Kiedy w szkole podstawowej nasz lubujący flety nauczyciel muzyki poprosił mnie, żebym chcąc otrzymać na koniec roku czwórkę zaśpiewał piosenkę o wędrowcu, nie zdawał sobie sprawy z tego na jakie niebezpieczeństwo naraża on siebie i obecne w tej samej sali dzieciaki.

Gdyby na pamiętnym festiwalu w Sopocie Mandaryna odstawiła coś chociaż w połowie tak masakrycznego jak ja, to jestem pewien, że ze względu na zagrożenie terrorystyczne od razu odstrzeliłby ją policyjny snajper.

Żałujcie, że tego nie widzieliście – w połowie pierwszej zwrotki inne dzieciaki zaczęły płakać i biegać po klasie z przerażeniem wymachując rękami i piszcząc jak wrzucone do wrzątku wiewiórki. Nauczyciel schował się pod biurkiem i próbował nie wykrwawić się uszami, a jeszcze zanim doszedłem do refrenu do sali wpadła katechetka niczym ninja wymachując krzyżykiem i kropidłem z wodą święconą.

Nie pamiętam już dokładnie, ale wydaje mi się, że interweniowała nawet straż pożarna i GROM.

Od tamtej pory ustawowo zawsze miałem z muzyki piątkę – tylko po to, żebym przypadkiem nie próbował czegoś zaśpiewać. I pomimo, że po dziś dzień w tej materii niewiele się zmieniło, to życia bez muzyki sobie nie wyobrażam.

Jak pewnie wiecie sporo czasu spędzam w garażu. Gdyby ktoś mnie nie znał mógłby wręcz pomyśleć, że tam mieszkam. Często jadam tam śniadanie, przesiaduję tam kiedy chcę się wyciszyć, albo wręcz przeciwnie – gdy muszę naładować strudzone egzystencją akumulatory. Podobnie działa na mnie urządzona na poddaszu siłownia – to moje królestwo, w którym jestem jedynym panem i władcą. Miejscem, w którym jeśli tylko mam ochotę mogę leżeć plackiem na podłodze i drapać się po brzuchu.

Teleportuję się tam zawsze, gdy życie zyskuje przewagę i z całych sił próbuje odgryźć mi łeb.

Nastawiam wtedy kilka ulubionych kawałków, wieszam na uchwycie worek i odreagowuję trochę nacierając na niego z delikatnością naćpanego niedźwiedzia.

Wracając jednak do muzyki – ponieważ mam w swojej płytotece nieco ciekawych moim zdaniem kawałków postanowiłem zaprezentować Wam dziś kilka utworów, które ja bardzo lubię, a które Wy niekoniecznie będziecie znali. Dziś postanowiłem zaprezentować Wam dziś kilka utworów grupy Kings of Leon. Ja słucham ich głównie za kierownicą, ale równie dobrze brzmią w deszczowy wieczór przy kubku aromatycznej kawy. Lubię ich muzykę tak bardzo, że jestem im w stanie wybaczyć nawet to, iż czasami podkradają ciuchy od swoich dziewczyn…

Pozdrawiam,

Tommy

6 Komentarzy

  1. maxx304 28 czerwca 2013 o 21:26

    Ciekawe kawałki. Nigdy bliżej nie przyglądałem się twórczości Kings of Leon, ale po odsłuchaniu Twoich propozycji, zacząłem sobie rytmicznie podrygiwać nogą. Można liczyć na więcej tego typu wpisów? Przyjemne z pożytecznym. Ja się dowiem jaką muzykę lubisz, a może Ty pokażesz mi jakiś nowy zespół/wykonawcę? Bo że lubisz Tony'ego Bennetta i Sinatrę to już wiem.

  2. Beddie 30 czerwca 2013 o 13:53

    Jako odreagowanie po tych chłopcach z jajkami ściśniętymi przez rurki polecam Ci zapoznanie się z kilokma dostępnymi w sieci utworami Jazz Against The Machine. Bardzo fajne aranżacje kawałków, które w oryginale nie biorą jeńców ;)

     

  3. Leniwiec Gniewomir 30 lipca 2013 o 16:11

    Kings Of Leon – owszem, ok (z wyjątkiem ich pierwszych wytworów, które dramatyczne dość były), i chyba nie będę szczególnie oryginalny mówiąc, że najbardziej lubię "Use Somebody". Generalnie jednak najmocniej siedzę w latach 80. (raczej wczesnych) a ze współczesnych wykonawców do auta najbardziej pasuje mi "Papillon" zespołu Editors. Ponadto w podróż bardzo polecam… rock'n'rolla w stylówie lat 50. The Baseballs coverują w ten sposób popowy kał rodem z Eski i nagle dramatycznie złe numery zaczynają brzmieć fajnie. A stare "Tainted Love" wałkowane już przez kilku wykonawców w wersji niejakiej Imeldy May po prostu gniecie mosznę zajebistością. Tylko stary hamerykański kabriolet by się przydał…

  4. d 29 listopada 2013 o 21:14

    up. dzieki tobie poznałem zajebista wersje tainted love:) dzieki

    1. Tommy 1 grudnia 2013 o 21:09

      5 złotych się należy ;}

Pozostaw odpowiedź Beddie Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *