie i tak nie chce się Wam tego czytać) – oto i lista zwycięzców. Wybrana przeze mnie. Skrajnie subiektywna. Tadeusz się nie mieszał ;)

Najpierw zgłoszenia wyróżnione, których autorzy otrzymują takie oto narzędzia multifunkcyjne NEO Tools:

konkurs-neo-tools-prentki-blogosfera

Pierwsze narzędzie zdobywa Marky

Za wcale nie płaską trzydziestkę trójkę, której zazdroszczą mu po cichu chyba wszyscy sąsiedzi ;)

Moim ulubionym narzędziem jest wcale nie płaska 33, ciągle mnie kręci, choć potrafi wiercić dziury w brzuchu, jak jej podpadniesz – włącza sie grzechotka, nieobce jej szpachla i tapeta, poleruje sie godzinami w łazience choć o hydraulice nie ma pojęcia, szlifuje swoje zdolności w kuchni non stop, raz widziałem jak spawała, ale to przez kontakt ze szkłem, okres gwarancji i rękojmia przepadły w dniu nabycia, nigdy jej nie zgubisz, bo w komplecie masz na palcu tulejkę przypominającą (uciec tez nie uciekniesz, działa w dwie strony) – no i najlepsze, można ja brać do łóżka i nikt nie zadzwoni po mechanika od umysłu z białym kaftanem w zanadrzu ;)

Drugi multitool jedzie do augusta

Za pełną braterskiej miłości relację z kluczem, który moim zdaniem zdecydowanie powinien mieć jakieś imię:

Chciałem zagrać w tym konkursie ale kiedy zobaczyłem te wszystkie historie to odeszła mi siła, siła na pisanie o malutkim plaskim kluczu 10/13 który mam ze sobą zawsze. To klucz który mam od kiedy pamiętam, zwykły owinięty taśmą izolacyjną. Taki tam sobie płaski kluczyk. Mam go od bardzo dawna, pamięta on nawet 126p mojej Mamy, potem woził się w moim pierwszym e30. M10b18, sporo można z nim zdziałać. Minęło kilkanaście lat a ja mam go wciąż. Przyszły następne e30 ki , jakieś inne furmanki a on był. Przyszedł też czas kiedy znalazł swoje miejsce w skrzynce do skręcania mebli, z racji tego iż nałogowo skrecałem meble dla klientów jednego z salonów w bb to miał sporo roboty.
Miał też swój epizod w bielskim 18 BDSZ. HUMMERY przyjęły go godnie. Ciągle owinięty tą taśmą izolacyjną co jakiś czas w innym kolorze. Kiedy rozbieralem e30 ki na części to w każdej miał swój udział. Gdy zdecydowałem ze zostane spawaczem, nie mogło obyć się bez niego, wiele konstrukcji które złożyłem dokręcania nim. Ciekawe ze tyle śrub a on nie zmienił rozmiaru z 10/13 na jakiś większy… Gdy wyczytałem o konkursie, wciaglem go z compacta, (teraz w nim jeździ.) zauważyłem ze trzeba niedługo zmienić taśmę. Jak w magnetofonie ☺
Może to nie żaden markowy klucz, może i nawet nie klucz a kluczyk, jednak to co zrobił i zapewne jeszcze zrobi, to na pewno o wiele więcej niż nie jeden klucz jaki miałem. Może nawet kiedyś zobaczę co jest na nim napisane gdy skończy się taśma, chyba że jak zawsze , na końcówkę nawinę nową. To chyba tyle, taka mała krótka historia o kluczu, kluczyku który znam na pamięć, poznaję go po dotyku, wiem ze zawsze pasuje i nie zdarza się mu skrzywić itd. No to chyba tyle. Chociaż histori z jego udziałem jest sporo.
Idę odnieść Go na swoje miejsce.
..g..

Trzeci multitool – Paweł (ten od młoteczka)

Raz bo zwyczajnie urzekł mnie ten młoteczek, a dwa – nie chciałbym znów narażać takiej fajnej narzeczonej na koszta związane z zakupem kolejnego narzędzia… ;)

Mam dwa takie „ciekawe” narzędzia.
Jednym jest zestaw kluczy od Neo – od dawna chciałem kupić zestaw porządnych nasadek z grzechotkami i tym milionem dziwnych przejściówek, końcówek i innych cudów (to chyba jedna z najważniejszych zalet całego zestawu), których praktycznie nie używam, bo nie umiem. Bardzo chciałem taki zestaw przytulić w organizowanych tutaj konkursach, lecz nigdy nie miałem na tyle szczęścia. W końcu, zlitowała się nade mną narzeczona i mi taki komplet kluczy sprezentowała. Trochę się z tym źle czułem, że wydawała tyle pieniędzy ze swojej studenckiej pensji na moje zachcianki. Ale im dłużej tych kluczy używam, tym bardziej zadowolony z nich jestem, gdyż sama praca nimi sprawia mi frajdę, bo są po prostu dobre, grzechotki chodzą jak marzenie, a nasadki zrywają gwinty zapieczonych śrub, a nie objeżdżają łebki. Ponadto, wygląda, że ze strony narzeczonej to nie był wydatek, lecz inwestycja – dość często teraz słyszę „a tymi kluczami nie mógłbyś mi tego naprawić?”

Drugim narzędziem jest młoteczek. Nie jest to byle jaki młoteczek, lecz jest to młoteczek do odbijania szlaki po spawaniu elektrycznym. Znalazłem go zapomnianego w zakamarkach garażu, pewnie leżał tam odkąd dziadek ten warsztat zbierał. Wiem, w warunkach warsztatowych odbić szlakę można wszystkim, od śrubokręta, przez młotek, czy po prostu szlifierką z końcówką drucianą. Tak robił mój dziadek, tak robi mój tata, ale ja zawsze biorę te młotek i zawsze nim ostukuję spawane miejsce. Nie mam pojęcia co jest w tym młoteczku, ale zawsze mnie w pewien sposób rozczulał swoją bezsensownością, ale i nutką profesjonalizmu w moim „smarkaniu”.

Tutaj zdjęcia tych narzędzi o których mówię ;)
http://imgur.com/a/CSos3

I w końcu ostatni – czwarty multitool, który pojedzie do Iglo

Raz, bo życie pokarało go już tak bardzo, że biedak jeździ skuterem, a dwa – nie wypada, żeby tak zasłużonymi bocznymi musiał regulować chińskie gaźniki ;)

Moje ulubione narzędzie tak naprawdę nie jest moje.. Narzędzie bumerang.. Historia – prehistoria, jako, że prawdziwa nie ma wielu zwrotów wydarzeń i niosących grozę przerw, ale przypięczętowuje na zawsze tytuł ulubionego narzędzia.. Szczypcom bocznym. Nie moim.. A było to tak.. Dawno, dawno temu, gdy jeszcze do wifi podchodzono z rezerwą, a ludzkość kochała kable pracowałem w firmie telekomunikacyjnej. Cięło się kable na umór, setki cięć dziennie, setki precyzyjnych ruchów by odizolować końcówki kabli od cienkich 0.5mm po 4mm grubości. Podstawa – szczypce boczne. BOCZNE. Daj mi boczne, jakie kupiłeś boczne, ile wytrzymały boczne, ktoś ukradł mi boczne. W kółko te same tematy. Każdy miał jakieś swoje ulubione, jedni stawiali na cenę i częstą wymianę, inni na jakość i precyzję ostrzy, wiadomo. Ja byłem gdzieś po środku. Pewnego razu, na dużej budowie, w momencie wykańczania gdy kręciło się masa ekip stało się. Gdzieś się pochyliłem do gniazda sieciowego, oglądam się nie ma.. Widzę gościa od murarzy, chwiejnym krokiem oddalającego się ode mnie, spytałem, czy nie ma moich szczypiec, zaczerwienił się, „chciałem na chwilę pożyczyć” i oddał.. NIE MOJE BOCZNE! Co ciekawe to nie było narzędzie nikogo od nas z ekipy.. Zagadka.
Szczypce, totalny noname okazały się niezniszczalne i niezwykle precyzyjne. Nie tępiły się. nie zluzowały, bez wyszczerbień na krawędziach tnących. Pilnowałem ich jak oka w głowie.
Czasy się zmieniły, minęło kilka lat, porzuciłem podupadającą branżę dla nowych wyzwań..
Pewnego dnia pojechałem skuterem kilkadziesiąt kilometrów odwiedzić kolegę. Na garażu. Gadka, szmatka, to tamto, narzędzia.. „..o stary, zapomniałem ci oddać boczne, a będzie ze dwa lata jak przypadkiem u ciebie do swojej skrzynki wrzuciłem”. Pośmialiśmy się z tego, wrzuciłem pod kanapę, do domu.. W połowie drogi mikry dwusuwowy silniczek zaczął się dławić.. Brak narzędzi. Ale zaraz.. BOCZNE! Całe szczęście, śruba regulacji mieszanki w gaźniku wymieniona na gwiazdkową dała się regulować ustawionymi na sztorc szczypcami.. Jedziemy dalej, najważniejsze dojechać do domu, kto ma benzynę we krwi zna temat. Za chwilę ulewa. Potężna, krótka.. W czasie nerwowego poszukiwania jakiegoś przystanku, miejsca pod wiaduktem, czegokolwiek wjazd w dużą kałużę i.. Zgasł.. Pchanie pod wiadukt. Szukanie przyczyny.. Pęknięty wężyk podciśnieniowy gaźnika.. Skrócony a jakże, bocznymi. Nie pali dalej. Pewnie zalało filtr powietrza wodą. Jak odkręcić pokrywę filtra.. No jak.. Wiadomo.. Znowu jakoś, pomału, mozolnie, ale się dało.. Po dwóch godzinach suszenia filtra, dojechałem do domu. Za jakiś czas, w innym sprzęcie, w amoku remontu podłączyłem odwrotnie akumulator. Teoretycznie nic się nie powinno stać, tym razem pojawił się dym spod plastików po przekręceniu stacyjki, jej wyłączenie nic nie dało, całe szczęście pod ręką były boczne, jedno cięcie i nie ma połączenia plusowej klemy z masą..
Mimo że teraz używam tych szczypiec wielokrotnie rzadziej niż w telekomunikacji, są podstawowym narzędziem w mojej skrzynce nr.1 Bo jest ich więcej, jak u każdego. Ale to temat na oddzielną opowieść…

A teraz srutututu i fanfary – pora bowiem na nagrodę główną, czyli zestaw kluczy nasadowych w rasowym, pomarańczowym kolorze:

neo-tools-konkurs-prentki-blog

Ten oto zestaw trafi do jonasa

Bo jonas w rewelacyjny, lekko „prentki” sposób uchwycił w swojej wypowiedzi tę więź, która to od zarania dziejów łączy człowieka i obcinaczki do przewodów. Poza tym lubię Wiedźmina. I też mam taką przegródkę po prawej.

Tą co zawsze.

Obcinaczki boczne firmy Haupa, model oznaczony bezosobowym ciągiem cyfr 211204. Za tymi cyframi kryje się niejedna dobra historia.

Od 2003 jestem zawodowym druciarzem (elektrykiem przemysłowym, acz bez aspiracji do prezydentury), dobre obcinaczki to przedłużenie ręki w tym fachu. Wspomniany egzemplarz przechodzi ze mną szlak bojowy przez wiele lat i kilka firm, w każdej nabywając blizn czy też, trzymając się terminologii okołomilitarnej, nacięć na kolbie. Materiał uchwytów wysłużony, przepocony i naoliwiony w idealnych proporcjach, dzięki którym leży w dłoni pewnie i na swój specyficzny, dobrze znany sposób. Jeśli akurat nie przebywają w skrzynce z narzędziami (pasują idealnie w przegródkę po prawej, tą co zawsze), to mam je w prawej kieszeni spodni lub w lewej przedniej kombinezonu. Taki miły mały ciężar mówiący sobą, że świat w swej chaotycznej masie jest chociaż trochę poukładany i przewidywalny.
Przecinają rzeczy typowe dla elektryka – przewody, opaski, izolację, taśmę, druty i linki – ale również te mniej typowe, od których zgroza ogarnia purystów z tej dziedziny. W sytuacjach będących kombinacją przymusu i lenistwa służą jako klucz płaski w uniwersalnym rozmiarze 5,5 do 13, kombinerki, zaciskarka, nóż, młotek i inne radosne improwizacje. I one po tym wszystkim nadal przecinają przewody, zawsze z tym samym głuchym cichym stuknięciem oznajmiającym, że znów się udało za pierwszym razem bezbłędnie wykonać swoją robotę oraz, że takich razów będą jeszcze kolejne setki i tysiące. Są jak wiedźmiński miecz, którym nie trzeba poprawiać cięć.
Po tak zwanej linii służbowej otrzymywałem i otrzymuję obcinaczki różnych producentów, zarówno bazarową taniochę jak i profesjonalne serie. O ile taniocha nie zaskakuje swą mizerotą i wątłością, o tyle profesjonalne nie mają tego czegoś, co sprawia że chętnie zamieniłbym swoje czerwono-czarno-brudne obcinaczki na błyszczący, nieraz koszmarnie drogi sprzęt ze snobistycznym nadrukiem. Coś jak Mercedes na taryfie – technicznie bezbłędny samochód, ale sobie bym takiego nie kupił, bo jak tylko wysiadam nie chce mi się obrócić i uśmiechnąć w podziękowaniu za wspólne chwile. Do swoich narzędzi nie zwykłem się szczerzyć, ale nie umiem nie docenić rzetelności swoich ulubionych obcinaczek i pewności siebie, jaka z nich emanuje udzielając się i mnie.

 

Dla wszystkich zwycięzców w pełni zasłużone gratulacje – od razu wysyłajcie na tommy@prentki-blog.pl swoje dane (adres do wysyłki + numer telefonu dla kuriera).

Dla wszystkich pozostałych wielkie podziękowania za naprawdę duże zaangażowanie – wiem, że opisanie tego wszystkiego wymagało od Was sporo pracy i naprawdę to doceniam. Poza tym kto wie – może następnym razem to Wam się poszczęści? ;)

Pozdrawiam,

Tommy

5 Komentarzy

  1. Wsad 13 lipca 2016 o 20:53

    A kiedy, już się nie mogę doczekać :)

  2. Iglo 13 lipca 2016 o 21:07

    Super konkurs, świetnie się czytało opowieści.
    Gratuluję wszystkim. Oby więcej.

  3. Norbert 13 lipca 2016 o 21:32

    No nie wytrzymie! Kiedy foto niebordowej?

  4. Pit 13 lipca 2016 o 21:48

    Gratuluję zwycięzcą :)

  5. jonas 13 lipca 2016 o 23:43

    Wysłałem dane z tego samego maila, którego używam tutaj. To tak w kwestii ewentualnej weryfikacji i udowodnienia, że ja to ja.

    Jak mawiają nerwowo sapiący ludzie, do których zadzwoniło jakieś radio – nie wierzę, bardzo rzadko wygrywam w jakichś konkursach, pozdrawiam żonę i synka.

Pozostaw odpowiedź jonas Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *