Podobno Unia Europejska ma w najbliższych latach coraz bardziej promować swych prawych obywateli za to, że jeżdżą samochodami które robią „ziuuuuu” zamiast „brum brum” (bo to takie dojrzałe i ogólnie eko). Co więcej – jak nie trudno się domyślić nie ograniczy się ona zapewne wyłącznie do gratyfikowania obywateli jedzących humus i jagody, ale też skupi się też na uprzykrzaniu życia tym, którzy w jej ocenie nocami palą w piecu opony i wylewają zużyty olej silnikowy do pobliskiego jeziora.

Czyli nam.

Ostatnimi laty da się zaważyć pewien trend dotyczący podziału obywateli na osoby ekologicznie świadome i te działające na szkodę naszej ukochanej matki natury. Nie ma tu stadium pośredniego – albo jesteś ekologiczny albo nie. Co ciekawe, podstawowym wyznacznikiem owej ekologiczności nie jest wcale przydomowy kompostownik i energooszczędne żarówki lecz coś, co w założeniu raczej ekologiczne nie jest .

Samochód.

Tak naprawdę większość ludzi uzna Cię za osobę świadomą ekologicznie jeśli tylko będziesz na tyle głupi aby przepłacić czterokrotnie za samochód na baterie, którego wyprodukowanie i eksploatacja jest dla środowiska równie nieszkodliwa co koncern BP.

Niedawno słyszałem, że od jakiegoś czasu darmowy wjazd do centrów większych europejskich miast jest dostępny tylko dla „ziuuuu”. „Brum Brum” muszą kupić sobie kolorową naklejkę, której cena sugeruje, że spędziła ona trochę czasu w majtkach Cameron Diaz. Póki co to sytuacja dla nas dość abstrakcyjna bo w większości wypadków nasze centra są tak rozkopane przez drogowców i oznakowane jednokierunkowymi, że wjazd do nich i tak graniczy z cudem (a nawet jeśli komuś uda się tam wjechać to zostanie w tym jednokierunkowym labiryncie na zawsze). Nie zmienia to faktu, że za sprawą Unii i taka szeroko rozumiana nowoczesność i ekologia prędzej czy później zawita i do nas.

No bo chyba nikt nie uwierzy, że polskie władze mając sposobność do zdarcia z nas pieniędzy za wjazd do centrum z niej nie skorzystają, prawda?

A więc można zakładać, że prędzej czy później nastanie dzień, w którym za możliwość postania w korku przed grubym gościem w pomarańczowej kamizelce i pokręcenia się wokół budynku PZU będziemy musieli zapłacić milion eurogąbek tylko dlatego, że mamy stare BMW, a nie nowego Priusa.

I tutaj właśnie ujawnia się mój geniusz.

Podejrzewam, że większość z Was nigdy nie podejrzewała by swojego samochodu o to, że jest on zakonspirowaną hybrydą, prawda?

A jednak jest.

I w przeciwieństwie do tej akcji kiedy z powodu niedomytej przedniej szyby ogłosiłem, że odkryłem nową planetę w układzie słonecznym, tym razem mam na to solidne dowody!

Na początek pozwolę sobie sięgnąć do mojego ulubionego źródła przypisów używanych przy pisaniu prac zaliczeniowych czyli Wikipedii. Z zawartej w niej definicji wynika, że napęd hybrydowy jest to – cytuję:

„…Połączenie dwóch rodzajów napędu do poruszania jednego urządzenia. Napęd hybrydowy to najczęściej połączenie silnika spalinowego i elektrycznego. Silniki te mogą pracować na przemian lub naraz, w zależności od potrzeb, np.: w mieście elektryczny, za miastem spalinowy.”

A więc teraz usiądźcie wygodnie i poznajcie mój geniusz.

Kiedy to podczas wymiany pompy paliwa musiałem przestawić samochód o parę metrów w tył, a kontuzjowany nadgarstek niespecjalnie nadawał się do pchania tego klocka po pochyłym w nie tę stronę co trzeba podjeździe, wpadłem na pomysł żeby wrzucić jedynkę, a następnie z odpiętą pompą paliwa i puszczonym pedałem sprzęgła zakręcić parę sekund rozrusznikiem.

Efekt był taki, że rozrusznik kręcąc kołem zamachowym pozwolił beemce przetoczyć się spory kawałek bez użycia ani grama benzyny.

Tym samym moje 18 letnie BMW 318is pokonało dystans ośmiu metrów wyłącznie za pomocą napędu elektrycznego!

A kiedy odpaliłem później silnik spalinowy, doładował on akumulator, który to z kolei służył do zasilania napędu elektrycznego (rozrusznika). Oczywiście w niektórych sytuacjach, kiedy wydajność silnika elektrycznego jest zbyt mała (na przykład kiedy trzeba pokonać odległość większą niż długość podjazdu) rolę napędu w samochodzie przejmuje spalinówka, równocześnie doładowując w czasie pracy akumulator.

To identycznie jak w Priusie!

Mam więc tylnonapędowego Priusa z 1994 roku, którego na dokładkę poskładali Niemcy!

Ale się porobiło…

18 Komentarzy

  1. Zbyszek 17 stycznia 2013 o 18:40

    sam jestem jednym z napiętnujących eko-terroryzm, ale z ciekawostek to ostatnio usłyszałem, że żywotność akumulatorów stosowanych do przeróbki samochodów na elektryczne (w pełni) to jakieś 700 000km. Nigdy bym się nie spodziewał, chociaż i tak uważam, że to (póki co) poroniony pomysł. Inwestycja zwraca się po 150kkm jak kiedyś liczyłem – dziękuję, postoję.

  2. Pajeł 17 stycznia 2013 o 20:06

    Hmm :)

    Pomysł fajny, itd :P
    Jako, że studiuję ( a przynajmniej próbuję) w KRK, to miałem raz wykład odnośnie tych elektryków … I co z niego wyniosłem ? To co Wy tutaj piszecie, tzn. auto jest 4x droższe od konwencjonalnego, nie przynosi takich emocji z jazdy co Nasze stare BMW (też mam E36), a w dodatku (i co najlepsze) wcale nie jest aż tak ekologiczne. Dlaczego ? No zastanówcie się… Skąd bierze się energia do poruszania się tym pojazdem? A no z gniazdka… A w gniazdku skąd jest prąd ? A no z elektrowni, a Ona skąd ma prąd ? Bo go wyprodukowała, wywalając przy tym do atmosfery praktycznie tyle samo CO2 co Nasze stare BMW przez wydech :)
    Ot cała ekologia… Wyzysk kasiory, nic więcej…

    Pzdr Prentki :)

    1. Szczypior 17 stycznia 2013 o 21:44

      Panowie, dokładnie tak jak z żarówkami energooszczędnymi… Ale co tu dużo mówić, ktoś na tym zarabia, ktoś jest debilem i popiera srekopropagandę i niestety ale zębami pola nie wykosisz ;] Nic, tylko dalej szkodzić kupując auta z dużymi silnikami, lać do nich benzynę i się nie przejmować. Dopóki możemy…

  3. Parzych 17 stycznia 2013 o 21:42

    Ze 20 lat temu zabrakło mi wachy w UAZie, i to na torach tramwajowych, i wtedy też się okazał hybrydą… UAZ który już 20 lat temu miał ze 20 lat…

  4. Spalacz Benzyny 17 stycznia 2013 o 22:21

    no ale przecież jazda na rozruszniku to chyba nawet w testach na prawo jady jest… przynajmniej na kursach o tym mówili… jako awaryjne uciekanie z torów gdy jedzie pociąg, czy zjeżdżanie ze skrzyżowania gdy auto zgaśnie i nie chce odpalić, nie ma paliwa, itd…

    1. Szczypior 17 stycznia 2013 o 22:25

      Rok temu tego nie było ;] W sumie jestem na tyle niepojętny, że dopiero po wpisie Tommy’ego doszło do mnie, że tak właściwie można zrobić…

      1. Dominik 24 stycznia 2013 o 14:28

        ja tak fordem escortem przejechalem dobre 30 m POD górke!
        niestety w e60 juz sie nie uda, bo jest i automat oraz komputerowo sterowany rozrusznik (ala przycisk start)

  5. jj 18 stycznia 2013 o 08:21

    Planujesz Prentki jeszcze kiedyś popełnić parę tekstów takich, jakie można było dawno temu czytać na polskiej jeździe?

    Powoli niestety zaczyna to przypominać telenowelę, coraz częściej ma się wrażenie że to już było….

    1. Tommy 18 stycznia 2013 o 08:42

      jj – widzisz, problem polega na tym, że tworzenie prentkiego jest procesem dość złożonym i chaotycznym. Prawda jest taka, że praktycznie cały czas mam porozrzucane gdzieś po domowym komputerze notatniki z kilkudziesięcioma niedokończonymi wpisami (nawiasem mówiąc niechcący podsunąłeś mi pomysł na następny).

      To kiedy i jaki wpis się tu pojawi zależy od wielu czynników – ja po prostu siedząc na siłowni albo w garażu myślę sobie nad wieloma rzeczami i czasem dochodzę do czegoś, co następnie w wolnej chwili przelewam na klawiaturę. Jeśli ma to ręce i nogi to po odleżeniu paru dni z reguły trafia na główną.

      Wpisy w stylu tych z polskiej jazdy co jakiś czas się pojawiają – ot chociażby tutaj: http://prentki-blog.pl/walc-na-dwa-pasy/ albo tutaj: http://prentki-blog.pl/red-czesc-pierwsza/

      Teraz co prawda trochę uwziąłem się trochę na tego Priusa (sąsiad sprzedał swoje i30 odbierają mi tym samym istotny element twórczy) ale spokojnie – i na benzynowe poematy przyjdzie jeszcze pora ;]

      1. jj 18 stycznia 2013 o 15:06

        Wiem, że raz kiedyś się pojawiają i bardzo mnie to cieszy. Nie chcę wyjść na naczelne narzekadło, ale jak któryś raz czyta się właśnie o tych badziewnych priusach, czy innych powtarzających się tematach (nie wymienię, nie będę na tyle rzeczowy, bo jednak lenistwo bierze górę, przepraszam bardzo), to… No fajny blog prowadzisz, fajnie tutaj zaglądać za nowymi wpisami, nieco innymi niż to można zobaczyć na ‚profesjonalnych serwisach motoryzacyjnych’. Owiniętą bawełnę w postaci premiera pluska, hybryd, hyundai i innych fotoradarów można wyrzygać w technikolorze dzięki mediom.

        Co tu dużo mówić, fajnie czytało się późnymi wieczorami, przy herbatce czy innym ‚umilaczu’ opowieści o beemkach, muskularnym Jerzym i reszcie zgrai, z dziewuchą na czele. Zapewne niełatwo coś takiego stworzyć, aaaale… warto!

        I jeszcze raz mówię, nie mam zamiaru mówić, że blog jest do dupy.
        Na ręcznym na śniegu też nie jeżdżę. Ręcznego używam tylko podczas postoju pojazdu na pochyłej drodze. A przednionapędowy to miałem rowerek, trójkołowy… :D

        1. Tommy 18 stycznia 2013 o 15:26

          jj, staram się nie dublować – Jeśli już wracam do jakiegoś tematu to z reguły dlatego, że przypadkiem wpadłem na coś nowego co jest z nim bezpośrednio związane, albo też porozmawiałem z kimś kto miał na ten temat ciekawy punkt widzenia.

          Co więcej – ponieważ żyję w tym moim małym kolorowym świecie to naturalne jest, że ilość rzeczy, na temat których mam coś do powiedzenia jest również mocno ograniczona.

          Nie napiszę o nowym Ferrari California bo wiem o nim jedynie tyle ile ktoś zapisał w Wikipedii – a to jest coś co robi większość „profesjonalnych serwisów motoryzacyjnych”, a czego ja osobiście pasjami nienawidzę.

          Pisanie o czymś w oparciu o komunikaty prasowe i tapety HD? Sory, ale to nie dla mnie – jeśli więc chcesz poczytać o czymś zupełnie świeżym, to musisz uzbroić się w cierpliwość i poczekać aż skasuję moje BMW.

          A potem kupię sobie nowe.

          Zielone :]

          Albo aż w jakiś zabawny sposób wypierdolę się na schodach – chociaż o tym już chyba kiedyś było ;}

          1. Szczypior 18 stycznia 2013 o 17:12

            Tommy, za to zielone masz kolejnego plusa :P Ale chyba taniej wyszłaby wizyta u lakiernika (albo jak w Twoim przypadku poświęcenie trochę czasu i pieniędzy na lakier) niż kasowanie takiego sympatycznego okazu ;)

  6. marky 18 stycznia 2013 o 14:12

    A widzisz, zgodnie z przytoczoną definicją moje E39 PB+LPG tez jest hybrydą!
    I co? I jestem EKO!
    BA!
    Ono jest TRZYBRYDĄ – dołączając rozrusznik:)
    Chyba to opatentuje i zgłoszę się w urzędzie miasta Krakowa o zezwolenie na darmowy wjazd na rynek, do knajp, parków krajobrazowych, stadion wisły i bazar „Tandeta”…
    A mój limit emisji cełodwa sprzedam chińczykom $$$

  7. PanJan 21 stycznia 2013 o 15:34

    A taki patent jest w Citroenach. Ten cały gadżet e-hdi tak działa :)

    1. Tommy 21 stycznia 2013 o 15:49

      Sąsiad ma taki w standardzie w swojej Skodzie Felicia – nazywa się „brakło benzyny zjedź na chodnik system” ;}

      1. PanJan 23 stycznia 2013 o 00:25

        a taki system to i ja mam w swoim cytrolocie :>

  8. Irek 4 lutego 2013 o 14:42

    Osobiście nie wydaje mi się żeby to niosło jakieś mega zmiany za sobą

Pozostaw odpowiedź Dominik Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *