Z całą pewnością nie umknął Wam fakt, że mamy nowego Papieża. Dziś rano chciałem jak zwykle poczytać sobie do kawy o cyckach Natalii Siwiec, tymczasem okazało się, ze połowa Onetu i WP zamiast cyckami, wypełniona jest zdjęciami jakiegoś gościa z Buenos Aires, który nosi śmieszną czapkę i macha do ludzi w dość specyficzny sposób

I był tam jeszcze komin.

Nie, żeby było to coś dziwnego ale w Bielsku mamy dwa kominy i to znacznie większe, a mimo to nie zbierają się pod nimi ludzie pragnący pokontemplować kolor unoszącego się z nich dymu. W najlepszym wypadku przyjeżdżają zieloni z transparentami ze sklejki ale w porównaniu do tego co dzieje się w Watykanie przypomina to raczej festyn strażacki z Buczkowic niż karnawał w Rio.

Czasem trafi się też jakiś zatroskany student z Sosnowca tęskniący za domem, ale to mimo wszytko wyjątki.

To naprawdę zadziwiające jak wielką popularnością może się cieszyć człowiek, którego głównym zadaniem jest jeżdżenie przeszkloną furgonetką, machanie do ludzi i czytanie na głos bardzo starej książki. Pomyślcie jaka to abstrakcja – Papieżem z reguły zostaje wybrany człowiek znikąd. Ktoś, kto nie uratował ziemi przed inwazją kosmitów ani żadnym atakiem terrorystycznym. Nie wynalazł lekarstwa na raka i nie napisał żadnej przełomowej powieści. Nie skomponował „Stairway to Heaven” ani nie ożenił się ze znaną włoską modelką o pośladkach jak z kamienia.

Jednak mimo to w chwili, gdy wyszedł na balkon stał się on jednym z najbardziej uwielbianych i wpływowych ludzi na świecie. I to pomimo, że jeszcze wczoraj do pracy przyjechał autobusem, a na śniadanie najprawdopodobniej jadł jajecznicę i tosty.

Gdyby teraz pogłaskał po głowie jakąś starszą kobietę, ta przestałaby myć włosy i resztę życia spędziła w niewielkim kościele pod Radomiem otoczona przez grupkę rencistek uzbrojonych w różańce i kieszonkowe radioodbiorniki.

Pomyślcie jaka to moc.

A jeszcze wczoraj był po prostu uśmiechniętym jegomościem w okularach. Czyimś sąsiadem i stałym bywalcem tej małej kawiarni na rogu.

Teraz pojawia się pytanie – czy skoro religia posiada tak ogromną siłę oddziaływania to czy nie dałoby się uszczknąć nieco z tej siły dla szeroko rozumianej motoryzacji? Scientolodzy wyczaili sposób na budowanie finansowego imperium za pomocą zębów Toma Cruise’a. Szczerzy się on i mówi w superlatywach o swojej wierze, a nowe podążające za modą owieczki wpłacają grube pieniądze na konto ów religijnej organizacji za możliwość popływania niskobudżetową wersją Titanica i poznania tajemnic budowy mostów.

Można więc przyjąć że Cruise to scientologiczny odpowiednik papieża.

Ambasador wiary.

Dlaczego więc nie wykorzystać by takiego dajmy na to Ari Vatannena albo Stiga Blomqvista do propagowania idei dążenia do doskonałości za kierownicą 600-konnego Audi S1 quattro?

Moglibyśmy nawet powiesić na ścianie zderzak i trzymać się wersji, że to relikwia pochodząca z Adamowego Oldsmobile’a 88 – praprzodka wielkich muscle carów.

A potem korzystać z ulg podatkowych na zakup ostrych wałków rozrządu (zakup związany z ceremoniałem), zażądać od Państwa zwrotu majątku w postaci Toru Poznań, a zyski z organizacji wyścigów zwolnić z podatku z powodu wykorzystywania ich w celach religijnych (obrzędy niszczenia opon za pomocą różnych modeli Lamborghini). Moglibyśmy też stworzyć własny odpowiednik Watykanu – myślę, że tereny północnej pętli Nurburgringu nadawałyby się do tego wręcz idealnie.

W zamku Nurburg urządzilibyśmy sobie kaplicę, do której przybywali by pielgrzymi pragnący obejrzeć Adamowy zderzak i kombinezon wielkiego Roberta Kubicy z Krakowa – pogromcy podsterowności.

W każdy weekend organizowalibyśmy race day i zbierali datki do polerowanej pokrywy zaworów. A w każdą niedzielę dodatkowo odczytywalibyśmy na głos wybrane wersy z instrukcji serwisowej Lancii Stratos.

Rozumiecie do czego zmierzam? Dziś religia to już nie tyle stan duchowy i pragnienie poszukiwania odpowiedzi na pewne pytania, tylko zwyczajny element marketingowy. Biznes. Rodzaj subkultury. Większość świąt i obrzędów jest kultywowana w zasadzie wyłącznie dlatego, że fajnie wyglądają, a nie z powodu swojego przesłania czy górujących nad nimi idei.

Ciekaw jestem ile osób w ogóle zdaje sobie sprawę z tego co właściwie symbolizuje dajmy na to posypanie głowy popiołem.

Bo widzicie, z religią jest trochę jak z noszeniem spodni – moglibyśmy przecież założyć spódniczkę hula, ale chyba każdy ma świadomość, że to znacznie utrudniłoby nam znalezienie normalnej pracy czy szeroko rozumiane życie w społeczeństwie.

Każdy miałby nas po prostu za psychopatę i odszczepieńca.

Dlatego też większość z nas nosi gacie nie zastanawiając się jednak specjalnie nad tym dlaczego tak jest. Po prostu wszyscy noszą spodnie, więc i my tak robimy. Nie chcemy się wyłamywać. To trochę głupie bo jeśli ktoś deklaruje pewne przekonania to warto byłoby aby miał przynajmniej świadomość o czym właściwie mówi. To trochę to abstrakcyjne ale jeśli tak dalej pójdzie to podejrzewam, że za parę lat symbolem religijnym może zostać nawet ciężarówka Coca-Coli.

Hotrodus Pan-am.

Param pam pam.

9 Komentarzy

  1. maxx304 15 marca 2013 o 20:03

    Świetny wpis! A tekst ze zbieraniem datków do pokrywy zaworów rozłożył mnie na łopatki :)
    A tak z ciekawości Tommy, jak u Ciebie wygląda kwestia wiary? Jeżeli nie chcesz pisać tutaj,  to napisz na maila. Chętnie poznam bardziej Twoją opinię.

  2. Tommy 15 marca 2013 o 20:34

    W dużym skrócie – wychodzę z założenia, że wielu rzeczy nie rozumiemy i pewnie prędko się to nie zmieni. Niezależnie od tego czy na początku był wielki wybuch, latające spaghetti, Adam albo wielki gaźnik, stoi za tym coś większego niż jesteśmy w stanie to ogarnąć naszymi małymi rozumkami.

    Religia jak przekolorowana by nie była wyznacza jednak pewnie ścieżki postępowania i uważam, że jeśli będę działał tak jak podpowiada mi sumienie, to gdziekolwiek bym potem nie trafił to jakoś to będzie…

    1. maxx304 15 marca 2013 o 22:05

      Ciekawy punkt widzenia.

      W sumie masz rację. Tylko zastanawiam się, czy chodzi tutaj o rozumienie. Moim zdaniem religia to zbiór jakichś wierzeń, mniej lub bardziej popartych faktami. Ale chodzi właśnie o wiarę. Jeżeli wierzysz, nie musisz rozumieć do końca, bo wierzysz, że jednak coś tam jest. Z Twojego posta wywnioskowałem że jesteś wierzący, ale nie fanatyk :)
      Dzięki za podzielenie się opinią.

       

      1. Tommy 16 marca 2013 o 10:17

        Osobiście uważam, że wiara jako taka jest w dużej mierze sposobem na wypełnienie tej luki w pojmowaniu świata, która nas drażni. Nieznane to chyba najbardziej przerażająca rzecz dlatego nie dziwi mnie, że wszystkie niezbadane zjawiska w mig próbujemy przypisywać jakimś tajemniczym mocom. Trójkąt bermudzki, UFO, jakiś wyższy byt (uosabiany z resztą ze starszym mądrym gościem z brodą – co już samo w sobie stanowi duże uproszczenie niezrozumiałych spraw… To trochę taka zabawa w porównania mająca na celu ułatwienie każdemu ogarnięcia tej nieznanej nam części świata).

    2. Szczypior 16 marca 2013 o 00:33

      Bo to sumienie powinno być dla nas wyznacznikiem działania, a nie jakaś książka spisana przez nie wiadomo kogo i kiedy, która przez wszystkich odbierana jest dosłownie, a w rzeczywistości to zbiór tysiąca metafor…

  3. Camel 15 marca 2013 o 21:43

    Kurde, jakiś bardziej poważny wpis, ciekawe… Pozwolisz, ze się odniosę do paru zdań.

    "Jednak mimo to w chwili, gdy wyszedł na balkon stał się on jednym z najbardziej uwielbianych i wpływowych ludzi na świecie. I to pomimo, że jeszcze wczoraj do pracy przyjechał autobusem, a na śniadanie najprawdopodobniej jadł jajecznicę i tosty.:

    A wiesz dlaczego? Przypomnij sobie jak wyglądał jego poprzednik – widać było nieco inne podejście, bardziej oficjalne. A z tego co się zdążyłempodowiadywać od znajomych to w większości opinia jest taka, że "taki fajny i do ludzi". Jak Papa Ratzi zostawał papieżem to nie słyszałem tego. Więc – to nie stanowisko, tylko człowiek robi różnicę.

    "Ciekaw jestem ile osób w ogóle zdaje sobie sprawę z tego co właściwie symbolizuje dajmy na to posypanie głowy popiołem."

    Wiesz, to podobnie jakby zapytać czy każdy posiadacz prawa jazdy wie do czego służy gaźnik (o czym sam kiedys pisałeś). Jedni potrzebują świadomości, innym wystarcza powierzchowność. W sprawach wiary/religii – bo tak jest i było i pewnie będzie – a w sprawach motoryzacji – bo jedzie, więc nie muszę wnikać o co kaman. Jedni dokładnie wiedzą, dlaczego wikary dzisiaj założył fioletowy ornat (to takie na wierzchu w czasie mszy), mimo, ze jeszcze tydzień miał zielony. Innym to nie robi różnicy – chodzili, to chodzą i styka.

    To wszystko kwestia chęci świadomego uczestnictwa w jakims aspekcie życia. Przypuszczam, np, że masz gdzieś, że twój telefon kontaktuje się ze stacją bazową i pyta, czy ma zwiększyć siłę sygnału, zmniejszyć, czy zostać na tym samym poziomie. To, że takie pytanie wysyła 1500 razy na sekunde pewnie Ci zwisa nacią od kalafiora. Działa? To git.

    Po prostu każdy ma jakieś obszary na które zwraca dużą uwagę i takie, które dla niego "po prostu są", bez wnikania.

     

    A idąc za Twoim pomysłem – mamy Wielki Post, więc w ramach umartwiania się, nie myjemy samochodów, albo tankujemy tylko za 50 PLN ;)

     

    1. Szczypior 16 marca 2013 o 00:31

      Źle to odbierasz, tak mi się wydaje. Tu nie chodzi o techniczną stronę wiary, tylko o przesłanie, które niesie. Większość "wiernych" idzie do kościoła, bo tak ich nauczyli, bo tak trzeba, wypada i w ogóle. Nie rozumieją biblii, odbierają ją dosłownie, gdzie cała ona jest kompletną metaforą. W taki sposób można być co najwyżej bezmózgim robotem postępującym wg zakodowanego programu. A nie po to mamy mózgi (wg katolików dane nam przez Boga) żeby klepać z pamięci formułki których nie rozumiemy, chodzić do kościoła i nie rozumieć po co, obchodzić posty nie wiadomo po co (co wiąże się stricte z ludzkim zdrowiem, już wtedy o tym wiedzieli) czy święta, które też za bardzo nie wiadomo po co się obchodzi, ale tak było od zawsze to musi być.

  4. mario 18 marca 2013 o 12:00

    Hej to brzmi nieźle. Np.: Kościól widlastej ósemki. Trzeba zebrać kilkaset głosów (chyba) i rejestrujemy.

  5. iParts 19 marca 2013 o 16:24

    Myślę, że nigdy nie uda się dojść w sprawach kościoła wszystkim do porozumienia. Jedni do niego chodzą, bo czują taką potrzebę, inni chodzą, bo tak wypada,bo np. "co sąsiedzi powiedzą", a ostatnia grupa nie chodzi, ponieważ nie uważa tego za konieczne lub po prostu nie chce. Każdy ma swoje podejście również przy wyborze papieża. Teraz jest to bardziej opisywane i bardziej media skupiają się na tym wydarzeniu, bo nowy papież nie był wybierany według normalnego toku tzn. kiedy poprzedni zmarł, tylko dlatego, że poprzedni abdykował. 

Pozostaw odpowiedź Camel Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *