Od czasu kiedy wymieniłem fabryczny, zużyty już nieco wybierak skrzyni biegów na osadzony na kuli twardej niczym lewe jądro Chucka Norrisa short shifter, każda zmiana biegu zamiast dotychczasowego mieszania patykiem w wiaderku z musztardą, zaczęła przypominać przeładowywanie karabinu kaliber 12,7 mm.

Klik

Klik!

Co najlepsze, z reguły to techniczne kliknięcie pojawia się w czasie kiedy Wy siedzicie na grzbiecie szarżującego, zakutego w kevlarową zbroję wściekłego niedźwiedzia.

Bo takie mniej więcej dźwięki wydaje znajdujący się pod maską silnik kiedy wpada się w zakręt poślizgiem na zamkniętej trójce i przygotowuje się do hamowania połączonego z gwałtowną zmianą kierunku i redukcją z międzygazem.

Szczerze mówiąc budując w pośpiechu ten samochód za motywację miałem przeświadczenie, że za niedługo pewnie z tego wyrosnę.

Wiecie jak to jest – znudzą mi się te betonowe zawieszenia, ciągłe dłubanie pod maską, tuleje z poliuretanu i wibracje na pedale gazu pojawiające się gdy silnik przekracza tę magiczną barierę trzech i pół tysiąca obrotów… Tę, powyżej której zamiast po prostu spalać benzynę zaczyna zasysać z eteru ciemną materię i przerabiać ją na moc tak nieokiełznaną, że na myśl o niej nawet Lord Vader moczy się w tę swoją pidżamę w szturmowców.

Duże silniki napędza czysta magia.

Wiele razy przyłapywałem się na tym, że zastanawiałem się na co mi to brnięcie w tak głupie i z pozoru pozbawione sensu zabawy. Nie lepiej byłoby skupić swoją uwagę na czymś ważnym, zamiast siedzieć w garażu i marnować kolejne godziny na zmianę układu dolotowego na bardziej wydajny? Przecież to i tak tylko samochód – z czasem zużyje się, rozbije albo go ukradną. Nie lepiej byłoby wyrzucić w cholerę te wszystkie głupie narzędzia i zająć się tym prawdziwym, normalnym życiem znanym z kolorowych magazynów dla kobiet?

Wychowywać dzieci, spotykać się ze znajomymi przy butelce wina, chodzić co piątek do kina… Grać w scrabble, odkładać pieniądze na emeryturę, kupić mieszkanie na raty i pojechać na wczasy do Bułgarii?

Później jednak dochodziłem do wniosku, że na całym tym zwariowanym świecie nie ma przecież niczego, co pochłaniałoby mnie równie mocno jak te cholerne, niewdzięczne samochody. No, może poza Izą ale ona akurat pod każdym względem zawsze była wyjątkowa.

No bo pomyślcie sami – nie mam pojęcia co stanie się jutro. Nie wiem czy nie spadnie mi na głowę płonący jumbo jet, czy nie wygram szóstki w totka i ucieknę na Sri Lankę albo nie dopadnie mnie jakaś choroba psychiczna, która sprawi, że zapuszczę wąsy i zacznę nagrywać muzykę country.

Nie wiem.

Mogę co najwyżej przypuszczać.

Swojego miejsca w świecie szukam z uporem od jakichś 25 lat. Kiedyś chciałem być strażakiem wynoszący piękne niewiasty i małe kotki z płonących budynków. Później marzyła mi się rola kierowcy wyścigowego, ratownika górskiego, gwiazdy rocka, atlety, architekta, DJ-a i parę innych opcji, których dziś na całe szczęście już nie pamiętam.

Tak naprawdę jednak, gdy spojrzycie wstecz na swoje cele, aspiracje i marzenia, które snuliście siedząc w szkolnej ławce i obgryzając zdezelowany długopis, zauważycie być może (podobnie jak ja), że cały proces planowania swojej przyszłości ograniczał się wtedy wyłącznie do pewnej wyidealizowanej wizji swojej dalszej ścieżki zawodowej.

Bo jej wszystko inne miało zostać w jakiś magiczny sposób podporządkowane.

To trochę demotywujące kiedy człowiek uświadomi sobie, że dopatrywał się szczęścia w wizji stojącej na biurku tabliczki. Teraz jednak, kiedy moje życie jakby bez mojego większego udziału potoczyło się takimi, a nie innymi torami, na każdym kroku odkrywam, że szczęścia trzeba szukać w zupełnie innych sferach.

Bo szczęście to ten moment, gdy siedzę późnym wieczorem w garażu nad rozebraną głowicą, a w drzwiach niespodziewanie pojawia się Iza z kubkiem gorącej kawy i tym dodającym otuchy uśmiechem.

Szczęście to moment, w którym nowy błotnik pokrywa się idealnie z przygotowaną wcześniej linią cięcia starej blachy. Szczęście to miliony gwiazd spoglądających z góry na pędzący przez gęstą noc stary kabriolet.

Szczęście to uśmiech dzieciaków, które w odpowiedzi na wygłaszane zachęty otrzymały prywatny pokaz palenia gumy w wykonaniu starego BMW.

Szczęście to idealnie wyprofilowane zakręty, dźwięk starej sześciocylindrówki i żółty samochód kuriera, który pojawił się za bramą gdy umieraliśmy z niecierpliwości w oczekiwaniu na komplet zamówionych, skręcanych felg.

Samochody to właśnie to moje małe, oderwane od rzeczywistości, prywatne szczęście.

Dlatego teraz, siedząc na starej kanapie z laptopem na kolanie jestem już spokojny.

Bo z dążenia do szczęścia nie wyrosnę nigdy.

21 Komentarzy

  1. Ramox 20 lutego 2015 o 14:32

    Tommy, potrafisz kurde w człowieku wzruszenie wzbudzić…. – parafrazując pewien film.

  2. Erwin 20 lutego 2015 o 14:47

    Pięknie napisane Tommy. Trzeba po prostu robić w życiu to, co sprawia Ci radość i czujesz się szczęśliwy :) Ja z samochodem mam podobnie jak Ty :) Pozdrawiam. E.

  3. Kuba 20 lutego 2015 o 17:57

    A mi moje e36 rozj… :( I potem jeszcze PZU tak sprawę załatwiło, że się płakać chce…

    1. Tommy 20 lutego 2015 o 17:59

      Ale nie powiesz chyba, że nie masz zamiaru dobudować/zbudować sobie nowego? ;)

      1. Kuba 20 lutego 2015 o 18:02

        Pewnie zrobię jak piszesz, ale na razie jestem załamany i nie mam siana. Wg. PZU wartość e36 coupe z M52b25 to 2900zł…
        Na razie rozglądam się za tanią budą z małym motorem i przekładka wszystkich bebechów (na szczęście motor nie ruszony), to co mam raczej się do reanimacji nie nadaje :(

        1. Tommy 20 lutego 2015 o 18:17

          Robiłeś już odwołanie do nich? Może warto zabrać niezależnego rzeczoznawcę, żeby to wycenił?

          1. Kuba 20 lutego 2015 o 18:20

            A no właśnie jeszcze rzeczoznawca mi został, jednak wg. niego trzeba robić „indywidualne badanie rynku”, z którego być może wyjdzie mu, że auto było warte więcej. Koszt takiego badania to co najmniej 500zł. Jeszcze myślę, ale chyba się skuszę. Jeszcze wystawili moje auto na jakimś swoim portalu i ktoś daje za wrak 1800zł, więc odszkodowania wypłacili 1100zł…

            1. humanlife 21 lutego 2015 o 11:54

              odwołaj się to pomaga czasem nic nie kosztuje a dostac troche wicej mozna

  4. Darek 20 lutego 2015 o 20:57

    Siemasz Tommy. Tak bym to ujął oklepanym frazesem, że szczęście daje praca przy tym, co lubisz. Chyba tak masz, nie znam Ciebie, ale sądzę po Twoim publikacjach. Ja widocznie nie mam tak mocnego charakteru, bo poszedłem drogą większości zwyklaków – mieszkanie na raty i wczasy w Bułgarii. Teraz dopiero otrząsam się z tego życiowego marazmu i bawię się 125p. Może jeszcze nie jest za późno.

    1. Tommy 21 lutego 2015 o 08:13

      Mieszkanie na raty i wczasy w Bułgarii są jak najbardziej w porządku o ile nie stają się w życiu główną aspiracją

  5. radosuaf 21 lutego 2015 o 10:00

    A ja ostatnio wyprowadziłem na spacer Alfę i… Nie mam worka pieniędzy, żeby sprawić, aby byłą idealna. A każda poniżej idealnej nie daje takiej satysfakcji. Stoję na rozstaju. Gdyby przyszedł ktoś, kto by położył 12.000 na stół (HA! HA! W Polsce…), to bym się chyba jej pozbył. Smutek.

  6. humanlife 21 lutego 2015 o 11:55

    Tommy dobra dobra to teraz pochwal się tymi nowymi skręcanymi felami :D

  7. Sebastian 22 lutego 2015 o 18:25

    Tommy gdybyś trafił 6tkę w totka to wszystkie $ i tak byś przepierniczył na kolejne bmw :D

    1. Tommy 22 lutego 2015 o 19:53

      Nieprawda!

      Kupiłbym jeszcze dwie Alfy, stare Camaro, 308GT i Catehama co by Iza miała czym jeździć na zakupy ;)

      1. bastik 22 lutego 2015 o 20:57

        Co do Alfy, wsiadłem ostatnio do 159, i…. Zakochałem się!!!

  8. Andrzej 23 lutego 2015 o 12:11

    Dokładnie! Trzeba żyć tym co daje radość! :)

  9. rafał 24 lutego 2015 o 10:32

    możesz napisać coś więcej na temat ss, to jest oryginał bmw?? z e36 m3/z3m/z4/e60?? czy after market z allegro

  10. Monika 9 marca 2015 o 16:02

    Dźwięk zmiany biegów przy takiej skrzyni jest niesamowity.

  11. Dapo 31 marca 2015 o 11:46

    Na początek chciałbym się przywitać – to mój pierwszy komentarz.
    Co do wizji szczęścia kiedyś i dziś. Gdyby nasza praca (kariera, etat, lub cokolwiek co przynosi mam dochód) nie ułożyły się tak, że stać nas na cokolwiek to na pewno nasze pasje nie dawałyby nam szczęścia. Jak nie masz kasy nie możesz realizować pasji, robić tego co cię cieszy, co daje Ci szczęście. Czy wiedząc że grozi ci licytacja mieszkania, głodują dzieci, czy nie masz w jakich butach pójść do pracy, nie będziesz szczęśliwy choćbyś siedział w garażu po 10 godzin dziennie. Zatem Twoja być może nudna lub niezbyt ciekawa praca, jest bardzo ważnym elementem pozwalającym Ci robić to co przynosi szczęście.

  12. Retal 17 września 2015 o 10:01

    / Wciąż wielką tajemnicą jest dla mnie kto i po co to czyta, ale to samo dtzocyy pseudo seriali tworzonych seryjnie i na potęgę we wszelkiego rodzaju TVzorniach.Co zaś do Miley Cyrus bo tu z racji tego, że mam kilkulatkę w domu jestem na bieżąco, to jest to gwiazda, wylansowana przez TVzornię Disney Channel w wieku lat kilkunastu jako Hannah Montana a w realu cf3rka znanego podobno, bo nie u nas, muzyka Country Billy`ego Ray Cyrus z ktf3rym gra w serialu właśnie wokalistkę o podwf3jnym życiu Hanne Montane vel Miley Cyrus czyli siebie.

Pozostaw odpowiedź radosuaf Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *