Większość z Was pewnie kojarzy już na czym polega nasza zabawa w budowanie sobie debilnych prezentów urodzinowych. Dla tych, którzy nie wiedzą jeszcze o co chodzi, wyjaśnię pokrótce, że mamy z Grubym (i od niedawna również z Diabhalem) taką zasadę, że prezentów urodzinowych pod żadnym pozorem nie możemy sobie kupować.

My musimy je zrobić.

Widzicie, chodzi o to, że żaden z nas totalnie nie potrafi w zakupy (pomyślcie tylko, że ja kupiłem swego czasu Forda Escorta bez dachu, Gruby jeździ kilkuletnim Land Roverem, a Diabhal to już w ogóle od 16 lat próbuje naprawić swoje Mondeo).

Tak więc stając w obliczu naszych ograniczeń umysłowo-społeczno-konsumpcyjnych stwierdziliśmy zgodnie, że nawet gdybyśmy poświęcili wiele, wiele godzin na przemierzanie allegro i kopytkowanie po galeriach handlowych, najpewniej i tak ostatecznie kupilibyśmy jakieś drogie, brzydkie i zupełnie nietrafione gówno.

Ewentualnie flaszkę (co samo w sobie nie byłoby takie złe, gdyby nie fakt, że żaden z nas nie lubi banałów).

Dlatego też doszliśmy kiedyś do wniosku, że dużo lepszym pomysłem będzie przeznaczenie czasu poświęcanego na zakupy na zbudowanie czegoś, czego z całą pewnością kupić się nie da (i w sumie chwała bogu, ale o tym przekonacie się za chwilę).

Warto dodać, że ta decyzja pociągnęła za sobą jeszcze jeden, cholernie fajny efekt uboczny.

No bo pomyślcie sami – kiedy ostatnio mieliście okazję zrealizować jakiś swój własny, artystyczny pomysł?

I nie mówię tu o projekcie do pracy, rzeźbie na konkurs plastyczny swojego dziecka czy pomalowaniu ściany w sypialni na jakiś nietypowy kolor.

Mówię o czymś Waszym od A do Z – czymś, co po prostu bardzo chcielibyście stworzyć, nawet jeśli nie jest to nikomu do niczego potrzebne.

Widzicie, prawda jest taka, że dla większości ludzi ten twórczy okres w życiu kończy się w chwili kiedy w podstawówce po raz ostatni chowa się do szuflady biurka sfatygowany blok techniczny – i to jest jednak trochę smutne.

W dorosłym życiu czasem namalujesz jakiś obrazek, albo zbudujesz stolik ze starej palety, ale zwykle i tak jest to coś podpatrzonego w internecie, a nie swojego.

Oryginalnego – wymyślonego i stworzonego spontanicznie z błyskiem w oku.

Dlatego właśnie ta idea budowania sobie głupich rzeczy tak bardzo mi się podoba i jestem pewien, że jeszcze mając 90 lat będę siedział w garażu i wycinał z drewna jakieś koślawe, urodzinowe napędzane silnikiem od motolotni kutasy.

Żeby jednak już bardziej nie przedłużać, dzisiaj chciałem pokazać Wam jeden z takich urodzinowych projektów – Boomfoxa.

Część z Was pewnie kojarzy go już z fejsbuka, ale myślę, że i tak warto go tutaj przypomnieć.

Koncepcja była prosta – znaleźć najbrzydsze, najbardziej wyleniałe i nieudolnie wypchane zwierzę w całym polskim internecie, a potem przerobić je na jakiś domowy sprzęt RTV (powiem tylko, że początkowy plan zakładał kino domowe i subwoofer zrobiony z dzika, ale okazało się, że te włochate repliki Doroty Welman chodzą drożej niż niektóre E36).

Ostatecznie padło więc na lisa.

Jak wyglądał proces budowy? Po usunięciu części trocin w środku zamontowałem specjalne wzmocnienia (żeby odchudzony lis nie złamał się na pół) i centralkę sterującą zaadoptowaną z chińskiego radioodtwarzacza.

Żeby było bardziej funkcjonalnie, dorzuciłem dwa akumulatorki działające również jako powerbank, dwa głośniki średniotonowe, wejście aux i zmieniające się wraz z muzyką 4 kolorowe podświetlenie LED (z uwagi na spory sentyment do gry „NFS Underground” zamontowałem je w podwoziu).

Całości dopełniło radio FM z anteną zamontowaną w ogonie (dlatego ten tak dziwnie sterczy – czasem trzeba nim trochę pomerdać, żeby złapać odpowiednią stację).

Na koniec dorzuciłem tłumiące wibracje, poprawiające stabilność nóżki, logo na grzbiecie i pasek na ramię ułatwiający przenoszenie – bo za sprawą wbudowanych akumulatorów Boomfox spełnia się idealnie jako plenerowo-imprezowy zestaw audio.

Gniazdo ładowana chciałem zamontować w tyłku, ale nie dało się tego zrobić ze względu na szwy.

Generalnie wyszło to jednak tak bardzo, bardzo źle, że po prostu nie mogło być lepiej.

Kiedy Gruby odpakowywał prezent, z jego reakcji śmialiśmy się z Diabhalem tak, że prawie wysmarkałem wątrobę nosem.

Aktualnie pracujemy nad prezentem na kolejne urodziny Grubego, bo te wypadają mniej więcej za miesiąc – nie będzie aż tak posrany, ale myślę, że też mu się spodoba.

Za niedługo pokażę Wam kolejne projekty urodzinowe (bo trochę się już tego zebrało) ;)

3 Komentarze

  1. sova 6 września 2021 o 10:06

    Chodzi lisek koło drogi, rewelacja, najlepszy ma wyraz pyska z tym zezem rozbieżnym :-D

  2. Rafciu742 14 października 2021 o 09:36

    Nie jest dobrze. Nie jest co prawda też źle. Można powiedzieć średnio :D

    Czekamy na kolejne projekty!

  3. green 5 lipca 2022 o 18:12

    Ostatecznie wypadło na lisa. Ciekawa sprawa. Ten lis jest już sławny..

Pozostaw odpowiedź Rafciu742 Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *