Niektórzy całe życie marzą o mieszkaniu z widokiem na morze. Inni o pięknej, młodej blondynce, a jeszcze inni o oklepanej szóstce w totka. Włochaty pan Kazio spod czwórki całe życie wzdycha do plakatu z Pamelą. Bączykowa z klatki obok przegląda książeczki promocyjne z IKEI z zapałem obmyślając jakby tę piękną dębową kuchnię urządziła gdyby miała większe mieszkanie lub, o la boga własny dom.

I żyją jak żuczki w swoich malutkich światkach, wyglądając przez dziurkę od klucza na billboardy rozwieszone dookoła bojąc się nacisnąć klamkę. A może nie chcąc tego zrobić, bo wymagałoby to od nich pewnego wysiłku i samozaparcia.

Może jednak lepiej siedzieć sobie w spokoju w tym wytartym i pachnącym bąkami fotelu, w ciemnym mieszkaniu zasnutym dymem z papierosów niczym listopadowe niebo chmurami…

DemptD pewnie znowu opierdoli mnie z góry na dół, że po raz kolejny piszę o BMW, ale cóż mam zrobić, skoro tak bardzo pokochałem te trzy litery owinięte wokół niebiesko białego śmigła.

Dla niektórych te 3 litery to tylko kawałek blachy, 4 kółka i trochę tapicerki. Samochód jak każdy inny.

„W sumie to nawet wolałbym mercedesa” powie ktoś. „Albo audi” doda inny głos. Jeszcze inny wybrałby nową corollę z salonu, bo jest ekonomiczna, ma gwarancję i przemyślne systemy, których nazw zwykły śmiertelnik nie zwykł spamiętać.

A dla mnie ten znaczek jest marzeniem z lat dziecięcych, które pomimo szaleńczych ataków zdrowego rozsądku i zapadania w niepamięć wielu postanowień i pragnień z lat, kiedy nad stół sięgałem na wyciągniętych palcach pozostało żywe do dziś.

Pozostało spełnione.

Kiedy stoję na czerwonym świetle, a deszcz bębni po szybach obwieszczając swą mokrą obecność, przyglądam się sportowej kierownicy i trzem prostym literkom wygrawerowanym na błyszczącym emblemacie zajmującym królewskie miejsce w tonącym w czerni wnętrzu.

Delikatnie przesuwam palcem po lśniącej powierzchni jakby oczekując pojawienia się dżina z trzema życzeniami do wyboru.

Szkoda, że mój ojciec nie może tego zobaczyć…

Jestem pewien, że fakt, że posiadam ten samochód sprawiłby mu jeszcze więcej radości niż mnie.

Dla wielu kupno bmw jest sposobem na zwrócenie na siebie uwagi. Na podniesienie prestiżu wśród swoich znajomych czy rzucenie się w wir modnych zachowań. Bo w końcu ostatnimi laty każdy młody gość w marynarce powinien mieć BMW, A4 lub passata prawda?

Przez ostatnie lata pojawiła się i druga grupa piętnująca popularne modele BMW jako przykłady bezguścia, plebejskości i w końcu wieśniactwa. Ogromne ilości zmęczonych życiem bawarskich krążowników trafiły do naszego płynącego mlekiem i miodem kraju, gdzie ulokowały się po polskich wsiach i lasach. Stały się obiektem drwin i potwornych okaleczeń. Zostały obdarte ze swej doskonałości i klasy.

Mimo to w oczach prawdziwych pasjonatów pozostały wspaniałymi samochodami. Samochodami, które zbyt często miały pecha do właścicieli.

Dla mnie te stereotypowe wartości nie mają jednak większego znaczenia. Nie wybrałem tego samochodu bo może będzie się podobał laskom pod klubem. Na tę decyzję nie miała również wpływu nagonka na driftingowe tematy czy chęć poszpanowania przed kumplami. Bo cóż mi z tego.

Ja po prostu wybrałem legendę.

Samochód, który od lat był tworzony przez pasjonatów po to, aby dawać radość z jazdy innym pasjonatom.

Samochód, którego przodkowie pokonywali północną pętlę Nurburgringu rozcinając klinowym nadwoziem chłodne, poranne powietrze. Tnąc mgłę i krople porannej rosy rozbijające się o ostry dziób zwieńczony połyskującymi w pierwszych promieniach porannego słońca nerkami. Nieodzowny atrybut wieloletniej historii marki.

Legendy, na przestrzeni lat prowadzone przez takich mistrzów jak mistrz świata z 1983 roku Nelson Piquet czy Chris Amon, który w 1973 roku zwyciężył w sześciogodzinnym wyścigu na torze Nurburgring.

A teraz ja siedzę w ciasnym sportowym fotelu patrząc na uśpioną pozornie wskazówkę obrotomierza i mam za plecami całą tę historię usianą wzlotami i upadkami.

Na każde uchylenie przepustnicy składają się lata doświadczeń i miliony pokonanych kilometrów. Krople szampana spadające na maską po wygranym wyścigu i metalowe szpony ogrodzenia, w które wbiło się wyścigowe E21…

Setki liści unoszących się w powietrzu po przejeździe starego CSL i flag trzepoczących na wietrze podczas 24 godzinnego LeMans..

Dla mnie ten samochód jest spełnionym marzeniem. Doskonałym mechanizmem, który z precyzją szwajcarskiego zegarka połyka kolejne kilometry otwartą paszczą nisko zawieszonego zderzaka. Sposobem na to, aby każdy pozornie nudny zakręt odkryć na nowo. I w końcu pasją, która wydziera mi z życia kolejne godziny spędzone z kluczem i grzechotką w dłoni, czyniąc to tak subtelnie, że niemal tego nie zauważam.

Marzenia się spełniają.

Wystarczy wyciągnąć dłoń i nacisnąć tę cholerną klamkę zanim całkiem opadniemy z sił.

5 Komentarzy

  1. MArcin 17 stycznia 2013 o 13:53

    Jakbyś czytał w mojej głowie. :)

  2. Magda 18 stycznia 2013 o 11:50

    Mój narzeczony powiedziałby dokładnie to samo. Zaczynam kochać jego pasję prawie tak jak kocham jego. To się udziela ;)

    1. Tommy 18 stycznia 2013 o 11:59

      Widzisz – podobno w związku chodzi o to, żeby dzielić się tymi najfajniejszymi rzeczami i wspólnie stawiać czoło tym, które już takie fajne nie są (to coś w rodzaju ekscytującej jazdy starą rajdówką ze świadomością, że na którymś zakręcie może kiedyś przytrafić się nam małe dachowanie).

      Jeśli będziesz w stanie z zainteresowaniem pogadać ze swoim facetem o wałkach rozrządu i polerowanych BBS-ach to uważaj, bo istnieje spore ryzyko, że pewnego dnia zwiąże Cię i zamknie w piwnicy żebyś mu broń boże nie uciekła ;]

      1. Magda 18 stycznia 2013 o 12:15

        Jeśli chodzi o markę to już dużo się od Niego dowiedziałam. BBS-y też nie są mi obce. Rozpoznałam nawet ostatnio ilość cylindrów po dźwięku silnika :D Ale muszę się jeszcze sporo nauczyć. Mimo ryzyka zamknięcia będę się starać ;)

  3. SRX 26 kwietnia 2016 o 08:57

    Piękny tekst, doskonale zobrazowałeś to, co dzieje się także w mojej głowie :D
    Żałuję, że dopiero teraz trafiłem na Twój blog.

Pozostaw odpowiedź Magda Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *