Wiem, że aktualnie jest mnie w internecie trochę mniej niż zwykle, ale jak pewnie się domyślacie, w związku z budową domu ostatnio mocno angażuje mnie temat kreatywnego i rażącego naruszania wszelkich znanych ludzkości norm BHP (aktualnie pracuję nad popisowym numerem – spadaniem ze źle ustawionej drabiny na pracujące elektronarzędzia). To dlatego rzadko mam czas na pisanie –  praktycznie bez przerwy coś szlifuję, skręcam, albo błąkam się z zagubioną miną między półkami w castoramie starając się ogarnąć moim małym rozumkiem jak to możliwe, że dwa plastikowe kołki kosztują tu 45 złotych.

CZTERDZIEŚCI PIĘĆ ZŁOTYCH NA BOGA.

Dziwię się, że przy takich cenach dzieciaki na deskorolkach handlują jeszcze trawą, a nie szarymi Fischerami fi 30mm.

Wracając jednak do tematu – choć, jak wynika z moich obserwacji, kupno pięciu kilogramów cementu i kilkukrotne przykręcenie swojej stopy do belki stropowej na piętrze upoważnia mnie z automatu do udzielania się w internecie jako profesjonalny (i niezwykle przystojny) ekspert budowlany, to nie będę zanudzał Was tu dziś jakimiś pierdołami o tym jakie rynny powinniście wybierać, jeśli nie chcecie, żeby przypadkowi przechodnie wzięli Was za biednych ludzi (takie rozkminy widziałem ostatnio na jednej grupie fejsbukowej – serio).

Powiem Wam jednak o kilku spostrzeżeniach, które mam i wyborach, których dokonaliśmy wspólnie z Izą – tak, żebyście mieli nieco lepszy pogląd na to co właściwie się tu u nas ostatnimi czasy dzieje.

Po pierwsze (uwaga bo będzie szokujące info) – budowanie domu to cholernie droga impreza.

Wiecie zapewne, że trzymam na podjeździe samochody warte niewiele więcej niż aktualna cena kilograma pietruszki.  Z jednej strony owszem – już parę razy kusiło mnie, żeby kupić sobie jakiś droższy, ładniejszy czy bardziej „prestiżowy” samochód (nie, żeby było to specjalnie trudne w przypadku e36 bo pod każdym z tych względów przebija je nawet Opel Corsa), ale jednak dominuje u mnie przekonanie, że samochód to nie jest coś, na co warto wydać sporą część swoich oszczędności. Wiem, że może was to dziwić (szczególnie zważywszy na to, że choć podrzędnym, to jednak jestem blogerem motoryzacyjnym – do tego jeszcze przygłupim), ale po prostu uważam, że dopóki na kwotę rzędu stu tysięcy złotych patrzysz jak na równowartość połowy małego mieszkania, a nie jak na sumę, która od biedy wystarczy na dwutygodniowe, rodzinne wakacje, to nie warto oddawać tych pieniędzy w zamian za coś co ma koła.

Bo prawda jest taka, że jeśli tylko przymkniesz oko na pewne sprawy i włożysz w to nieco serca,  to  jesteś w stanie kupić i zbudować coś generującego równie wiele radochy za ułamek tej kwoty.

Wiem, że to dość pragmatyczne podejście (szczególnie jak na takiego idiotę jak ja), ale mam po prostu świadomość, że nie jestem sam i podejmując takie decyzje nie mogę patrzeć tylko na siebie.

Co to jednak ma wspólnego z domem – w dużym skrócie dzięki oszczędnościom i tym grubym hajsom z blogowania, które codziennie szerokim strumieniem spływają na moje konto, póki co udaje nam się budować bez kredytu. To spory luksus ale działa to również między innymi dlatego, bo wybraliśmy niewielki (a przez to również stosunkowo tani i prosty do ogarnięcia) dom.

Istotną rolę odegrała tu świadomość, że cholernie nie lubię sprzątać – tak więc zgodnie wyszliśmy z założenia, że mniejsza powierzchnia = mniej odkurzania.

Co jednak ciekawe – mimo, że z góry założyliśmy, że nie będziemy pchali się w żadne marmurowe podłogi, granitowe kolumny i sypialnie o powierzchni typowej biedronki, to i tak budżet rozjeżdża się dość mocno w stosunku do początkowych założeń.

Wynika to przede wszystkim z faktu, że praktycznie każdy wybór zakupowy jesteśmy w stanie przerobić dość szybko z „weźmy na razie te najtańsze” na „kurde, ale zróbmy to jednak porządnie”.

Takie dajmy na to drzwi wewnętrzne – te za 350 złotych sztuka, o których myśleliśmy na początku, po lekkim zgłębieniu tematu okazały się równie solidne co wenezuelski system emerytalny. Albo wahacze renomowanej, niemieckiej firmy Hart. A, że mam nawyk trzaskania drzwiami kiedy się gdzieś spieszę (czyli praktycznie zawsze bo jestem nienormalny i nie umiem nic sensownie zaplanować), to jestem pewien, że powyrywałbym z nich zawiasy mniej więcej po tygodniu. Zapadła więc decyzja, że od razu idziemy w dobre jakościowo skrzydła.

Epilog: cena razy pięć, budżet na schody szlag trafił.

Tak samo było z resztą z podłogami, listwami przypodłogowymi czy bateriami do łazienki. Bo nie wiem czy wiecie, ale te tanie baterie łazienkowe, choć często wyglądają naprawdę nieźle to mają jedną, cholernie istotną wadę.

Szumią jak Volvo 244 przekraczające barierę 180 km/h.

A choć do starych modeli Volvo żywię bardzo ciepłe uczucia, to jednak nie chciałbym mieć drogi ekspresowej tuż za ścianą sypialni. Efekt jest taki, że do widniejącej na liście baterii prysznicowej za 150 złotych, musieliśmy dopisać jedno zero. To trochę demotywujące, bo zdarzało mi się kupować tańsze samochody, ale co zrobić – przynajmniej Iza będzie mogła spokojnie spać kiedy wrócę nocą z garażu.

Kolejna sprawa – na początkowym etapie budowy, niezależnie od tego jak wielkiego projektu byście nie wybrali, każdy dom wydaje się cholernie mały.

Kiedy szukaliśmy projektu, który zmieściłby się na naszej dość wąskiej działce, Iza wpadła na pomył, żeby wytyczyć linię ścian przy pomocy palików i sznurków. Tak zrobiliśmy i po paru dodatkowych analizach (polegających na układaniu udających meble kartonów między sznurkami) doszliśmy do wniosku, że będzie to bardzo ok. Tymczasem kiedy do roboty wziął się pan Andrzej, wyposażony w bujne wąsy, spodnie marki Bomber z odpinaną nogawką i sporych rozmiarów bęben (od betoniarki), okazało się, że gotowa płyta fundamentowa miała wymiary niewiele większe od mojego obecnego garażu.

„Kur**, zbudowaliśmy dom dla myszy” – pomyślałem wtedy.

Na szczęście kiedy pojawiły się ściany wszystko zaczęło wyglądać znacznie lepiej, ale z początku byłem poważnie wystraszony, że otwierając drzwi lodówki, za każdym razem będę trącał łokciem Izę siedzącą na toalecie po drugiej stronie domu.

Co jeszcze? W tej chwili mamy już dom z większością instalacji. Czekamy jeszcze na podłączenie kanalizacji i wody, ale możemy już powoli wykańczać niektóre elementy (aktualnie pracuję nad wykończeniem cokołu i opaski wokół domu). Za niedługo może zrobię jakieś zdjęcia, żeby pokazać Wam jak to z grubsza wygląda. Rozważam też dołożenie do bloga sekcji związanej z relacją z budowy, ale póki co ogarniam raczej dość nudne rzeczy więc wolę chyba jednak nie zawracać Wam tym głowy.

Poczekam aż wytnę jakąś dziurę na drzwi nie tam gdzie trzeba, albo upierniczę sobie nogę wyrzynarką.

Muszę w końcu trzymać jakiś poziom (podłogi ale zawsze).

33 Komentarze

  1. Murzyn 13 czerwca 2019 o 17:51

    Jeżu, jakie to prawdziwe, bo akurat z rodzicami (nie jestem taki stary) kończymy budowę. Na początku też planowaliśmy budować bez kredytu, ale skończyło się jak zawsze :v

    Trzymaj się, wiem co właśnie masz za problemy, bo miałem je pół roku temu :v

    1. Prentki 17 czerwca 2019 o 08:15

      Póki co jest nawet zabawnie – kląć pewnie zacznę jak dojdę do typowej wykończeniówki ;D

      1. Murzyn 19 czerwca 2019 o 13:11

        Jak budujesz bez kredytu to ominie cię atrakcja pod tytułem „fachowcy się spóźnili, koniec prac na lipiec”, a termin wyprowadzki 30 czerwca :v

        Wyjaśniając – mieszkam w bloku, mieszkanie sprzedane już od pół roku, termin ustalony na sztywno. To będą bardzo ciekawe dni :v

        1. Prentki 24 czerwca 2019 o 08:34

          Jak lubię wyzwania, tak wyjątkowo się cieszę, że ominą mnie takie atrakcje ;D Trzymam kciuki, żeby wszystko Ci się zgrało ;)

          1. Murzyn 23 sierpnia 2019 o 04:18

            Apdejt sytuacji – nie zgrało się :v

            1. Prentki 23 sierpnia 2019 o 07:37

              Pocieszę Cię – ja, zamiast grzebać w garażu, dalej siedzę na drabinie i szpachluję ściany :v

      2. Adrian 30 sierpnia 2019 o 17:55

        Jakieś ogólne rady w temacie budowy domu? Działkę już mam, wszystko przede mną

  2. Zbycho 13 czerwca 2019 o 18:00

    Między innymi dlatego sprzedałem Ci fele do cabrio w Cieszynie dawno temu, bo chwytałem sie za budowe domu :) ale od paru dni oficjalnie już mieszkam i dodam, że postawilem chatke sam z ojcem mimo, że ani ja, ani on murarzem nie jest. Potrzebne checi i sprawne rece, a jakos to bedzie :) powodzenia!5

    1. Prentki 17 czerwca 2019 o 08:15

      Pochwal się jakąś fotką domu, bo muszę przyznać, że aż mnie zaintrygowałeś ;)

  3. Jacco 13 czerwca 2019 o 20:24

    Tak „trochę” ze skrajności w skrajność. Drzwi za 350 kontra te za 1750? Złote klamki mają? Mam drzwi z litego drewna, olejowane i kosztowały coś koło 600zł (z ościeżnicą oczywiście) No i bateria za 1500…. Pokazuje temperaturę wody? Bardzo dobre baterie Grohe można kupić za 300-400zł. Za 1100 to już cały łazienkowy zestaw natynkowy z deszczownicą.Oczywiście nie neguję kupowania dobrych jakościowo produktów ale….no właśnie, bez przesady jak ma się ograniczony budżet:)

    P/S jak wchodziły do polski kabino-wanny (dostępne kiedyś tylko na aledrogo) chińskie of course, napaliłem się i kupiłem. Może i zadziwię ale mam ją już 12 lat i NIC się nie dzieje. Wszystko łącznie z radiem (hehe) działa bez zarzutu. Pozdrawiam i powodzenia w wykańczaniu (nie koniecznie siebie:P)

    1. Prentki 17 czerwca 2019 o 08:19

      Z 5x może przesadziłem, ale drzwi wyszły około 1400 – z tym, że już z ościeżnicą i klamkami (dwie pary z uszczelką samoopadającą). Wybraliśmy coś w konstrukcji z ramiaka i lakierowane w RAL-u (więc raz, że będzie pasowało do listew, a dwa, będzie można za parę lat odświeżyć). A baterię liczę już z osprzętem do prysznica :)

      Generalnie nie jestem zwolennikiem pchania się w drogie produkty bez uzasadnienia, ale jest spora lista rzeczy, na których zwyczajnie nie chcemy oszczędzać, bo mamy świadomość, że zabiłoby to całą tą radość z nowej przestrzeni – za to dużo rzeczy robimy też po kosztach, więc działa tu jakieś takie prentkie jing-jang ;D

  4. Andreoz 14 czerwca 2019 o 05:32

    Pooooczekaj aż zaczniesz urzadzać wszystko….dopiero wtedy zaczynają sie koszty. Ja cale szczęście jestem już po wszystkim i ciesze sie juz koszeniem trawy i mam nadzieje że wreszcie będę mógł posiedziec w garażu…;)

    1. Prentki 17 czerwca 2019 o 08:21

      Całe szczęście, że jeśli chodzi o styl to jestem minimalistą ;D

  5. blan 14 czerwca 2019 o 08:36

    właśnie zakończyłem budowę domu i wiem w jakim stanie psychofizycznym jesteś…
    spanie po cztery godziny dziennie, użeranie się z dostawcami i wykonawcami, notoryczne uszkadzanie ciała i szereg innych atrakcji…
    a w castoramie pod koniec budowy byłem ‚na ty’ z wszystkimi pracownikami…
    pamiętaj, że przy budowie nigdy nie jest łatwo, ale z reguły jest warto ;)

    1. Prentki 17 czerwca 2019 o 08:22

      Muszę zrobić sobie kubek na kawę z tym mottem.

  6. cha 15 czerwca 2019 o 19:02

    dlaczego czytelnicy bloga nie mówią sobie dzień dobry? …

    … bo już się widzieli w castoramie rano, 2x

    1. Marcin 15 czerwca 2019 o 21:23

      Mówisz, że jeździsz alfa?

      1. Prentki 17 czerwca 2019 o 08:22

        Jak w castoramie to raczej e36 bo mają tyrtytki i wkręty do gipsu ;)

      2. cha 17 czerwca 2019 o 18:03

        punciakiem ogarnąłem cały remont, jak 12 worków mu wrzuciłem to trochę klękał, ale na szczęście sprężyny z bravo (ciut dłuższe i grubsze) dały radę

        1. Prentki 18 czerwca 2019 o 09:40

          Wożę cement i deski Jużniebordową, bo nie ma tylnej kanapy – miny ludzi pod składem budowlanym, bezcenne :V

        2. jonas 23 czerwca 2019 o 21:31

          Kiedyś na okoliczność remontu kwadrata wyszukaliśmy w Internecie płytki imitujące rysunek deski, były w Castoramie 100 km od tegoż kwadrata. Jeździłem w tamte okolice na studia, więc wytaszczyłem z regału ile trzeba (majster zaordynował 20 metrów kwadratowych + paczka zapasu na docinanie), zapakowałem na wózek i jadę do kasy. Trochę ciężko się tym wózkiem manewrowało, więc spytałem przy kasie ile to może razem ważyć.
          – No tak ze 300 kilo pewnie, a co? Czym pan przyjechał?
          – Fiatem Seicento.
          – O kur…
          Położyłem tylną ławeczkę, wpakowałem znakomitą większość opakowań glazury do tyłu, kukając co dwie-trzy paczki ile tam jeszcze dystansu do nadkola zostało. Dwie ostatnie paczki umieściłem pod nogami pasażera (jechałem wtedy sam) i w drogę. Lekko wczorajszemu facetowi, siedzącemu w poobijanym Ducato obok i obserwującemu co robię, szlug najpierw zgasł, a potem wypadł z ust.

          1. Prentki 24 czerwca 2019 o 11:33

            Kiedyś holowałem 50 konną Fiestą, Fiata CC700 załadowanego prawie 400kg cementu i cegieł (bo nie wiedzieć czemu się zepsuł). Wyciągnąłem go piłując jedynkę pod Przełęcz Przegibek od strony Międzybrodzia Bialskiego.

            Wtedy myśleliśmy, że to była najtrudniejsza część zadania, ale prawdziwa zabawa zaczęła się później, kiedy w połowie zjazdu w stronę Bielska skończyły się hamulce.

            Ach, młodość… ;D

          2. Jerzy 10 lipca 2019 o 18:29

            Taka rada: nie kupuj drobiazgów (taśmy malarskie, pędzle, wkręty czy też wspomniane przez Ciebie kołki) w Castoramie bo sporo przepłacisz. O ile „duże” rzeczy mają tanie – wiadomo, konkurencja- to potrafią nieźle skroić na pierdołach. Podobnie sprawa ma się w elektromarketach gdybyś chciał np. urządzić kuchnię.

  7. Paulina 15 czerwca 2019 o 22:45

    Armageddon i tak przyjdzie wtedy, kiedy przyjdzie Ci zaprojektować, a potem złożyć PAXa ze szwedzkiego sklepiku z wyrobami meblopodobnymi…
    Ewentualnie gdy wrócisz do domu po wizycie w tymże przybytku w celu skompletowania paczek, których zawartość ma się złożyć w komodę, a potem okaże się, że jednak połowy paczek nie kupiłeś (przecież to nic dziwnego, że masz o połowę niższy rachunek). Nigdy wcześniej nie czułam się tak pokonana przez SKLEP.

    1. blan 17 czerwca 2019 o 08:04

      wg mnie PAX jest genialnym rozwiązaniem – jeden mebel, tysiące kombinacji. dobierasz sobie półki, szufladki i inne organizery według własnych potrzeb. a meble ze szwedzkiego sklepu (poza kanapami) są fajnie zaprojektowane i przy składaniu nie musisz ich poprawiać.
      a co do kompletowania paczek to kwestia czytania ze zrozumieniem. skoro na pudełku jest napisane, że pudło nr 1 z 3, to tych dwóch wypadałoby poszukać.

      1. Prentki 17 czerwca 2019 o 08:25

        Raz pojechałem do Ikeła, żeby rozkminić szafę PAX do przedpokoju. Prawie umarłem próbując przebić się przez te tłumy (które jak wszystko wskazuje przyszły tam tylko po to, żeby zjeść kotleta z marchewką). Te szafy są mega fajne, ale jak pomyślę o konfigurowaniu tego wszystkiego to kusi mnie, żeby kupić w castoramie dwa regały magazynowe i jakąś gustowną zasłonkę.

        1. jonas 23 czerwca 2019 o 21:41

          Nawet nie wiedziałem o istnieniu szaf PAX z tego niebieskiego sklepu z pulpetami i świeczkami zapachowymi. Może i dobrze, półki do garderoby (pomieszczenie 3,50 na 1,30, wysokość 2,70) wykonałem chytrym sposobem – pomierzyłem starannie kubaturę, zaprojektowałem na kawałku kartki kształt i rozmieszczenie półek w układzie U (patrząc z góry), po czym w hurtowni stolarskiej zamówiłem dużo mnóstwo białej laminowanej płyty 18 mm z jednostronnym oklejeniem, torebkę wkrętów zwanych tajemniczo konfirmatami, magiczne wiertło do nich, parę kątowników żeby mi się to wszystko nie rozpieprzyło i taki chromowany patyczek z dwoma uchwytami, żeby było na czym wieszać kurtki i inne tam kolczugi. Potem spędziłem dwa radosne popołudnia na składaniu tego do kupy oraz srogim bluzganiu samego siebie i swojej wąsatej mamełe, że porodziła takiego idiotę. Ale kosztowało to jakieś 900 zł i garderoba wyszła bardzo ładnie, z dużą ilością półek na obuwie. A to ważne, bo po ilości damskich butów tamże sądząc, ożeniłem się ze stonogą.

          1. blan 24 czerwca 2019 o 08:31

            konfirmaty są właśnie po to żeby nie stosować kątowników. sam zabudowałem całą garderobę w ten sposób i wyszło rewelka. ale jak w sypialni chcesz mieć cos nieco ładniejszego niż połączenie radzieckiego kombajnu i rozjechanego wiewióra to PAX jest najlepszym wyjściem. przyzwoita relacja ceny do jakości, jedynie ilość kombinacji nieco przytłacza.
            podobno jak się przedawkuje te ‚niebieskie’ pulpety i popije szóstą dolewką napoju z automatu to wszystko staje się łatwe i ichnie meble składasz bez żadnej instrukcji! podobno…

            1. jonas 25 czerwca 2019 o 17:33

              Z niebieskiej pulpetowni mamy cały pokój dla kajtka – kojo, półki, komody, całość poniżej 1000 zł z pościelą w dinozaury i drugim kompletem w samochodziki, bo akurat były w promocji.

              1. Prentki 26 czerwca 2019 o 07:10

                Ja mam stamtąd połowę wyposażenia aktualnej kuchni, ale haczyk polega na tym, że to wszystko są elementy, które możesz wrzucić do koszyka, równocześnie biegnąc w kierunku kas i głośno płacząc nad marnowanym wśród tych tłumów życiem.

                Przed PAX-em blokuje mnie konieczność zatrzymania się tam na dłużej niż 30 sekund (i jeszcze ogarniania jakiegoś konfiguratora). Nie widzę takiej opcji.

  8. Pedrooo 3 lipca 2019 o 09:41

    Ja jak budowałem dom doszedłem do wniosku że jednak szkoda mi mojej „beci’ do wożenia worków z cementem. Kupiłem sobie felicję w gazie za 1500 zł. na dodatku z hakiem :) służyła mi dzielnie przez cały okres budowy.

  9. Alicja 21 stycznia 2020 o 21:27

    My skończyliśmy budowę w 2017 roku i wiemy jedno – nigdy więcej :) No i jest rok 2020, a my ciągle jakieś meble dokupujemy brrr

  10. Anonim 3 kwietnia 2020 o 11:13

    Dla wszystkich którzy liczą że dom da się wybudować za 200 tys (no z bajerami to 300). PRZELICZYCIE SIĘ. skończyłem. mieszkam. cieszę się. mam niecałe 150 m parteru bez poddasza użytkowego wg projektu home conept. Drzwi za 1400 to normalne drzwi bez złotych klamek. za tą sumę wybieramy produkt porządny z montażem bez MEGA PROMOCJI/SALE i pozwalający nam na wybór spośród kilku modeli (tego co nam się podoba). i to jest początek wydatków.
    Dom stoi. stan deweloperski – dom, okna, drzwi, instalacje, podłogi, kotłownia 340.000. Wykończenie około 100.000 – kuchnia 40.000, materiał na łazienki (kafle i sprzęty) – 26.000. Kafelkarz osobna droga. Same panele podłogowe do takiego domu to 8.000 przy zakupie ładnych, funkcjonalnych, akurat objętych promocją w dużym sklepie budowlanym (metr kwadrat to 42 PLN) plus listwy trochę lepszy podkład itd. Więc dom to 440.000. Kawałek polbruku 20.000, ogrodzenie 35.000 (60m takiego które mi się podoba – bez szaleństw, reszta siatka) i mamy pół bańki. A ogród? Kolejne 60 będzie mało. Więc drogi Blogerze życzę powodzenia i cierpliwości. i podbitka za 100 za m2 niech cię nie razi. i oczywiście PVC kosztuje 20 ale pomiędzy PVC a tą za 100 nie ma nic. a taki rarytas jak dachówka ceramiczna kosztuje tyle co dobra blacha tylko więźba droższa.

Pozostaw odpowiedź Prentki Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *