Wczoraj padał deszcz…

I choć brzmi to jak wstęp do kiepskiego melodramatu o siedzącej w fotelu, płaczącej kobiecie to musicie wiedzieć, że w efekcie zrobiło się naprawdę cholernie ciekawie. O co jednak chodzi – ponieważ wczorajszego wieczoru temperatura oscylowała w okolicach jednego stopnia na plusie, deszcz padał sobie w najlepsze skutecznie uniemożliwiając mi wysprzątanie podjazdu z walających się po nim opon i starych części.

Później jednak termometr pokazał -1 i wtedy to się dopiero porobiło…

Kiedy rano wypuściłem na dwór mojego psa, w wyniku problemów z hamowaniem (sądząc po jego minie zawiesił mu się ABS) przypierdzielił on w zaparkowane na podjeździe E30 z takim impetem, że aż wgiął mi błotnik.

Nadal zastanawiam się jak u licha mam mu to ściągnąć z OC.

Lód był totalnie wszędzie.

Samo otwarcie drzwi do mojego 328 zajęło mi dobre piętnaście minut bo pokrywała je warstwa lodowca o grubości pół metra. Poważnie rozważałem nawet użycie kilofa. Kiedy zaś udało mi się już dostać do samochodu okazało się, że przebicie się przez tę Antarktydę wcale nie było największym wyzwaniem jakie mnie czekało. A to dlatego, że kiedy spuściłem ręczny i próbowałem ruszyć, zamiast do bramy przede mną zbliżyłem się do garażu, który znajdował się z tyłu…

Po chwili okazało się, że nie tylko ja mam taki problem.

Odgłosy dobiegające zza płotu sugerowały, że kiedy ja smacznie spałem, moi sąsiedzi wpadli na pomysł, żeby urządzić osiedlowe zawody w najbardziej wytrwałym paleniu gumy.

SZZZZZZZZZZZZ… ŁŁUTUTUTUTUTUTU! ŁUTUTUTUTUTU! SZZZZZZZZZZZ…

I tak na okrągło – przez jakieś pół godziny. Serio dziwię się, że nad domem nie przeleciała mi jakaś niezidentyfikowana głowica klasy Opel. Albo chociaż korbowód.

Momentami dało się odnieść wrażenie, że za płotem kręcą nową Gymkhanę.

Kiedy zaś Iza wyszła z łazienki, stwierdziła, że warunki są tak beznadziejne, że woli pojechać do pracy autobusem. Tak więc założyła płaszcz i pognała w kierunku znajdującego się jakiś kilometr dalej przystanku. Osobiście mnie to ucieszyło bo oznaczało to, że na stole zostały kluczyki od Ibizy. A to w wyniku złożonych procesów myślowych doprowadziło mnie do konkluzji, że obie moje beemki mogą zostać tego dnia na bezpiecznym, oddzielonym od ulicy grubym przeciwdziadkowo-matizowym murem podjeździe.

Zabrałem więc jej czerwoną Ibizę (mam nadzieję, że tego nie przeczyta) bo wolałem żeby jakiś Janusz z plemienia Łutututu w swoim zielonym matizie wpakował się w jej wielki tylny zderzak, niż w elementy m-pakietu zamontowane na moim E36.

I teraz tak – ponieważ noc Ibiza spędziła z kołami znajdującymi się w zagłębieniu, wyjechanie z pokrytych lodem kolein wydawało się niewykonalne. A, że w przeciwieństwie do moich sąsiadów średnio bawi mnie spędzanie poranka na siedzeniu w samochodzie z wciśniętym do podłogi pedałem gazu, odkryłem niechcący alternatywne zastosowanie znajdujących się w Ibizie gumowych dywaników (poza straszeniem nimi dzieci).

Kiedy podłożycie gumowe dywaniki pod ślizgające się koła, bez większego problemu wyjedziecie nawet z głębokiej na 10 centymetrów oblodzonej dziury. Te z Ibizy mają nawet w spodniej części takie specjalne wypustki służące jak myślę do lepszego trzymania się drogi.

W końcu zrozumiałem po co ludzie wkładają do swoich samochodów to przebrzydłe badziewie! To nie element wystroju.

To pakiet ratunkowy!

I teraz najlepsze – choć wyruszyłem do pracy mniej więcej godzinę później niż Iza, musiałem zabrać ją po drodze ze znajdującego się przy głównej ulicy przystanku MZK, na którym to przy temperaturze -6 stopni i wiejącym lodowatym wietrze od godziny czekała na ten swój znacznie wygodniejszy i bezpieczniejszy środek transportu.

Coś Wam powiem – gość z urzędu miasta, który w ubiegłym roku zachęcał wszystkich do korzystania z komunikacji miejskiej bo na drogach panowały trudne warunki, był po prostu idiotą.

A to dlatego, że gdy na drogach panują trudne warunki to ich pierwszymi ofiarami zawsze są jeżdżące na łysych oponach autobusy MZK. Komunikacja miejska zimą to absurd. Choćby dlatego, że większość kierowców autobusów uważa, że temperatura minus dwóch stopni panująca poza tym ich przeszklonym kioskiem z biletami jest dla pasażerów komfortowa.

Tymczasem ludzie nie są w stanie wysiąść na właściwym przystanku bo przymarzają do metalowych rurek jak przyłożony do zamarzniętego trzepaka język.

Wczoraj widziałem gościa idącego chodnikiem z dwumetrową rurą w dłoni i teraz już wiem, że nie był to wcale monter instalacji CO jak początkowo podejrzewałem, tylko pasażer autobusu, który wykazał się wystarczającą ilością determinacji i siły.

Autobusy zimą to idiotyzm.

Mówią nam, że za korki podczas opadów śniegu odpowiadają kierowcy w swoich samochodach ale każdy kto stał kiedyś za próbującym ruszyć z miejsca przegubowcem wie, że to nieprawda. Gdyby ludzie, którzy pędzą na autobus za każdym razem kiedy na szybach w kuchni pojawi się szron, kasę wydaną na bilety autobusowe i spowodowane marznięciem na przystanku leczenie grypy przeznaczyli na szkolenie z jazdy zimą i porządne opony, dziś zamiast korków i haratających do odcięcia matizów próbujących wyjechać z bocznej uliczki mielibyśmy w centrum miasta sceny rodem z odcinków specjalnych rajdu Szwecji.

Za korki odpowiadają autobusy i ludzie, którzy nie próbują nawet podnieść sobie skilla z jazdy po śniegu.

A tymczasem jazda zimą to wcale nie problem. To nawet fajna zabawa – wystarczy tylko odpowiednio przygotować samochód i trochę nad sobą popracować.

Znam przynajmniej kilka osób, które nie mają zielonego pojęcia o tym czym właściwie jest kontra. Kiedy ich samochód wpada w poślizg zapierają się na kierownicy, zamykają oczy i wciskają do oporu hamulec. Ruszając na śniegu wbijają gaz w podłogę i czekają, aż samochód przy dźwięku wylatujących przez rurę wydechową panewek przedrze się przez grubą warstwę lodu do asfaltu i pozwoli im przesunąć się do przodu o jakieś dwadzieścia centymetrów.

Bo nikt im nie powiedział, że pedał gazu to nie przełącznik ON-OFF tylko precyzyjne narzędzie.

Jadąc w koleinach trzymają kierownicę jedną ręką jakby grali właśnie główną rolę w jakimś gangsterskim filmie akcji. Albo ustawiają oparcie fotela tak blisko kierownicy, że kiedy biorą ostry zakręt są w stanie wybić sobie zęby własnym łokciem.

Jazda zimą to przede wszystkim doskonały sposób na rozwijanie swoich umiejętności za kółkiem. Żadna inna pora roku nie uczy pokory tak skutecznie. I zarazem nie daje możliwości tak dobrego poznania swojego samochodu.

Nie dajcie się więc zepchnąć zimie do defensywy. Uczcie się hamować, dowiedzcie się jak porządnie ustawić fotel i zadbajcie o swój samochód. Jeździjcie. Nabierajcie doświadczenia. Jeśli nie czujecie się na siłach, zapiszcie się na jakiś kurs jazdy bo kasa przeznaczona na kurs jazdy czy kontrolowanie poślizgów to nie wydatek.

To inwestycja.

A teraz wybaczcie – idę szukać gumowych dywaników do BMW.

54 Komentarze

  1. Kuba 5 grudnia 2014 o 08:07

    Uwielbiam zimę, zwłaszcza od kiedy zmieniłem napend na tylny. Pierwsza zima z Omegą to było coś pięknego. To fakt, większość ludzi boi się jeździć zimą, ale i tak najlesze są asy na letnich oponach… Ostatnio słuchałem w radiu "eksperta", który twierdził, że na lodzie nie ma znaczenia jaka opona, przyczepności nie ma… do końca życia zapamiętam gościa, który wrzucił kierunek w lewo i pojechał dalej prosto na zblokowanych kołach, nie miał nawet na tyle przyczepności żeby ABS załapał, co ciekawe ja, rozpoczynając hamowanie jak tylko zobaczyłem, że zaczął hamować, bez najmniejszego problemu zatrzymałem się przed tym skrzyżowaniem.  

  2. radosuaf 5 grudnia 2014 o 08:22

    @Kuba:

    1. Stawiam dobre piwo (może być IPA BrewDog), że swoim FWD będę szybszy. Trasę możesz wybrać sam :). Zgadzam się, jak jest ślisko, to można się RWD pobawić, ale efektywny napęd to wtedy nie jest. Jedno z moich wspomnień dzieciństwa to pchanie ojca w BMW pod górę w Czechach, jak pojechaliśmy na narty. Jak już ruszył, to wszystko spod kół wylądowało na mojej twarzy ;).

    2. A ja mam nowiutkie opony Michelin Alpin A4 i one na lodzie FAKTYCZNIE kompletnie nie trzymają (a to dobre opony). Kiedyś mi się zdarzyło na takowym jechać i uratowało mnie tylko to, że jechałem bardzo wolno (30 km/h max), na drodze było kompletnie pusto i uznałem, że jedynym sensownym pomysłem jest zaciągnięcie ręcznego i zrobienie bączka w miejscu. Gdyby nie to, to na tych świetnych zimowych oponach zameldowałbym się w rowie.

     

    @Tommy:

    Ja mam raczej w drugą stronę – jak sobie ustawię pedały we właściwej odległości, to do kiery ledwo sięgam. A oparcie mam w zasadzie pionowo.

    1. Tommy 5 grudnia 2014 o 08:31

      Z napędem się zgodzę – do czasów, które ustanowiłem ładne parę lat temu o wiele słabszym XR2i po dziś dzień nie jestem w stanie się moim 328i nawet zbliżyć (choć fakt faktem, że byłem wtedy znacznie bardziej pojebany niż dziś). Ale tę przewagę czuć głównie przy gwałtownym rozpędzaniu i na krętych, wolnych odcinkach – tam gdzie jedzie się trójką to jednak RWD pozwala ładniej ustawiać się do zakrętów i jechać płynniej.

      Odnośnie opon – na lodzie najfajniej mieć kolce ale samo trafienie z oponą to już loteria (są gumy po 500 zł sztuka, które nie trzymają się zupełnie i tanie bieżnikowane które pozwalają zachować jakieś tam namiastki sterowności).

      1. radosuaf 5 grudnia 2014 o 09:26

        Ale mówimy o czasach w warunkach dobrej przyczepności? Tutaj na pewno RWD może, a BMW to nawet powinno być szybsze, ale jak się robi ślisko, nie ma bata… Robili kiedyś porównanie A3 z BMW1 i na suchym BMW było szybsze, a na mokrym oczywiście A3. Fizyki się nie oszuka.

        Co do opon, to ja niestety jestem strasznie zdziadziały i nie bawi mnie wymienianie opon na poboczu albo pod blokiem, więc gdybym miał wydmuszę na lawecie, to kolce na tor jak najbardziej, ale jak muszę gdzieś dojechać, to wolę dobre zimówki i brak konieczności zakładania łańcuchów (a Julka na Michelinach poddała się na razie tylko raz i to w sytuacji, w której mogłem spokojnie się wycofać i wybrać inną drogę, bez nachylenia 15%).

    2. Kuba 5 grudnia 2014 o 08:57

      Być może będziesz szybszy, ale ja będę miał zdecydowanie więcej frajdy ;). Alllleee… chętnie się zmierzę :)

      1. radosuaf 5 grudnia 2014 o 09:22

        Frajda to jest zupełnie inna sprawa – tego nie podważam. Ale ja np. codziennie zap***dalam, żeby się nie spóźnić do roboty (i tak się spóźniam) – wtedy nie mam czasu na zabawę, a stanowi to zazwyczaj prawie 50% moich przebiegów tygodniowych.

        Jak spadnie dobry śnieg, na pewno będzie Track Day zimowy na Torze Poznań – wtedy jest w miarę tanio (coś koło 200 zł) i się samochodu szczególnie nie pałuje (głównie dwójeczka albo trójeczka i delikatne operowanie gazem), więc zapraszam :). 2 lata temu było super, w zeszłym roku się niestety nie udało:

        1. Tommy 5 grudnia 2014 o 09:26

          radosuaf – jak będziesz wiedział coś więcej o tym trackdayu to daj znać. Od paru lat się zbieram w sobie, żeby się na coś takiego wybrać więc może w końcu się uda.

          1. radosuaf 5 grudnia 2014 o 09:29

            Nie ma sprawy, tylko pamiętaj, że to jest zawsze szybka akcja – jak napada w tygodniu, to w piątek wałują, a w sobotę/niedzielę się jeździ :). 3 dni wyprzedzenia to będzie raczej maksimum.

             

            P.S. Dlaczego na podglądzie widzę, że załadowało zdjęcie, a po publikacji komentarza już nie? Kolejny raz mi się to zdarza…

            1. Tommy 5 grudnia 2014 o 09:31

              Od pół roku próbuję to naprawić i jak narazie udało mi się tylko popsuć przy okazji edytor wpisów – ale spoko, nie poddaję się.

              1. radosuaf 5 grudnia 2014 o 09:40

                No to link – tak wyglądało:

                1. Spalacz 5 grudnia 2014 o 15:54

                  @radosuaf, nie szkoda Ci niszczyć takiego ładnego auta na torze? :]

                  ps. dwie rury po bokach, jest moc! :)

                  1. radosuaf 5 grudnia 2014 o 21:29

                    Na zimowym się nie niszczy, bo się ani nie pałuje, ani nie hamuje :).

                    1. Spalacz 6 grudnia 2014 o 00:33

                      Dobra, dobra… za 5 tys. km na pewnie urwie Ci się łańcuch rozrządu!

            2. Kuba 5 grudnia 2014 o 09:44

              Gdyby termin przypasował to i ja bym się chyba szarpnął na wycieczkę :).

  3. Mazi 5 grudnia 2014 o 08:28

    Ja wolę żeby Janusze jeździli mzk a nie swoimi Majonezami. Jeżdżę dużo i nie ma dla mnie nic bardziej irytujacego niż taki kapelusznik w swojej Corsie z rybką jadący 25km/h BO SPADŁ ŚNIEG I JEST NIEBEZPIECZNIE!!!
    Niech te wszystkie wujki Leony jadą MZK wtedy my będziemy mogli przemieszczać się z prędkością faktycznie dopasowaną do warunków.

    1. 0125gd 5 grudnia 2014 o 08:40

      A ja już wolę żeby jechał te 25km/h ale płynnie, niż 35km/h i wjechał komus w dupę, po czym korek 40 minut….

  4. Sławek 5 grudnia 2014 o 08:52

    Otóż to, ważne jest żeby dobrać prędkość do warunków. Niestety często samo pojawienie się śniegu (nawet nie koniecznie na jezdni) powoduje u niektórych kierowców paniczny strach i w efekcie tworzy nam się pielgrzymka 30 samochodów prowadzona przez Lanosa z prędkością 20km/h.

  5. beatles 5 grudnia 2014 o 10:24

    Nie bardzo lubię zimę, nie lubię jak przychodzi, bardzo lubię jak się kończy.

    Raz, że jestem ciepłolubny, a od mniej więcej listopada do marca marzną mi ręce i nogi, dwa że sezon na jazdę e28 się kończy, choć to ma też swoje plusy – można na spokojnie bez pośpiechu przygotować samochód na kolejny sezon.

    co do pracy, to wiele dałbym za możliwość zaparkowania pod pracą (choć nie 500zł miesięcznie, bo jest taka opcja), każdy pracujący na warszawskim służewcu mnie zrozumie ;) zostaje zapakowana po brzegi komunikacja.

    Wróciłem myślami w przeszłość i fakt, zima pokory uczy. Pierwsza rozwalona felga w samochodzie ojca, pierwsze uszkodzone na krawężniku zawieszenie…oczywiście podczas próbowania bycia Hołowczycem ;)

    1. Szczypior 10 grudnia 2014 o 18:00

      Ja zacząłem od niszczenia felg w aucie teścia :D

      1. Tommy 11 grudnia 2014 o 07:36

        Ja już na starcie miałem takiego skilla, że potrafiłem krzywić wahacze nie naruszając felg ; D

  6. Ferest 5 grudnia 2014 o 12:24

    Eee tam. Frajdę to może dać każdy rodzaj napędu, nie ważne czy zimę czy autem.
    Co do jednego z ostatnich akapitów to pamiętam ostatnią jak pod czubek załadowanym (zasilaczami awaryjnymi, a one oj ważą, ważą) służbowym z praktycznie łysymi zimowymi (zaraz lato będzie :D ) ostro zasuwałem. Sporo mnie to nauczyło, że można szybko, ale za razem trzeba być bardzo precyzyjnym i delikatnym w działaniu. Pokazała mi co to pokora.
    Włócząc się w ostatnią niedzielę nastoletnią w Wa-wie i okolicach (Raszyn itd.) popadywał miejscami śnieg i coś co mogło przypominać marznący deszcz. To 98% po zobaczeniu zjawiska od razu ostro po heblach (do tej pory zastanawiam się skąd tak mocne hamulce w Tico przede mną) i turlamy się 20 km/h. Fakt miejscami robiło się trochę ślisko, ale to czuć było dopiero przy prędkościach grubo powyżej 50…

    1. Ferest 5 grudnia 2014 o 12:25

      W pierwszym zdaniu miało być „nie ważne czy w zimę czy w lato”.

  7. Jacek 5 grudnia 2014 o 17:10

    Pierwszy raz od wielu lat wracam do auta z napędem na tylnie koła ;) jest to BMW e46. Pamiętam moją pierwszą beemkę trójkę to w zimę właśnie za mną robił się konkretny korek kiedy uczyłem się jeździc autem z napędem na tył. Lubie te auta od czasów tamtej starej bmw jakoś przez dłuższy czas nie mogłem się przekonac co do jazdy w zimę z takim napędem. Podchodzę po raz drugi mam nadzieję, że teraz lepiej będzie mi to wychodziło jak za małolata ;)

  8. zjawa 5 grudnia 2014 o 21:15

    Jasne, ze FWD daje jakąś frajdę w zimę, można poćwiczyć przeciwskręty z ujęciem gazu czy tachać ręczny, ale nie jest to nawet namiastka doznań jakie daje białe szaleństwo RWD czy AWD. Nigdy nie mogę ogarnąć na forach fanów beemek jak połowa wstawia swoje projekty (sic!) na zime do garażu i latają jakimiś corsami czy innymi nieszczęściami przez zimę. Odbierają sobie całą masę przyjemności i jeszcze więcej nauki. Ja zawsze czekam na zimę, rok temu śpieszyłem się z zakupem beemki żeby tylko zdążyć przed zimą – udało się :) Albo się to czuje albo nie..
    Co do Poznania to ja też jestem chętny na taki wypad, kask nawet już kupiony. Może zrobimy dodatkową konkurencję, kto szybszy Tommy czy jego psychofani? :D Do tego to może być ostatnia szansa na polatanie po TP, bo po objęciu władzy przez nowego prezydenta Poznania głośno się już mówi o likwidacji toru…

    1. radosuaf 5 grudnia 2014 o 21:37

      W życiu, wiem o tym, że jest przeciwny budowie stadionu żużlowego, ale o torze nic nie słyszałem.

        1. Tommy 8 grudnia 2014 o 07:34

          zjawa – możesz śmiało przyjąć, że będę wolniejszy ;}

          Na Poznań wybieram się już od dobrych 4 lat (jak dotąd byłem tylko w charakterze widza). Liczę na to, że do wiosny zdążę poogarniać ten mój czterokołowy grajdołek i w końcu zaliczę jakiś trackday.

        2. radosuaf 8 grudnia 2014 o 08:16

          Mam nadzieję, że to nie przejdzie… W sumie w Poznaniu o tym cicho, na stronie TPTD też.

          1. zjawa 8 grudnia 2014 o 20:38

            Całym serduchem też kibicuję że Tor przetrwa! Byłem na nim kilkadziesiąt, jak nie więcej razy na różnego rodzaju imprezach moto i fakt brak jakiegokolwiek zaplecza dla kibiców, ale obiekt jest wspaniały i naprawdę szanujmy to co mamy. Może niech nowy prezydent zmieni władze automobilkubu i postawi na rozwój obiektu i promocje? Tak, wiem marzyciel…

  9. Jurek 5 grudnia 2014 o 21:16

    Któryś raz czytam te hejty na gumowe dywaniki i nie mogę się nadziwić ów hejtom. W FSO było to na standardowym wyposażeniu, ileż to czasu z życia mi zaoszczędziło, nie jestem w stanie zliczyć. No ale podobnie nie rozumiem sensu mania (no bo przecież nie posiadania…) welurowych, czy jakich tam materiałowych dywaników w samochodach.

    Od momentu otrzymania plastiku zwanego dalej prawem jazdy ujeżdżam w głównej mierze RWD i… Nie tyle łutututu, co nieco większa przegazówka niż ruszanie z wolnych obrotów jednak przydaje się czasami… Nie jest to regułą, ale z tym paroletnim doświadczeniem jednak wiem kiedy wystarczy dodać nieco więcej gazu żeby ruszyć, niż odszukiwać saperkę, czy coś podobnego w czeluściach komory bagażnika.

    1. Beddie 8 grudnia 2014 o 10:56

      Też większość życia jeździłem RWD i boje się w zimie jeździć FWD, nie rozumiem tego napędu. Mam kilku znajomych, którzy twierdzą, że RWD się nie da jeździć w zimie etc. Fakt jest taki, że wjeżdżałem w te same miejsca co oni, dalej zajeżdżały tylko AWD ;) Aktualnie mam stare quattro i powiem Wam, że to jest przepaść w komforcie jazdy po śliskim. Ludzie latają jak skórka od banana po dyfrze w poldku, a ja jadę dalej bez stresu. Trzeba tylko pamiętać, że hamowanie wszyscy mają takie samo ;)

  10. Jurek 5 grudnia 2014 o 21:18

    Co do różnicy między FWD, a RWD, znanej wszystkim zapewne – lepiej dać w p… niż jechać na ręcznym. :D

  11. 0125gd 6 grudnia 2014 o 00:14

    [img]http://img403.imageshack.us/img403/6839/90bfaabb60c8.gif[/img]

  12. radosuaf 6 grudnia 2014 o 17:58

    @Spalacz:
    Łańcuch to nie w tej Alfie. Jest tylko w 75 :). Poza tym, podczas ostatniej wizyty na torze gadałem z Agnieszką, która regularnie upala nową Lancię Deltę i mówiła mi, że jeszcze żadnych problemów z nią nie było – aż sam byłem zdziwiony :).

    1. Spalacz 7 grudnia 2014 o 21:27

      oj, żartuję sobie :)

      ps. ale Lancia to nie Alfa ;)

      1. radosuaf 7 grudnia 2014 o 22:11

        Co fakt to fakt, długo aspirowali, ale niestety się nie udało ;).

        1. Beddie 8 grudnia 2014 o 11:01

          A masz tam silnik czy diesla? Jak szukałem auta dla matki to patrzyliśmy na Giuliettą, ale nie było w naszym budżecie uczciwej więc wybraliśmy późną, drogą, zadbaną 159 Sportwagon w Rosso Alfa, ze sportpackiem i 2.0jtdm. Póki co jest biście, rodzicielka nie ma zamiaru więcej zmieniać auta, a ja tylko się waham czy ciąć w tym DPFa czy nie. Auto codziennie robi dojazd z pod Krakowa do miasta 30km w jedną stronę i często trasy, więc paniki nie ma raczej.

          1. radosuaf 8 grudnia 2014 o 11:08

            Ja mam silnik, ale znajomi mają 159 SW w 2.0 JTDm, tłuczony głównie po mieście i zdaje się był jakiś problem z DPF na gwarancji (pojawił się komunikat, żeby dopalić, kumpel nie dopalił i coś tam się zadziało), potem już chyba nie.

            1. Beddie 8 grudnia 2014 o 11:51

              Żuljetty szukaliśmy właśnie z 1.4TB :) W 159 niestety jedyne silniki jakie mają sens w benzynie to 1.75 i 3.2. 1.75 nie było sensownej + nie wiem jak to chłepce paliwa, a 3.2 dla mnie odpada. Jako posiadacz i miłośnik Busso nie uznaję innego V6 w Alfie ;)

              1. radosuaf 8 grudnia 2014 o 11:53

                1.75 pali znośnie. Podczas jazdy testowej 13 litrów na setkie :). No ale w takich samych warunkach 2.0 w kopciuchu skubnął 11 litrów, więc znając „normalne” spalanie traktorka, możesz sobie przeliczyć.

                1. radosuaf 8 grudnia 2014 o 11:55

                  Dodam jako ciekawostkę, że wczoraj w trasie 70km + troszeńkę Poznania Julka spaliła mi 6.2 litra benzyny Verva 98. Aż sam nie mogłem w to uwierzyć. Ale realne spalanie średnie kształtuje się w okolicach 7.5 litra, u mnie raczej bliżej 8, ale da się też bliżej 7.
                  No i już wystarczy, bo dżentelmeni o takich sprawach nie rozmawiają :).

                  1. Tommy 8 grudnia 2014 o 12:09

                    Ja wczoraj w pół godziny wyjeździłem benzynę za 150 złotych, jak już tak mówimy o ecodrivingu ;} W relacji cena do zabawy nawet burdele zaczynają robić się konkurencyjne (że o disneylandzie nie wspomnę)

                    1. radosuaf 8 grudnia 2014 o 12:12

                      Nieźle, to mi się udaje czasami cały track day na jednym baku przelatać :). No teraz akurat chyba jest taniej niż było. Ja lałem 98 w sobotę za 4,94 PLN litr.

                    2. Spalacz 8 grudnia 2014 o 18:23

                      @radosuaf… po ostatnim tłumaczeniu na czym ta Alfa polega to myślałem, że spalone litry benzyny w tym aucie przelicza się na zalotne uśmiechy pięknych Polek a nie szaro-bure kilometry… 6 litrów to 6 puszczonych oczek a nie 100 km przebiegu… no to jak to w końcu jest? ;)

                  2. zjawa 8 grudnia 2014 o 20:46

                    Na tym blogu za podawanie spalania jednocyfrowego z miejsca należy się ban! ;)
                    Tommy wrzucaj fotki z upalania:)

                    1. Tommy 9 grudnia 2014 o 10:46

                      Jakiego upalania – ja po prostu trochę dynamiczniej pojeździłem po górach ; D

  13. Marek 8 grudnia 2014 o 16:39

    U mnie jeszcze zima nie dała o sobie znać i bardzo się z tego cieszę. Jak sobie pomyślę, że miałbym odwalać śnieg łopatą żeby wyjechać z garażu to aż mi się gorzej robi;)

    1. Tommy 9 grudnia 2014 o 10:55

      Ja tam czasem lubię pomachać łopatą dla sportu. Że o śliskiej nawierzchni nie wspomnę ;}

  14. radosuaf 8 grudnia 2014 o 21:13

    @Spalacz:
    W 75 spalania nie liczę w ogóle… A że Giuliettą pokonuję codziennie 70km do pracy i z powrotem, to jednak trochę się interesuję. Same dojazdy do fabryki to jest jakieś 1.500 km miesięcznie. W tej sytuacji spalanie 2 litrów benzyny mniej czy więcej przekłada się na 1/3 kompletu kabli zapłonowych do berliny sportivo :).

  15. krzyszp 16 grudnia 2014 o 01:25

    Po w przybliżeniu 30 latach w PL myślałem, że nasi kierowcy na śniegu to idioci… Potem wyjechałem do UK… Przepraszam Polskich Kierowców ;)

    1. Tommy 16 grudnia 2014 o 07:38

      Nie widziałeś jeszcze mojego sąsiada…

    2. radosuaf 16 grudnia 2014 o 08:16

      Ale ile razy oni śnieg w roku mają? Statystycznie 0,47 raza? ;)

Pozostaw odpowiedź 0125gd Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *