Odkąd sięgam pamięcią zawsze nienawidziłem wszelkiego rodzaju hałasów. I choć bezgranicznie uwielbiałem przyglądać się mojemu tacie wymieniającemu pod przydomową wiatą skorodowane progi w kolejnych, coraz to nowych samochodach, gdy tylko uruchamiał on szlifierkę kątową czym prędzej uciekałem w panice omal nie zabijając się o własne (wówczas jeszcze bardzo koślawe) nogi. Wyglądałem wtedy jak jelonek Bambi na kwasie.

Uwielbiałem muzykę, ale wystarczyło, że ktoś ustawił potencjometr głośności odrobinę powyżej tolerowanego przeze mnie poziomu, a miód spływający dotąd na moje uszy natychmiast zmieniał się w grzechoczącą w nich wiertarkę udarową.

Nienawidziłem tego pasjami.

Nadal nienawidzę.

Kiedy już nawet jakimś dziwnym trafem zdarzy mi się znaleźć w klubie, w którym za tanim PC-tem pamiętającym jeszcze lata 90-te siedzi pryszczaty nastolatek określający siebie na fejsbuku przydomkiem w stylu „DJ Masakrator Maxx Bass Terrorist Sebastian Koziołek”, zawsze myślę tylko o tym dlaczego u licha ten pracujący za darmowe piwo idiota uważa, że podkręcenie opcji „volume” do maksimum miałoby sprawić, że ten beznadziejny kawałek o murzynach i pieniądzach będzie choć odrobinę lepszy?

Dlaczego na boga nie możesz puścić tego tak, żeby pieprzona Niki Mintaj nie rozlewała mi piwa za każdym razem kiedy postawię szklankę na tym podskakującym od basu stoliku?

Dlaczego nie możesz puścić tego jak należy ty cholerny imbecylu?!

I jak to możliwe, że tej bandzie naćpanych gimnazjalistek wyginających się na parkiecie tak, że w latach 90-tych od strzału trafiły by do działu „hardcore porn” witrynowego świerszczyka nie eksplodowały jeszcze głowy?

Przecież od ponad pół godziny pląsają i kopytkują niczym sparaliżowane gazele tuż obok głośnika wielkiego jak Albania! Ewolucja dała im błonę bębenkową ze zbrojonego betonu czy jak?

Zawsze kiedy po mniej więcej godzinie wychodzę z takiej podskakującej, śmierdzącej wilgocią i tanim piwem piwnicy (mój rekord to 1:23 i to tylko dlatego, że byłem w takim stanie, że niechcący pomyliłem drzwi wyjściowe ze schowkiem na szczotki, zrozumienie czego zajęło mi dobre pół godziny) odczuwam ulgę jak gdyby ktoś właśnie zdjął z mojej twarzy skaczącego po niej od ponad godziny naćpanego orangutana.

Przez kolejne dwie godziny piszczy mi w uszach, a kac po zbyt długiej styczności z klubową muzyką pop trwa jeszcze dobre dwa dni.

Łażę wtedy wszędzie z odtwarzaczem MP3 i słucham w kółko starych płyt Sinatry co by mój mózg przypomniał sobie normalne funkcje życiowe jak chociażby sikanie do muszli, a nie na deskę i przylegającą do niej ścianę albo nie wysyłanie masowego mailingu ze swojej komórki kiedy się z kimś rozmawia.

Co jednak ciekawe – o ile nie jestem w stanie znieść praktycznie żadnej formy hałasu to dźwięk eksplodującej w rajdowym wydechu benzyny działał na mnie tak kojąco, że mógłbym przy nim zasypiać każdego wieczoru. Już jako mały brzdąc szwędając się za ciągnącym mnie za fraki po strefie serwisowej Rajdu Wisły starszym bratem chłonąłem te wszystkie dźwięki niczym gąbka.

Przegazówki przygotowywanych do startu Lancerów, przejazdy z podtrzymaniem turbo, strzały i kliknięcia sekwencyjnych skrzyni biegów… Podczas gdy inne, przyciągnięte tu przez pragnących zarażać je już za młodu swoją pasją tatusiów dzieciaki ryczały i uciekały gdzie pieprz rośnie, ja gapiłem się na ten spektakl z oczami jak żarówki i wciągałem nosem zapach rajdowego paliwa.

Zostało mi to do dziś.

Dlaczego jednak o tym mówię – kiedy w niedzielne popołudnie zapakowałem się do mojego 328i z kamerą, w celu dogrania brakujących kawałków do mojej części niecodziennego poradnika codziennej jazdy, nie zwróciłem uwagi na nic szczególnego. Ot kolejna niespieszna przejażdżka uzupełniona pogadankami do mrugającej na mnie zalotnie swoją czerwoną lampką kamery. Jeździłem tak więc po opustoszałej z powodu deszczowej pogody przełęczy Przegibek kilka razy musząc poprawiać ujęcia z powodu pojawiających się niespodziewanie poślizgów.

Nic szczególnego. Droga jak każda.

Kiedy jednak zasiadłem wieczorem do mojego buczącego na potęgę komputera i założyłem na uszy słuchawki żeby to wszystko jakoś pociąć i ze sobą posklejać, z chwilą naciśnięcia przycisku play znalazłem się w innym świecie. Klipy, które nakręciłem kilka godzin wcześniej były wręcz przesiąknięte audiofilską pornografią, której wcześniej zupełnie nie dostrzegałem.

Spowszechniała mi.

Przelotowy tłumik Eisenmanna, otwarty dolot na gąbce pipercrossa, metaliczne kliknięcia short shiftera za każdym razem kiedy skrzynia zazębiała kolejny bieg… Świst pracującej szpery i szum opon pragnących dramatycznie utrzymać uciekającą we wszystkich kierunkach przyczepność.

Mechaniczna symfornia, której przewodził sam Pan Lang, odpowiedzialny za stworzenie tego klasycznego walca na sześć cylindrów.

Przyznam, że na co dzień mi to umyka. Skupiony na wyszukiwaniu optymalnego toru jazdy, przyglądaniu się innym samochodom czy rozmyślaniach o czekających mnie jeszcze obowiązkach gubię się w całym tym szumie codziennego bytu.

Wsiadam i wysiadam z samochodu jak automat na żetony pędząc czym prędzej do kolejnego, czekającego mnie punktu harmonogramu.

Tymczasem przez palce ucieka mi ta motoryzacyjna doskonałość, o której to zawsze marzyłem. Zawsze chciałem wóz, który brzmiałby jak grający w pornosie transformers, a kiedy już go mam to przestaję zwracać na niego uwagę.

Zdecydowanie muszę nad tym popracować.

Dlatego też jadę upewnić się, czy aby na pewno nagrałem wszystkie ujęcia. Sprawdzę to na wszelki wypadek jakieś dziesięć razy. Z tego pięć bokiem, a dwa tylko na dwójce i trójce.

1, 2, 3, 2, 3, 4, 3, 2 – próba mikrofonu.

21 Komentarzy

  1. Mazi 25 sierpnia 2014 o 16:14

    Tylko bez odciny na zimnym!

  2. Erwin1981 25 sierpnia 2014 o 20:03

    Póki co nie mam u siebie na pokładzie flagowego bawarskiego motoru R6, ale dosyć często zdarza mi się jechać "bez radia" i posłuchać charakterystycznego furkotu od 4000obr. w górę :) Sam kocham muzykę i jak tylko mogę jeżdżę po różnych koncertach. Odliczam dni do "Męskiego Grania" w SZY…

  3. Anonim 25 sierpnia 2014 o 20:05

    mam podobne zdanie o klubach i ….weselach. Na eisenmanna może nie odłożę (mój syn aż tak długo nie wytrzyma bez pampersów) ale napewno zrobię coś  z wydechem w mim e39 jest seria, cichutko i super, alee trzeba wymysleć jeszcze bardziej super więc, w mojej glowie zrodził się pomysł przepustnicy na wydechu:) zwą to cutout  czy jakoś tak, najważniejsze ze będzie "home made", pełna personalizacja, nawet producenci komórek z androidem nigdy tego nie osiągną :P

    btw, jak brzmi szpera? w onboardach to chyba kłówki tak hałasują?

    1. Tommy 26 sierpnia 2014 o 07:33

      Eisenmanna musiałem sobie zbudować sam (wykorzystałem starą, wypaloną na wylot puszkę Eisenmanna pod R4, która została mi po 318is). Wyciąłem tylną ścianę i wymieniłem cały środek na nowy (podoginałem i wspawałem nowe rury perforowane, wrzuciłem nową izolację itd), dostosowany pod wydech na dwóch osobnych liniach.

      Gra przepięknie, a kiedy uświadomię sobie na dokładkę, że zbudowałem to sam… Sting z Pavarottim w "Panis Angelicus" brzmią przy skubanym jak klepiący rozrząd ;}

      Co do szpery – mówiąc ogólnie "jak brzmi to znaczy, że jest źle" ale ponieważ póki co spina idealnie (a poza tym nie mam czacu na zrobienie jej porządnego przeglądu – wymieniłem tylko olej i cieknące uszczelnienia) traktuję ten delikatny świst w górnym zakresie obrotów jako portal czasoprzestrzennny do ery A-grupowych rajdówek ;}

  4. PaulaCar 25 sierpnia 2014 o 22:59

    Benzyna ekspodująca w wydechu to hałas zupełnie inny, dobry! :)

    1. Tommy 26 sierpnia 2014 o 07:34

      To nie hałas, to porno! ;}

  5. Bebok 26 sierpnia 2014 o 07:58

    Bardzo zacny artykół :) sam poruszałem kwestie u siebie :D Dlatego nie słucham radia. Kiedy jeździłem budem faktycznie musiałem jakoś zagłuszyć 4 garowego Diesla.

    Ale teraz jak mam swojego dziada to radio jest po prostu passé. Niestety jest jeden duży problem ;( na rynku jest tak mało M60B40, żeby wydobyć jeszcze głębszy dzwięk przy schodzeniu z obrotów!

    1. Bebok 26 sierpnia 2014 o 09:29

      No to powiem Ci że teraz mnie rozłożyłeś! :D Skubane gra rewelacyjnie! Miliard koni!

      1. radosuaf 26 sierpnia 2014 o 09:35

        Cóż, wg Evo najlepiej brzmiące V6 w historii :).

        1. robert 26 sierpnia 2014 o 10:40

          Nie wiem jaki sens jest w tym żeby porównywac V6 do rzędowej 6 to jak by heavy metal porównywac do hard rocka,niema żadnego wspólnego mianownika,kto czego słucha kwestia gustu,a gustach sie nie dyskutuje.ale jak chcemy lecieć w tym kierunku to to V6 blado wypada na tle V8 hemi itd,itd,pozdro.

          1. radosuaf 26 sierpnia 2014 o 11:09

            Wspólny mianownik jest taki, że to silniki i mogą brzmieć lepiej, albo gorzej. Jak jest bieg na 100m na olimpiadzie, to nie ma kategorii: Murzyni, Azjaci, biali, ci do 175cm, ci do 185cm, ci powyżej 185cm tylko biegną wszyscy i wygrywa najlepszy. No chyba, że uznasz, że rzędowa szóstka się nadaje tylko na paraolimpiadę, ale ja bym był daleko do tego stwierdzenia…

            Tak, diesle są słabe :).

    2. Tommy 26 sierpnia 2014 o 10:46

      @radosuaf – nagram coś w górach jak tylko skończę prace nad filmem do #postępyRobię

      @robert – ja bym to raczej porównał do cycków. Są małe, są duże, są okrągłe i bardziej sterczące (analogicznie, są turbodołądowane R4, wielkie wolnossące V12, boksery, rzędówki i i "fałki).

      Nie zmienia to faktu, że wszystkie są fajne! :D

      No, może poza dieslami.

       

      Diesle to męskie owłosione cyce

        1. radosuaf 26 sierpnia 2014 o 11:15

          Jak F1 – dużo hałasu, mało sensu :).

          1. Bebok 26 sierpnia 2014 o 12:17

            Czy chcesz w ten sposób powiedzieć że ten wóz jest bez sensu i nie ma sensu? :)

            1. radosuaf 26 sierpnia 2014 o 12:24

              Chodzi mi o sam dźwięk, chociaż budowanie diesla do ścigania się, samochodu, który jedyne sukcesy odnosi w LeMans, gdzie przepisy silnie promują diesle, jest bez sensu :). Diesle zostawmy samochodom użytkowym.

              1. Bebok 26 sierpnia 2014 o 14:14

                to chyba nie tylko przepisy ale ogolne warunki. Wszędzie gdzie trzeba zrobić naprawdę sporo kilometrów, wygrywaja Pugi i Audiki. Teraz faktycznie zrobili bzdure, bo nie ogranicza się mocy, tylko ilośc paliwa. Ale nie zmienia to faktu że kiedy inni tankują wóz dwa razy, oni nawet 8 lat temu robili na jednym baku dwa razy większy dystans oszczędzając mnóstwo czasu :)

        2. Bebok 26 sierpnia 2014 o 11:15

          My bad. pogmerało mi się i jest to V6.

  6. Łysy 26 sierpnia 2014 o 13:27

    Diesel też może dobrze brzmieć. TDS na wolnym przelocie np. Napewno lepiej niż m40 :P

  7. Korny 27 sierpnia 2014 o 13:45

    Taaaa, zgadzam się z calą częścią wpisu traktującą o nienawiści do przeraźliwego, wstrząsającego wszytskim hałasu. Jak wysiadam z diesla mamy, to sie robi taka błoga cisza….:)

Pozostaw odpowiedź Bebok Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *