Pewnie słyszeliście kiedyś powiedzenie „jaki pan taki kram” – bo widzicie, jak już kiedyś wspominałem nie mam szczęścia do telefonów. Nie tak dawno byłem już prawie całkiem zadowolony z mojej nokii N85, która miała bajerancką rozsuwaną klawiaturę z o wiele za małymi w stosunku do moich paluchów przyciskami i była tak ciężka, że gdyby ktoś spróbował ją ukraść to porzuciłby łup już po około dziesięciu metrach z powodu kolki i zbyt dużej utraty wody.

Oczywiście o ile wcześniej nie ubiłaby mu ona nogi.

Niestety pewnego dnia jej ekran rozświetlił się perwersyjnym różem, a następnie zgasł na wieki. Żeby nie było – jestem mężczyzną więc oczywiście od razu postanowiłem oddać telefon do profesjonalnego serwisu, w którym uśmiechnięty gość z tatuażem na przedramieniu wymieniłby wyświetlacz na nowy, a następnie zażądał za to dwustu złotych płatnych gotówką (będących nawiasem mówiąc czterokrotnością wartości samego telefonu).

Ale, że jak już wspominałem jestem mężczyzną to po chwili mi przeszło i postanowiłem rozkręcić telefon na części pierwsze za pomocą znajdującej się akurat pod ręką obieraczki do ziemniaków.

Wyświetlacz z przesyłką kosztował około piętnastu złotych. Co dziwne – udało mi się go zamontować nie powodując przy tym żadnego pożaru, skażenia gleby ani obrażeń u ofiar postronnych.

I nawet działał.

Nawet ten włos, który zatrzasnąłem pod obudową wcale tak bardzo mi nie przeszkadzał. A przynajmniej nie na tyle żeby rozbierać wyświetlacz ponownie. Okres triumfu nie trwał jednak zbyt długo bo kiedy tylko spróbowałem gdzieś zadzwonić okazało się, że głośnik z niewiadomych przyczyn zamiast głosu rozmówcy wydawał z siebie wyłącznie bzyknięcia przypominające sapanie umierającego mola.

Obieraczka do ziemniaków po raz kolejny okazała się niesłusznie niedoceniana przez męską część populacji.

Tym razem demontaż poszedł mi już zdecydowanie szybciej – po pierwsze dlatego, że wiedziałem już co i gdzie należy odkręcić i podważyć żeby dostać się do środka. A dwa, że przy naprawie wyświetlacza pogubiłem połowę śrubek więc teraz miałem ich zdecydowanie mniej do odkręcenia (po cholerę dają tam ich aż tyle skoro na dwóch też się to trzyma?) Lecz idąc dalej – po szybkiej diagnozie okazało się, że podczas naprawy wyświetlacza niechcący urwałem mocowanie głośnika.

A więc nikogo nie powinien dziwić fakt, że podczas naprawy głośnika urwałem taśmę klawiatury.

Doszedłem do wniosku, że dalsza reanimacja nie ma sensu. Czas zgonu – godzina 17:52. Mam tylko nadzieję, że moja Nokia trafiła do lepszego świata pełnego bezpłatnych aplikacji z gołymi babami i ogólnodostępnych ładowarek USB.

Temat wydawał się zamknięty jednak ja nadal nie mogłem odebrać telefonu od Sebastiana pragnącego zapytać czy nie chciałbym przypadkiem zainwestować swoich trzycyfrowych oszczędności życia w jakąś fabrykę czekolady Alpen Gold. Niewiele myśląc wygrzebałem więc z tajemnego koszyka stojącego na komodzie w sypialni stary telefon marki LG należący kiedyś do mojej dziewczyny.

Co ważne, miał on dotykowy wyświetlacz – i to już w zasadzie powinno stanowić dla mnie wystarczający sygnał ostrzegawczy.

Niestety z natury jestem ignorantem.

Po drugie, miał rozsuwaną klawiaturę z wszystkimi literkami na osobnych guzikach przypominającą trochę laptopa dla lalki barbie. Jak u licha miałem swoimi gorylimi łapami trafić w guziki o rozmiarze mikroba – nie mam pojęcia.

Łatwiej byłoby już chyba nawet zoperować mrówce staw kolanowy za pomocą łyżki do butów.

Na szczęście główny, dotykowy ekran obsługiwał funkcje pozwalające mi zadzwonić po pizzę więc nie musiałem zaprzątać sobie tym głowy – może to swego rodzaju fobia, jednak za każdym razem kiedy miałem go pomacać czułem się jakbym stojąc przy tablicy w podstawówce drapał się po jajkach. Telefony dotykowe w rękach mężczyzn są moim zdaniem cholernie niepokojące – potwierdza to z resztą choćby serial „CSI Miami” gdzie wszyscy faceci smyrający rękami po tych swoich inteligentnych ekranach analizujących skład gumy do żucia noszą różowe koszule.

Ale wracając do tematu – miałem już telefon więc mogłem spokojnie czekać, aż zadzwoni Sebastian pragnący rozmnażać moje aktywa czekolady mlecznej.

Po chwili jednak okazało się, że wspomniany LG ma jeszcze większe problemy ze wzrokiem niż ja. Mnie zdarza się na przykład pomylić czasem brodatego sąsiada z jego psem. Albo żoną. A dotykowy LG najwyraźniej przeoczył osiemdziesięciometrowy maszt radiowy pomalowany na czerwono-biały kolor, gdyż pasek zasięgu pojawiał się na jego wyświetlaczu równie często co zwrot „obniżka cen” w gabinecie prezesa Orlenu.

Do sieci logował się równie często co moja babcia, więc z reguły kiedy potrzebowałem gdzieś pilnie zadzwonić i udało mi się wdrapać na jakieś drzewo albo dach w centrum miasta, ten zaczynał zasypywać mnie SMS-ami z informacją, że przez ostatni miesiąc Sebastian próbował połączyć się ze mną cztery miliony razy przez co ogóle nie mogłem wykonać żadnego połączenia.

A potem padała bateria.

I jeszcze trzeba było tłumaczyć strażakom na dole, że moje życie pomimo, iż w porównaniu do fabuły filmów z Nicolasem Cagem może i jest gówniane to jednak bardzo mi się podoba i wcale nie wdrapałem się tutaj z zamiarem bardzo szybkiego znalezienia się na dole.

Podejrzewam, że zastanawiacie się co właściwie z tym tekstem ma wspólnego powiedzenie, które zacytowałem na początku prawda? Już Wam wyjaśniam…

Otóż kupiłem sobie Nokię 1209.

Ma kolorowy wyświetlacz, latarkę i kalkulator.

I potrafi zadzwonić po pizzę.

I teraz uwaga – będzie puenta.

„Jaki pan taki smartfon”

9 Komentarzy

  1. maxx304 22 sierpnia 2012 o 10:00

    Czasami najprostsze rozwiązania są najlepsze. I co ważne – ta Nokia pewnie ma mniej rzeczy, które mogą się zepsuć :)

    1. Tommy 23 sierpnia 2012 o 07:25

      Nie ,nie – one mają więcej rzeczy, które JA mogę zepsuć :}

  2. antares 22 sierpnia 2012 o 10:57

    Oczywiście że bardziej zaawansowane technologie są lepsze, bardzo przydatne i ułatwiają życie. Przeważnie do czasu kiedy kończy się gwarancja producenta:)

  3. banita 22 sierpnia 2012 o 15:26

    ja tam mam nokie, juz dawno po gwarancji i do tej pory nic jej nie dolega poza troche sfatygowana obudowa 

  4. acti357 23 sierpnia 2012 o 11:04

    Poleciłbym Ci szajsunga, którego kupiłem ze dwa lata temu (albo i więcej), ale widzę że już za póżno. Dzwoni i czasem pisze smsy, innych funkcji nigdy nie używałem. Kupiłem bo jest wodo i idioto-odporny. Wrazie potrzeby można nim rzucić za kotem albo próbować strącić jabłko z sadu sąsiada ;-)

  5. Bio 23 sierpnia 2012 o 19:20

    Czemu nic nie mówiłeś? Miałem 2 telefony na sprzedaż :P 

  6. PoGOOD 30 sierpnia 2012 o 13:25

    A ja na mojego (trzeciego już) iPhone'a nie dam złego słowa powiedzieć.

    Dzoni, eSeMeSi, a do tego pokazuje pierdylion innych (czasami nawet przydatnych) rzeczy.

     

    Dwa poprzednie BlackBerry też wylądowały wysoko na mojej liście "why-not?", ale…

     

    … najlepiej wspominam Nokię E51.

     

    telefon typu – "NO-NONSENSE". Miała wszystko co potrzebne i… niewiele więcej. I to było w niej genialne.

     

    Jakbym dzisiaj znalazł taką fabrycznie nową – kupiłbym od ręki – jako "zastępczaka" dla iPhone'a. Bo on na 100% kiedys klęknie i to będzie dramat.

     

    ;)

  7. Anonim 2 czerwca 2017 o 16:33

    Dziwne porównania są zabawne jeżeli zacytuje się je raz na jakiś czas a nie co zdanie

Pozostaw odpowiedź antares Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *