Ostatnio w internetach sporo mówi się o przywróceniu obowiązkowej służby wojskowej co jak podejrzewam mały związek z tym, że Rosja obecnie bardzo troszczy się o swoich obywateli. W zasadzie to nawet nie miałbym nic przeciwko – szczególnie spojrzawszy na tę współczesną, dziewczęcą subkulturę noszącą apaszki i zdecydowanie zbyt ciasne spodnie (ktoś mi wyjaśni gdzie oni do cholery chowają swoje penisy?).

Pomyślałem sobie, że służba wojskowa powinna w końcu zrobić z nich prawdziwych mężczyzn.

Ponieważ jednak dla takiej grupy kilka miesięcy wspólnych pryszniców może okazać się nie tyle straszne co raczej atrakcyjne, zacząłem zastanawiać się czy istnieją może inne sposoby na sprawienie, by te zostawiające swoje genitalia w domu osobniki z farbowanymi włosami w końcu zaczęły zachowywać tak, jak zaplanowała to matka natura i wujek testosteron. I co właściwie sprawiło, że współczesnego mężczyznę coraz częściej można po pijaku pomylić z kobietą?

Pewnie się zdziwicie, ale doszedłem do wniosku, że duży udział w tym unicestwieniu „męskiej” części społeczeństwa mają hot hatche (a dokładniej ich zniknięcie).

Bo widzicie, kiedy miałem kilkanaście lat moje myśli krążyły wyłącznie wokół dwóch tematów – dekoltów koleżanek z klasy oraz sportowych hatchbacków.

Oczywiście zarówno ja, jak i moi rówieśnicy całym sercem pragnęliśmy sportowych modeli BMW, Chevroleta czy Mercedesa ale w sferze naszych bardziej realnych marzeń zawsze znajdowały się cholernie szybkie hatchbacki. Wszyscy myśleliśmy wtedy o Peugeotach 106 Rallye, Citroenach VTS i Fiestach RS Turbo. O Kadetach GSi, Clio Williams z białymi felgami oraz krwisto czerwonych Hondach CRX. I nawet jeśli nie mogliśmy pozwolić sobie na taką wersję bo zabiłoby nas ubezpieczenie, jeździliśmy astmatycznymi 1100 i kombinowaliśmy jak wepchnąć pod maskę silnik o rozmiarach Albanii.

Teraz zaś praktycznie każdy osobnik płci „męskiej”, którego interesuje to jak wyglądają jego włosy zaczynając swoją przygodę z motoryzacją chce Audi A3. Najlepiej TDi z „dobrą mapą”, automatem i skórzanymi fotelami.

Mówcie co chcecie ale w zestawieniu z młodym chłoptasiem taki samochód to nic innego jak analogia różowych t-shirtów z dekoltem w serek, farbowanych grzywek i pasków do spodni wysadzanych cekinami.

Diesel? Skórzana tapicerka? Automat? Wspomaganie kierownicy?

Kiedy miałem jeszcze swoją Fiestę XR2i, na samą myśl o wyjeździe z garażu bolały mnie ręce!

Dojechanie na drugi koniec miasta groziło śmiercią z powodu odwodnienia i utrzymującą się przez tydzień erekcją. O ile w ogóle udało się Wam dojechać gdziekolwiek bo wóz mielił kołami przy najmniejszym nawet dodaniu gazu – niezależnie od tego czy jechaliście na jedynce, trójce czy piątce. Mielił też kiedy padał deszcz, kiedy było sucho i kiedy wiał wiatr. Albo kiedy było pod górkę. Albo z górki. Na prostym z resztą też.

A potem urywała się półoś.

Czasami jedna zmiana świateł nie wystarczała nawet na to, żeby ten skurwiel w ogóle ruszył się z miejsca.

Zapalało się zielone więc jak gdyby nigdy nic wrzucałeś jedynkę i puszczałeś sprzęgło. Dodawałeś trochę gazu i koła zaczynały kręcić się w miejscu. Aby uspokoić sytuację wrzucałeś więc dwójkę jednak nadal nic się nie zmieniało. Pojawiał się jedynie gęsty dym wpadający do wnętrza przed dziury w podłodze, jednak Ty nadal stałeś w miejscu i wyglądałeś jak skończony idiota. Po chwili światło zmieniało się na czerwone, potem znów na zielone, a Ty znajdowałeś się ledwie kilka centymetrów dalej poruszając się z prędkością z jaką rosną paznokcie w chmurze dymu sięgającej już jakieś dwa kilometry w górę.

I wtedy nagle opona trafiała na kawałek przyczepnego asfaltu, samochód strzelał do przodu osiągając setkę w jakieś pół sekundy i wyrywał Ci ręce z barków. Z powodu przeciążenia Twoje krwawiące truchło lądowało na tylnej szybie z grymasem bólu na twarzy i rękami przypominającymi rozgotowane spaghetti.

Kiedy XR2i znalazło się na krętej, suchej drodze przy odpowiednio twardym traktowaniu potrafiło pojechać tak, że aż płonęły włosy łonowe. A i tak daleko było mu do braci wyposażonych w turbo czy wolnossące dwulitrówki.

Kolejna istotna cecha starych hot hatchy to zmuszanie właściciela do znajdowania kreatywnych zastosowań wszystkiego, co znajdowało się akurat w bagażniku. Ze względu na wysiloną mechanikę, nieprzemyślane modyfikacje, niewielki budżet i szorstkie traktowanie moja Fiesta psuła się średnio co piętnaście minut. Dzięki temu nauczyła mnie chociażby czterech nieznanych mi wcześniej zastosowań trójkąta ostrzegawczego (nie wiem czy wiecie ale w pewnych okolicznościach jest on w stanie zastąpić poduszkę silnika albo wahacz).

Wydaje mi się, że więcej czasu spędzałem pod tym samochodem niż w fotelu kierowcy, nigdy jednak nie pomyślałem, że przydałoby się zamienić go na Passata albo nowe Audi z automatem. A to dlatego, że ten skurczybyk działał na mnie jak naga Olivia Wilde doprawiona nutellą, gwiazdkami lila stars i wiaderkiem kokainy.

Równocześnie pragnąłem go i nienawidziłem.

Znałem go na wylot i byłem w stanie przewidzieć każdą jego reakcję, a jednak zwyczajnie się gnoja bałem.

Z jednej strony wiedziałem na ile mogę sobie pozwolić, z drugiej jednak napawała mnie lękiem myśl, że mogę być w błędzie.

Obecnie na rynku jest cała masa szybkich hatchbacków. Clio RS, Fiesta ST, Astra OPC… Tak naprawdę jednak, pomimo znacznie lepszych parametrów stanowią one jednak zaledwie cień swoich starszych braci. Brakuje im tych prostych, lekkich cech, które elektryzowały nas w czasach gdy ikona ABS powodowała wymowne uniesienie brwi.

Brakuje mi tych małych, zadziornych skurczybyków.

Dawniej hot hatche były po prostu jak dobre tenisówki. Dziś przypominają raczej nowoczesne buty sportowe z przeróżnymi poduszkami, wzmocnieniami i ergonomicznymi bieżnikami robionymi z kosmicznych materiałów.

W założeniu nadal służą do tego samego ale nie masz już co liczyć na to, że znów poczujesz pod cienkimi podeszwami leżące na ścieżce gałązki i kamienie…

48 Komentarzy

  1. Garnier 21 marca 2014 o 14:33

    Nawet nie porównuj starych hothatchy z nowymi. Nowe są piękne, mocne, dopracowane, wygodne, prowadzą się perfkecyjnie ale… po co? To są teraz po prostu mocniejsze wersje normalnych wozów, nic więcej. Więc jak to ma się równać z tymi starymi, blaszanymi pudełkami z silnikiem? ;)

  2. Bebok 21 marca 2014 o 15:36

    Chyba najlepszy fragment od kiedy Ciebie czytam :D
    I jak zawsze mogę się z tym zgodzić w 100%.

    VAG synonimem prestiżu, TDI niezawodności i taniochy. To chyba z czasów kiedy "4ka" była jeszcze droga a w niej były "te wow TDI". Teraz są w cenie złomu z przebiegami po 150 tyś JEDYNY TAKI ZOBACZ.

    W sumie od lat nic się nie zmieniło. Cioty wożą się w Golfach i Audikach, dorobione cioty w Paskach i A6, buraki w E46 i E39 :)

    1. THC 21 marca 2014 o 16:03

      Powiedz mi w takim wypadku, czym wożą się normalni ludzie? 

      1. Pawliko 22 marca 2014 o 23:04

        No z tymi burakami to troszę nieładnie, wypraszam sobie. Chociaż ja mam w sumie E38… :P

    2. Mariox003 21 marca 2014 o 17:12

      Bebok, ciotą nie jestem a wożę się Audicą(starą, ale jarą 80 b3 1.8s). Miałem Fiestę 1.4 i swap na 1.6 cvh EFI, byłem zadaowolony, teraz mam Audi, i owszem jest wygodne, nie psuje się w ogóle, a także jest bardziej pojemne od Fiesty. To, że ktoś jeździ takim a nie innym autem to nie znaczy, że jest ciotą.
      P.S. I tak wolę Fiestę od Audi, bo mały, szybki i zwinny hot hatch to jest to ;)

      1. Bebok 21 marca 2014 o 17:16

        Powtórzę post z dołu :)

        Uogólniam i przedrzeźniam się z takich panów w sweterkach o jakich wspomina Tommy, i ogólnie ze stereotypów.

        Ludzie, miejcie odrobinę pewności siebie a nie odbierajcie każdego wspomnienia o swojej marce jak cios w pysk.

        Jestem hujem z bety i się dobrze z tym czuje. Kiedy się ludzie nabijają i droczą, odpowiadam coś w tym samym tonie. Nie płaczę :)

        Chyba zaraz będę musiał przepraszać pół Polski, niczym premier i prezydent.

    3. Bartek 21 marca 2014 o 18:05

      oesssu, ale dobrze że kupiłem E36 xD

  3. krzyszp 21 marca 2014 o 16:00

    "(ktoś mi wyjaśni gdzie oni do cholery chowają swoje penisy?)"

    To oni je w ogóle posiadają???

    1. paulina 21 marca 2014 o 16:34

      też się kiedyś rozczarowałam…

      1. Regis 21 marca 2014 o 17:38

        Buahahaha…. Jebłem… :D

      2. Camel 21 marca 2014 o 20:54

        @Paulina – riposta miesiąca :D

      3. Stiuk 21 marca 2014 o 22:18

        Paulina– chyba Tommiemu trzeba podsunąć pomysł, żeby raz w miesiącu typował najlepszy komentarz. 
        Co tu dużo mówić, miesiąc Marzec jest Twój :D

      4. krzyszp 21 marca 2014 o 23:56

        You made my day ;)

  4. Corsiarz 21 marca 2014 o 16:52

    Ach, szybkie hatchbacki! :)

    Sam mam przyjemność jeździć na codzień Corsą C GSi, może to i Opel (wiem że nie lubisz :P), ale to naprawdę fajny wóz – myślę że wpisuje się w klimat żwawego hatchbacka, chociaż stare Saxo pewnie jest bardziej męskie ;). No i niestety masz rację – w obecnych czasach takie samochody są zbyt skomplikowane. Co to za frajda jeździć turbodoładowaną ośką, która legitymuje się dostępnym od najniższych obrotów wielkim momentem obrotowym? Na pewno jest szybko, a jak jest szybko to jest wesoło, ale wydaje mi się że nie do końca o to w takim samochodzie chodzi, tylko o to jak trzeba sie skupić, wysoko krecić, ostro hamować i poprawiać wszystko lewą nogą w zakręach ;). No i co jest tutaj najsmutniejsze – mam sobie tę Corsę, dbam o nią i jeżdżę. Ale co będzie jak ona się zepsuje? Ma już 10 lat, oczywiście dbanie wydłuża żywot, ale wszystko się może zdarzyć. No i co ja sobie kupię?

    1. Beddie 21 marca 2014 o 16:59

      Saxo męski? Plażo, proszę! AX GTI był spoko, Swift GTI, Pug 205GTI/Rallye był spoko. Saxo może i było szybkie, ale nazywało się ciulowo ;)

      1. Tommy 24 marca 2014 o 08:23

        Beddie – ja nie napisałem, że chodziło mi o saxo :D

        Poza tym co jak co ale "Fiesta" brzmi równie męsko co "lawendowy" albo "żakiet".  Sytuację ratowało jedynie strikte techniczne określenie XR2i oraz daszki przeciwsłoneczne z lusterkiem po stronie pasażera (wszystkie wersje poza XR2i miały go w daszku kierowcy – taki miły gest pokazujący gdzie jest czyj fotel : D).

        Saxo VTS miało mocny silnik, poszerzany bodykit, starszego brata popierdzielającego po większości rajdów i obecnego w większości gier rajdowych z tamtego okresu (Rally championship chociażby) – innymi słowy wszystko co było potrzebne żeby założyć do niego białe felgi i zawracać na ręcznym na każdym skrzyżowaniu :}

        1. Beddie 24 marca 2014 o 09:45

          Fiesty nie chciałem już komentować ;) Niestety chłopaki z nazwami się mało popisali :)

  5. Kacper 21 marca 2014 o 16:58

    Bebok

     

    co ty w ogole pierdolisz ze tak powiem

    "cioty jezdza golfami, passatami itp"

    znam w chuj osob posiadajacych ladnie zrobione klasyczne dwojki np ziomek z miasta ma golfa mk2 1.8T zestrojone na 350~ kuca, powiesz mi że jest ciotą? a sam jezdzisz citroenem rodziców

     

    pozdrawiam hejtera

    :]

    1. Beddie 21 marca 2014 o 17:01

      Tak, jest masa męskich samochodów z których można zrobić sporą moc, a on zabrał się za golfa robiąc go na moc, której nie jest w stanie przenieść na asfalt. Szacun, to takie oryginalne :)

      1. Kacper 21 marca 2014 o 17:04

        a i wbrew pozorom, nie mam seryjnego wydechu, 1.9 TDic 193/417

        1. Regis 21 marca 2014 o 17:41

          Co nie zmienia faktu, że to nadal TDi… :P Sam mam TDCI więc wiem co piszę… Chociazbyś miał tam 500/1200 to NADAL JEST DIESEL! :) Usianowanko :)

    2. Regis 21 marca 2014 o 17:44

      Kumpel ma Poloneza z nieźle zmodyfikowanym silnikiem z Lancii (sam sobie robił od podstaw komputer pokładowy – franca jedna) ma tylko 180km z silnika 2.2 ale z tego co wiem, to podobnego Golfa II wysmyrknął na 1/4 mili ;) Co tylni napęd, to tylni napęd

  6. Kacper 21 marca 2014 o 17:02

    mówisz że nie jest w stanie przenieść tego na asfalt, jest :p jeździ na semi-slick'ach ale skoro go na to stać to nie ma problemu, zerkając na Twoj profil jarasz się że w escorcie masz 2.25" wydech, to jest jakiś super wynik? lekko powyżej serii

    1. Bebok 21 marca 2014 o 17:13

      Po pierwsze nie jestem hejterem :) Uogólniam i przedrzeźniam się tak jak autor. A koledze widzę brakuje dystansu.

      Po drugie zamiast wytykać ludziom czym jeźdżą, i lansować się autem "znajomego", może sam przedstaw się jaki to z Ciebie kozak…

      No i może guzik Odpowiedz nie będzie taki straszny, żeby utrzymać wszystko w czytelnej kupie? :)

      Trochę dystansu!

      1. Kacper 22 marca 2014 o 01:26

        bez spin ^^

        jestem osobą która posiada dużo dystansu jednakże nie lubie gdy ktoś szufladkuje ludzi tylko przez grupę pewnych posiadaczy danej marki, sam dobrze wiesz że równie dobrze mógłbyś jechać po właścicielach francuskich samochodów, które uważają za bóstwo, czy też nawet włoskich, w każdej marce znajdzie sie jakiś pasjonat, a motoryzacja nie powinna nas dzielić przez marki, tylko łączyć przez hobby i miłość do niej :p

         

        moje wypocinki :D

      2. Kacper 22 marca 2014 o 01:27

        a odnośnie fragmentu czym jeżdze

        jezdze wieśwagenem gufrem mk2 który może i jest traktorem ale miny ludzi którzy lansują swoje super furki warte 40 a nawet wiecej tysiecy są bezcenne, niezaleznie ile mandatow bym dostal nie oddam niczego za te satysfakcje

        1. bebok 22 marca 2014 o 08:59

          O :-) no to sie ciesze ze temat jest luzny :-P

          Generalnie wiadomo o co chodzi. Zelowe kaski lubuja sie w A3, panowie kierownicy w slalonach w A6. Buraki w betach to dalej buraki w betach, i młodzież która upala co ma np Civica 1,3 ale wszedzie sa wrzuty o vtecu i innych :-)

          Lubie sie ponabijac ze stereotypów. Taki ze mnie w.w. uj ze starej, zmeczonej bety ^_^

          1. Kacper 22 marca 2014 o 10:43

            znam kolesia co ma ringi w polo 6N, ledy smoked na tyle i naklejki sponsorskie na drzwiach, co do części to sie zgadza :D

            znam rowniez pare osob majacych wyzej wymienione civic'i i amatorow driftu w zajechanych kantach ^^

             

            ale i tak najlepszym w tym wszystkim są ludzie z e36 [bez hejtów ^^] tzw 316i M, które w opinii kierowców "idzie" bokiem ^^

            1. Bebok 22 marca 2014 o 10:51

              Teraz to się uśmiałem fest! :D

              Powinno się to dopisać do listy kłamstw posiadacza E36
              Zaraz po: 1,6 w zupełności wystarczy
              – Tak, jedzie bokiem ^^

  7. beatles 21 marca 2014 o 18:02

    Blysles bebok jak lampki na choince

  8. Mowad 21 marca 2014 o 18:43

    Juz niezaleznie od tego czy to byly hot hatche czy fiat 126p, najwiekszy urok tamtych czasow i samochodow to wlasnie grzebanie w tym co sie akuat mialo i narzedziami jakimi sie akurat dysponowalo. Czasami nawet podczas jazdy probnej, zanim cos sie popsulo okazywalo sie, ze grzebanie dalo jakis pozytywny efekt, a wtedy to dopiero bylo uczucie! Fakt ze stosunek procentowy czasu jazdy do grzebania w samochodzie byl jakos 1:10 ;) W nowych samochodach w zasadzie nic sie nie da pogrzebac przy pomocy podstawowego kompletu kluczy. Choc z wiekiem i swiatopoglad sie zmienil i potrzeby zyciowe, ale i mozliwosci, dlatego sam na codzien wole jezdzic samochodem, ktory nie ma w zwyczaju sie psuc (nie koniecznie nowy, ale nie rozgrzebany), a od grzebania jest inny samochod, ktory moze stac jesli modyfikacja okaze sie jednak nietrafiona – to jest wg mnie zloty srodek :)

    1. Bebok 21 marca 2014 o 18:56

      Moim zdaniem cały urok to nie psucie się auta. Ale sam fakt że jeśli coś się stanie to jest taka mozliwość. Samo grzebanie i dodawanie coś ekstra też było możliwe.

      W manualnych dieslach przestawiało się dawki paliwa srubokretem, zwezkami i zaworkami cisnienie turbo. Można bylo w benzyniakach dawac inne podkladki i gazniki, regulowac sobie to wszystko do kupy.

      Teraz zabawa wymaga hajsu i wiedzy lub tylko hajsu :)

  9. Mowad 21 marca 2014 o 19:26

    no tak, ale jak sie nie przewrocisz to sie nie nauczysz :) wiec czasem trzeba cos popsuc zeby wyciagnac z tego jakas nauke na przyszlosc i nastepnym razem zrobic to jak nalezy. Zwlaszcza jesli zabawe z samochodami zaczynalo sie kiedy internet byl dostepny za posrednictwiem modemu, a opisy DIY ze zdjeciami na forach jeszcze nie istnialy :)

  10. parar 21 marca 2014 o 21:35

    Rozumiem o czym piszesz, kiedyś ujeżdżalem escorta mk3 1.3 :) moc miał jaką miał…wystarczyła by wyrwać śruby mocowania łapy ze skrzyni przy "świartce"….choć wówczas jeszcze nie wiedzielismy co to ćwiartka. Potem mk5 w dieslu..muł ale zrobiłem mu pakiet coswortha z zewnątrz….i juz był szybszy.

    Dziś jeżdzę e 39 (choć chyba nie powinienem sie chwalić skoro to burakowóz) mniejsza o to,  mały silnik 2.0, duże auto, miało być powoli dostojne i komfortowo…ale pojawił się zawias M, więc już downgrade komfortu nastąpił i cos czuję żę to nie ostatni downgrade limuzyny.

    Pozdrawiam

  11. Karol 21 marca 2014 o 22:26

    Właśnie przed chwilą siedząc z moim tatą, skakał on po programch szukając czegoś w tv, natrafił na końcówke programu chyba pimp my ride z west coast customs w roli głównej…Scena zaczyna się od tego jak wypasiony merc wjeżdża do garażu drzwi się otwierają i od razu słychać "łocap broo" i wysiada z niego śliczna dziewczynka Justin Biber…Właściciel firmy prowadzi go do jego nowiutkiego Cadillaca CTS a ta/ten wsiada do niego i w pierwszej kolejności chwyta podpiętego ipoda i chce włączyć muzyczkę.Facet mu mówi, że najpierw silnik…odpalił i szybko podgłośnił radio… I wtedy spojżelismy z tata na siebie z politowaniem i powiedziałem do niego… czy silnik nie jest najpiękniejszą muzyką? Nigdy w życiu wsiadając do auta nie pomyślałbym w pierwszej kolejności o radu…Co sie stało z tym światem, że dzieci mają super bryki dla których ta cała bryka jest tylko dodatkiem do ipoda i playstation w bagażniku…W tym momencie stało się tak cudownie, że mam moje wymarzone auto i jak odpalam 5 cylindrowy silnik, którego brzmienie jest niepowtarzalne (wiadomo sa v6 v8 i to jest klasa) to żadna nawet moja ulubiona piosenka nie wprawi mnie w tak cudowny nastrój jak muzyka skomponowana przez wybuchy mieszanki paliwowo-powietrznej:)Wtedy wszystko staje się piękniejsze a moje wszystkie problemy znikaja, dopóki nie wyłączę tego wspaniałego utworu i nie wyjdę z samochodu…

     

    pozdrawiam

    1. Kacper 22 marca 2014 o 10:46

      dlatego docenia się jeszcze te pokolenia młode które kupują tani samochód i na własną ręke staraja sie je modyfikować, raz sie uda raz nie ale nie szastają pieniędzy i doceniają pracę swoja i innych włożoną, tzw wkładanie serca <3

  12. michal 22 marca 2014 o 13:26

    Na początek powiem ze marzę o e34 V8 (jako 3 auto w domu) i jestem na najlepszej drodze aby je mieć.

    Mimo iż mam naście lat x2 to jeżdżę  bardzo starym a3 w TDI, z mocna mapą. I nawet lubię ten samochód i rozumiem dlaczego wielu woli to niż twoje xr2i. Po prostu:

    – wciąga nosem większość tych "hothaczy" że o większości beemek M nie wspomnę (316, 318, 320 i 318is – tak to też) – jednak 150 km i pełne wiadra momentu robią robotę

    – w przeciwieństwie do wielu superwozów za piątaka ma klimę, bardzo wygodne ori kubełki i tempomat – można jechać dalej niż pod remizę bez zmęczenia

    – jak się podejdzie do tematu ze smakiem to nawet ładne będzie

    – jeśli podczas jazdy włączę obydwie szare komórki to pali 5-5,5/ 100, ogólnie auto jest bardzo łaskawe dla portfela nawet nie biorąc pod uwagę osiągów,

    – nawet jak je rozbije albo coś to mała strata

    – nadaje się do małego „dzikowania” i na co dzień

    Prawdą jest że są auta które maja więcej duszy ale one w codziennym życiu nadają się tylko na niedziele. Wolę już to niż te nowe duże „tostery” z elektronika udające samochody. A najbardziej boje się co będzie za kilka lat przez ekologów – samochody będą jeździły bez kierowcy a klasyków zabronią.

    1. Sukuremu 22 marca 2014 o 19:22

      316M, jak to dumnie durnie brzmi :D

      Cieszę się że masz fajne wozidło bez wiochy ;) Ale wszystko co wymieniłeś do objechania ma średnio max 150 koni, dodatkowo napęd na tył i jest cięższe stąd twój sukces na prostej. Nic nadzwyczajnego :P

      Fakt że nowe grzechotniki przy delikatnej jeździe jeżdzą do usranej śmierci o kropelce. Tego również można pogratulować. Miałem takiego turbo-bulgota. Ale to dalej nie jest to samo co 6/8 garów. I nawet w 20letniej E34 mam 2-strefową klimę, skórę i fotele z podłokietnikami. Kwestia wyboru. Nikt nikogo nie osądza, kazdy wybiera to co mu pasuje.

    2. Ven_RS 24 marca 2014 o 07:53

      Przekonałeś mnie, już lece kupić A3 w klekocie. :P
      Tak już poważniej, to to 150 koni w dieslu ma się nijak do np 130KM fiesty xr2i, 150KM escorta RS2000, czy golfa GTI. Przedewszystkim inna skrzynia. krótka i agresywna, zmuszająca do ciągłej walki o każde 0,1s. Autem z taką skrzynią trzeba się "naumieć" jeździć, bo inaczej byle TDI cię obleci. inną sprawą są same wrażenia z jazdy. W td wrzucasz bieg i ciśniesz. Jakbyś miał tam jeszcze automat to mogła by cię z powodzeniem zastąpić szczotka. W hothatch'ach mieszasz skrzynią szybciej niż mikser Magdy Gesler. Do tego dźwięk silnika na wysokich obrotach i zazwyczaj mała masa pojazdu powodują wykładniczy przyrost adrenaliny, i mimo że lecisz całe 150km/h masz wrażenie że przełamujesz barierę trzeciej nadświetlnej. Z samej zasady budowania takich aut wynika ich różnica (albo raczej wynikała, bo w nowych nie mogę tego dojżeć). TD i inne cywilne wersje są do przemieszczania się z punktu A do B, możliwie tanio i możliwie wygodnie, zaś hothatche robiono dla tych którzy lubią się autem bawić. Były pseudorozsądnym wyborem pomiędzy drogim autem sportowym a autem codziennym.
      Przejedź się kiedyś takim autem i porównaj. nie to ile ci pokaże wzkazówka budzika, nie to ile aut obskoczysz na światłach, tylko to, jak ci się jeży sierść na plecach jak ci się pocą ręce i jak ci pikawa kołacze po chwili zabawy takim autem. :)

  13. chlodny 24 marca 2014 o 09:53

    Zgadzam się co do tematu służby wojskowej ;)

  14. maxx304 24 marca 2014 o 14:55

    True story, bro. Co kto lubi i co mu pasuje. Wciąż odkładam na Hondę CRX.
    Mam na razie 225zł.

    1. Mowad 24 marca 2014 o 23:43

      E no to drugie tyle i bedzie! ;)

       

      1. maxx304 25 marca 2014 o 11:45

        Oj, nie będzie… Za CRX Del Sol w wersji MOTEGI muszę wysupłać co najmniej 10-12 tys. :) Na razie nazbierałem na filtr powietrza.

  15. Wraping 25 marca 2014 o 11:06

    Niestety, coraz trudniej o prawdziwego hothatcha. Swoją drogą to mogę się założyć, że wiele osób skrzywi się nawet na Twojego XR2i – emocje to były we fiacie 126p. z silnikiem z fiata punto ;P

  16. radosuaf 27 marca 2014 o 10:42

    Coś w tym jest, ja się w weekend dowiedziałem, że ze sprzęgłem w berlinie sportivo trzeba się grzecznie obchodzić przy dohamowaniu przed zakrętem i redukcji na "2" :D.

    Współczesny samochodzik robi takie rzeczy bez stęknięcia.

     

    Oczywiście mój głos dla pauliny na post miesiąca :D.

  17. Marcin 7 kwietnia 2014 o 11:36

    Niestety takie teraz realia, że młodzież zamiast samochodu woli smartfony, tablety etc. Kiedyś zaraz po zdaniu egzaminu na prawo jazdy prosiło się ojca o to, żeby jak najczęściej pożyczył samochód, a pieniądze z pierwszych wypłat odkładało się na zakup jakiegoś grata – byleby miało 4 koła i jeździło. Dziś ten trend zanika, a posiadanie auta wśród młodych nie jest zbyt popularne… Wolą korzystać z komunikacji miejskiej przeglądając informacje i pisząc ze znajomymi korzystając z nowoczesnego smartfona.

  18. warsztat24 7 kwietnia 2014 o 14:37

    A ja tęsknie dzisiaj nie tylko za zrywającymi asfalt samochodami, bo po prostu w dzisiejszych autach trudno pod masą elektroniki, techniki i astromechaniki znaleźć coś z duszą. Dlatego coraz częściej nie musze przekonywać się już, że nigdy ale przenigdy nie kupię nic młodszego niż te obecne nasze dwudziestolatki.

Pozostaw odpowiedź Garnier Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *