Zakładam optymistycznie, że dopiero kiedy skończę 90 lat, zaczną się u mnie wszystkie te popularne problemy z klekotaniem pikawy,  niewydolnością wątroby i koniecznością używania przepisywanych na receptę, niebieskich mentosów do mobilizacji pana kiełbaski.

Liczę, że lata spędzone na jedzeniu chrupek bekonowych i zapijaniu ich tanim piwem pozwolą mi zakonserwować się na tyle skutecznie, by do późnej starości zachować zdrowy uśmiech, sprawność stawów i prawidłowe pH pochwy.

Mówią w końcu, że „jesteś tym co jesz”, a ja chcę być tym odżywczym niczym wylewka samopoziomująca hamburgerem z sieciówki, który po 15 latach wciąż wygląda tak, jakby zrobili go wczoraj.

Na drugiej zmianie.

Gdyby jednak coś poszło nie tak to nie martwcie się, bo również jestem na to przygotowany – mam w piwnicy spore ilości pianki montażowej, impregnatu do nagrobków i samoopalacza.

Najpewniej będę po tym wyglądał jak wciśnięta w kostium z pomarańczowej ekoskóry Maryla Rodowicz ale słyszałem, że na sylwestrze z jedynką da się nieźle zarobić więc biorąc pod uwagę moje perspektywy emerytalne, ten skansen może mi nawet wyjść na dobre.

Nie ukrywam, że pod względem przewidywanej długości życia zdecydowanie jestem optymistą – i to mimo, że czytałem niedawno artykuł, w którym jakiś gość z bardzo mądrze brzmiącym przedrostkiem stwierdził, iż nasz organizm zaczyna przygotowywać się do wyprawy na tamtą stronę rzeki już w wieku 35 lat. Z badań wynika, że to właśnie od tego momentu wykres leci już tylko w dół – nasza sprawność spada, wejście po schodach wymaga zakładania obozów aklimatyzacyjnych i planowania ataku szczytowego na ostatnie stopnie, a umysł z dnia na dzień staje lotny niczym Eddie Edwards.

Zapominacie o coraz to więcej ilości rzeczy, macie problemy z sercem, siwiejecie, zaczynacie nosić ciepłe czapki, a wasze kończyny psują się od podskakiwania.

Oczywiście te 35 lat to nie jest jakaś sztywna reguła i nieodwołalny wyrok śmierci – po przekroczeniu tej magicznej bariery niektóre zadbane egzemplarze wciąż będą poprawiać czasy w maratonach, rozwiązywać za dzieci trudne zadania z matematyki i przyciągać na ulicy wzrok młodych dziewcząt w kusych kieckach.

Spora grupa będzie miała już jednak problemy z zapłonem, wytartą tapicerkę na zagłówku, korozję błotników i skrzypiące zawieszenie.

Dlaczego jednak właściwie o tym mówię – ostatnio, siedząc za kierownicą naszego e46, w przerwach pomiędzy ostentacyjnym dłubaniem w nosie i zastanawianiem się gdzie znajduje się próg bólu jeśli chodzi o ilość reklam kredytów gotówkowych w przeliczeniu na minutę, zacząłem analizować pewną rzecz.

Skoro my zaczynamy psuć się mniej więcej w wieku 35 lat, to kiedy właściwie zaczyna kończyć się typowy samochód osobowy?

Wiecie o co chodzi – czy da się wyznaczyć w jakimś sensownym przybliżeniu punkt, w którym komfortowa, pełna radości i wolna od stresu eksploatacja zaczyna przeradzać się w desperackie próby ratowania metodą usta-usta rozjechanych przez rozpędzonego tira zwłok?

Myślałem nad tym intensywnie i doszedłem do wniosku, że najważniejszym elementem mającym realny wpływ na długość życia samochodu jest jakość jego powłoki antykorozyjnej. No bo pomyślcie sami – w przypadku 20 letnich dziś aut, nawet jeśli znajdujący się pod maską silnik pewnego dnia podejmie próbę wysłania pierwszego w historii korbowodu na orbitę okołoziemską to kwota, jaką zapłacicie za remont albo wymianę całej jednostki będzie niewiele większa od tej, którą zostawiliście ostatnio w osiedlowej aptece.

Powaga – jakiś czas temu kupowałem parę rzeczy, które Iza zwykła wcierać w siebie przed snem i idę o zakład, że za tę kwotę spokojnie zrobiłbym kompletny remont silnika jej BMW.

Jeszcze pewnie zostałoby mi trochę kasy na piwo i smar do uszczelek.

Sprawa wygląda jednak dużo gorzej jeśli progi i błotniki w waszym aucie zaczynają przypominać ten ser z reklamy z autystycznym dzieciakiem, który drze japę bo nie ogarnia czym właściwie różni się dziura od kropki. Po pierwsze dlatego, bo remont blacharki i lakierowanie są drogie, a po drugie, bo za sprawą mieszaniny wzbogaconego glutenu i konserwantów, którymi w sezonie zimowym drogowcy sypią nasze ulice, remont blacharski pozwala pozbyć się korozji najwyżej na dwa tygodnie.

Idąc tym tropem można więc przyjąć, że samochód jest w porządku tak długo, aż na progach i rantach nadkoli nie pojawią się dziury.

A, że żyjemy w takiej, a nie innej strefie klimatycznej to w większości przypadków oznacza to jakieś 10-15 lat. To trochę smutne, bo chcąc używać na co dzień jakiegoś starszego samochodu, koniecznością staje się zostawianie go w garażu na okres zimowy i przesiadanie się na ten okres do czegoś mieszczącego się w „bezkorozyjnym” limicie wiekowym.

Teraz to jeszcze pół biedy, bo da się jeszcze kupić w miarę nowe, proste w konstrukcji auta. Boję się jednak co będzie się z nami działo za kolejne 15-20 lat, kiedy standardem w wyposażeniu staną się ograniczniki prędkości, radary i różnego rodzaju funkcje autonomiczne.

Nie chodzi już nawet o to, że będą uprzykrzać  życie ciągłym pikaniem, mruganiem i wibrowaniem (choć podejrzewam, że z każdym rokiem coraz to większej ilości tych udogodnień nie będzie się dało już w żaden sposób wyłączyć). Chodzi mi bardziej o to, że serwisowanie takiego auta we własnym zakresie z każdym kolejnym unijnym „apgrejdem” będzie stawało się coraz to większym wyzwaniem.

Dlatego też zakładam, że za niedługo na rynku samochodów używanych renesans będą przeżywały najtańsze wersje Fiata Punto – bo będzie to jeden z niewielu dostępnych na otostoto modeli, w których ze świecą szukać tych wszystkich dotykowych wyświetlaczy, turbosprężarek i regulowanych zawieszeń. Wiem, że trochę dramatyzuję ale pomyślcie sami. Pomijając już to ideologiczne zamiłowanie do śmierci w męczarniach z powodu braku poduszek powietrznych i systemu ESP – gdyby moje BMW miało na wyposażeniu standardowe dziś systemy automatycznego parkowania, czujniki deszczu i inne bajery to idę o zakład, że połowa z nich dawno już by nie działała.

A ja nie miałbym zielonego pojęcia jak je naprawić, bo należę do kategorii ludzi, którzy mają problemy z ustawieniem zegarka w stojącym w kuchni ekspresie do kawy.

Mam w e46 taką kontrolkę informującą o spalonych żarówkach – czyściłem i sprawdzałem cały układ z piętnaście razy, a mimo to fejkniusy o niedziałających światłach wywala mi ona średnio dwa razy na tydzień. Strach pomyśleć co by się działo gdyby zamiast tej kontrolki funkcjonował tu jakiś zaawansowany system z dotykowym wyświetlaczem, pięćdziesięcioma czujnikami i automatycznym powiadamianiem o nieświecącym reflektorze autoryzowanego serwisu i najbliższej jednostki policji.

Dlatego właśnie jestem zdania, że przyszłością motoryzacji powinny być nie naszpikowane systemami podtrzymywania życia crossovery, tylko auta pokroju najtańszego, ogołoconego do zera Fiata Punto – proste, lekkie i totalnie spartańsko wyposażone. Bo nie dość, ze znacznie obniżyło by to koszty i uprościło proces produkcji, to na dokładkę lepiej by się takie auta serwisowało. Poza tym za sprawą niskiej masy lepiej by jeździły, mniej paliły i były bardziej dynamiczne.

A złomują je, nie trzeba by zastanawiać się co zrobić z tymi wszystkimi bateriami, płynami i toną plastiku.

Wyobraźcie sobie takie Grande Punto w wersji biedaleggera z listą wyposażenia obejmującą zestaw głośnomówiący, prostą klimatyzację i od biedy wspomaganie kierownicy. Cienkie wykładziny,  plastikowe elementy nadwozia, szyby na korbkę, rezygnacja z większości wygłuszeń i zbędnej plastikowej zabudowy. Silnik 1.4 turbo, lekki układ wydechowy i równie lekkie, kubełkowe fotele z podstawową, ręczną regulacją.

Nie wiem jak Wy, ale ja widzę przyszłość właśnie w takiej lekkiej, prostej konfiguracji…

12 Komentarzy

  1. Marcin 29 grudnia 2018 o 14:49

    Od kilku ladngc lat jeżdżę fiatem grande punto z silnikiem. 1.4. Wyposażenie obejmuje chyba wszystko co było dostępne,więc nie jest to bieda wersja.
    Demonem prędkości i kwintesencją luksusu to autko raczej nie jest, ale na miejskie dupowozidlo nadaje się idealnie.
    Chociaż zrobiłem nim kilka dłuższych tras oraz dwie przeprowadzki i dwa remonty generalne.

  2. TaTo 3 stycznia 2019 o 15:44

    To tak prawie offtopic. Kupiłem kolejnego Fiata. Aktualnie 3 w stajni. Na życzenie Mojej Dr(o)ógiej Połowy to czinkłeczento z paroma opcjami 100 koni, szklany dach, nieźle brzmiący wydech, kloła 16, przycisk sport, 6 biegów.I niestety szkórzana kierownica. Widać na niej 12 lat użytkowania nie pasuje to do reszty. Pięknej i seksownej. Czym to ogarnąć?

    1. matth 3 stycznia 2019 o 18:17

      Wymianą obszycia. W pozku 180pln

  3. Łukasz 6 stycznia 2019 o 19:13

    G. Punto z silnikiem 1.4 to jest całkiem przyjemne auto, wiadomo w swojej klasie :)

  4. Mateusz 6 stycznia 2019 o 22:29

    Konsumenci oczekują czegoś innego – dużych wyświetlaczy, cyfrowych liczników, kompatybilności ze smartfonem, spotify, 30 poduszek, HUD i podobnych.

    1. Biela 22 stycznia 2019 o 12:54

      Takie czasy, raz, że oczekiwania na komfort są inne, większe, najlepiej byłoby gdyby netflix i konsola była w samochodzie standardem. Dwa, że motoryzacja przestaje być tylko motoryzacją – samochód nie jest tylko użyteczny i przedmiotem pasji ale bardziej kolejnym elementem mody, czymś w czym dobrze się pokazać i udowodnić swój gust, czy coś w ten deseń…

  5. JoteR 13 stycznia 2019 o 16:18

    Piszesz to z perspektywy posiadacza dobrze wyposażonego garażu i pary w miarę jeszcze sprawnych rąk. Jednak z perspektywy korposzczurka, gnieżdżącego się w kupionym za frankowy kredyt „apartamęcie” i który ma serwis oraz samochód zastępczy wliczony w ratę leasingu, priorytety są zupełnie inne. Dupowóz ma się toczyć w miejskim korku w możliwie najmniej absorbujący kierowcę sposób (przecież trzeba co chwilę coś wrzucać na fejsa, bo inaczej tzw. znajomi uznają cię za zmarłego). Koła ani żarówki na mrozie nie wymieni bo dla zmniejszenia raty nie wykupił miejsca w podziemnym garażu, poza tym w ubezpieczeniu ma opcje „autokoło” i „autolampa”, więc to nie jego zmartwienie. Tu przydałoby się jakieś zgrabne zakończenie, ale po pierwsze primo – po ukończeniu 35 roku życia dowcip już nie ten, a po drugie primo – to nie mnie płacą za prowadzenie podrzędnego bloga ;->

  6. cha 20 stycznia 2019 o 19:54

    Ja żeby dobić swoje punto to zamiast wymieniać olej to tylko dolewam, ale nie chce dziad zdechnąć i jeździ coraz lepiej, nawet się przestał psuć tylko wlew gazu trochę się poluzował. Stara mi truje żebym kupił coś większego, np. taka croma nie byłaby zła, ale więcej to pali, ciężej zaparkować. Po co mnie to, jedyne co to że pow. stówy nie wyje.

  7. maxx304 3 lutego 2019 o 23:03

    Tak czytam i czytam po raz kolejny i widzę że mam ten sam motyw z żarówkami w e46 :) Wywaliło mi kontrolkę jakieś 3 tygodnie temu, sprawdzałem światła – wszystko działa jak należy. Po ostatnich mrozach kontrolka zgasła – znaczy naprawiło się :D

    Tylko coś do cholery kontrolka poziomu płynu spryskiwaczy nie chce zniknąć, mimo że płyn jest, pompka działa… mam jeszcze jakąś inną pompkę obok, podobno to ta od ksenonów (mam, a co). Może by ją też wymienić?

  8. Paweł 27 lutego 2019 o 12:27

    Powiedz Ty mi Prędki. Czy ta Twoja bawarka ma silnik M43? Chodzi mi o to, że mam w swojej M43B19TU, zarżnąłem jeden silnik, teraz jestem świeżo po KAPITALNYM remoncie i znów tłucze się w okolicy wału korbowego, po przejechaniu 600km. Nie kręcę swojej wysoko, ani nie jeżdżę po torze (ostanio na trackday byłem ok roku temu Fiatem Punto) wiadomo na gwarancji, a więc zostanie to doprowadzone do stanu używalności. Dziwi mnie natomiast sam fakt, czy tylko ja mam takiego pecha czy te silniki są wybitnie nieudane?

    1. Prentki 27 lutego 2019 o 12:43

      M43B19TU z 245k przebiegu (z tego ostatnie 45k na podtlenku gazotu). Czasem delikatnie zaklepie mi z góry, ale to popychacze, o których wiem (przymierzam się do wymiany tylko mam na liście kilka ciekawszych rzeczy) ;)

      Innych objawów póki co brak, choć też słyszałem, że te silniki do wybitnie trwałych nie należą.

  9. dapo 20 marca 2019 o 06:08

    Było kiedyś uno 1.4 turbo. Lekkie i mocne, bez zbędnych bajerów.

Pozostaw odpowiedź Mateusz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *