Koniec roku to zawsze czas refleksji, podsumowań i znęcania się nad sobą w związku z kolejną porcją zaprzepaszczonych szans, niedotrzymanych obietnic i nie zrealizowanych planów. Ja mam podobnie, choć nie ukrywam – tym razem postanowiłem podejść do tematu od tej bardziej optymistycznej strony.

Po pierwsze – jestem cholernie szczęśliwy, że na moim podjeździe stoi znane Wam poniekąd podeszłe wiekiem BMW. Podejrzewam, że większość moich znajomych uznałoby to raczej za porażkę życiową aniżeli sukces (w końcu nie jest samochód, który zrobiłoby wrażenie na kimkolwiek poza koneserami win owocowych spod pobliskiego sklepu spożywczego).

Dla mnie jednak ten niepozorny, stary samochód jest jednym z nielicznych życiowych trofeów.

Obiektem marzeń, który dzięki własnej determinacji oraz kilku szczęśliwym zbiegom okoliczności stał się nie mniej realny aniżeli kolejna zmarszczka na moim czole.

Jeszcze kiedy jako mały chłopiec biegałem wokoło stołu i poświęcałem sporo czasu na zabawę resorakami z matchboxu wiedziałem, że kiedyś będę miał takie BMW. To może wydawać się głupie, bo obecnie BMW w generacji E36 da się kupić w cenie dobrego kompletu opon – nie jest to zatem żaden specjalny wyczyn czy dokonanie. Nisko coś zawiesiłem sobie ten sufit, prawda?

W moim wypadku chodziło jednak o coś zupełnie innego niż zdobycie samochodu o określonej wartości.

Zastanówcie się sami – kiedy stawiacie przed sobą jakieś wyzwania zapatrujecie się przede wszystkim na osiągnięcie jakiegoś określonego celu. Wykonanie planu. Dotrzymanie obietnicy.

Niewielki punkt w czasie i przestrzeni, do którego (o ile nie braknie wam motywacji i determinacji) będziecie zawzięcie dążyć.

Kiedy jednak spojrzycie na to z lekkim dystansem to podobnie jak ja zauważacie, że nie tylko moment, w którym stajecie na szczycie góry jest Waszym zwycięstwem. Nikt nie zdobywa szczytów tylko po to, aby postawić na nich swoją stopę i wrócić do domu.

Tu nie chodzi tylko o osiągnięcie celu ale i całą drogę, która latami wiodła Was stromo pod górę.

I co nie mniej ważne – życie ze wszystkimi konsekwencjami faktu, że pewnego dnia ją pokonaliście.

Że daliście radę.

Kiedy jako mały brzdąc wskakiwałem na prawy fotel starego 323i należącego do mojego taty doskonale wiedziałem, że to jest coś co w przyszłości chciałbym mieć. Ten samochód był czymś, co idealnie podsumowywało godziny spędzone nad kolorowymi gazetami i magazynami z terminem „auto” i „sport” w tytule. Zarówno dla mnie jak i dla mojego taty była to kwintesencja pasji, która od najmłodszych lat rodziła się na starym, garażowym stole.

A teraz stoję w oknie z kubkiem gorącej kawy i widząc to BMW zaparkowane na moim podjeździe myślami widzę tatę, który z dumą w oczach krąży wokół niego i gładzi dłonią linię jego dachu.

Ten samochód kupiłem i zbudowałem nie dla siebie, ale także i dla niego.

Mimo iż nie doczekał tej chwili to wiem, że gdzieś tam jest i widzi go tak samo wyraźnie jak ja. Że podobnie jak ja cholernie cieszy się z faktu, że jest mój. Że stoi tutaj, a kluczyki spokojnie spoczywają w kieszeni moich jeansów.

Dzięki tej świadomości każda chwila, którą spędzam w przydomowym garażu naprawiając i wymieniając różne elementy tego staruszka jest dla mnie równie bezcenna co czas, który dane mi było spędzić z ojcem.

To taki mój sposób na powrót do czasów, gdy wspólnie składaliśmy coś na starym, garażowym stole. Sposób ponownego przeżywania wspomnień, które do końca moich dni zapisane będą w mej głowie jako fajne.

Wiele osób widząc fotorelacje z prac przy odbudowie BMW czy któregoś z moich Fordów chwyta się za głowę i myśli sobie „boże ileś Ty się chłopie przy tym starociu namordował…”

I tutaj należy się pierwsze sprostowanie

Ja się wcale się przy nim nie namordowałem.

Ja po prostu spędziłem dużo czasu na robieniu czegoś, co sprawia mi radość.

Nie tylko posiadanie wspaniałego samochodu jest tutaj sposobem na spełnienie własnych marzeń. Jest nim cały proces jego powstawania – droga, którą musimy przebyć aby kawałek metalu zaparkowany na podjeździe stał się elementem i świadectwem naszego życia.

Świadectwem pasji, którą nosimy w sercu, i której poświęcamy ręce, myśli i serce.

I tego właśnie Wam Wszystkim życzę w nadchodzącym roku.

Abyście pasji, która to towarzyszy Wam każdego dnia – nie ważne jak zwariowana czy bezsensowna by z pozoru ona nie była, ani na moment nie odsunęli w cień. Byście nigdy, przenigdy jej nie zaniedbali i zawsze czerpali z niej tak samo wiele radości.

Niech rok 2013 będzie rokiem wielkich, małych radości.

12 Komentarzy

  1. krzysiek 28 grudnia 2012 o 17:23

    Dzięki za życzeni!
    Również Tobie wszystkiego, co najlepsze może się wydażyć dla Ciebie i Twojej Rodziny :)
    Także samozaparcia (nie mylić z problemami gastrologicznymi) w tworzeniu bloga oraz czerpania z niego maksymalnej porcji energii :)

    Tego Ci z Asią (moją żoną) serdecznie życzę!

  2. Szczypior 28 grudnia 2012 o 18:25

    To żeś się Tommy wstrzelił w moje rozmyślania ;) Jak być może pamiętasz stoję teraz w momencie, w którym teoretycznie powinienem wybrać co chcę w życiu robić. Oficjalny plan to studia, ale ja marzę tylko o kupieniu jakiejś ładnej E30-tki i zamknięciu się z Nią w garażu…
    Ja Ci życzyć nie będę, bo mam wrażenie, że choćby się waliło i paliło, to i tak będzie po Twojemu :) Życzyć mogę co najwyżej sobie, żeby ktoś mnie kopał od czasu do czasu po tyłku, jak to czasem Tobie wychodzi idealnie.

  3. Spalacz Benzyny 29 grudnia 2012 o 01:53

    BMW E36 to najbrzydsza generacja serii 3 :]
    tyle mam do powiedzenia…

    1. Tommy 29 grudnia 2012 o 09:46

      Spalacz – na takie tematy to się powinno rozmawiać po kilku piwach i to w cztery oczy żeby zawsze można było sobie dać po mordzie ;}

      Tylko wtedy są szanse na to, że ktoś komuś przyzna rację (chociażby w obawie o własne zęby).

      http://www.stancenation.com/wp-content/uploads/2012/10/IMG_00111.jpg

      Jak dla mnie to bardzo ładnie się starzeje. Ale ja jestem perwersyjnie nieobiektywny więc kto by się tam moim zdaniem przejmował ;}

  4. Spalacz Benzyny 29 grudnia 2012 o 13:28

    no racja…
    po zdjęciu jakie wrzuciłeś aktualizuję pierwszy komentarz:

    BMW E36 to najbrzydsza generacja serii 3 patrząc od przodu :]

      1. Spalacz Benzyny 29 grudnia 2012 o 20:26

        jest źle :)

        1. Serdak 29 grudnia 2012 o 23:30

          łooooł, chyba pierwszy raz w życiu zgadzam się z jakimś poglądem Spalacza!! ;) tak, E36 to najbrzydsza generacja serii 3 i razem z E65 najbrzydsze BMW jakie znam.

          abstrahując od tego, podoba mi się to na co zwróciłeś uwagę- pasje trzeba pielęgnować, zaniedbana umiera tak samo jak zaniedbany związek. sam się kiedyś przekonałem (w sensie że z pasją).

          w ogóle życzyć komuś małych radości to takie piękne życzenie, do mnie to trafia. dzięki!

        2. Szczypior 30 grudnia 2012 o 13:43

          Nie znacie się. Chociaż i tak wolę E30, to E36 jest cool ;)

  5. zibi54 6 stycznia 2013 o 23:02

    A co w/g SPALACZA jest OK ?

    1. Tommy 7 stycznia 2013 o 07:33

      Stawiam na cycki, ale jest to moje subiektywne odczucie :}

  6. zibi54 12 stycznia 2013 o 16:59

    OK też lubię , rozmiar 3-4 !

Pozostaw odpowiedź zibi54 Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *