Wszelkie podobieństwa do prawdziwych postaci lub wydarzeń są całkowicie przypadkowe. Wszelkie imiona, miejsca i daty są dziełem fikcji literackiej i kilku butelek piwa typu porter. Brak odmiany słowa „ów” jest zamierzony. Felieton był testowany na zwierzętach.

Nie podobał im się.

6 stycznia 2014, godzina 9:43, okolice Żywca

Gdy granatowy Opel Astra pojawił się w ciemnym garażu, całe pomieszczenie niemal natychmiast wypełniło się zapachem oleju i gotującego się na elementach wydechu płynu chłodniczego. Wyposażony w wąsy i granatowy polar samozwańczy specjalista-inżynier imieniem Andrzej z westchnieniem podciągnął wysłużone niebieskie spodnie, po czym podrapawszy się po rowie wsiadł do samochodu i wjechał na rolki służące do pomiaru siły hamowania. Uruchomił dwudziestoletnie urządzenie najprawdopodobniej radzieckiej produkcji po czym zabrał się za przeprowadzanie niezwykle szczegółowych badań technicznych.

Koła zakręciły się popiskując radośnie zapieczonymi łożyskami po czym zablokowały się i wóz zsunął się z piskiem wyząbkowanych opon w prawo, wprost na wyłożoną brudnymi płytkami posadzkę.

Na częściowo wypalonym wyświetlaczu pojawiły się czerwone cyfry, które Andrzej zignorował zaaferowany wyraźnie poszukiwaniem pod nogami pokrętła ogrzewania, które właśnie odpadło z deski rozdzielczej. Granatowy Opel podjechał do przodu i badanie zaczęło się od nowa – tym razem Andrzej z gracją doświadczonego onanisty szarpnął za wajchę ręcznego – ta jednak okazała się nie połączona w żaden sposób z tylnymi kołami gdyż samochód nawet się nie poruszył. Mogła być jednak powiązana w jakiś sposób z instalacją elektryczną gdyż w tym samym momencie zgasło podświetlenie zegarów.

Panie, ja już mam nową linkę kupioną – w domu leży ino muszę do szwagra na kanał pojechać – zagaił nieśmiało doświadczony życiem i tanim winem właściciel perwersyjnie granatowej ruchomości.

Andrzej westchnął od niechcenia po czym postanowiwszy darować sobie dalsze, bezcelowe w jego ocenie próby sprawności układu hamulcowego przejechał na kolejne stanowisko służące do sprawdzania luzów zawieszenia. Po chwili, gdy silnik się rozgrzał do zapachu oleju, tanich papierosów i płynu chłodniczego dołączył aromat gazu wydobywającego się ze spękanych węży instalacji LPG.

Atmosfera stawała się coraz bardziej surrealistyczna. Zegar wiszący na ścianie niespiesznie odmierzał kolejne sekundy, powietrze przybrało siwo-błękitny kolor, a falujące obroty sprawiały, że stary Opel pobrzdękując zaworami zdawał się wygrywać jakąś tantryczną melodię rodem z dalekiego wschodu.

We mgle, niczym leśna nimfa przechadzał się tymczasem drapiący się tu i ówdzie tajemniczy, wąsaty łowca-inżynier.

Po chwili ów specjalista wyposażony jedynie w zabrudzoną lampę warsztatową i własną odwagę zapuścił się w kazamaty brudnego kanału serwisowego w poszukiwaniu luzów zawiezienia i złowrogiej korozji. Z użyciem profesjonalnego, wysoce specjalistycznego narzędzia znanego prostym ludziom jako łyżka do opon, powyginał nieco wytłuczone wahacze i naznaczone rdzą zwrotnice.

Gdy upewnił się już, że wybite sworznie wytrzymają jeszcze trochę nim z samochodu odpadną przednie koła, wygramolił się z kanału i rozpoczął swą przemowę słowami „panie, ja to kurwa panu podbije bo chuj nie jestem ale tam masz pan totalnie wszystko wyjebane”.

Następnie podszedł w stronę zalanego zaschniętą kawą biurka i schował do kieszeni sto złotych, które pojawiły się na nim w bliżej nieokreślonych okolicznościach. Wbił odpowiednią pieczątkę po czym dodał z troską w głosie: „i weź zaklastruj pan czymś te dziury w progach bo jak Pana jebną to jeszcze ja będę miał kłopoty”.

Już w kilka chwil później wyraźnie uradowany pan kierowca wyposażony w świeżutką pieczątkę i dowód rejestracyjny opuścił zadymiony garaż i ruszył w kierunku swojego oddalonego o kilka kilometrów mieszkania. Cieszyła go myśl, że przez kolejny rok nie będzie musiał oglądać żadnej stacji kontroli ani warsztatu.

8 stycznia 2014, godzina 15:25, Bielsko-Biała

Stare BMW zaparkowało przed wysoką bramą w oczekiwaniu na swoją kolej. Płatki śniegu spadały na rozgrzaną szybę zmieniając się błyskawicznie w niewielkie, połyskujące w świetle krople. Panującą we wnętrzu ciszę przerywał tylko dźwięk pracujących cyklicznie wycieraczek uśmiercających co chwila to śnieżne widowisko. Gdy brama się otwarła samochód niespiesznie wjechał do tonącego w świetle halogenów, wysokiego pomieszczenia.

Po chwili miejsce na fotelu kierowcy zajął ubrany w niebieski uniform diagnosta imieniem Grzegorz, który bez zbędnych ceregieli zabrał się za sprawdzanie kolejnych podzespołów. Kiedy samochód wjechał na pokryte szorstką powłoką rolki, wcisnął z całej siły pedał hamulca i wóz z impetem wyskoczył z prowadnic na świeżo umytą posadzkę.  Po chwili diagnosta Grzegorz ponowił badanie.

Z przeszklonego gabinetu wyszła w tym czasie uśmiechnięta kobieta o dziwnej fryzurze z zapytaniem czy właściciel samochodu nie chciałby przypadkiem usiąść i napić się kawy. Po tym jak grzecznie podziękował wróciła za swoje podejrzanie czyste biurko i zajęła się znów przeglądaniem w internecie zdjęć ze śmiesznymi kotami.

Diagnosta Grzegorz zbadał w tym czasie hamulce tylnej osi, sprawność amortyzatorów oraz świateł, nie wyłączając reflektorów przeciwmgielnych zamontowanych w przednim zderzaku oraz wyjątkowo irytującego klaksonu. Następnie otworzył maskę, obszedł samochód dookoła w poszukiwaniu wgnieceń i pęknięć w zderzakach po czym zabrał się za sprawdzanie bukietu spalin za pomocą wsadzonego w wydech węża.

Dziwne urządzenie rodem z serialu „Na dobre i na złe” zapikało radośnie i wyświetliło na ekranie niezrozumiałe dla zwykłego śmiertelnika kolorowe cyferki.

Grzegorz diagnosta skinął z aprobatą głową po czym z uchwytu znajdującego się przy urządzeniu siostry Basen wyjął pejcz służący najwyraźniej do poszukiwania złóż gazu.

Przez dobre kilka minut lustrował nim uważnie komorę silnika śledząc każdy wężyk z uporem rosyjskiego agenta wywiadu. W końcu, upewniwszy się, że instalator wiedział do czego służą opaski ślimakowe sprawdził numery nadwozia i obejrzał silnik w poszukiwaniu ewentualnych wycieków.

Od chwili gdy stare BMW wjechało do garażu minęło już dobre 20 minut i właściciel zaczynał powoli żałować, że nie zdecydował się jednak na lurowatą kawę z taniego ekspresu. Zaczął zastanawiać się czy może wybrać się w tej sprawie do spoglądającej zza przeszklenia dziwnowłosej. W chwili kiedy rozważał w myślach to skomplikowane zagadnienie BMW znalazło się na podnośniku, a system hydraulicznych szarpaków próbował z całych sił oderwać od niego przednie koła. Grzegorz diagnosta kotłował się tymczasem dookoła ze swoją bajerancką latarką LED w dłoni i podśpiewywał radośnie piosenki, których nikt kto nie posiadał gramofonu nie byłby w stanie zidentyfikować.

Po sprawdzeniu tylnego zawieszenia i opon wyszedł spod samochodu i obudził śpiącego na jakiejś przypadkowej maszynie właściciela. Zrobiwszy najpoważniejszą i najbardziej profesjonalną minę na jaką było go stać powiedział: „wszystko super, warto by przyjrzeć się tylko prawej końcówce stabilizatora bo chyba jest lekko luźna. No i te koła tak na styk się mieszczą w obrysie – mógłby Pan pomyśleć nad jakimś naciągnięciem nadkoli jak chce Pan tak jeździć” – dodał po chwili. Potem odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku maszyny, która jakieś pół godziny wcześniej wypluła z siebie stertę zadrukowanych różnymi hieroglifami kartek formatu A4.

„Świetnie utrzymane pan ma to autko, naprawdę” – rzucił jeszcze jakby od niechcenia, a właściciel wyraźnie uradowany tą niespodziewaną pochwałą zaczerwienił się niczym chińskie truskawki pod foliową plandeką.

Na koniec tego doniosłego wydarzenia Grzegorz diagnosta wręczył rozpromienionemu właścicielowi stertę wydruków po czym udał się do oglądającej koty kobiety z prośbą o wpisanie do komputera kilku nudnych rzeczy, których ta najwyraźniej i tak nie rozumiała.

O godzinie 15:52 stare BMW opuściło stację diagnostyczną ze świeżą pieczątką oraz plikiem wydruków, którymi rozradowany właściciel będzie mógł zanudzać swoją wyraźnie niezainteresowaną tym tematem partnerkę.

12 stycznia, godzina 17:32, Wilkowice, droga krajowa numer 69

Granatowy Opel Astra zatrzymany do rutynowej kontroli drogowej stał na poboczu podczas gdy wyraźnie znudzony swą ziemską egzystencją policjant sprawdzał w radiowozie wszystkie otrzymane od kierowcy dokumenty. Czekając na potwierdzenie z komendy spojrzał jeszcze przez szybę na stojący na poboczu samochód.

Wyglądał całkiem normalnie. Niewidzialna Astra jakich setki mija go każdego dnia. Uwagę przykuwały jedynie mocno sfatygowane kołpaki, lekko wgnieciony błotnik i pofalowana linia progu. „To pewnie błoto pośniegowe” – pomyślał po czym wrócił do oglądania wymiętoszonego dowodu rejestracyjnego. W dokumencie widniała świeża pieczątka badania technicznego, również kwitek ubezpieczenia wydawał się bez zarzutu. Kiedy w radiostacji zaszumiał głos dyspozytora stwierdzającego, że z samochodem i kierowcą wszystko jest ok, policjant westchnął z rezygnacją po czym założył swoją zdecydowanie zbyt ciasną czapkę i niespiesznie poczłapał w kierunku granatowego Opla po drodze poprawiając jeszcze przynajmniej o rozmiar za duże spodnie.

W głębi duszy liczył na to, że trafi w końcu na samochód z bogatą przeszłością albo chociaż kierowcę-recydywistę, który w bagażniku wozi pewnie jakiś kradziony sprzęt budowlany.

Tymczasem niemal słyszał łopot skrzydeł odlatującej premii.

Spojrzał jescze raz na okropnie brudnego Opla, a w jego głowie wszystkie puzzle ułożyły się w tym czasie w jedną, spójną całość. Samochodem kierował 50 letni właściciel posiadający prawo jazdy od ponad trzydziestu lat. Samochód nie był zbyt stary, a do tego nie posiadał żadnych tuningowych dodatków. Do tego zupełnie niedawno przeszedł przecież badanie techniczne.

„Panie kierowco, wszystko jest ok. Proszę dokumenty i szerokiej drogi życzę.” wycedził z wyraźnie wymuszoną grzecznością po czym odwrócił się i spokojnym krokiem ruszył w stronę ukrytego za przechylonym płotem radiowozu.

W chwili gdy granatowy Opel opuszczał żwirowe pobocze, z drugiej strony nadjeżdżało właśnie BMW o dziwnie przysadzistej sylwetce. Policjant natychmiast się ożywił – niewiele myśląc doskoczył do krawędzi drogi i za pomocą dopracowywanego latami ruchu odblaskiem zamachnął się niczym Agnieszka Radwańska nakazując kierowcy BMW zatrzymanie się tuż przy radiowozie.

Wyraźnie rozochocony popędził szybkim krokiem w kierunku zatrzymującego się samochodu po czym przywitał kierującego monologiem kładącym wyraźny akcent na słowa „starszy aspirant” oraz „kontrola”.

Otrzymawszy dokumenty samochodu starszy aspirant natychmiast sprawdził ważność polisy OC i pieczątkę badania technicznego. Było przeprowadzane niedawno ale przecież nie z nim takie numery – już on wie jak się załatwia przeglądy na takie wynalazki.

„Powinni w końcu dobrać się do dupy tym pieprzonym stacjom diagnostycznym” pomyślał z taką złością, że aż na czole wyskoczyła mu wielka, pulsująca żyła.

Przekazał dokumenty czekającemu w radiowozie partnerowi po czym przystąpił do procedury oględzin samochodu, która po niedługim czasie ujawniła tak rażące uchybienia jak obniżone zawieszenie, siedemnastocalowe koła i podwójną końcówkę fabrycznego układu wydechowego. Czujnemu oku starszego aspiranta nie umknęła także sportowa kierownica oraz „te wszystkie głupie spoilery” poza żargonem policyjnym znane także jako fabryczny m-pakiet.

Po mniej więcej godzinnej kontroli stanu technicznego obejmującej nawet sprawdzene ciśnienia powietrza w oponach oraz weryfikację homologacji trójkąta ostrzegawczego, starszy aspirant postanowił zatrzymać dowód rejestracyjny gdyż w jego ocenie samochód stanowił ogromne niebezpieczeństwo dla innych uczestników ruchu – głównie za sprawą sportowej, skórzanej kierownicy z homologacją oraz mieszczących się w nadkolach seryjnych kół.

EPILOG

W chwili gdy policjant negocjował z kierowcą odstąpienie od zatrzymania dokumentów, kilkanaście kilometrów dalej granatowy Opel Astra z nieznanych jak dotąd przyczyn zjechał na przeciwległy pas ruchu po czym uderzył czołowo w jadącego prawidłowo Forda Mondeo.

Trzyosobowa rodzina i kierujący Oplem Astra zginęli na miejscu.

64 Komentarze

  1. Sulkov 29 stycznia 2014 o 17:26

    tl;dr

    ale komć zaliczony :>

  2. babel-89 29 stycznia 2014 o 17:55

    Tommy znów byłeś piętnowany za posiadanie BMW?

    Co do przeglądów, to na szczęście liczne kontrole na stacjach diagnostycznych zaczynają się sprawdzać i jest coraz mniej stacji, które rozdają przeglądy jak straż miejska mandaty. W mojej rodzinnej miejscowości stacja popłynęła tym, że auto po przejściu przeglądu wjechało w tył innego z braku hamulców. Od tamtej pory trza być dobrym znajomym, żeby odpuścili Tobie jakieś uchybienie ;)

    1. Tommy 29 stycznia 2014 o 18:15

      Wszelkie podobieństwa do prawdziwych postaci lub wydarzeń są całkowicie przypadkowe :}

  3. Vein 29 stycznia 2014 o 18:37

    Szybciutko wyjaśniam te niewyjaśnione przyczyny: kierowca Opla jechał za szybko i umarł na prędkość (pamiętajcie: "prędkość zabija"). Jak już był taki umarty, to nie miał jak kierować i przydzwonił w Mondeo. Ot zagwozdka rozwikłana.

  4. adin 29 stycznia 2014 o 18:52

    Super wpis, końcówka miażdży.

     

  5. maxx304 29 stycznia 2014 o 19:15

    Kłerwa mać, tylko nie w Mondeo… Teraz będę się na wszystkie granatowe Astry oglądał.

     

    1. antares 29 stycznia 2014 o 21:25

      Podejrzewam, że dlatego w mondeo bo jakby uderzył w hundaja to straciłoby na dramatyźmie, a właściciel astry mógłby być nawet pośmiertnie uznany za bohatera.

      1. lol 28 lutego 2014 o 14:55

        Patrze ktoś musi koniecznie leczyć na forach kompleksy ^^.

  6. Paweł 29 stycznia 2014 o 20:02

    Bardzo smutna historia. Dodałbym jednak, że często właściciele kilkuletnich aut nie dbają o bezpieczeństwo swoje i innych użytkowników ruchu. Znam nawet przypadek właściciela całkiem drogiego auta (ok. 80 tys. zł), który nie zmienia opon na zimowe – bo jak twierdzi – przy tak dużych kołach (18"), komplet średniej klasy kół kosztowałby go aż 4-5 tys. zł, a że przecież jest dobrym kierowcą z ciężką nogą, ma duże auto (SUV) i z każdej opersji wyjdzie cało… 

    1. babel-89 29 stycznia 2014 o 20:50

      Popracuj sobie w sklepie motoryzacyjnym, to będziesz miał strach z domu wychodzić :E

      Teksty typu 80zł za komplet tarcz to za dużo i nie opłąca się ich zmieniać, bo auto i tak idzie na złom za 2 lata… I wiele podobnych :(

      1. M 28 lutego 2014 o 19:00

        jako kliet mialem taki przypadek wbijam do sklepu  i pytam jest moze sruba mocujaca sfozen wachasza do zwrotnicy (ford escort mk5 )  sprzedawca jest namiejscu z "firmy hart" za 6zl ja nato a cos lebszego  pan S dopiero na jutro z " motocraft " za 12zl i dodal ale niema sesu czekac to to samo . wiec niewiele myslac ok biore "hart" bo auto juz prawie poskladane tylko ta sruba i bede smigac na czesciach "febi" 3 dni puzniej escort do kasacji sruba pekla  sworzen wyskoczy przywitalem topole przy drodze na moje szczescie jechalem sam i wieczorem bylo pusto na drodze. po tygodniu znalazlem srube z febika ktura sie zapodziala wiec bardzo polecam tanie czesci bo sie oplaca za escorta dostalem 647zl na zlomie 

        1. JoteR 8 lipca 2017 o 17:24

          COTY CYTRYN PIERDZIELISZ O EMKA PIŃĆ PSZECIERZ WY Z GÓMNIAKIEM FORDUF NIEROBIO!!!!!

    2. kefson 30 stycznia 2014 o 10:11

      mnie osobiście najbardziej urzekł ten fragment "… Płatki śniegu spadały na rozgrzaną szybę zmieniając się błyskawicznie w niewielkie, połyskujące w świetle krople. Panującą we wnętrzu ciszę przerywał tylko dźwięk pracujących cyklicznie wycieraczek uśmiercających co chwila to śnieżne widowisko…" majstersztyk :)

  7. zwardek 29 stycznia 2014 o 22:04

    pierwszy akapit miażdży ! :)
    pozdro

    P.S.
    miałeś ostatnio jakieś niemiłe doświadczenia z milicją, bo oni też znaleźli się w felietonie?

    1. Tommy 30 stycznia 2014 o 07:43

      O dziwo ja osobiście mam z policją w zasadzie same dobre doświadczenia – byłem jednak świadkiem paru niepokojących wydarzeń, od których wziął się pomysł na napisanie tego felietonu (na przykład pół godzinnej dyskusji na temat m-pakietowych lusterek, które starszy aspirant uznał za chińskie badziewie).

      Brakuje jakoś świadomości, że większość przerabianych samochodów ma lepsze parametry techniczne niż w chwili wyjazdu z fabryki. Na serio drażni mnie, że lekko przebudowany ale zadbany samochód w ocenie wielu osób nie różni się niczym od zdezelowanej corsy z niebieskimi diodami, siatką ogrodzeniową i bąblami powietrza pod folią do oklejania szyb, która co rano budzi połowę dzielnicy swoim dziurawym wydechem.

      Tymczasem seryjne "igiełki" od dziadka Niemca, takie jak wspomniana Astra przemykają po ulicach niezauważone i nikt się ich nie czepia.

      Tu jest ból – brakuje w tym wszystkim zwykłego zdrowego rozsądku i odrobiny wyobraźni.

  8. Slawek 29 stycznia 2014 o 23:55

    Ostatnio znów gdzieś w mediach słyszałem dyskusję na temat tego, że średni wiek auta w Polsce to ileśtam, że Polacy sprowadzili tyle a tyle używanego złomu, a stealerzy sprzedali znów mniej nowych aut niż przed rokiem. I jakie by tu jeszcze opłaty wprowadzić na używane auta, żebyśmy wszyscy jeździli nowymi matizami (czy co tam teraz jest najtańsze, dacia chyba) a nie sprowadzonym złomem.

    I jakoś wszystkim umyka fakt, że zagrożeniem nie są auta starsze, tylko to źle utrzymane, i że najlepszym sposobem będzie zaostrzenie kontroli technicznej. A wszyscy wiemy jak to wygląda na przeglądach – specjalnie się do roboty nie przykładają. Ostatnio diagnoste musiałem prosić, żeby sprawdził tylne zawieszenie też, a o tym, żeby jakieś auto nie przeszło przeglądu z powodu korozji to chyba  nigdy nie słyszałem. Dowiedziałem się za to, że wystarczy 30% skuteczności, żeby amortyzator na przeglądzie został uznany za sprawny (przy 60% już w zasadzie nie da się jeździć)

    I to tak jest w dużym mieście, na powiatach jest jeszcze gorzej, bo przecież wszyscy się znają, wódke razem pili w zeszłą sobotę, a żona Zenka uczy córkę diagnosty biologii, więc jak to tak, nie dać przeglądu?

    1. Bebok 30 stycznia 2014 o 10:02

      Średni wiek to też ściema, bo przecież ile aut zostało niewyrejestrowanych a sprzedanych żulowi za 50zł, a następnie pociętych. :)

    2. Paweł 30 stycznia 2014 o 11:04

      Tak, z tym wiekiem to jest totalna ściema. Chodzi o to, że Centralna Ewidencja Pojazdów i Kierowców (CEPiK) nie aktualizuje systemu o samochody niewyrejestrowane, np. na podstawie polis OC.

    3. MSK 30 stycznia 2014 o 13:33

      No ja się od kilku lat bujam z przeglądami bo grzebią aż znajdą. A to nalot na numerze vin na podłodze a to kropka na progu a to coś tam. Może popełniam błąd robiąc przeglądy w Warszawie ;)

    4. Ewa 28 lutego 2014 o 10:43

      Faktem jest że zachowań takich nie da się zmienić. Można miec nowe auto i zaniedbane wszystko zależy od ludzi, ja mam 30 letniego golfa i jest w lepszym stanie technicznym niz nie jedno np 10 letnie auto …ale zacząć trzeba od sposobu myślenia ludzi , którzy kupują złoma zeby go zajechać , a każde takie zachowanie szufladkuje tych którzy dbają o swoje "zabytki"…irytuje mnie komentowanie typu o starym golfem coś tam …tylko ze ja dbam o swoje auto znam jego możliwości i nie śmigam nie wiadomo ile, jak to robią inni mający poduszki powietrzne itp bo są zwolnieni z obowiązku myślenia jeżdżąc takim super wozem… ja zawsze jadę na kontrolę i uwaznie się przyglądam co tam robią bo dla mnie ważne są uwagi co warto było by wymienić lub na co zwrócić uwagę do następnego badania …i o tym toku myślenia mówię :) ale cóż nie każdy dba o auta….to świadczy o ludziach i czasem nie chce się nawet zastanawiać jak wygląda ich mieszkanie czy dom …bo auto świadczy też o właścicielu…

  9. michal 30 stycznia 2014 o 08:47

    Warto dodać ze zdaniem "czasopism opiniotwórczych jak AŚ czy Mot.. " należy unikać aut po jakichkolwiek przeróbkach gdyz napewno to zwykłe szroty. Bo to chyba jasne że właściciel pasjonat kochający swoje auto dba o nie gorzej niż ktoś traktujący auto na równi z żelazkiem..

    1. Tommy 30 stycznia 2014 o 09:22

      Nic nie chcę mówić ale jestem właśnie na etapie kupna włocha z tylnym napędem :}

      1. radosuaf 30 stycznia 2014 o 09:31

        BRAWO! Fiat Dino? 131 coupe? :)

  10. radosuaf 30 stycznia 2014 o 09:46

    Silnik chłodzony powietrzem z tyłu, tylny napęd – prawie jak 911 :D.

    1. Tommy 30 stycznia 2014 o 09:48

      I strefa kontrolowanego zgniotu jak w nowym M3 kończy się na silniku :D

      1. Bebok 30 stycznia 2014 o 09:49

        I pewnie spalanie podobne :P

  11. Bebok 30 stycznia 2014 o 09:48

    Kuzyn miał taką kontrolę na Kaszubach :) Miał dołożonego hokeja z przodu, inne koła i lakier, ale poza tym wszystko OK. Policjant był chory na tę samą chorobę co ten z felietonu, czyli: "JaWamDamTjuningMłodeBuraki". Kiedy okazało się że "przeróbki" nie były dramtaczyne, zrzucił maskę strażnika teksasu i zaczął względnie normalbnie gadać:

    -Bo ja kiedyś na śląsku mieszkałem, wszystkich tych tunerów tam wyłapałem i nauczyłem co i jak!

    Ręce i suty opadły. Stereotypy, zaściankowość i premia! Nie mówię że wszyscy to łajzy, są naprawdę mili panowie w mundurach. Ale nienawidzę takich k…ów którzy doczepią sie o nieprawidłowo zamontowaną przeróbkę, z ostrymi krawędziami (koledze poszedł dowód za tylny pas gumowy z E30 sedan…), a sami w radiowozach jeźdzą gorzej od ludzi normalnych.

     

    Felieton życiowy!

    1. Leniwiec Gniewomir 30 stycznia 2014 o 12:20

      Nie no, nie ogarniam tej kuwety. Dobry tuning równie mocno zagraża bezpieczeństwu, co założenie innych butów. Jasne, nie każdemu musi pasować (ja akurat fanem nie jestem -t o całkowicie subiektywna opinia), ale do wuja chafla, nie równajmy założenia dobrych felg, profesjonalnego zawiasu i homologowanej kierownicy do przyklejenia na przerdzewiałego strucla spoilera z gównolitu i przeżutej tektury przy pomocy gumy do żucia!

      1. Bebok 30 stycznia 2014 o 13:25

        Rozumiem że chodzi ci o tą E30? :D

        No to cię zaskoczę! :>

        Może auto nie było w stanie jak ten na obrazku, ale generalnie seria, a pan się doczepił o ten kawałek spojlera który jest z tyłu na klapie :) Akurat miał czarny, nielakierowany z takiej specyficznej gumy z listwą usztywniającą w środku. :) Ale Pan uznał to za ostre krawędzie, szukał generalnie na siłe.

         

         

         

         

         

         

         

         

         

         

        Brat kumpeli jest policjantem i mówi że nie raz to nie jest ich zła natura. Mają polecenie, przynieść tyle i tyle mandatów, złotek na nich albo dowodów i koniec. Polowanie!

      2. radosuaf 30 stycznia 2014 o 13:35

        Ale spodziewasz się, że policjanci będą doszkalani z tego, co jest profesjonalnym zawiasem, a co nie?

        Ja do tłumika Supersprinta dostałem oficjalną homologację na Unię Europejską, żeby się w razie czego okazywać policjantom… Nie sądzę, żeby każdy "tjuner" woził taki zestaw dokumentacji przy sobie.

        1. Tommy 30 stycznia 2014 o 13:48

          Mnie nie chodzi o to co posiada homologację a co nie. Jeśli jednak starszy aspirant (chcąc nie chcąc zobowiązany do posiadania jakiejś wiedzy o budowie i działaniu samochodów, które kontroluje) nie jest w stanie odróżnić dobrze utrzymanego samochodu z obniżonym zawieszeniem i sportową kierownicą od tworu z lampami trzymającymi się na wkrętach do drewna i tłumikiem końcowym o średnicy rury spustowej elektrowni wodnej Żarnowiec to coś chyba jest tu nie tak.

          1. Bebok 30 stycznia 2014 o 14:06

            No ale tu nie chodzi o wiedze :) Chodzi o to że w ich przekonaniu każdy kto robi jakiekolwiek przeróbki, zwłaszcza w śmiercionośnym BWM, jest potencjalnym zagrożeniem, jeździ jak wariat itp.  Każdy dzień bez jego auta na drodze, jest dniem bezpieczniejszym. Więc trzeba się czepiać pierdół. I tak to właśnie jest. Im to nie zawadza, kierownik zadowolony, a przegrani są tylko ludzie robiący różne przeróbki, typu dołożenie m-lusterek ^^

          2. radosuaf 30 stycznia 2014 o 14:13

            Policjant widzi tylko obniżone zawieszenie, a ilu łosiów po prostu przycina sprężyny, zamiast wymienić je na sportowe, to się pewnie orientujesz… W dowodzie powinna być adnotacja o przeróbkach klepniętych podczas przeglądu i byłoby po problemie.

  12. babel-89 30 stycznia 2014 o 14:49

    Tak teraz mnie naszło. Ciekawe co by powiedzieli w pierwszym zakładzie, jakbyś na przegląd przyjechał z założoną bangzillą? :E

    1. Tommy 30 stycznia 2014 o 15:14

      Niezależnie od tego co by powiedział, z powodu hałasu rozszyfrowanie tej wypowiedzi przypominałoby sprawdzanie schematu elektrycznego radzieckiego radioodtwarzacza we wnętrzu pracującej betoniarki wypełnionej śrutem.

      1. babel-89 30 stycznia 2014 o 18:02

        Aż tak daje czadu to montsrum :O

        1. Bio 30 stycznia 2014 o 22:29

          Przesadza- nie ma tragedii :P Słyszałem sporo głośniejsze wydechy :P 

  13. Gutek 30 stycznia 2014 o 18:44

    O stary! najlepszy wpis na blogu. Jak dla mnie – mistrz! 

    Zgadzam się z Tobą w 1000%. Policjanci mają spiny o rzeczy, jak np gleba w zadbanej Beemce, ale np brak podłogi w Corsie jest jak najbardziej na miejscu… 

    1. babel-89 30 stycznia 2014 o 20:01

      Bo braku podłogi czy podłużnic nie widać na pierwszy rzut oka ;)

      Poza tym tylko BMW powodują wypadki, więc policja dzielnie wypełnia swoje obowiązki :E

  14. x 31 stycznia 2014 o 00:29

    No ale auta "po tuningu" raczej nie kupię. Nie jestem fanem poszukiwań radosnej "własnej twórczości". Seria, oryginał i basta.

    1. Tommy 31 stycznia 2014 o 08:03

      Jak coś, to moim zdaniem tego rodzaju samochód i tak trzeba zbudować, a nie kupić ;}

      1. Szczypior 2 lutego 2014 o 23:56

        Wydaje mi się, że x miał na myśli "tjuning" a nie tuning. A takie radosne twórczości, jeśli się ma trochę ogłady w temacie, mogą być bardzo tanią bazą do zbudowania czegoś swojego, z klasą ;) Po prostu trzeba uważać co się kupuje i w pierwszy dzień lecieć po oryginalne lampy, jakiś zderzak czy standardowe żarówki a wywalić pseudoksenony.

  15. Anonim 31 stycznia 2014 o 08:55

    Pięknie się czytało :)
    Zakończenie zbyt dramatyczne jak na mój gust, ale oddaje wagę sytuacji.
    Faktem jest, że przeglądy to bardzo często kpina. Nie oznacza to, że samochodu z pewnymi wadami niepowinno się dopuścić do ruchu. powinien być wystawiony papier o usterkach i skierowanie do warsdztatu z np miesięcznym terminem ważności. znam przypadki, kiedy musisz podbić przegląd, wiesz że w aucie ci tuleje już biją, ale kasy nie masz bo życie ci ją nieprzewidzianie zajumało. (tak. np choroba dziecka)
    Oczywiście jak na przegląd przyjedziesz złomem i diagnosta wypisze ci rolkę papieru toaletowego z listą wad, to nie powinno być opcji że przejdze. Powinien takie auto od razu odholować albo na złom albo do warsztatu. Prawo powinno być dla ludzi i taki diagnosta bez problemu określi co jeszcze może jeździć i na ile jest sens to naprawiać, a co zagraża bezpieczeństwu innych, po czym wystawć winien dokument. 
    Z autami tuningowanymi powinno być tak samo. Wszystkie szpachloloty na przeglądy zajeżdzają, więc jak diagnoście spoiler z klapy zostanie w ręku to powinien takie auto uziemić, chociażby do szczegółowej kontroli. Papier od diagnosty powinien zawierać jakieś informacje dodatkowe  o aucie, na tyle istotne żeby pan władza nie miał wątpliwości że ogląda ten sam pojazd. Teraz "starszy aspirant" ma do dyspozycji jedynie tuszowy znaczek z datą i podpisem, bardzo skrótowy opis w dowodzie,  wiedzę własną z obserwacji i branżowej literatury w cenie 1 piwa. Nie ma się co dziwić że nie zna pakietów, bo jest tyle marek i modeli że musialby jeździć z przyczepką podręczników o seryjnych i nieseryjnych pakietach do aut z kilku dekad.
    Niestety to są jedynie moje pobożne życzenia. Normalność przepisów nie jest obywatelom tego kraju pisana. :(

    1. babel-89 31 stycznia 2014 o 15:20

      Przy wykryciu niewielkich uchybień, np. wybite tuleje diagnosta powinien wystawićkwit o wykrytej usterce, który daje Ci 2 tygodnie na jej usunięcie (w razie robienia przeglądu można z tym jeździć legalnie ;)), a po naprawie sprawdza, czy dana naprawa została wykonana i kasuje dodatkowe 20zł ;)

      Tyle w teorii. W praktyce spotkałem się z tym tylko raz :(

  16. Korzeń 31 stycznia 2014 o 17:42

    Słuchajcie tego:

    warszawa, rondo na wisłostradzie pod alejami 3 maja. Kierowca i jego kabriolet, 20 letnie e36 na zamiejscowej rejestracji, w stolicy mówią na takich "słoik".Ciag samochodów i dwóch policjantów opartych o kijanke, rozmawiajacych i przyglądajach sie miejskiej przyrodzie, samochodom itp…

    jak zobaczyli stare bmw na 8,5 calach w szerz to ruszyli z lizakiem tak że białe czapki prawie pospadały im z głów.

    Wylegitymowali i zapytali czy wszystko sprawne po czym puścili.

    nie wiem, może bmw sie spodobało, może liczyli na brac oc lub badań.

    cholera, jak ja lubie tego bloga! Sprawne fury górą. Powinni mi dopłacać do przeglądu za to że mogą popatrzeć pod mój samochód!

     

    1. Tommy 3 lutego 2014 o 08:03

      Tak naprawdę to jestem batmanem ale nikomu nie mów

      1. Bio 3 lutego 2014 o 13:26

        a mi mówiłeś, że Zieloną Latarnią :( kłamczuch!

  17. blogi-luki 3 lutego 2014 o 08:01

    Bardzo podoba mi się Twój blog, który prowadzisz;). Ja z kolei zajmuję się prowadzeniem bloga-agregatora, który promuje najlepsze moim zdaniem blogi prawne. Będę wdzięczny, jeśli zechcesz zagościć na mojej liście, pozdrawiam

  18. Szymen 4 lutego 2014 o 18:25

    Przychylam sie do opini iż blog jest prowadzony w staranny i przyjzany sposób oraz bardzo ciekawą tematykę porusza.

    Jednakze kto 6 stycznia – trzech króli – robi przeglad?

  19. maqus 5 lutego 2014 o 10:19

    Nie od wczoraj wiadomo, że Polska to dziwny kraj. Nie wiem czy ta historia jest prawdziwa, ale bardzo realistyczna. Poniekąd policjanci też ludzie, ale w naszym kraju tego typu absurdy to standard. Wystarczy, że ktoś jest nieszablonowy lub w jakiś sposób się wyróżnia, jest lepszy to od razu trzeba go do gleby sprowadzić. Bo niby czemu miałby być lepszy od innych? Niestety dotyczy to wielu sfer życia.

  20. Maly 7 lutego 2014 o 18:39

    Tommy myslales o napisaniu jakiejs ksiazki? niektore zdania po przeczytaniu sprawily ze niemal siedzialem na miejscu pasazera w tych wozach z przegladu :D

    1. Tommy 7 lutego 2014 o 19:28

      A i owszem. Mam już nawet tytuł:

      "50 shades of sebringgrau 229"

       

  21. johny 28 lutego 2014 o 10:56

    A ja tam handluje samochodami i zawsze do przegladu daje na flaszkę i mam pieczątkę bez wjezdzania .

    1. Anonim 11 marca 2014 o 14:28

      To przykre.

  22. Anonim 13 marca 2014 o 03:43

    autor jest mocno zflustrowany

     

    1. Tommy 13 marca 2014 o 11:35

      a do tego bszydki i mu śmierdzą stopy

  23. Błażej 27 kwietnia 2014 o 17:58

    Fajne, ciekawe, inspirujące, potrzebne, pomocne, warte propagowania, pożyteczne, społecznie uzyteczne oraz (++++).

     

    Pozdrawiam i do dalszego pisania namawiam

    dziadek Piotra

     

  24. Bartek 12 lipca 2017 o 11:20

    Ale takie są realia ja w swoim mieście stykam się z tym na co dzień lecz u nas nawet to nie odbywa się przy pomocy Pana Andrzeja tylko można po prostu kupić samą pieczątkę bodajże za 20-30 zł i bez problemu na niej jeździć. Powinno się coś z tym zrobić.

Pozostaw odpowiedź Tommy Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *