Za każdym razem kiedy rozmowa przy piwie, w której biorę udział schodzi na temat starszych samochodów (a schodzi na ten temat za każdym razem kiedy tylko ktoś da mi do ręki trzecie z kolei piwo albo wyczerpie mi się asortyment dowcipów o penisach i zajączku), zawsze znajdzie się ktoś kto na samym wstępie użyje legendarnego już stwierdzenia „bo przy starym samochodzie to przynajmniej sobie sam wszystko tanio zrobisz, a nie te komputery, drogie moduły i inne pierdolstwa”…

Serio – słyszę to co chwila.

Jakby ludzie w trakcie rozmowy na temat 30 letniego coupe nie mieli do powiedzenia nic ciekawszego czy bardziej inspirującego ponad to, że jeśli coś się w nim spierdoli to da się to przynajmniej naprawić śrubokrętem.

To trochę tak jakbyście rozmawiając z kumplami o ślicznej dziewczynie, która właśnie minęła Was na rowerze zamiast stwierdzić, że miała świetne nogi albo zniewalający uśmiech powiedzieli coś w stylu „na pewno ma bardzo niski cholesterol”.

Wracając jednak do kwestii łatwości obsługi starego samochodu – w pierwszej chwili można by się nawet z tym stwierdzeniem zgodzić bo przecież tak bardzo ASO i wszelkie współczesne udziwnienia, które jak wieść niesie powstały wyłącznie po to, żeby jeszcze skuteczniej drenować nasze kieszenie. Powiem Wam jednak, że na podstawie własnych doświadczeń ze starszymi samochodami wyrobiłem sobie na ten temat trochę odmienne zdanie.

Nie myślcie sobie oczywiście, że pod wpływem piwa polubiłem nagle samochodowe interfejsy z portem RS-232 – o nie. Na to się z pewnością nie zanosi bo jestem na to za głupi. Poza tym wtyczką USB nie da się w przekomiczny sposób przybić sobie twarzy do stołu garażowego – a takie sztuczki to nieodłączny element mojej garażowej twórczości. Widzicie, chodzi bardziej o to, że obsługa i utrzymanie w należytym stanie starszych wiekiem pojazdów to wcale nie taki gofer z dżemorem, sielanka i dom nad rozlewiskiem jak to wielu osobom się wydaje.

Dlatego jestem zdania, że bardzo ale to bardzo wiele w celności tego stwierdzenia zależy od tego kto właściwie te słowa wypowiada.

Bo widzicie, dziś mogę już śmiało stwierdzić, że w większości wypadków ludzie używający tego argumentu stosują go wyłącznie po to, by ich stara, zapuszczona Jetta z wybitymi wahaczami choć przez moment zdała się być bardziej atrakcyjna i wartościowa niż zaparkowany nieopodal sedan rocznik 2012, w którym to (w przeciwieństwie do ich Jetty) działa cokolwiek poza korbką szyby w drzwiach pasażera.

Która z resztą też ma już mocno wyrobiony wieloklin.

Z pozoru to może wydać się Wam naciągane ale jestem pewien, że gdybyście wyszli teraz na ulicę i wsiedli za kierownicę paru losowych, wyrwanych z ruchu ulicznego samochodów kategorii 25+ to stwierdzilibyście z przerażeniem, że praktycznie każdy z nich jeździ jak rozmemłane patykiem gówno.

I z resztą wcale lepiej nie pachnie.

Chodzi tu przede wszystkim o to, że zdecydowana większość właścicieli starszych wiekiem samochodów, które spotykamy na ulicach nie jeździ nimi dlatego, bo tak bardzo je lubią. Bo mają styl, bo są z nimi od wielu lat albo w ich ocenie nowsze modele nie są w stanie zaoferować im niczego więcej – więc po co mieliby wydawać na nie swoje z trudem zarobione pieniądze.

Tak naprawdę ludzie, którzy myślą w ten sposób to nieliczne wyjątki – goście o siwych skroniach jeżdżący utrzymanymi w stanie idealnym Toyotami Camry, które kupili za gotówkę w lutym 1992.

Na czarnych blachach i z drewnianymi koralikami na przednich fotelach.

Zdecydowana większość ludzi w starych samochodach to jednak Ci, którzy jeżdżą nimi dlatego, bo nie mają specjalnie innego wyjścia. Młodzi kierowcy, którzy uciułali z trudem 3500 złotych na swój pierwszy samochód, albo ludzie w średnim wieku muszący utrzymać za najniższą krajową swoją czteroosobową rodzinę i jeszcze dojechać jakoś do pracy. Część z nich to oczywiście motoryzacyjni ignoranci nie zdający sobie nawet do końca sprawy, że w samochodach wymienia się olej i amortyzatory. Oni nie wiedzą nawet, że ich wóz pod względem prowadzenia przypomina rozdeptaną psią kupę bo nie pamiętają nawet, że kiedyś jeździł inaczej.

Najgorsza jest jednak grupa, która próbuje przekonywać świat, że ta zdezelowana, 30 letnia hybryda benzynowo-olejowa z dzwoniącymi panewkami i brakiem zbieżności ma własną osobowość i styl młodej Brigitte Bardot.

To ludzie, którzy najpierw kupują umęczony samochód za 4000 złotych, następnie sępią grosza na wszelkie naprawy i remonty, a następnie próbują dorabiać do tego jakąś wyższych lotów filozofię – na przykład umieszczając na twarzksiążce płynące od serca poematy w stylu „Samochody są jak wino – im starsze tym lepsze”.

Albo „Kiedyś samochody budowano z pasją, dziś niestety tylko dla zysku”.

Wybaczcie ale życie w przeświadczeniu, że kiedyś Pan Herbert Quandt stawiał fabryki nie po to, żeby zarabiać na produkowanych w nich samochodach jest delikatnie mówiąc naiwne. Sposób projektowania i materiały były może nieco bardziej archaiczne niż dziś ale myślenie, że w 1987 roku Helmut obsługiwał prasę do błotników z lampką wina w dłoni, słuchając przy tym Straussa, paląc cygara i płacząc to czysty debilizm.

Do czego jednak zmierzam – pomimo że w teorii starszy samochód owszem, da się naprawiać i serwisować przy pomocy znacznie prostszych (i z reguły tańszych) części czy narzędzi, to trzeba jednak mieć świadomość, że ilość wspomnianych części i podzespołów, które ze względu na podeszły wiek powinniśmy otoczyć troską i opieką może okazać się momentami wręcz przytłaczająca. Wiem bo sam mam na podjeździe trzy staruszki, których praktycznie codziennie muszę doglądać.

To trochę takie motoryzacyjne sanatorium – ledwie nasmarujesz u jednego pacjenta skrzypiące zawiasy, a już drugi zsika się na podjazd. Ja tam akurat lubię takie droczenie się z pielęgniarką bo jestem chory na głowię i sprawia mi to radość ale z powodu tej mnogości problemów i trosk często spotykam się z sytuacjami gdzie ludzie przechodzą nad wieloma niedomaganiami do porządku dziennego.

Po prostu przestają zwracać na nie uwagę.

Te osoby można poznać po tym, że kiedy chcecie pożyczyć od nich samochód to wraz z kluczykami otrzymujecie z reguły 247 punktową listę rzeczy, na które musicie uważać jeśli chcecie dotrzeć do celu bez wystającej z tyłka płonącej półosi. Zaczyna się ona z reguły od zacinającej się klamki, a kończy na instrukcji wkładania pod koło specjalnie przygotowanego kamienia, który to leży sobie w schowku pasażera i pełni funkcję zastępczą dla niedziałającego od paru dobrych lat ręcznego.

„Tylko jak chcesz potem schowek zamknąć to musisz najpierw przytrzymać klamkę, docisnąć mocno i dopiero wtedy delikatnie ją puszczasz”.

I to ma być ta Twoja uproszczona obsługa starego samochodu? W nowszych samochodach schowki przynajmniej działają Ty niedołężny imbecylu!

O stare samochody po prostu trzeba bardzo dbać. Dbać i kochać je bezwarunkowo bo choć miłość to trudna i pełna wyrzeczeń to nawet w leżeniu pod samochodem i upuszczaniu sobie młotka na twarz da się odnaleźć nieco radości.

Trzeba nie bać się kosztownych, zakrojonych na szeroką skalę remontów, doceniać dobrej jakości części i nauczyć się robić rzeczy, które dziś często uchodzą już za relikty przeszłości. Dla przykładu – kiedy jakiś czas temu mój znajomy zajrzał do mnie gdy ustawiałem w E30 zapłon za pomocą lampy stroboskopowej na jej widok zrobił taką minę, jakbym ujeżdżał właśnie po podjeździe pomalowaną na różowo żyrafę z sześcioma nogami.

Poza tym mając stary wóz trzeba być trochę jak komentator na onecie i znać się totalnie na wszystkim – blacharce, mechanice, elektryce… A do tego mieć własny garaż bo jeśli wszystkie naprawy i regulacje będziemy zlecać pobliskiemu warsztatowi to szybko okaże się, że ten niski koszt prostego przecież utrzymania 30 letniego Forda zbliża się niebezpiecznie do kosztów leasingu nowego Mercedesa klasy S.

Życie ze starym samochodem, który nie spędza większości czasu pod mięciutkim pokrowcem w oczekiwaniu na niedzielną przejażdżkę to wbrew pozorom nie wiosenny spacerek.

To posrane do cna Camel Trophy – i chyba właśnie dlatego jednak tak bardzo nas pociąga.

66 Komentarzy

  1. Dominik 24 marca 2015 o 15:57

    W nowym samochodzie też wbrew pozorom możesz sam coś zrobić. Bo chyba dłubanie przy zawiasie nie ma nic wspólnego z bezpośrednim wtryskiem lub turbosprężarką?

    1. Tommy 24 marca 2015 o 16:00

      W części modeli tak (bezproblemowo serwisuję sobie chociażby Ibizę z 2005). Ale już na przykład do wymiany klocków czy tarcz w CLS-ie z 2008 potrzebujesz kosztującego kilka tysięcy interfejsu bo nie puści Cię system kontrolujący położenie tłoczków ;/

  2. Zyga 24 marca 2015 o 16:05

    O nie, mam cechy motoryzacyjnego ignoranta :( …a może po prostu doprowadzenie do ideału wozu uratowanego od złomowania jest niewykonalne?

    1. Jawsim 25 marca 2015 o 13:03

      Jest wykonalne – zrobiłem tak z xr3i przeznaczonym już na żyletki. Ale nie polecam komuś bez garażu,sprzętu i cierpliwej kobiety :P

      1. Zyga 25 marca 2015 o 16:14

        Okej okej, wiem, że możliwe:) narzędzi mam dużo, tylko garażu brakuje i żona raczej z tych niecierpliwych. I dzieci się pojawiły. Mój pacjent to Espace ’93 po ekipe budowlanej. Kupiony za tysiaczka, dołożone trochę ponad 2, przeszedł przegląd bez załącznika. Ma kilka przypadłości, z którymi się jeszcze nie uporałem, ale narazie pauza. To nie jest wóz kolekcjonerski :)

  3. Łukasz 24 marca 2015 o 18:42

    Ja dostaję często pytania „ile już w ten samochód włożyłes?” – spokojnie ponad drugie tyle co jest wart. A gdy wyprułem połowę instalacji bo przestał działać termometr ludzie przez kolejny tydzień patrzyli na mnie jak na chorego psychicznie..

  4. Tomek 24 marca 2015 o 19:06

    Po 5 latach bez własnego auta kupiłem w październiku e46. Sprawdzaliśmy je ze znajomym mechanikiem, podobno proste, niezmęczone. Od tego momentu włożyłem w to auto ok. 12 tys złotych. Jakby to podzielić na miesiące to leasing nowego byłby porównywalnie kosztowny a nie liczymy przecież takich niuansów jak pakiet serwisowy w cenie, czy amortyzacja podatku.

    I teraz, po tych wszystkich wydatkach weź to sprzedaj. Przecież zrobiłem i będę miał na dłużej… ta :)

    Co by było, gdybym kupił starsze…

  5. Sobieski 24 marca 2015 o 20:35

    Co do tego że kiedyś auta budowano z pasją to się zgodzę jak i nie, ponieważ chociażby taki mercedesa W124 czy nawet W123 nie budowano z pasją podobną do tej z jaką uprawia się seks z najseksowniejszą i najbardziej ukochaną kobietą na świecie czy też najwięksi psychopaci torturują i mordują swoje ofiary. Nie, w nie pasji włożono tyle co w ugotowanie schabowego przez żonę dla męża jak co tydzień ale Ferrari (zwłaszcza te pierwsze) czy pierwsze Maserati to powiem ci że w nie pasji było włożone jak w mało co gdzie przy dzisiejszych modelach tych marek już tego brakuje.
    Co do napraw to dużo zależy od tego jak jest użytkowane, co jest serwisowane bo auto autu nie równe, jak jest serwisowane i przez kogo(czynnik ludzki ma duże znaczenie). Faktem jest to że w gaźnikowcach raz za czasu trzeba oczyścić styki, gaźnik, ustawić zapłon, podregulować gaźnik. Też trzeba regulować sprzęgło czy hamulce ale mówienie że stare auto w użytkowaniu wychodzi tak samo albo drożej od takiego 6-8 letniego passata to bym nie powiedział. Autami zajmuję się już jakiś czas jak i od dłuższego czasu pracuję w takim a nie innym warsztacie i mogę powiedzieć że nie ma reguły bo jednak wiele aut starych wychodzi taniej niż nowsze a i bywa na odwrót, nie wiem w jakich warsztatach się Tommy serwisowałeś ale tam gdzie pracuję koszt sprzęgła w E30 jest mniejszy niż wymiana w E60(ze względu na typ sprzęgła i ilość czynności dodatkowych)
    Już nawet nie mówię o autach z typu Audi 80/100 B4 które według mnie nie są stare a są śmieszne w kosztach utrzymania jak i łatwości pracy przy nich choć już mają kilka komputerów na pokładzie. Dodatkowo taka 80 wiele mniej do zaoferowania niema niż A4 a w kosztach już różnica spora jest.

    1. Dominik 24 marca 2015 o 20:42

      no ale porównaj jak jeździ e30 i e60… niebo a ziemia

      1. Sobieski 24 marca 2015 o 20:57

        Prawdą jest to że jestem spaczony na delku ale jak miałbym wybierać między E30 a E60 brałbym E30.

        1. Dominik 24 marca 2015 o 21:08

          jeździłem e30… niby taka legendarna… ale świat idzie do przodu… w życiu bym się nie zamienił.
          tak samo e34, fajna – ale porównując z e60 to ubogi krewny.. no i znowu to samo jak sie przystawi f10, chociaz tutaj skok jest mniejszy

          1. Sobieski 24 marca 2015 o 21:54

            Ja nie patrzę na to co jest modne co jest na topie czy jak ludzie teraz żyją. Są auta mające bajery typu masujące fotele czy dwu strefową klimę, mi to nie jest potrzebne. Nie jestem też jednym z tych co uważają auto za środek transportu z punktu A do punktu B ale nie jestem też osobą która musi mieć coraz to nowsze auto z jakimiś bajerami.
            E30 jako auto do jeżdżenia dla mnie było by wystarczające i nie ważne jest to czy ma jakieś gadżety typu gniazdo na ipada.
            Ja chcę dojechać z punktu A do punktu B w miarę sprawnie i przy tym dobrze się czując. Tak mam w E30.

            1. Tommy 25 marca 2015 o 07:51

              @Sobieski – żeby nie było, ja wcale nie twierdzę, że stare samochody są bezwzględnie droższe czy porównywalne w utrzymaniu z nowymi. Nie o to mi chodzi – wiem doskonale, że za cenę sprzęgła do CLS-a jestem w stanie kupić dwie jeżdżące E30 i zostanie mi jeszcze trochę kasy na olej i opony.

              Nie twierdzę też, że te nowsze są fajniejsze czy ciekawsze – przecież wiesz dobrze, że uwielbiam stare samochody, a najmłodszy model z mojej ferajny (poza należącą do Izy Ibizą) to BMW z 1994 roku, którego ani myślę zamieniać na jakikolwiek nowszy odpowiednik ;)

              Chodzi mi bardziej o to, że mamy obecnie taką dziwną modę – spora grupa osób z jednej strony, nie wiedzieć czemu czuje się w obowiązku, żeby informować na okrągło świat o tym jakie to posiadane przez nich stare auto jest proste w obsłudze, wdzięczne i stylowe, a z drugiej pomimo tej prostoty nie są one nawet w stanie zmobilizować się do tego, żeby wymienić końcówki tłukącego się od roku stabilizatora czy zacinający się podnośnik szyby w drzwiach kierowcy…

              W efekcie mamy więc masę moto-hipsterów jeżdżących nienadającymi się do niczego złomami i doszukującymi się w tym jakichś przejawów indywidualizmu i wyższej filozofii – i tego właśnie za cholerę nie pojmuję.

              1. Bebok 25 marca 2015 o 08:43

                Piękne podsumowanie takich ludzi moto-hipsterami ;) tak jak Ci z ulicy chcą wyglądać jak bezdomni, tak moto dziady poczuły Pana. Różnicą jest to że za sweterek hipstera ze śródmieścia, można by kupić komplet do remontu zawieszenia E30. ;)

                1. Sobieski 27 marca 2015 o 21:38

                  Dobrze wiem że lubisz auta starsze bo starym autem nie nazwałbym wyprodukowanego po 90 roku a takim jest twoje E36.

                  A co do tego co ludzie myślą i mówią to sam też jestem częstym świadkiem tego bo jak widzą MR-a 81 to zaczynają paplać.
                  A to że tanie w utrzymaniu a to że się nie psuje itd.
                  Niestety prawdą to to nie jest ma liczne usterki i awarie ale to fakt łatwo doprowadzić go do ładu i to względnie szybko.

                  A najśmieszniejszy są tacy jak mój kolega. Posiada pokaźną kolekcję starych motocykli i to faktycznie starych bo ma np DKW z 35 lub 36 które sam remontuje ale jego zdaniem nie warto kupować butów na dwa lata bo moda się zmieni…
                  Jego auto to Gulf trzy i twierdzi że te auta się nie psują w ogóle. Już kilka razy go ratowałem kablami, transportem czy po prostu dając mu kluczyki do mojego auta(nie MR-a) bo bez awaryjny gulf odmówił posłuszeństwa, a na zapytanie: „jak to przecież golfy się nie psują” odpowiada: To nie golf mi się zepsuł tylko podzespół golfa…

                  Mi osobiście podoba się koncepcja auta z wyglądu „złoma” ale potrafiącego pokazać na światłach czy krętych drogach, od taki złomkowy super śpioch. Choć faktem jest to niestety że ludzie czasem przeginają jeżdżąc z przegnitymi progami/podłużnicami czy tarczami tak zużytymi że prześwituje przez nie światło twierdząc: dobry stary samochód nie to co ten nowy plastik, nic mu nie będzie.

                  1. Tommy 30 marca 2015 o 08:24

                    Z tym paplaniem to jest już taka nasza polska mentalność. 90% społeczeństwa widząc stojący na parkingu stary kabriolet nie powie „o kurde, ale świetny – musi się nim rewelacyjnie jeździć”.

                    Zdecydowana większość powie „ja pierdolę, na chuj komuś kabriolet jak u nas ciągle zimno albo leje. I jeszcze taki stary – przecież to się będzie ciągle psuło… ”

                    Nigdy tego nie zrozumiem – z tym samym spotykam się w wypadku mojego 328i. Jest tyle emocjonujących i fajnych aspektów posiadania starszego, sportowego samochodu, a ludzie ciągle tylko pytają o awaryjność, ceny części i średnie spalanie…

          2. Bebok 25 marca 2015 o 07:50

            Hmmm mam starą E34 w dobrym wyposażeniu i nie ma niczego co w E60 by mnie zachęciło (z kategorii wyposażenie). Mam działająca dwustrefową klimę, komputer który powie obie działającym świetle stop, odmrazanie przedniej szyby, skóra, pierdy. Nie potrzeba mi tabletu, nawigację i tak wole z telefonu, radio mam zdemontowane, szyby są w prądzie itp itd.
            Brakuje 6 biegu. Ale taka skrzynia kosztuje trochę ;)

            1. Dominik 25 marca 2015 o 09:49

              jeździ lepiej po prostu, fotele wygodniejsze, mam HUD który jest super przydatny i połączany z nawigacja, lepiej znajduje adresy niz google

              1. Bebok 25 marca 2015 o 10:48

                I tu zaczyna się licytacja :-) co jesteś w stanie zrobić sam w swojej E60, i czy to czego nie potrafisz lub nie chcesz robić, robisz w warsztacie? Ile to kosztuje? Dla mnie bajer typu HUD nie jest czymś co mnie przekonuje do zmiany, na niskoprofilowych kołach mój dziadek wcale nie prowadzi się źle, a mimo ze jest to v8 to jestem w stanie sam czy za hajs w serwisie go serwisować należycie bez odejmowania od ust. E60 mnie tak nie pociąga, nie stać mnie a pewnie jeszcze więcej rzeczy by mnie wkurwiało. Ostatnią piątką jaką chce to E39. Czy to kombi czy M5 :) a najbardziej lubię miny kozaków w E60 z dieselkiem czy 2l kosiarka którzy czapkę zakładają krzywo i patrzą na mnie z pogardą (ale stary trup) a potem czytają ramkę tylnej rejestracji.

                1. beatles 25 marca 2015 o 12:15

                  Bardzo trafny felieton i wiele trafnych komentarzy.

                  Przede wszystkim w dyskusji dot. tej materii należałoby ujednolicić definicje, żeby uniknąć sporów pt. e34 jest tak samo dobre na codzień jak e60, bo sory ale nie jest. Jest dużo fajniejsze, jest to powoli jeżdżąca historia i dla nas jeden z symboli ciekawych w PL lat 90′,a dla ogółu symbol bdb lat marki ale na ma słabo świecące światła, szumiące uszczelki i coraz bardziej szkoda tyrać takie e34 zimą czy w gorszych warunkach atmosferycznych.

                  Dygresja…Wśród wielu zależności które da się zaobserwować, na potrzeby tego tematu warto przytoczyć prawdę mówiącą o (dla przykładu niech będzie seria 3 BMW) „ostatnim prawdziwym BMW”. Ja znam tą historię od ostatniego prawdziwego e30. Później było e36 a dziś ostatnim prawdziwym BMW jest e46, – dalej to już chłam. Dziwnym trafem praktycznie 100% teoretyków o wyższości e36 nad e46 gdyby miało kasę, przesiadłoby się na e90. Wydaje mi się Tommy, że m.in. to chciałeś przekazać?

                  Wśród „petrolheadów” są i tacy opisani wyżej i tacy którzy trzymają swoje e30 od lat, na codzień śmigając e36 i e46, choć przy opcji sprzedaży obu aut mogliby sobie pozwolić na e90. Takich uważam za wiarygodnych.

                  To jest jedna strona medalu, druga jest taka, że m.in. zgadzam się w dużej mierze np. z Bebokiem. Interfejs HUD nie jest mi do szczęścia potrzebny. Sam na codzień jeżdzę e39 w nienajbogatszej opcji ale uważam, że nic jej nie brakuje pod kątem komfortu. Jest klimatyzacja i podstawy typu elektryczne szyby, wystarczające nagłośnienie i przyśpieszenie o którym może pomarzyć 95% produkowanych obecnie samochodów. Nie wyobrażam sobie jednak nie przesiąść się za kilka lat do czegoś nowszego, kiedy moje e39 będzie na tyle rozklepane, że przez szumiące uszczelki nie będzie można słowa zamienić przy 150km/h. A naprawianie po kolei wszystkiego w dupowozie nie bardzo mnie interesuje, bo całą uwagę chcę skupić na prawdziwie ciekawym aucie :)

                  Tutaj warto przytoczyć jakże trafne:
                  „Do czego jednak zmierzam – pomimo że w teorii starszy samochód owszem, da się naprawiać i serwisować przy pomocy znacznie prostszych (i z reguły tańszych) części czy narzędzi, to trzeba jednak mieć świadomość, że ilość wspomnianych części i podzespołów, które ze względu na podeszły wiek powinniśmy otoczyć troską i opieką może okazać się momentami wręcz przytłaczająca.”

                  Pomijając częstotliwość napraw i niedomagań nigdy nie zrozumiem zachwytów nad komfortem starszych aut. Kiedyś z zaciekawieniem słuchałem wywodu mówiącego o tym, że na codzienny 100km dojazd do pracy wygodniejszy jest pierwszy Ford Scorpio od nowej Toyoty Auris.

                  Ogółem temat rzeka :)
                  warto rozmawiać :)

                  1. Karol 5 maja 2015 o 18:43

                    Zdarza mi się jeździć Szkorpio w welurze z V6 i powiem, że auto komfortowe, prędkości autostradowe przy prędkości obrotowej która nie sprawia, że korba rozkręca powoli silnik nie są najmniejszym problemem. Szczerze to idzie jak czołg. Problemem jedynie jest wybieranie dziur, dzieje się to po prostu głośno :P

                2. Dominik 25 marca 2015 o 14:53

                  @bebok
                  mam i e39 i e60 w domu… wszelkie aspekty techniczne przemawiaja za e60. za e39 tylko to, ze jest mało skomplikowane i można je za pół darmo serwisowac.
                  obie to v8ki, tak wiec raczej z tyłu nie zostają ;]

                  @beatles
                  e34 jest dla ciebie lepsze z powodu sentymentu. ja do tego modelu go nie mam, chociaz wciaz sentymentalnie wspominam moje e46 to kiedy po roku od sprzedazy do niego wsiadlem, nie moglem uwierzyc w to jak bardzo mi juz nie odpowiada pod wzgledem komfortu, ilosci miejsca i łatwosci oraz jakości prowadzenia. i tak samo jest z e39, to dobre auto, ale pod kazdym innym wzgledem niz finansowy jest gorsze.

                  1. beatles 25 marca 2015 o 15:07

                    „i tak samo jest z e39, to dobre auto, ale pod kazdym innym wzgledem niz finansowy jest gorsze.”

                    o tym mówię, tak własnie jest. „Problemem” takich aut jak e60 czy w mniejszym stopniu (ale jednak) e39 czy e46 jest niski współczynnik zajebistości. Może to kwestia szeroko pojętego gustu, ale odkąd mam e39 nigdy w życiu nie wpadłem na pomysł żeby wyjść późnym wieczorem/w nocy pojeździć po mieście bez celu. Jazdę takim samochodem można określić jako komfortowa/wygodna/szybka. Ale brak w niej tego czegoś co sprawia, że uwielbiam przekręcać kluczyk i dodawać gazu.

                  2. Bebok 25 marca 2015 o 16:31

                    Rozumiem ;) są gusta i guściki :)
                    Zauważyłeś bardzo ważną rzecz – czyli to że E60 jest droższe w utrzymaniu, a ponieważ nie jestem w stanie utrzymać takiego wozu w stanie należytym, też nie chcę go zajeżdżać.
                    Drugą sprawą jest przekombinowanie, to legendarne planowanie usterek i inne tego typu rzeczy, czyli zrobienie wozu tak żeby tylko ASO z kompem sobie z nim poradziło, a ja sam mógłbym popatrzeć. Jakieś modyfikacje i zmiany jak np samodzielne doposażenie się w jakieś bajery jest z miejsca cięższym tematem. Wykonalnym ale albo fest masakrą albo za hajs w specjalistycznym warsztacie.
                    No i wygląd :) Po prostu lubię mojego starego dziada i minę ludzi którzy za takiego go mają a potem wąchają :P

                    Gdybym miał na wydanie nawet ćwierć bańki, nie kupił bym niczego powyżej M5 E39. E60 jest ładne ale to nie to, a „generacja” dalej, im wyżej tym gorzej wygląda.

                    A jak dodamy do tego pomysły firmy i nadchodzące 3 cylindrowe silniki, i już znany 1,6 turbo 101 kuni…
                    Polityka firmy się zmieniła. A ja nie chce jej wspierać. Kiedyś byłem brzdącem jak robili E34 więc nie mogłem sobie jej kupić. Teraz przynajmniej mogę utrzymać sztukę w dobrym stanie w imię starych zasad ;)

                    (Fajne jest też to że każdego dnia jest droższy a nie traci na wartości, ale to detal :P)

                    Innymi słowy stać mnie na nowszą E39 i utrzymanie jej, E60 ani nie chce kupić ani utrzymywać, wolę faktycznie pakować hajs w E34, zrobić SWAP na M60B40, blacharka jest już zrobiona i mechanika zawieszenia również, zostało tylko polakierowanie od nowa i felgi na lato ;)

                    1. beatles 25 marca 2015 o 17:10

                      Pytanie co za 10 lat…a 20 lat? Wiecznie nie będzie się dało jeździć e39 ;)
                      m.in. dlatego nie ma co się zamykać.

                      Gdyby 250.000 nie stanowiło dla mnie problemu, to kupiłbym f10 do jazdy na codzień. Cisza, komfort, yebnięcie i prestiż w jednym. A jak by się coś miało popsuć to zaprowadziłbym do ASO żeby się pobrudzili za mnie przy plastiku, jednocześnie wyjeżdżałbym jakimś zastępczym plastikiem na kilka dni. Nie widzę nic złego w takim układzie.

                      Niezależnie od powyższego, dalej sam dłubałbym swoje e28 co sprawiałoby mi niesamowitą satysfakcję.

                      W sumie tak wyglądałby mój motoryzacyjny świat prawie idealny. (prawie, bo w idealnym miałbym w garażu jeszcze ferrari 250 gt lusso)

                      Niestety taki układ mi nie grozi jeszcze pewnie przez długi czas :)

                    2. Bebok 25 marca 2015 o 17:16

                      @ beatles

                      Bardzo logiczne i fajne :) za 10 lat dziadek będzie pełnoprawnym klasykiem, wtedy faktycznie może zacznę go oszczędzać ;) będę się martwić za te lata. Jakbym miał taki pieniądz, dalej szkoda było by mi wydać to w takie zwykłe auto :P i szkoda było by mi braku możliwości zrobienia czegoś samodzielnie. Po prostu nie ciągnie mnie to ;) mogę mieć nowe zwykłe auto, starsze wypaśniejsze, a wolę remontować dziadka w którym czuje się dobrze w środku, ze świadomością że jeżdżę takim starociem. Po prostu mi dobrze w nim a nie doskwierają jakiekolwiek braki wyposażenia czy niewygodne fotele które są najzajebistrze pod słońcem jeśli chodzi o wygodę IMHO.

                      Już wiem!

                      Jak ten będzie mieć już 35 lat, będę mieć w garażu na zmianę W124 300TDT :D tym można też jeździć kolejne 35 lat :P

  6. Dominik 24 marca 2015 o 20:40

    no w końcu ktoś to ładnie podsumował :)
    brawo

  7. Adam 24 marca 2015 o 22:04

    To ja według tego artykułu należę do tej najgorszej grupy. Mój stary poldek jest zdezelowany ale ja mimo to uważam że mam duszę i nawet jakby mi ktoś dawał nie wiadomo co to bym się nie zamienił bo ten samochód to dla mnie coś więcej niż środek transportu i pasja. To godziny upaprania w smarze i oleju, ostatnie grosze jakie miałem wydawane na niego żeby było chociaż trochę lepiej. A nadal nie przypomina pięknego zabytku. A to wszystko tylko dlatego że nie mam pieniędzy bo studiuję i nie mam kiedy pracować. chciałbym żeby wyglądał miód malina i zróbię wszystko żeby tak było odkładając na niego każde pieniądze. I na szczęscię nie muszę się przejmować opinią wszystkich osób które mówią że paździerz i złom. Bo jakby tak było to już dawno bym się go pozbył z płaczem. I gdyby wiele innych ludzi tak myślało to myślę że nie powstawałoby tyle projektów których wiele z nich uważa się za najlepsze na świecie. Pozdrawiam, Adam Ł.

    1. Tommy 25 marca 2015 o 08:02

      Tylko widzisz Adam – zdaje się, że należysz do grupy osób, która doskonale zdaje sobie sprawę z niedomagań swojego samochodu i mimo trudności próbuje coś z nimi robić (a nie tylko zamiata je pod dywan i zakleja dziury w błotnikach folią stickerbomb). Gdyby nie Ty, ten polonez pewnie skończyłby na złomie i chwała Ci za to, że widzisz w nim coś więcej niż nieopłacalną odbudowę i spinasz dupę, żeby mimo przeciwności go ratować.

      A to akurat jedna z najbardziej cenionych przeze mnie cech, a nie najgorsza ;) Gorzej gdybyś kupił tego poloneza, potem mocował wszystko na drucie i zasypywał znajomych tekstami o tym jak to bardzo jesteś indywidualny i moto-alternatywny ;)

  8. Mateusz 24 marca 2015 o 23:15

    Bo stary samochód jest jak wino……
    Chyba nie tak miało być. Jedni jeżdżą starociami z wyboru, a inni nie maja wyboru i jeżdżą starociami. Tak było, jest i będzie, nawet jak już wreszcie staniemy się najbogatszym narodem w europie. Tylko wtedy więcej będzie tych jeżdżących z wyboru, a nie odwrotnie jak teraz

  9. Łukasz Łukasz 25 marca 2015 o 00:23

    Bardzo cenię sobie w starym Audi 80 b4 dostępność i niskie ceny części nowych i używanych, sprawiają że nie muszę chodzić w zimie w dziurawych butach by utrzymać w dobrym stanie samochód.. doceniam to że nie będę musiał wyciągać silnika by wymienić pompę wody, bo miejsca pod maską jest tak dużo, że spokojnie zmieściłbym pasażera na gapę.
    To fakt że często usterka goni usterkę.
    Po wymianie nagrzewnicy czeka mnie jeszcze przegląd wszystkich przewodów z ukł. chłodzenia bo gdzieś jeszcze czasami coś cieknie..
    Często starsze samochody zwyczajnie są zaniedbywane, dużo części których na ogół się nie wymienia starzeją się i powodują usterki, ktoś kto tego nie dogląda narzeka że starszy samochód to złom.
    Mam szczęście takie do starszych samochodów.. że nigdy nie popsuło mi się nic poważnego na tyle, by unieruchomiło to samochód, zawsze wróciłem do domu.

    1. Tommy 25 marca 2015 o 08:18

      „Często starsze samochody zwyczajnie są zaniedbywane, dużo części których na ogół się nie wymienia starzeją się i powodują usterki, ktoś kto tego nie dogląda narzeka że starszy samochód to złom.”

      I dlatego właśnie pisałem o tym, że celność stwierdzenia o prostocie obsługi i niskich kosztach zależy w dużej mierze od tego kto te słowa wypowiada. Ty możesz śmiało powiedzieć, że Twój staruszek jest stosunkowo tani i prosty w obsłudze bo faktycznie z tych cech korzystasz. Jeśli jednak trafiasz na kogoś kto ma samochód w stanie tak agonalnym, że nawet popielniczka jest pogięta to takie mądrości wywołują tylko pełen zrozumienia uśmiech ;)

    2. Łuki 29 września 2017 o 20:28

      80 B4 dośc mocno wyłamuje się ze schematu „stare auto to złom”. :) I w ogóle też B3, C3 i C4. Blacharsko super.
      No dobra, ale nie samą blacharką auto jeździ…
      To prawda, jest czasami trochę do grzebania, a ten temat układu chłodzenia jest mi dobrze znany. W swojej B4 robiłem niemal kompletny remont chłodzenia. Została tu w zasadzie nagrzewnica – ale to spokojnie poczeka, jeszcze jest nieźle. Ale mechanika ogólnie jest spoko.
      A co do artykułu to się zgadzam, sam osobiście nienawidzę jak auto jest po prostu rozsypem. Może mieć dla mnie miesiąc, dwa lata, 24 lata (jak mój), nawet 50 – ważne, by był sprawny. A że lubię stare auta i za cenę kupna swojego kombiaka + doinwestowanie miałbym młodszego np. Focusa z dużo mniejszym wkładem na start no to cóż… To już inna sprawa. Dla mnie Audi od początków pełnego ocynku do okolic 2001 jest naprawdę dobrym i często przez wielu niedocenianym autem. Ale to też i po części kwestia gustu.
      A nówka autko – fajnie, fajnie, tylko na początku tracisz na wartości mnóstwo, a jak ostatnie lata pokazują nigdy nie wiesz czy i tak nie walnie – dużo oczywiście od narki i moedlu modelu zależy. Z życia wzięty przykład VW T6 – nówka ze znikomym przebiegiem i dwa razy poszła pompa wody elektryczna. Dziękuję za taki szajs. No ale to nie tajemnica, że współczesne auta koncernu VAG wyjeżdżając z salonu często już są fatalnym złomem. Gdybym miał kupić młodsze auto to pewnie wziąłbym Hondę Accord, a nie ten niemiecki szrot.

  10. radosuaf 25 marca 2015 o 12:22

    Ja lubię mieć samochód w stanie tip-top, a to w przypadku zakupu za 4 tys. zł zapuszczonego samochodu w wieku 23 lata równałoby się z rozkręceniem go do ostatniej śrubki, a następnie wymianą 40% części, polakierowaniem budy i skręceniem ponownie. Lekko licząc ze 30 tys. To jest to tanio?
    Co do nieskomplikowanie – w sumie dla jaj podjechałem 75-ką do ASO, bo silnik nierówno chodził. Regulacja luzów zaworowych. No prosta sprawa. W ASO dowiedziałem się, że „Panie, jeden taki, to może będzie wiedział, jak to zrobić, ale na innej zmianie pracuje, Pan zadzwoni”. Oczywiście, jeden taki też powiedział, że nie. Za to Alfę 147 to oni bardzo chętnie :).

  11. GPS 25 marca 2015 o 15:03

    Kurde Tommy, zmotywowałeś mnie :) Idę składać do kupy 126p…
    Wróciło od blacharza jakiś czas temu (sam bałem się go spawać) a ja się opier….m. Nic trzeba się ruszyć i go zrobić żeby szło nim w tym sezonie jeszcze wyjechać. Także tego ten spadam do garażu ;)

    1. Tommy 30 marca 2015 o 08:25

      Zmotywowałeś mnie – idę kończyć blacharkę w Arancii ;)

  12. Olek 26 marca 2015 o 11:15

    Zgadzam się, także nie lubię jak ktoś jeździ zdezelowanym 20 letnim samochodem i przekonuje że jest miłośnikiem starej motoryzacji..

  13. autozajawka 26 marca 2015 o 14:45

    Byłem ostatnio świadkiem ciekawej rozmowy 2 znajomych. Rozmowa dotyczyła ich ostatnich samochodowych zakupów. Jeden z nich zaczął opowiadać czego to on nie ma w swojej nowej Mazdzie 6 kombi, jak to połyka zakręty, jak przyśpieszenie wgniata w fotel („w końcu 150 koni hehe”)…po jego 30 minutowym wywodzie zapytał drugiego znajomego:
    – „Tomek, Ty ostatnio też chyba coś kupiłeś?”
    Na co Tomek odpowiedział:
    – „Tak, za prawie 3 razy mniejsze pieniądze kupiłem 911 z 2000 roku.”
    I rozmowa się skończyła. Dam sobie oponę przebić, że wiem kto ma większą radochę z jazdy.

  14. Admech 27 marca 2015 o 11:23

    Oj niestety tematyki rozmów będą na tyle ambitne na ile wiedzy na temat motoryzacji mają ich właściciele.

  15. Silvercar 27 marca 2015 o 13:30

    Dokładnie, jak ciekawa wiedza, to rozmówcy się znajdą.

  16. michal 27 marca 2015 o 13:59

    Pomijając temat finansów bo w tym kierunku głownie idzie rozmowa chciałbym dać głos jednak za starymi autami na co-dzień.
    Osobiście jeżdżę dość sporo w długie trasy (po 1k km i wiecej ) służbówkami (nowe max 3 lata, zawsze pełne wyposażenie i lepsze/najlepsze silniki – ostatnio 308 sw2,0 hdi, Mondeo 2,0 tdci, a4 2,0 tdi, Passat 170 km) i na takie wyjazdy to są dobre auta ale to nie jazda tylko transport z A do B. Dookoła domu jeżdżę 17 letnim a3 po wirusie z zawiasem jak taboret i tak mi lepiej!! Ten „wiejski” tuningowany trup bez elektroniki daje więcej frajdy. Daje uczucia i odczucia. Hałasuje, straszy i trzęsie ale pozwala się PROWADZIĆ. W trasie by męczył a na krótki dystans jest poranną kawą do pracy i zabawką „wyluzującą” po pracy. I tak ma być!
    Starocie dają frajdę a nowe wygodę – sami wybierzcie czy wolicie zapasy w błocie czy partyjkę krykieta.

    1. beatles 30 marca 2015 o 10:24

      Twoje podejście jest fajne, choć pokazuje też, że przy takich dyskusjach warto zdefiniować pewne pojęcia. Nigdy w życiu nie przyszłoby mi do głowy żeby 17 letnie a3 nazwać starociem bez elektroniki ;)

  17. Aga 27 marca 2015 o 19:51

    Stare samochody są fajne mają dusze i czuć że są mechaniczne, a nie przypominają smartfona. Najbardziej lubię amerykańskie stary musce cars :)

    1. Sobieski 27 marca 2015 o 21:18

      Dasz się zaprości na piwo ? :D

      1. Tommy 30 marca 2015 o 08:26

        Jak stawiasz to ja mogę iść (cycków nie mam ale lubię piwo i muscle cars)  ;D

        1. Szczypior 30 marca 2015 o 13:10

          Tommy, no nie gadaj, że te 3 lata na siłce nie zrobiły Ci cycków. :D

          1. Tommy 30 marca 2015 o 13:13

            Fakt, trochę urosły ale do stanika to się jeszcze nie kwalifikują ;D

    2. Motocentrum 28 marca 2015 o 18:46

      Nowe pojazdy „przypominające smartfona” też mają swoje zalety, takie jak na przykład wspomaganie parkowania, komputery pokładowe i inne rzeczy które znacznie ułatwiają jazdę oraz dają dodatkowy komfort kierowcy :)

      1. Sobieski 28 marca 2015 o 19:17

        Jest taka ciekawa zależność. Im więcej systemów w aucie tym kierowca jest głupszy…

        W starych autach też były takie gadżety tylko inaczej się nazywały.
        Wspomaganie nazywali sprawnymi rękoma.
        Komputer pokładowy nazywali mózgiem.
        Nawigację mapą.
        Itd.

        P.S.
        Tak uprzedzę komentarz. Obecne zwykłe wspomaganie jest dobre dla drobnych kobiet i emerytów, w tych przypadkach to rozumiem poza tym jest to zbędnym luksusem.

        1. Tommy 30 marca 2015 o 08:30

          Dużo systemów jest fajnych. Kiedy np. jechałem na Chorwację Mercedesem GLK, zakochałem się w telefonie obsługiwanym z kierownicy i automatycznymi światłami – to na serio fajna sprawa.

          Z drugiej strony jednak przyznaję Ci rację – poza parkingiem pod Konzumem, w którym to regularnie zaopatrywałem się w lokalne wino, elektryczne wspomaganie kierownicy doprowadzało mnie do szału.

      2. Bebok 28 marca 2015 o 23:09

        Hmmm Tak jak piszą inni, takie rzeczy też były w nawet 30 letnich wozach, zaczynając od antenek w mercedesach i na czujnikach które kosztowały majątek. Ale do ich obsługi nie potrzebny był 10″ ekran na środku kokpitu, wiązki z CAN, prędkość dźwięku dawała sygnał, a nie kamera wyświetlająca wszystko, czy inny wykres odległości :) był to suport do odwróconego człowieka a nie, że teraz auto samo parkuje, potem kobieta się przesiada do Matiza i nie potrafi zaparkować…

        Wszystko jak było dało się naprawić, działało i nie potrzebowało łącza z twitterem i facebookiem ;)

  18. Marcin 28 marca 2015 o 02:33

    Dla mnie nowe samochody przypominają coraz bardziej zapalniczki. Plastikowe i wykonane w technologii zużyj i wyrzuć. Niedugo dojdzie chyba do tego że auta nie będzie można tankować. Zużyjesz bak paliwa to śmieci. W dawnych samochodach da albo kupić najmniejsza sprężynkę która często lub w miarę często się psuje lub tez ktoś wymyślił/wykonał część/przeróbkę żeby się tak często nie psuło. A w nowych drobne części łączy się w zespoły i co z tego że padnie drobna część która dawniej była osobną teraz jest zespołem i trzeba kupić całość. Do tego trzeba wymieniać części zanim się zepsują. Bo jak już dojdzie do awarii to zepsuta cześć zdemoluje pół auta. I klucze do malucha wystarczały klucze płasko oczkowe 6,8,10,12,13,15,17,19,24 i śrubokręty płaski i krzyżowy. a teraz klucze płasko-oczkowe, kopytkowe od 4-40 (wszystkie rozmiary do tego torxy ,sp-line i masa specjalnych przyrządów. Do tego przewody w instalacji grubości ludzkiego włosa.

  19. Jarek 30 marca 2015 o 07:25

    Noszę się z zamiarem kupna starego BMW, w celu doprowadzenia go do stanu, który u dowolnie wybranego mężczyzny w każdym wieku spowoduje ślinotok, a dowolnie wybraną kobietę, w wieku powiedzmy do lat 30-stu, przyprawi o amok, w którym z chęci poznania właściciela zacznie bezwiednie ściągać majtki przez głowę. Ostatnio jednak koleżanka, która stanu przedorgazmowego dostaje jedynie w sklepach z butami, zadała mi pytanie: gdybyś miał wybrać sobie tylko jeden samochód, to jaki samochód by to był? Odpowiedziałem jej jak stary dziad: „sprawny”, po czym ukryłem twarz w dłoniach na myśl o zbliżającej się starości. Faktem jest, że stare samochody dają frajdę, ale tylko te ciekawe, wybrane, wyróżniające się, fajne. Dla reszty masowego motłochu szkoda zdrowia. Prawdą jest też, że jadąc nowym, czy prawie nowym samochodem ma się ten rodzaj komfortu, który pozwala odpocząć od nasłuchiwania i obserwowania skąd przybędzie problem, który w brutalny sposób przerwie nam podróż. Jeżdżąc staruszkiem trzeba być w jakimś stopniu motoryzacyjnym masochistą. Osobiście mogę sobie na to pozwolić jedynie w weekendy. Nie tylko ze względu na pewność, że w tygodniu wszędzie dojadę na czas, ale również z uwagi na higienę psychiczną, którą stare auta wystawiają na wielka próbę. Wniosek jest jeden – garaż na 2 samochody. Przynajmniej.

  20. beatles 30 marca 2015 o 09:33

    Drugi samochód na codzień to konieczność jeśli chcemy utrzymać starsze auto w dobrym stanie.

    Chodzi o to, żeby z każdym dniem/tygodniem/miesiącem było coraz lepsze zamiast coraz gorsze od codziennego tłuczenia. W przypadku jednego samochodu nie można sobie pozwolić na wiele ogarnięcie wielu tematów.

  21. jedna_brew 6 maja 2015 o 12:37

    podpisuję się wszystkimi kończynami – właściciel i codzienny użytkownik młodziaka w wieku 20+ :)

  22. wisznu 28 maja 2015 o 07:46

    ech, to chyba ja się wpisuje w temat… jakos tak niechcący to wychodzi.

    Kupiłem golfa 3 gt jakies 7 lat temu. Co by nie mówić – wtopilem. Ale no, zakochałem się w tym aucie. Uważam, że ma duszę, bo wóz ma dusze, gdy chce się go udusić ;)

    Problem jest też w tym, że ani przede mną, ani w pierwszych latach mojego posiadania ten samochód nie miał szczęścia do mechaników. Ani do blacharza. Bo starałem się go doprowadzić do stanu bliskiego oryginałowi, ale niestety – wymagałoby to większej wiedzy, czasu i pieniędzy niż mam.
    A jak na swoje czasy to wóż był naprawde komfortowo wyposażony – szyberdach, elektryczne lusterka, szyby, fotele w skórze, podgrzewane… niestety część z tego juz nie działa i nie jestem w stanie tego naprawić. Niedostepne maty grzewcze, brak umiejętności wymiany szyberdachu, tak, by już się nie psuł, próchniejące blachy…
    Wiec w koncu powoli wygrywa ze mną entropia, i widze, ze juz nie ma sensu dalej robić wiecej niz dbanie o jego bieżący stan używalności :(
    no i uczę się na nim podstaw mechaniki samochodowej.
    Bo ten samochód, w przeciwieństwie do wielu współczesnych wybacza wiele. Ostatnio wybaczyl mi pół roku jeżdzenia na uszkodzonej uszczelce pod głowicą – bo tyle trwało zanim doszedłem do tego, że uszczelka jest powodem powolnego ubytku płynu chłodniczego. Innych objawów nie było. A jeździć czymś do pracy trzeba było.

    Poza tym koszty jednostkowe części mechanicznych sa śmieszne – porównajcie sobie koszt pompy paliwowej do starego benzyniaka, a do nowego diesela. Za koszt jednej pompy do diesela miałem ostatnio cały rok naprawiania samochodu… ;)

    Poza tym naprawdę lubię nim jeździć, i (w przeciwieństwie do moich pasażerów) nie męczy mnie jazda nim. A mam okazję porównać komfort w służbowych samochodach grupy VW. Niby jak się wsiada to są bardziej komfortowe, ale dłuższa jazda mnie bardziej męczy. Ale w koncu mam fotele recaro :) i w porównaniu z nowymi wozami, to brak mi w nim tylko klimy.

    No i nadchodzi powoli czas wymiany samochodu na jakiegoś kombiaka, a ja na mysl o sprzedaży tego grata czuję jakbym zdradzał przyjaciela. Który czasem wkurwia, ale był zawsze kiedy był potrzebny. Fakt, czasem zawiódł, ale byly pojedyncze sytuacje, nigdy w okolicznościach takich, żebym nie był w stanie do domu wrócić, no i zawsze to było z mojej winy, bo nie umiałem go zrozumieć, gdy dawał sygnały co mu się dzieje.

    No i kombinuję, że może kombiaka kupię, a moim gratem będę dojeżdzać do pracy?

  23. Turbo 13 maja 2016 o 16:00

    Świetny tekst! Bardzo przyjemnie mi się o czytało. Z lekką ironią, ale też dystansem ;)

  24. alan 17 stycznia 2017 o 15:54

    Nie jestem znawcą, ale stare samochody (o ile zadbane) prezentują się zazwyczaj dużo lepiej niż (jak ktoś wcześniej wspomniał) nowoczesne plastiki :)
    Ale wiadomo, technologia idzie do przodu – wszystko ma swoje wady i zalety

  25. Karol 25 października 2017 o 08:52

    Ciekawy artykuł, choć chciałbym podkreślić, że można dość tanio dostać części do samochodu dzisiaj, nawet do tych starych na tzw. złomowiskach. Sam nie raz do mojego prawie 30 letniego forda escorta kupuje części. Ludzie do których dzwonię i pytam się czy mają coś do tego auta, to pytają się mnie „czy to jeszcze chodzi?”. Oczywiście chodzi, tylko wiadomo trzeba odpowiednio dbać i mieć dystans do tego co jest sprzedawane i jakie to wyposażenie mają itd.

  26. Mariusz 28 listopada 2017 o 09:54

    Świetny artykuł i prawdą jest, że stare samochody mają duszę i coś w sobie. Sam mam starego Mercedesa i muszę powiedzieć, że jak na swoje lata świetnie chodzi. Wiadomo, tak jak pisałeś u góry należy go od czasu do czasu doglądać niestety, no ale wiadomo, że z wiekiem lepiej nie będzie. Związku z tym chciałbym zapytać Was, czy ktoś dał do oklejenia samochód folią bezbarwną, by ochronić lakier, czy inwestycja ta jest opłacalna?

  27. Blysk 1 lutego 2018 o 14:54

    Te 25-letnie jak się o nie dba to są nie do zdarcia. Wiadomo, że się psują, ale jeśli po tym czasie karoseria nie koroduje, to coś znaczy prawda?

  28. Agg 13 listopada 2018 o 20:02

    Fajny wpis na blogu. :) Też mam emerytkę Babcię jedną, śmieją się z Babci mechanicy co tam znowu do roboty w niej znalazłam :). Kupę czasu jeździła ładnie, w tym roku udało mi się w niej z pomocą Mechaników dużo rzeczy zrobić bo się trochę posypała, sanatorium więc otwarte :). Takie SPA mechaniczne przechodzi :). Auto musi być 100% sprawne!!! Czy ma 10 lat czy ponad 20! Innej opcji nie widzę! Jak ktoś chce starym autem jeździć to musi w nie zainwestować i to nic dziwnego przekroczyć kosztem rocznych napraw wartość auta szacowanej przy kupowaniu OC. Bez przeinwestowania nie dałabym rady tego auta dalej trzymać i cieszyć się z tego, że jest nadal i oby do 30stki! :). Pozdrawiam!!!

Pozostaw odpowiedź beatles Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *