Jak podejrzewam Was również czekają przedświąteczne zakupy, prawda?

W tym roku chciałem być sprytniejszy i po rzeczy pakowane w puszki i plastikowe opakowania, które da się otworzyć jedynie za pomocą improwizowanych ładunków C4, postanowiłem wybrać się nieco wcześniej. Wówczas przed samymi świętami musiałbym kupić już tylko trochę mięsa i owoce, więc mógłbym załatwić to w niewielkim osiedlowym sklepiku unikając tym samym przerażających kolejek i stania w korkach.

Co więcej, w założeniu ten wybieg taktyczny miał pomóc mi wymigać się od łażenia po markecie w okresie, w którym na dział rybny nie należy zapuszczać się bez gazu pieprzowego, nabijanej gwoździami tarczy i kawałka gałęzi służącego do torowania sobie drogi do lodówek z mrożonkami.

Niestety jednak już w chwili gdy wjechałem na parking zdałem sobie sprawę, że wcale nie będzie tak łatwo jak zakładałem. Po pierwsze znalezienie wolnego miejsca w odległości mniejszej niż czterdzieści kilometrów od wejścia do sklepu graniczyło z cudem. Samochody były zaparkowane dosłownie wszędzie nie wyłączając przejść dla pieszych, trawiastych poboczy, miejsc dla karetek i policji, a nawet samego środka skrzyżowania (autentycznie – gość był klasą samą dla siebie).

Jakiś emeryt zostawił nawet swojego złotego matiza na wiacie przystankowej.

Nadal zastanawiam się jak udało mu się tam wjechać.

Wyraźnie skonsternowany ochroniarz również.

Na szczęście mniej więcej po miesiącu udało mi się znaleźć wolne miejsce. Jak się jednak okazało parkowanie to był dopiero początek moich problemów. Bo widzicie, o mój koszyk musiałem walczyć z grubą, na oko czterystuletnią kobietą, która uznała, że to iż, na kilka sekund puściłem go by zabrać z półki zapuszkowaną kukurydzę oznacza, że najwyraźniej już go nie potrzebuję. Nie wiem co prawda po jaką cholerę próbowała uprowadzić koszyk wraz z leżącymi w nim zakupami, skoro przy oddalonym o kilka metrów wejściu było ich pod dostatkiem, wierzcie mi jednak – całe to kuśtykanie o kulach i sapanie to zwykła mistyfikacja. Baba miała więcej lat niż sfinks, a nogami przebierała tak, że podeszwy jej pełnoletnich relaksów prawie zajęły się ogniem.

Nie mam zielonego pojęcia co jest w tych tabletkach, które starzy ludzie łykają co rano ale z moich obserwacji wynika, że to jakaś mieszanka amfetaminy, pieprzu cayene oraz napalmu.

Na szczęście na wysokości działu z warzywami porywaczkę zauważyła inna rencistka, której spodobał się trzymany przez nią ananas. Kiedy więc zaczęły naprzemiennie okładać się pięściami i rzucać w siebie kalafiorem zwinąłem cichaczem swój wózek i czym prędzej oddaliłem się w kierunku działu monopolowego, który wbrew pozorom był jednym z najspokojniejszych miejsc w całym sklepie.

Na serio, nie zdawałem sobie sprawy jak niewiele brakuje by przedświąteczne zakupy przerodziły się w szalone zamieszki. Wystarczyło by krzyknąć coś o drogich karpiach albo opodatkowaniu barszczu, a ludzie ruszyliby na Warszawę z pochodniami.

To niedorzeczne.

Kolejna sprawa to sama ilość zakupów. Kiedy zabrałem już absolutnie wszystko co tylko mogło być mi potrzebne, wyszło tego niecałe pół wózka. A miałem w nim między innymi dwie zgrzewki wody mineralnej na siłownię oraz kilka kartonów czegoś z napisem „sok”, co podobno zrobiono z owoców (ta, jasne). Tymczasem obsługa sklepu co chwila musiała zamykać jakąś alejkę, żeby przepuścić podążający do kasy pociąg złożony z kilkunastu załadowanych do pełna wózków pilotowanych przez dwie froterki do podłóg.

Ludzie kupowali absolutnie wszystko – ktoś próbował nawet włożyć do wózka gościa, który na dziale z sałatą metkował melony.

Gdyby ktoś dla draki nakleił napis „promocja” na chłodni do wędlin to jestem pewien, że po chwili znalazłby się ktoś kto wspólnie ze szwagrem próbowałby załadować ją do swojego wózka. „Wujkowi Zenonowi się spodoba”. Po prostu istny obłęd.

Uciekałem stamtąd nawet szybciej niż wtedy, gdy mając 5 lat koleżanka, której naprawiłem łańcuch w rowerze próbowała dać mi buziaka.

Później jeszcze dobre dwa dni szukałem swojego auta. Zadania nie ułatwiał mi fakt, że moje BMW jest mniej więcej o połowę niższe od otaczających go samochodów. Przypominało to szukanie krasnala ogrodowego w polu kukurydzy. Albo Jarosława Kaczyńskiego na ukraińskim wiecu.

Na szczęście po chwili spostrzegłem matiza stojącego na wiacie co dało mi jakiś punkt odniesienia.

W końcu więc pokonawszy pieszo kilkaset kilometrów i zostając czterokrotnie potrąconym przez emerytów w seledynowych Toyotach Yaris uznających najwyraźniej, że klakson jest pełnoprawnym substytutem pedału hamulca, z pogruchotaną miednicą i zmiażdżonymi nogami jakimś cudem doczołgałem się do mojego samochodu.

Boże nigdy więcej.

Przyszłoroczne zakupy świąteczne robię w czerwcu.

Przez internet.

Rozumiem, że dziś możemy pozwolić sobie na kupowanie zdecydowanie większej ilości rzeczy ale za cholerę nie jestem w stanie pojąć dlaczego niby mielibyśmy to robić. Kiedyś, by stworzyć w pełni świąteczny nastrój wystarczały nam dwa koszyki pomarańczy i pachnąca choinka. Całą resztę wypełniała szeroko rozumiana rodzina i wspólnie spędzony czas. Dzisiaj z kolei, jak wynika z moich obserwacji 98% świątecznego czasu spędzamy na walce o puszkę ananasa z grubą babą w moherowym płaszczu oraz na myciu okien.

Pozostałe 2% to narzekanie na to, że nie ma nic w telewizji i wygłaszanie kwestii „ależ te święta szybko przeleciały”.

Czy tylko ja za tym nie nadążam?

16 Komentarzy

  1. Anonim 16 grudnia 2013 o 18:51

    Dlatego ja jezdze na zakupy do Tesco :) o drugiej w nocy :)

    1. Tommy 17 grudnia 2013 o 07:21

      Znam znacznie przyjemniejsze sposoby na spędzenie nocy ;}

      1. radosuaf 17 grudnia 2013 o 11:28

        Ja też. Nie doceniałem tego, dopóki mi się córeczka nie urodziła, ale sen to piękna sprawa jest :D.

        1. Tommy 17 grudnia 2013 o 11:29

          Ja myślałem o harataniu piratów na xboxie ale niech będzie :D.

  2. paulina 16 grudnia 2013 o 20:18

    Ja bym jeszcze dopowiedziała coś o promocjach – normalna cena 19,99, cena promocyjna – TYLKO DZIŚ 15% RÓŻNICY! Wspaniały nóż do filetowania ryb za 25,99!

     

    No śmiej się śmiej z tego gorączki przedświątecznej, a spróbuj wbić o 8 rano do Lidla w ciągu roku… I to nie daj Boże w dzień zmiany oferty… Będąc przypadkowo o tej godzinie, robiąc zwykłe zakupy, zostałam poturbowana przez gromadę ludzi biegnących do miejsca, gdzie akurat rzucili produkty z gazetki. Nigdy więcej nie dam się w to wrobić.

    1. Tommy 17 grudnia 2013 o 07:25

      Zakupy robię wyłącznie wtedy kiedy poziom zapełnienia mojej lodówki osiąga poziom krytyczny (czytaj kończy się piwo i kiełbasa) więc na całe szczęście nie mam zbyt wielu okazji do zostania poturbowanym przez zorganizowaną grupę staruszek ;}

      Za to w sklepie, w którym kupuję olej i uszczelki pełna kultura – brakuje tylko gościa w uszytym z opon smokingu, który otwierałby drzwi

       

  3. Pan Jan 17 grudnia 2013 o 10:23

    Tommy farciarzu, ja ostatnio krążyłem 40 minut po parkingu pod lidlem. W tym czasie na tym parkingu nastąpiły dwie stłuczki. Więc najechało od groma policji i panów od utylizacji rozlanych akumulatorów. Na wyjazd z parkingu nie miałem co liczyć, bo został skutecznie zatarasowany przez lawety, które nie mogły się złamać w ciasnym zakręcie, bo oczywiście znalazło się paru takich, którzy stwierdzili, że jednak wyjadą. Wlokąc się w kółko po parkingu w tempie żółwia anemika spaliłem ilość paliwa wystarczającą na podróż Warszawa-Grodzisk Mazowiecki i z powrotem. Na dodatek przepotwornie chciało mi sie siku….

  4. Bio 17 grudnia 2013 o 11:01

    To żeś mi przypomniał… ja jutro jadę na takowe zakupy… będzie ból i cierpienie… 

  5. maxx304 17 grudnia 2013 o 11:42

    Tommy, kiedy Ty poszedłeś na te zakupy? Jak się zabrałeś za nie w przedświątecznym tygodniu, to się nie dziw, że teraz przypomina to programy Beara Grylls'a. Trzeba było zacząć ze dwa tygodnie temu, poleżałoby w lodówce/zamrażarce, a teraz byś nie musiał tam chodzić. Ja zakupy robiłem na początku grudnia, więc teraz musiałem się wybrać jedynie po jakieś tam drobniejsze rzeczy. A poza tym, nie ma co się spinać. Warto zdać sobie sprawę, po co się to robi. Po co się lata za tymi rzeczami. A jak już człowiek zrozumie, że to po to aby spędzić trochę czasu z rodziną przy czymś smacznym, uśmiechnąć się, wyluzować itp, to automatycznie schodzi z Ciebie cały nerw. Serio, zrobiłem tak ostatnio. Pełno ludzi w galerii, ja na zakupach byłem osiem godzin. Za każdym razem, jak zaczynał mnie trafiać szlag, to myślałem sobie, jak się ucieszy osoba, dla której właśnie wybieram prezent. Albo jakie smaczne będzie to, co przyrządzę z produktów, które chcę kupić stojąc w kilometrowej kolejce. A nade wszystko myślałem o tym, że spędzę ten czas w gronie bliskich mi osób. I już było lepiej. Dając się porwać bieganinie i stresowi ("jeszcze to, jeszcze tamto, prezenty, karpia nie dowieźli, jakaś baba mi zajebała ostatniego ananasa") zapominamy, PO CO tak naprawdę to wszystko. I potem marudzenie, że nigdy więcej, że święta przeleciały, a tyle zachodu było, że znowu nie ma pieniędzy na koncie… To nie jest teraz ważne. Ważne jest to, żeby być razem. Ale tak naprawdę być.

  6. marky 17 grudnia 2013 o 12:36

    Ja ze swojej strony polecam tesco online, jezeli tylko jest w waszym miescie, siadam przed kompem, zamawiam co chce, pan o wskazanej godzinie taszczy to do mnie za jedyne 5 plnów więcej. Taki mikołaj! i psychika cała, i miednica też;)

  7. pilotozyrysa 17 grudnia 2013 o 22:44

    Zawsze można przyjechać pod biedronke na rowerze. Warto mieć ze sobą długi łańcuch zamykany na kłudkę, lub szyfr. Po zakupach przypinasz wózek do roweru i wracasz z przyczepką. Przy okazji warto się zaopatrzyć w dodatkowe odblaski. 

  8. Anonim 19 grudnia 2013 o 18:53

    Ja przed świątecznymi zakupami zawsze zarzywam Zomiren. Tłok na parkingach, tłok w sklepach, kupowanie magicznych produktów z mocno przesadzoną ceną-to nie dla mnie:) Zawsze kupuje sobie prezent po świętach, za 1/3 ceny i bez kolejek:)

  9. Adam 19 grudnia 2013 o 18:58

    Najbardziej zastanawiające jest to, że w pierwszy dzień pracujący po świętach Tesco w mojej mieścinie przechodzi desant niedobitków wigilijnych-Ludzie!! 27 Grudnień to co roczny koniec świata czy ktoś spędza święta w towarzystwie jamochłonów i po 2 dniach siedzenia za uginającymi się stołami nie ma co jeść?

    Nie:D Tu nie o to chodzi:) Poprostu zabrakło albo wódki, albo przepoi! Choć bardziej stawiam na wódkę, bo bez przepoi można pić dalej, ale bez wódki przepoi nie można przełknąć.

    3dni chlania, 3 dni żarcia do oporu, 3 dni pierdzenia w sofę i oglądania filmów sprzed dwóch dekad:) Mery krysmas – witajcie w Polsce:D

    1. Ferest 20 grudnia 2013 o 00:04

      Co chcesz od filmów sprzed dwóch dekad? Lepsze niż lwia część tego co teraz jest. Ostatnio obejrzałem Skyfall'a, film nudny, a piszę juz o scenie pościgu… Miałem wrażenie, że do większej prędkości rozpędzam się Felicją z obładowaną przyczepką pod górkę mimo, że przyspieszenie do tej prędkości trwa tyle co Wielki Post. ;)

  10. Ferest 20 grudnia 2013 o 00:13

    Czy tylko mi udaje się w szeroko rozumianym okresie przedświątecznym zaparkować praktycznie od razu przy wejściu? Na parkingach, a raczej na wjazdach, wyprowadzają mnie z równowagi wszelacy poganiacze. Ludzie włażą przed maskę, garby i wszędzie niedzielni kierowcy, a tu jeszcze pogania. Mają szczęście, że ktoś w Japoni pomyślał by nie zrobić wajchy od otwierania bagażnika, tylko trzeba kluczykiem. Inaczej jeden z drugi mieliby wytłumaczone kluczem od kół. 

  11. antares 20 grudnia 2013 o 21:30

    Ja natomiast nie rozumiem dlaczego ludzie nie potrafią podejść do tematu zakupów świątecznych w racjonalny sposób i po prostu wziąć pod uwagę faktu, że osobnik należący do rzędu naczelnych żywi się pokarmem stałym 3-5 razy na dobę a pojemność jego żołądka wynosi zwykle 1-3 l i magia najpiękniejszej nawet choinki i przybycie trzech króli nie są w stanie zmienić tych parametrów nawet o centymetr sześcienny. Wystarczy jakoś te elementy ze sobą skojarzyć, przemnożyć razy liczbę członków rodziny oraz razy 2 dni, wziąć lekką poprawkę na to że to jednak święta , więc można trochę obficiej i wychodzi nam jakaś rozsądna ilość pożywienia zapewniająca nam przetrwanie w tym okresie. Natomiast ludzie zdecydowanie przeginają napadając masowo na wszelkie obiekty oferujące żywność, opentańczo opróżniając półki, po czym nabywają żylaków kończyn dolnych i zwyrodnień stawów nadgarstkowych podczas lepienia pierogów, pieczenia ciast oraz innych wyrobów. Produkty te przygotowane w nadmiernej ilośći lądują następnie po świętach w miejscu pracy gdzie człowiek który właśnie 3 dni temu upiekł i spożył 3 rodzaje sernika i makowca jest zmuszany przez innych do spożycia 5 innych rodzajów sernika i makowca , lub bywają wyrzucane. Dlatego uważam że zażycie zomirenu przed zakupami świątecznymi to dobry pomysł.

Pozostaw odpowiedź paulina Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *