Jak pewnie wiecie czasami w ramach treningu biegam sobie po okolicznych górach, drogach, krzakach i tak dalej.

Kopytkuję sobie niczym przerośnięta, owłosiona sarenka, której ktoś dosypał do paśnika mefedronu, cukierków PEZ i kokainy.

Jakiś czas temu, podczas takiego rutynowego treningu w okolicach pobliskiej Magurki niechcący rozwaliłem sobie jednak moje ukochane, czorne nojki (uciekając przed burzą przeharatałem bokiem prawego buta o wystający, ostry kamień). Co prawda nie jest to jakieś ogromne uszkodzenie i pewnie na niejeden spacer jeszcze się w tych butach wybiorę, jeśli jednak chodzi o bieganie to z powodu naderwanego wzmocnienia bocznego zaczęło rzucać mną po ścieżce jak maluchem po koleinach.

W deszczu.

Doszedłem do wniosku, że takie bieganie z odłączonym ESP nie jest zbyt bezpieczne – tym bardziej, że po zabiegu, który kilka lat temu zrefundował mi NFZ, moje prawe kolano trzyma się teraz wyłącznie na paru wkrętach do drewna i garści tyrtytek.

Możliwe, że jest tam jeszcze jakiś zawias meblowy bo czasami skrzypię jak szafka w kuchni.

Wniosek był więc prosty – potrzebne mi są nowe buty.

I teraz tak – nie wiem czy wiecie, ale wygląda na to, że dziś nie da się już ot tak kupić butów do biegania. Nie. Dziś w ogóle już nie ma czegoś takiego jak buty do biegania. To archaizm. To tak jakbyście weszli do pobliskiego Wranglera i poprosili o nowy żupan. Kiedy wszedłem do sklepu i powiedziałem podejrzanie szczupłej kobiecie na dziale z butami, że chciałbym kupić buty do biegania, ta spojrzała na mnie tak, jakbym chciał kupić marynowane skrzydełka wieprzowe.

„Nic nie wiesz Dżonie Snoł” – zdawała się mówić jej wysuszona od słońca twarz.

Od początku jednak – w pierwszej kolejności wybrałem się do sklepu sportowego w centrum ponieważ najlepiej spełniał on wszystkie moje ściśle określone wymagania i rygorystyczne wytyczne (znaczy się był najbliżej parkingu). Pełen optymizmu wszedłem więc do środka, a kiedy zobaczyłem, że regałów z butami jest kilkanaście to w przypływie euforii pomyślałem wręcz, że może nawet uda mi się znaleźć ten sam model, który niechcący popsułem w czasie kopytkowania po lesie.

Okazało się jednak, że to nie takie proste.

Obadajcie to – najpierw zacząłem przeglądać regał, na którym znajdowały się sportowe buty wyglądające najnormalniej. Wiecie – takie jednokolorowe, z solidną podeszwą, jakimś paskiem z boku i tak dalej. Kilka modeli nawet mi się spodobało. Szczególnie jedne. Całe na biało. Wtedy jednak podeszła do mnie jakaś dziewczyna w dresie, która zapytała czego właściwie szukam, a potem powiedziała, że jestem w złym miejscu.

„To są buty do gry w tenisa” – powiedziała z pełną powagą.

„No przecież wiem” chciałem odpowiedzieć, ale ostatecznie tylko pochyliłem głowę w geście pokuty i niczym skarcony przedszkolak poczłapałem za nią do odpowiedniej alejki. Tu muszę stwierdzić, że w przeciwieństwie do alejki z butami do tenisa przypominającej trochę katalog IKEA, ta wyglądała jak centrum Berlina w trakcie Love Parade 1998.

Jeden, wielki festiwal homoseksualnych kolorów, brokatu i stylu rodem z dyskoteki w Rajczy.

Widziałem tam nawet jaskrawo różowe buty. Męskie. Ze złotymi paskami. I takie w kolorze, który w kilka sekund zabiłby każdego kameleona, który próbowałby się do niego dostosować. A ten żółty? O mój boże – w życiu nie widziałem odcienia żółtego, od którego aż tak bolały by mnie oczy.

Gdybyście w 1998 wjechali do Berlina pomalowanym na ten kolor Oplem Kadetem z bodykitem Riegera, mielibyście zagwarantowane tyle kokainy i seksu, że Pablo Escobar wyglądałby przy Was jak statystyczny kościelny.

Wracając jednak do samych butów – bo teraz zaczęło się najlepsze. Kobieta w dresie najpierw zapytała mnie jak biegam. „W sumie to chyba całkiem szybko” odparłem bez namysłu niespecjalnie z resztą rozumiejąc sens jej pytania. Okazało się, że nie o to jej chodzi. „Jak układasz stopę podczas biegania”.

„O tak” odparłem, po czym teatralnie człapnąłem butem o podłogę.

„Tą płaską stroną do dołu” – dodałem po chwili.

Rozmowa zaczęła iść niebezpiecznie w kierunku typowego Monty Pythona, więc postanowiłem trochę wyluzować i posłuchać o czym właściwie dziewczyna w dresie do mnie rozmawia. I teraz słuchajcie bo to jest mocne.

Po pierwsze, podobno jestem jakimś mocnym penetratorem, bo zdzieram buty po wewnętrznej – zupełnie jak moje BMW. Kobieta pokazała mi więc półkę pełną modeli przeznaczonych dla takich zdzierających podeszwy zboczeńców. Jedne mi się nawet spodobały. Przede wszystkim dlatego bo były cholernie lekkie. I całe czarne. Ale tak całe całe.

Normalnie jak Batman.

Przymierzyłem więc jeden z nich na stopę – a, że pasował jak należy to postanowiłem czym prędzej udać się z pudełkiem do kasy, zapłacić i wreszcie wrócić do domu, żeby w spokoju pooglądać jakieś porno w internecie.

Wtedy jednak kobieta-patyczak zapytała czy na pewno chcę buty startowe, a nie treningowe.

Serio – wiedzieliście, że jest coś takiego jak buty startowe? W ogóle wygląda na to, że istnieje ponad pięćdziesiąt rodzajów butów do biegania – nie mam pojęcia czym (może poza układem tych homoseksualnych barw) mogą różnić się od siebie sportowe buty, ale z informacji, które znalazłem w internecie wynika, że jeśli wybierzecie nieprawidłowy model to Wasze kolana wybuchną, odłamki kości wbiją się w Wasze organy wewnętrzne, a Wy umrzecie w męczarniach.

I pomyśleć, że całe dzieciństwo przegoniłem w szmacianych trampkach z bazaru…

Po przeczytaniu listy schorzeń, które są spowodowane tym, że założyliście na nogi buty wyglądające niedostatecznie „Lady Gagowo”, poważnie rozważam chodzenie do łazienki na rękach.

Ewentualnie pełzanie.

Całe te buty startowe, które chciałem kupić to już w ogóle największe zło i dlatego są przeznaczone tylko dla zaawansowanych biegaczy (z tego co zrozumiałem wynika to z faktu, że ważą nie więcej niż moje skarpetki). Są jak samochody wyścigowe. Już miałem je kupić – w końcu nie mam wyścigowego Porsche więc miałbym chociaż wyścigowe buty. Wtedy jednak dowiedziałem się, że jeśli będę biegał w nich na dystansie większym niż 5-10 kilometrów to moje kolana zamienią się w puree, a ja umrę leżąc na poboczu z groteskowo wykrzywionymi nogami, w kałuży krwi i własnych odchodów.

Z resztą – podobno stanie się tak jeśli w ogóle nadal będę od czasu do czasu biegał po asfalcie.

Serio jestem na to kurwa za stary…  Butów nadal nie mam. Od ponad tygodnia trenuję tylko na stacjonarnym orbitreku bo zwyczajnie boję się iść do sklepu. Jeszcze się niechcący dowiem, że od biegania w starych najkach dostałem raka. Nowe buty najpewniej zamówię przez internet. Takie czarne.

Całe.

Jak Batman.

36 Komentarzy

  1. TQMM 2 sierpnia 2016 o 13:27

    Potwierdzam – chciałem kupić buty do kopania w piłkę. Myślę sobie – a dam 30 euro to będę miał spoko buty, aby od czasu do czasu pobiegać po lokalnym boisku i w atakach epilepsji i parkinsona kopnąć przypadkiem piłkę. A potem wszedłem do sklepu i… wiecie, że są 3 rodzaje podeszw? Halówki, takie normalne korki jak ma Messi czy inny Ronaldo i jakieś takie z „terenową” podeszwą. Po 2 godzinach, 5 atakach paniki i 3-krotnym płaczu porwałem losowe Adidasy mieszczące się w budżecie i mające mój rozmiar. I mam teraz buty z „terenową”podeszwą, które o dziwo są wygodne. Tylko są żółte… i pewnie przez to dokupiłem też skarpetki potem. #jestępiłkarzę #ronaldotociota

    1. maxx304 4 sierpnia 2016 o 15:57

      Te z terenową podeszwą to szutrówki – buty na sztuczną nawierzchnię, na których zazwyczaj nie wolno grać w zwykłych korkach, bo wyrywają/niszczą sztuczną murawę.

  2. radosuaf 2 sierpnia 2016 o 13:49

    Eeee, oczywiście, że są buty startowe – tylko pani w sklepie się coś pokićkało, bo w nich się nie umiera, tylko że zwyczajnie są mniej wytrzymałe. No i fakt, średnio komfortowe, bo ja mam takie i są lekkie, szybkie, ale moje stopy się średnio z nimi dogadują. Nie że jakoś cierpię, ale szczyt wygody to to nie jest. Mimo wszystko wolę takie niż papciowate Asicsy, które miałem wcześniej.
    Znaczy się moje nie są takie do końca startowe, ale stanowią idealny kompromis treningowych i startowych. Mizuno Wave Rider – japońskiego samochodu to bym nie kupił ze względów estetycznych (OK, Datsun 240Z i Toyota 2000GT się nie liczą), ale całą resztę gorąco polecam.

    P.S. Naprawdę nie chcę wiedzieć, skąd znasz nazewnictwo bodykitów do Opla.

    1. Tommy 2 sierpnia 2016 o 15:07

      Rieger to klasyk – nie tylko do Opla. Przygarnąłbym bardzo ;)

      Co do butów – może dla Ciebie to jest spoko bo w przeciwieństwie do mnie kumasz temat. Kiedy jednak wchodzisz do sklepu tak jak ja (czyli z założeniem wejdź, kup buty i wycofaj się ostrożnie najbliższym wyjściem ewakuacyjnym) to robi się to trochę przerażające.

      Kobieta pyta mnie o jakieś płaskostopia, nawierzchnie, dystanse i inne rzeczy operując przy tym terminami zakrawającymi na terminologię NASA. Przy czym w ciągu pięciu sekund pokazuje mi 30 par omawiając każdą jakimś szybkim slangiem przywodzącym na myśl zawodowych kolarzy.

      A ja chciałem tylko buty do biegania. Takie jak zawsze. Czarne.

      Jak Batman.

      1. radosuaf 2 sierpnia 2016 o 15:44

        Rieger mi trąci czymś niemieckim, więc nawet nie wpisuję w Gugla :). Pewnie też ma dużo wspólnego z Batmanem…

        Jeśli biegasz po lesie, kup sobie jakieś cross-training – raczej nie ma za dużo modeli i kolorystyka też jest raczej stonowana, w dodatku raczej nie ma różnych modeli w zależności od pronacji. Poza tym nie powinny się szybko zniszczyć.

        Mizuno – 6 par:
        http://www.mizuno.eu/pl/footwear/running?surface=trail&gender=men

        Asics – 10 par:
        http://www.asics.com/gb/en-gb/mens-trail-running-gear/c/mens-trail-running?q=:relevance:sport:Running

    1. Tommy 3 sierpnia 2016 o 07:26

      Kompletnie o nich zapomniałem :v

  3. Peter - Moto Soul 3 sierpnia 2016 o 00:14

    A pomyśleć, że inni ludzie przychodzą do salonu samochodowego kupić auto i mają podobne odczucia:)

    Tyle modeli, silników i opcji wyposażenia. To może przytłaczać :)

    1. Tommy 3 sierpnia 2016 o 07:28

      Tutaj chociaż sprzedawca nie powie Ci, że ten model służy do jazdy po błocie i, że jak wjedziesz nim na asfalt to eksplodują Ci panewki :v

      1. radosuaf 3 sierpnia 2016 o 09:49

        Chyba, że bierzesz do testów BMW X6 – wtedy od razu zakazują zjeżdżać z asfaltu :).

  4. Szczypior 3 sierpnia 2016 o 02:41

    Doszły mnie kiedyś słuchy, że tych dostosowanych do ścierania wewnętrznej/zewnętrznej części buta lepiej nie kupować bo osłabiają cośtam. Ale ja sie nie znam, biegam w decathlonach za 80zl. Nawet Runmageddon przeżyły .

    Co do Riegera- pisałem o tym kiedyś, obczaj sobie pakiet zerżnięty z Testarossy do E30 to Ci przejdzie ;D

    1. Tommy 3 sierpnia 2016 o 07:29

      Nadal trzymam pod łóżkiem katalog D&W z 1991 ;)

      1. Szczypior 3 sierpnia 2016 o 11:50

        No ale że weź Ty się rozpędź i tego, o ścianę, wiesz…

  5. cha 3 sierpnia 2016 o 07:38

    Widzisz? Jedno wyjście z domu, opuszczenie strefy komfortu i tyle nowej kompletnie bezużytecznej wiedzy. Lepiej za często nie wychodzić do ludzi, bo jeszcze dasz się przekonać do tych fanaberii. A tak na serio to też mnie wkurza monopol na barwy. Buty do tenisa mają fajny klasyczny kształt jednolity kolor, nie walą po oczach. Za to do biegania pokazują co robią homosie, kiedy przejmą jakąś branżę – jeńców nie biorą i z normalności robią nienormalność. Sam kupiłem szare, ale podeszwa musiała już być pomarańczowa, dlatego żeby jej ludzie nie widzieli to dużo szuram, a biegam dopiero jak jestem sam.

    1. Tommy 3 sierpnia 2016 o 07:46

      W sedno.

      Przeraża mnie generalnie cały ten „profesjonalizm”, którym opierdziela się każdą możliwą aktywność. Teraz już nie można ot tak pójść pobiegać, albo pojeździć na rowerze. Musisz mieć do tego apkę, pulsometr z georadarem i GPS-em, oddychającą koszulkę z jakiegoś materiału z kosmosu bo inaczej biada Ci. MUSISZ bo inaczej ludzie będą się z Ciebie śmiali, a z Ciebie zejdzie skóra i umrzesz.

      Do biegania od lat używam prostych, bawełnianych tank-topów w czarnym albo białym kolorze. Ostatnio dokupiłem kilka sztuk – chyba w Lidlu. Na amatorskich biegach wyglądam w nich jak gołąb w klatce z papugami.

      Ale o dziwo jeszcze od tego nie umarłem… ;)

      1. TQMM 3 sierpnia 2016 o 08:52

        Tomek, ale wyobraź sobie, że to działa na ludzi. Przecież na Biegu Fiata widziałem typa, który się obkupił w cały dział biegowy z decathlona – jakieś pończochy, tubki z jakimś gównem. Problem w tym, że na 5km zbierała go karetka :D

      2. wild_weasel 3 sierpnia 2016 o 09:01

        Tommy, z racji tego, że żelazo przewalasz w swoim własnym pomieszczeniu, omija Cie jeszcze zjawisko profesjonalistów treningowych. Przyznam, nierzadko widać u nich porządne efekty pracy, ale koszulki obowiązkowo Under Armour, kevlar karbon i kardamon, tu uciska, tam masuje, klatę pięknie modeluje, i dodaje +10 do mocy rzutu hantlami o podłogę (co prawda 20kg, ale rzucić trzeba tak, żeby fundamenty zadrżały). Na szczęście nie wszystkie lokale są wypełnione takimi modnisiami.

        Może niektórzy tylko uprawiają jakiś sport dla siebie, a inni chcą pokazać, że ten sport uprawiają? No przyznaj sam, chciałbyś mieć na Insta foto z porannego dżogingu w zwykłej czarnej koszulce i butach bez różowego paska i żółtej podeszwy, bez podpiętego monitora parametrów życiowych?

        „jak gołąb w klatce z papugami” – idealne podsumowanie :-))) Jakie to fajne uczucie!

        1. Tommy 3 sierpnia 2016 o 09:10

          Cholera, dlaczego nie mam jeszcze na blogu foci z porannego dżogingu z wrzuconymi trendy hasztagami?
          A, już wiem – bo po porannym dżogingu wyglądam jak wymięte, ledwie żywe ścierwo :v

      3. radosuaf 3 sierpnia 2016 o 09:51

        No co Ty – ja mam zawsze porządne buty, a na resztę mam wypompowane kompletnie. Fakt, że biegam w koszulkach biegowych, bo mi się ich trochę uzbierało przez udział w różnych biegach.
        A do tank topów to trzeba jakoś wyglądać… Ja nie wyglądam :D.

  6. wild_weasel 3 sierpnia 2016 o 09:13

    Czyli nie jak gołąb. Jak gawron.

    :)

    1. Tommy 3 sierpnia 2016 o 09:15

      Ale taki rozjechany, leżący na poboczu ;)

  7. jonas 3 sierpnia 2016 o 09:13

    Nie mój tekst, ale jak się okazuje zawsze aktualny w takich przypadkach.

    „Ja jebię ale mnie wkurwiają wszelkiej maści internetowi hobbyści w tym kraju, kopałbym ich jak kurczaki. Chcesz zacząć coś robić, nie wiem kurwa łowić ryby, sklejać samoloty, srać psa jak sra, cokolwiek i zadasz kurwom na forum pytanie

    Witam, chcę zacząć chodzić po bułki. Czy lepiej do biedronki czy do lidla? Pozdrawiam.

    to po 10 sekundach masz
    Witam, zły dział! Ten temat był już poruszany na forum! Jako, że jesteś nowy to tym razem skończy się tylko na warnie ale w przyszłości UŻYJ OPCJI SZUKAJ. Pozdrawiam, moderator forum wypieki.net
    Chcesz zacząć chodzić po bułki? Super! Tylko pewnie masz nogi te same od urodzenia, które niestety po 2-3 pójściach do biedry ci się rozpierdolą więc musisz upierdolić nogi i zamontować tytanowe protezy za 9000 dolarów, do tego buty z aerożelem za 5000zł (dostępne w naszym sklepie internetowym), no i urządzenie mierzące pokonany dystans, tętno oraz poziom chuja starego w twojej dupie, bo inaczej jest ryzyko zawału. Przeczytaj też koniecznie poradnik Sebastiana Gałeckiego (niestety niedostępny w PDF ale możesz kupić w naszym sklepie internetowym za 99,99zł) o przechodzeniu przez ulicę, bo z samochodami nie ma żartów i głównym błędem większości początkujących jest wpierdolenie się pod TIRa. Jeżeli chcesz kupować do 6-8 bułek to wystarczy taka torba sportowa za 500zł ale jeżeli 10 bułek i więcej to potrzebujesz już torby COMBAT z uranu i pajęczej sieci, czasami się pojawiają na allegro. Amerykański żołnierz w Iraku nosi w takiej granaty jak szczela więc to solidny sprzęt, będzie służył latami. Mam nadzieję, że pomogłem, pozdrawiam!

    EH PANOWIE CORAZ WIĘCEJ AMATORÓW SIĘ PCHA DO ZABAWY HEHE MAM NADZIEJĘ, ŻE PRZEJDZIE TA NOWELIZACJA USTAWY I PO BUŁKI BĘDZIE MOŻNA CHODZIĆ TYLKO Z LICENCJĄ BO SERIO NIEKTÓRZY NIE MAJĄ ANI DOŚWIADCZENIA ANI WYOBRAŹNI I NA PRZYKŁAD UPUSZCZĄ BUŁKĘ NA PODŁOGĘ

    hehe pamiętacie obwarzan75 rogalking jak byliśmy w ’99 na zlocie pieczywa tostowego w Siedlcach? XD Co tam się działo to głowa mała!!! Całe życie z wariatami XDDD KTO MA WIEDZIEĆ TEN WIE XD”

    1. Tommy 3 sierpnia 2016 o 09:17

      Borze muj, jakie to jest prawdziwe…

  8. Adam 3 sierpnia 2016 o 12:19

    Teraz to już we wszystkim jest 148 rodzajów do wszystkiego i człowiek nie wie, w co ma wsadzić ręce (albo nogi) Unikam stacjonarnych sklepów sportowych właśnie przez to wszędobylskie podejście eksperta. Mam buty sportowe różnych marek, także znam swoją rozmiarówkę i zamawiam tylko w internetach, bo szkoda nerwów. Specjalistyczne porady można też sobie poczytać samemu. Pozdrawiam :)

  9. Robur 3 sierpnia 2016 o 13:29

    To ja, lurker stały. Ja chodzę na siatkę. Gruby jestem, mały, siwy, więc w sklepie sportowym czuję się… no nie ma miejscu. No i miałem takie Decathlonowe buty DO BIEGANIA, bo wydałem 70 zyli, i co- mają czekać aż mi się pobiegać zachce? no to siatkowałem w nich, aż się nie rozpadły. No to poszedłem do Decathlonu, kupić takie same. No ale tamte były dawno… Teraz są nowe. Tzn. najpierw poszedłem na stoisko siatkarskie, licząc na jakąś bieda-markę z butami, ale tam były tylko profesjonalne (jak dla mnie, pewnie to jakaś amatorska paść) Aziksy. Za ponad 300 ziko. Nie wierzę w to, że dzięki temu będę lepiej atakował (no bo tu jest wymagane np. oderwanie się od podłoża, a ja gruby jestem…), więc poszedłem na stoisko dla biegaczy. „But męski, do biegania po miękkim podłożu, do 1 godziny w tygodniu…”, znaczy co- jakbym chciał biegać 5 razy, to bym se musiał kupić 5 par butów, i flamastrem napisać „poniedziałek”, „wtorek”… bo inaczej pękną mi torebki stawowe? „But męski, do biegania po miękkim podłożu, do 3 godziny w tygodniu…”…. no to może jest OK… ale jak się siatka przedłuży, to buty same do szatni pobiegną? A czy parkiet jest twardy, czy miękki (hint- twardy, parę razy glebnąłem).
    …z płaczem uciekłem na parking. Pojechałem do miejsca gdzie mają same wyprzedaże, i kupiłem pierwsze z brzegu buty które kosztowały stówę, i w które wsadziłem stopy. Są to najacze…. ale jakoś nie przeżywam orgazmu przy wsadzaniu (taki żenujący żarcik na koniec :-)).
    Tak więc łącze się z tobą w bólu…..

  10. Seba 10 sierpnia 2016 o 09:38

    Z drugiej strony to chyba dobrze że ta miła pani powiedziała ci ze to były buty do tenisa
    Bo mogło się to skończyć tak:
    https://youtu.be/feyjtw5iN0E
    ;)

  11. Marek 18 sierpnia 2016 o 21:08

    Moja 1 wizyta w profesjonalnym sklepie biegowym miała podobny przebieg

    Teraz wybierając nowe buty rozglądam się w internecie za pasującym modelem a i taniej online zakupy.
    Jeśli nie biega się 30+ km tygodniowo to buty jakiejś dobrej firmy dadzą rade bez super dopasowywania technologii tylko zależnie od modelu szybciej się rozpadną od zużycia – te szybkie buty startowe ;)

  12. Naszyjniki 20 sierpnia 2016 o 12:26

    Widziałem kiedyś sklep typowy dla biegaczy, tam doradza jakie buty kupić do biegania.

  13. Paweł Tomaszewski 10 października 2016 o 15:43

    Pójść do sklepu i nie potrafić wybrać spośród ogromu kolorów, wzorów, rodzajów – skąd ja to znam. ;) Buty do biegania to ważna rzecz, ale kto by pomyślał o tym jeszcze kilka lat temu, nie? Kiedy dylało się w starych trampkach lub rozchodzonych już adidasach.

    Pozdrawiam.

  14. Karol 8 listopada 2017 o 10:31

    Myślę, że kupując dzisiaj buty do biegania dla osób, które są na początku tej drogi, to najlepiej będzie zainwestować w buty do max. 200 zł. Warto by takie buty pochodziły od znanych i renomowanych firm bo tylko wtedy będziemy mieli pewność, że buty będą nam służyły jak należy.

  15. Bartek 16 października 2018 o 20:22

    A według autora „Urodzonych Biegaczy” najlepsze buty do biegania to zwykle trampki z płaską podeszwą. Stopa jest tak skonstruowana, że przy odpowiednim sposobie biegania amortyzuje lepiej niż najlepsze buty do biegania, jednocześnie magazynując energię w napinających się ścięgnach. Tylko trzeba je stopniowo przyzwyczajać do wysiłku.

Pozostaw odpowiedź Tommy Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *