Ostatnio tak sobie pomyślałem – jakim samochodem jeździł bym dziś, gdybym na temat motoryzacji wiedział niewiele więcej niż mój mój pies na temat kulturalnego zachowania. Doszedłem do wniosku, że najważniejszym czynnikiem, który wpływał by na wybór samochodu była by jego cena. No i ewentualnie wygląd.

I w tym momencie uświadomiłem sobie jak piękne musi być życie w nieświadomości.

Wyobraźcie sobie sami – nie interesuje Was, czy tylne zawieszenie posiada belkę, czy może niezależne wahacze. Macie gdzieś ile silnik ma niutonometrów i czy napęd jest przekazywany na przód, tył czy też może wprost do gniazdka zapalniczki. Macie w nosie cenę końcówek drążków kierowniczych i czy da się zdemontować skrzynię biegów bez konieczności wyjmowania silnika.

Bo co Was to obchodzi?

Jesteście szczęśliwi niczym robaczek, który fruwa sobie beztrosko tu i tam nie mając zielonego pojęcia, iż błyszczące coś nadciągające z naprzeciwka to przednia szyba starego opla która zaraz przerobi go na owadzią mielonkę.

Wow, to auto kosztuje tylko osiem tysięcy i ma takie ładny przód…
Bzzz bzzz bzz bz bz bz bzzzz…

Warto było je kupić – ma taką fajną, nowoczesną popielniczkę otwieraną dotknięciem palca…
Bz Bz Bz bzzzzz bzzzz bzzzz….

A wymiana tego filtra kosztuje tylko 5 milionów złotych i szesnaście groszy!
Jeb! Plask!

Czasem dochodzę do wniosku, że znajomość tematyki motoryzacyjnej jest przekleństwem. To co większość ludzi postrzega jak rozkoszny wybór pomiędzy pysznym pączkiem, a smakowitym rogalikiem dla mnie rozkłada się na analizę przypominającą schemat budowy wielkiego zderzacza hardonów i ma tyle wspólnego ze słowem „rozkoszny” co ja z symbolem seksu.

Dla mnie to czy dany samochód jest ładny znajduje się na liście priorytetów gdzieś pomiędzy tym, czy ma wymienialne tuleje wahaczy, a pojemnością schowka przed fotelem pasażera. Do mnie przemawia wiele czynników, a nawet tak abstrakcyjne rzeczy jak historia marki czy umiejscowienie obrotomierza .

Wybieram samochody z bogatą historią w motorsporcie ponieważ lubię poczucie, że pod tą metalową osłoną drzemie coś więcej niż kosztorys zaakceptowany przez skośnookiego księgowego.

Lubię mieć poczucie, że to auto to coś więcej niż bezduszna plątanina blach, śrub i przewodów i że parę razy ta konstrukcja pokazała na co ją stać w warunkach bardziej wymagających niż parking pod marketem.

Może i jestem głupi, ale strasznie cieszy mnie to, że kiedyś za kierownicą Escorta WRC Carlos Sainz przecinał piekielnie szybkie fińskie szykany.

Możecie uznać to za idiotyzm bo moje cabrio ma z nim tyle wspólnego co mrożony indyk z ekspedycją księżycową NASA ale naprawdę ta myśl towarzyszy mi za każdym razem gdy przekręcam kluczyk budząc do życia szesnastozaworowe serce.

Ale wracając do meritum – jeśli nie wiesz jak skonstruowany jest samochód, nie masz prawa przejmować się większością jego niedomagań.

Po prostu nie masz o nich pojęcia.

Na przykład drganie kierownicy podczas hamowania – gdyby coś takiego działo się w moim BMW rozebrałbym w głowie układ hamulcowy na czynniki pierwsze i zastanawiał się czy to wina tarczy, opon, felg, braku wyważenia czy może luzów układzie kierowniczym bądź zawieszeniu.

Potem przez trzy dni na przemian rozbierałbym i składał wszystko, przerzucał koła między osiami i babrał się w pyle po pracujących klockach hamulcowych. Porozcinałbym sobie połowę palców, trzy razy przygniótł czymś dłonie, a w końcu kupił nowe tarcze i klocki*
* kolejne 3 dni szukając opinii na temat najlepszych zamienników, a potem sklepu z niższymi cenami.

A tymczasem „Pan Zadowolony” co najwyżej wysiliłby się na zostawienie samochodu w pobliskim warsztacie bo „coś trzęsie”, a te 3 dni poświęciłby na picie piwa, grillowanie karkówki z biedronki i zabawę ze swoim przygrubym labradorem imieniem Bobo. Potem zapłacił by 400zł i znów cieszył się swoją seledynową hondą jazz.

Ludzie, którzy ignorują tematykę motoryzacji na prawdę mają dużo więcej wolnego czasu. Już samo serwisowanie swojego samochodu – bez zbędnego pedantyzmu i przejęcia pochłania naprawdę wiele godzin. A co dopiero gdy na placu tych samochodów jest kilka, a każdy z nich wymaga szczególnej troski.

Całe swoje życie podporządkowujemy czterem kółkom.

Wakacje organizujemy tak, aby nie kolidowały z corocznym zlotem klubowym. Szukając mieszkania do wynajęcia analizujemy czy w pobliżu są również garaże, a na naszej liście 10 wymarzonych prezentów 4 pozycje to narzędzia, a 3 kolejne to części do samochodu. Potem z reguły są jeszcze piersi rozmiar „C”, zapas zimnego piwa i worek bokserski (nie wiem dlaczego, ale każdy facet chciał choć przez moment mieć własny worek bokserski).

A Pan Zadowolony tymczasem na wakacje jeździ kiedy mu pasuje, wybiera mieszkanie z ładnym widokiem z okna, a na liście prezentów wpisuje cokolwiek bo wie, że i tak pod choinką znajdzie brązowe skarpetki w kratę i dezodorant marki Old Spice.

Podobno niektórzy ludzie z własnej, nieprzymuszonej woli kupują białe Skody Octavie w dieslu.

Nie wiem ile jest w tym prawdy, bo żebym ja kupił taki samochód (choćbym był motoryzacyjnym ignorantem) to musiałbym być spostrzegawczy niczym Stevie Wonder i szalony jak klej do glazury. Nie wiem po co ludzie to robią bo na rynku jest naprawdę mnóstwo ciekawych samochodów.

A tymczasem ktoś najwyraźniej dochodzi do wniosku, że wcale nie chce mieć czegoś fajnego i dającego radość z jazdy. Nie chce czegoś o pięknym wnętrzu i wspaniałej linii nadwozia. Stwierdza, że to czego potrzebuje to coś nudnego, tandetnego w czym mógłby się poczuć jak przedstawiciel handlowy. I najlepiej niech to będzie skoda bo bardzo lubi gdy po roku zaczynają trzeszczeć wszystkie plastiki, a silnik jest astmatyczny jak 40 kilowy osiemnastolatek uczulony na wszystko poza bawełną.

Na boga, przecież na rynku są setki dużo ciekawszych modeli, przy których biała octavia wygląda jak kościelny na paradzie w Rio!

Dlaczego ludzie skazują się na tak bezsensowne męki? Spędzamy w samochodzie tyle czasu – dlaczego niektórzy godzą się na marnowanie go przez jeżdżenie samochodowym odpowiednikiem PRL-owskiej meblościanki.

Dlaczego ludzie odbierają sobie radość z jazdy?

Radość z przebywania w ładnym wnętrzu.

Radość z możliwości pokonania kilku kolejnych zakrętów w przyjemny sposób.

Motoryzacyjne samobójstwo.

Kiedyś mój znajomy stwierdził, że kupił sobie Skode Felicje bo była „tania i prosta”. Odpowiedziałem mu wtedy, że wbicie sobie noża w udo też nie jest zbyt skomplikowane ani kosztowne.

Swoje zdanie podtrzymuję.

Nie dajcie się uwięzić z pozoru rozsądnym wyborom.

Rozsądek zabija całą zabawę.

2 Komentarze

  1. papryk 6 grudnia 2014 o 12:41

    Ale nowa rapid spaceback w pakiecie style+ jest całkiem spoko:P

  2. Jawsim 9 grudnia 2014 o 13:04

    I znowu to samo. Wybrałem Sierrę,bo też sporo nawojowała w rajdach. Też mam czerwonego escorta i też mam do niego takie podejście- fakt,że to taczka na seryjnym twardym zawiasie- jak to xr- jeszcze bardziej mnie cieszy. Zanim kupię wóz muszę wiedzieć, czy łatwo w nim dokopać się do rozrusznika, czy ma normalne sprzęgło… Czy wahacze mają wymienne tuleje lub jak jest z jakością zamienników. No to samo w chuj. I również się zastanawiam czym się kierują ludzie kupujący dziwne wozy. I podobnie analizuję każdy dziwny dźwięk… to wcale nie jest takie proste. Nie ma tygodnia,żebym nie musiał ryć w którymś z fordów. Ale zarówno mała fiesta mk2 ,wredny escort jak i wyżarta sierra dają mi coś,czego już dzisiaj nie produkują. https://www.facebook.com/photo.php?fbid=723252441079777&l=c9212f28ee

Pozostaw odpowiedź Jawsim Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *