Wydaje mi się, że mam trochę niepełnosprytny gust.

Widzicie, kiedy jakiś mój znajomy (najczęściej pobudzony tak, jakby zeżarł przed chwilą wiadro viagry i krokodyla i zapił to dzbankiem espresso) podsyła mi na ryjbuku zdjęcia jakiegoś „grubego projektu” zwykle robi to na mnie równie wielkie wrażenie co paczka skarpetek znaleziona pod świąteczną choinką.

No łaaaał normalnie, i super, i w ogóle to wszystkie te rzeczy, które (jak mi się wydaje) mówią zwykle zachwyceni ludzie.

Chyba – bo szczerze mówiąc średnio ogarniam cały ten społeczny system wyrażania emocji i komunikacji.

W sumie to nie wiem dlaczego ale zupełnie nie rusza mnie większość zbudowanych za naprawdę grubą bułę projektów. Jest niewiele powszechnie podziwianych, odpierdzielonych niczym Dżesika na pierwszą komunię samochodów, które choć trochę by do mnie przemawiały. Które sprawiałyby, że gdzieś tam głęboko w trzewiach drgnęłaby jakaś trzymająca się kurczowo moich szczenięcych marzeń struna.

Z grubsza chodzi o to, że wszystkie te projekty wydają mi się po prostu zwyczajnie nudne.

Takie trochę „na jedno kopyto”.

O, niskie GT86 na fajnych felgach… O, 1000 konne Evo… O, e30 z chromowanym wszystkim co się da…

O!
Poobijane, wyścigowe 309 GTI!

Tak naprawdę w mojej ocenie oglądanie popularnych projektów przypomina trochę oglądanie relacji z wyborów Miss Polonia. Bo wybaczcie ale choć wszystkie te dziewczyny są naprawdę bardzo ładne, to jednak są tak bardzo dopasowane do wyznaczonego przez kolorowe magazyny wzorca, że zupełnie nie ruszają one pana kiełbaski.

Nic, a nic.

Więcej emocji wywołał u mnie nawet wybór kleju do płytek do łazienki.

Serio – tam były emocje z przeliczaniem wydajności na metr przez cenę i sprawdzaniem czy w razie czego da się tym cholerstwem wyprowadzić jakiś krzywy błotnik w już nie bordowej.

Z resztą – zastanawialiście się kiedyś dlaczego w takich relacjach nigdy nie pojawia się niziutka dziewczyna z krągłymi biodrami? Albo jakiś piegowaty rudzielec o atletycznej sylwetce? Czy też dziewczyna z lekką nadwagą, wesołym uśmiechem i fajnymi cyckami? Takie wybory byłyby genialne bo przypominałoby to grzebanie w torebce pełnej przeróżnych, kolorowych cukierków.

Każdy byłby zupełnie inny ale wszystkie byłyby przepyszne – a Wy za cholerę nie moglibyście się zdecydować, który z nich jest najlepszy!

Dlaczego więc wszystkie kandydatki na Miss wyglądają jak połączenie manekinów z Osraya z tą przerażającą, trącącą psycholem kobietą z reklamy pasty do zębów?

W taki sam sposób postrzegam samochody.

Sam nie wiem dlaczego ale kompletnie nie ruszają mnie idealnie odrestaurowane lakiery i pokryte chromem instalacje podtlenku azotu. Zwykłym „meh” zbywam zdjęcia przedstawiające błyszczące silniki wepchnięte do zdecydowanie zbyt małych komór silnika. Uśmiecham się pod nosem na widok stojącego na parkingu Mercedesa na kołach za kilka tysięcy – a po sekundzie jak gdyby nigdy nic wracam do zastanawiania się co by tu zjeść na kolację.

I nie pamiętam czy kiedykolwiek na ulicy zrobiłem zdjęcie jakiegoś Porsche czy innego Ferrari.

Nie wiem, może to ja jestem jakiś car-kulturowo niedojebany…

To wszystko oczywiście tylko moje indywidualne odczucia i fobie ale bardzo bardzo kręcą mnie trącące trochę trupem nie do końca przemyślane koncepcje. Bardzo lubię samochody, które powstają w zlokalizowanych na tyłach domu, zawalonych gratami garażach. Takie z pozoru niedopracowane – z przykręconym krzywo na górze deski obrotomierzem i sportową kierownicą pamiętającą jeszcze trzy wcześniejsze wozy.

Uwielbiam głupie, mocno indywidualne pomysły. Wymuszone budżetem drzwi innego koloru, poobijane od kamieni nakładki i silniki wyjęte żywcem z samochodów, które teoretycznie nie mają z daną koncepcją niczego wspólnego.

A jeśli jakiś samochód ma we wnętrzu starą, ciekawą gałkę zmiany biegów…

O boże, jak ja uwielbiam stare, customowe gałki zmiany biegów.

Najbardziej lubię zaś samochody zbudowane typowo do jazdy. Niejednokrotnie brudne, poobijane i posiadające pamiątki po przestrzelonych zakrętach czy zwiedzanych pułapkach żwirowych. Jeżdżące na „normalnych” oponach, posiadające poobcierane felgi i skręcane klatki bezpieczeństwa.

Albo dodatkowe wloty powietrza – takie zrobione w pięć minut wiertarką z otwornicą z castoramy, a nie wyprodukowane z włókna węglowego przez szwajcarskich specjalistów i importowane wprost z profesjonalnego sklepu tuningowego w ju-łe-sej.

W takich właśnie wozach widzę ducha prawdziwej motoryzacyjnej pasji.

Pasji dostępnej dla każdego człowieka, któremu bóg dla zgrywy wlał do żył trochę benzyny.

W tym świecie wcale nie trzeba mieć wielkich pieniędzy, żeby móc cieszyć się z jazdy i swojej pasji (chyba, że przyjdzie kwit za OC – bo wtedy to tak :v ). W końcu wpadanie w zakręty małym, popiskującym radośnie oponami Fiatem Seicento też może dać człowiekowi masę radochy. Wszystko jest kwestią właściwego spojrzenia.

To właśnie dlatego tak bardzo kocham samochody – bo mimo wielu będących poza naszym zasięgiem marzeń, praktycznie zawsze jesteśmy w stanie znaleźć tu coś dla siebie…

23 Komentarze

  1. Iron 25 listopada 2016 o 15:48

    Niemozliwe ze tu pusto jest, hmm.
    Tommy, bo motoryzacja to taka dziedzina ze kazdy indywidualnie to widzi. Jeden przykleja sobie spojlerki, inny ma rozowe BMW, a jeszcze inny passerati, w tdi oczywiscie. I zwykle kazdy z nich jest zadowolony w swoim swiecie. Ten z passerati bedzie sie smial z rozowevo BMW, a ten z BMW ma polewke z tdi chocby.
    Tak to dziala i tak jest fajnie.

    1. Tommy 28 listopada 2016 o 07:40

      To wszystko jest jasne – dziwi mnie jednak trochę, że takiego typowego motoryzacyjnego porąbańca i dzieciaka wychowanego na resorakach z matchboxu nie ruszają praktycznie żadne hiper-super-sportowe wozy.

      Nie wiem – spodziewałem się, że mimo wszystko na widok lambo czy astona będę miał trzecią nogę.

      Ostatnio zaś przeszedłem obojętnie obok stojącego pod hotelem w centrum Ferrari 599, ale bite dziesięć minut gapiłem się na stojące na tyłach biedronki białe 106 rallye.

      Takie z czerwonym dywanem.

      1. jonas 28 listopada 2016 o 16:29

        To ja tak zignorowałem nową S-klasę, jakieś A8, kolejne X6 i zainteresowałem się zielonym 306, bo nie byłem pewien czy to aby nie wersja Roland Garros. Jasne skórzane fotele ale brak loga na klapie, do tej pory się zastanawiam czy to był Garros.

        A co do porównań z turbolachonami z telewizji – popatrzeć można, paru narwańców chciałoby się przejechać, ale w codziennej, nazwijmy to, eksploatacji najlepiej wychodzi zwykła cywilna wersja, wedle gustu mniejsza, większa, z ekstra poduszkami powietrznymi lub nie, niebita, malowana i tak dalej. Supersamochodem na co dzień jeździ się raczej upierdliwie jak mniemam, wsiadanie i wysiadanie skomplikowane, problemem staje się każdy próg zwalniający albo roboty drogowe i konieczność szurania brzuchem po gruntowych objazdach, a w razie stłuczki koszty makabryczne. No i gdzieś to trzeba trzymać, na parkingu pod blokiem głupio wygląda.

      2. Mateusz 13 grudnia 2016 o 12:36

        ja czasem głupio wyglądam jak na mieście stoi sobie nowe lambo z kwarcową powłoką i innymi chujami – mujami a ja podchodzę obok i robię zdjęcie Punto I w sportingu, z wyglądem ‚ala KJS :P

  2. Pandrajwer 25 listopada 2016 o 18:15

    Część o miss bardzo prawdziwa. Te dziewczyny cieszą oko, ale nie grzeją nas w środeczku.
    Co do samochodów, to jednak nie zawsze tak jest. Mnie osobiście nie grzeją w środeczku ferrari i mclaren’y. I mimo, że nie potrafię przejść obok nich obojętnie to wystarczy, że gdzieś w pobliżu pokaże się stare zadbane bmw, albo nawet i nowsze, czy np. polonez i wtedy ferrari i każdy inny przedstawiciel tej egzotyki znika, a skupiam się tylko na tym „zwyczajnym” wozie.

    Na własnym samochodzie mam jednak mieszane uczucia. Uwielbiam jak jest wywoskowany i błyszczący i boli mnie serce jak przybywa odprysków na lakierze lub zadrapań na felgach, ale jednak bardzo lubię patrzeć jak deszcz kropelkuje na wywoskowanym lakierze i uważam, że w kurzu po przejechaniu kilku fajnych szutrowych zakrętów jest zdecydowanie do twarzy.

    1. Tommy 28 listopada 2016 o 07:50

      Wiesz, ja nie twierdzę, że samochód nie powinien być czysty czy zadbany – to jak najbardziej. Sam potrafię myć już nie bordową co dwa dni więc doskonale rozumiem takie podejście ;)

      Sęk w tym, że równie mocno podobają mi się samochody, w których estetyka schodzi na drugi plan. I serio nie miałbym nic przeciwko, żeby na moim podjeździe wychuchane GT stało obok uwalonej pyłem z klocków i strzępami opon wyścigówki z wielkim wgniotem na środku drzwi.

      Nie próbowałbym na siłę zrobić z niej drugiego cukierka – nie miałbym ku temu sumienia…

  3. Pandrajwer 26 listopada 2016 o 20:13

    Chyba jednak większość czytających Cię Tommy to ci co lubią wychuchane auta i sztuczne panie, bo coś cicho w komentarzach. ;)

    1. Tommy 28 listopada 2016 o 07:50

      Po tym wpisie chyba już nie czytających ;D

  4. degename 27 listopada 2016 o 13:57

    Bo chcemy aut jak narzędzia.
    Ktoś widział ciężką od chromu i polerowanego aluminium szlifierkę kątową?
    Pozłacane klucze które są zawsze czyste i nie wyślizgują nam się z rękawiczek?
    Lodówkę pozbawioną wszelkich oznaczeń i uchwytami ze skóry?
    Używał ktoś szlifierki oscylacyjnej za ponad 3000 zł?
    Widzieliście piłę łańcuchową o mocy ponad 30 HP w pracy w lesie?

    Chcemy aut takie jak sobie wymarzymy.
    Widział ktoś księgowego w Dacii bo była promocja?
    Kulturystę w VW Beetle z napakowanym body kitem?
    Inżyniera w Audi z odpadającym zderzakiem?
    Pedanta w brudnym aucie?
    Miliardera jadącego swoim Bentleyem przez cały kraj zamiast lecieć samolotem?

    Fajnie by było mieć ponad 300 konne porsche ale gdzie ja wykorzystam tę moc?
    Dlaczego mam zawsze złożoną tylną kanapę? Bo tak lubię. Pewnie kiedyś kupię sobie mazdę w pickupie.

    Dlaczego Tomy lubi robić różne rzeczy sam i porządnie przy swoim aucie? Bo lubi po swojemu (czyli dobrze).

    Dlaczego moja chciwość kazała mi kupić rozbite auto i samemu naprawiać? Bo to miało udokumentowany przebieg, było u znajomych tyle lat i zawsze było porządnie robione. Sam je znajomemu holowałem po spotkaniu z sarną. I nie było nigdzie tej wersji w zasięgu moich możliwości.

    Znów mi wyszło przy długo.

    1. Tommy 28 listopada 2016 o 08:07

      Akurat określenie „chcemy aut jak narzędzia” kojarzy mi się ze zdezelowanym passatem zapakowanym po dach wiaderkami z farbą i drabinami ale z ideą jak najbardziej się zgadzam ;)

      Swoją drogą – 300 koni to wcale nie tak dużo.

      Po jakimś czasie z 200 stwierdzam, że optymalne na co dzień byłoby 400. Trzeba nad tym pomyśleć ;)

  5. Urwis 27 listopada 2016 o 17:33

    Trudno z Tobą się nie zgodzić ;) Dlatego ja tak bardzo lubię lata 90. Gdzie nie istniało pojęcie wieś tunningu… Każdy robił samochód pod siebie, na swój sposób ;) Teraz się śmiejemy z BMW ze spojlerem jak ławka, ale może następne pokolenie będzie się śmiało z naszych niepraktycznych gleb i za wąskich opon na za szerokich felgach ;) Każde odchyły od przyjętego standardu są traktowane jak coś niedopuszczalnego. A według mnie jeżeli już oceniamy czyjąś pracę powinno się brać pod uwagę budżet i to czy to auto faktycznie jeździ po ulicach czy tylko robi 1000km rocznie ;) Ja wychodzę z założenia że nie można kupić wymarzonego auta , trzeba je zbudować ;)

    1. Tommy 28 listopada 2016 o 08:08

      Wiesz, nie chcę nic mówić ale mam BMW z lat 90-tych ze spoilerem jak ławka – bardzo je lubię ;)

      1. Urwis 28 listopada 2016 o 16:29

        Twoje Tommy się nie liczy , bo to Class 2 ;) A Claas 2 to coś co naprawdę wyszło bawarskiej fabryce ;) Chodziło mi o te wszystkie pakiety garażowe , ociekające kolorami i podświetleniami wszystkiego ;) P.s Sam mam e36, które bardzo lubię i myślałem nad claas 2 ale priorytetem jest zawieszenie opony i w końcu silnik z odkurzaczem :)

  6. dapo 28 listopada 2016 o 13:22

    Cóż każdy ma swoje wizje samochodu, więc jednego kręcie moc, innego chromy a kolejnego lśniący lakier.
    Ja chciałbym mieć auto całkowicie fabryczne w jak najlepszym stanie z max wyposażeniem. Niestety kupiłem golasa z małym silnikiem i do lakierowania. Zatem czeka mnie dużo pracy lub zmiana auta. W zasadzie to zauważyłem że ciągnie mnie też do aut z lat 80 -tych tyle że z lekko „dłubniętym” zespołem napędowym. Zastanawiałem się nawet nad e28 z całą mechaniką i elektryką od e46 330i. Ale to byłby gruby projekt.

  7. Andreoz 28 listopada 2016 o 22:31

    Hmmm to dlatego nie rozrozniam Lamorgini Gallardo od Huracana….:)

  8. Robur 29 listopada 2016 o 10:53

    Porno…. wyjaśnieniem jest porno. Trzymając się terminologii z Miss Polonia- wolisz solidne, mięsne porno. I żeby laska miała solidnie scustomowane zderz… no biust żeby miała. A inna- może być chuda jak deska, i mieć 197 wzrostu, a do tego 20 cm szpile. I będzie miała więcej odsłon na Brazzersach niż 3 Miss Wdzięku. Finalistki Miss Polonia są jak Porsche, Mercedesy (w sumie to żeńskie imię) czy Ferrari. A aktorki porno- jedna może być mała i popiskująca jak Fiat Seicento ale może dać człowiekowi masę radochy. Wszystko jest kwestią właściwego spojrzenia.

  9. sova 29 listopada 2016 o 12:12

    a ja dwa lata spawałem poloneza caro w zagraconym garażu za domem i uspawałem Borewicza coupe i w życiu nie nazwałem tego projektem ;)

    a z tym porno to trafione! i lepiej sie patrzy na pornosy lekko amatorskie z normalnymi laskami niż wysokobudżetowe gdzie laski to już właśnie niespoełnione miss wszystkie jednakowe ;-P
    to taka dygresja jeszcze głębiej drążąc to porównanie

  10. radosuaf 29 listopada 2016 o 14:33

    Moja siedempiona jest w Twoim typie ;).

    1. Tommy 29 listopada 2016 o 14:40

      Każda siedempiona jest w moim typie :)

        1. Tommy 29 listopada 2016 o 14:54

          Obie kochałbym jak własne ;)

  11. Marek 3 grudnia 2016 o 03:10

    Nie mam indywidualnej gałki zmiany biegów ale mój projekt ma duszę, i nazywa się Trupi :) worthseeing.com.au/trupi-the-car ;)

  12. zeus 7 grudnia 2016 o 13:56

    Ja tam lubię popatrzeć na ładne auta i zawsze się jaram jakimiś Porsche, Lambo czy Mustangiem. Ale zdecydowanie bardziej jara mnie stare Safrane V6 BiTurbo (kiedyś sobie kupię).
    Co do tuningów, to ciekawsza jest zabawa z moją Laguną niż jakimkolwiek VAGiem. Do wszystkiego muszę dochodzić sam, bo nie ma żadnych gotowców. Zabawy co nie miara, wysiłku mnóstwo, ale satysfakcja bezcenna. Nie to co w Gulfie… wchodzisz na stronę, kupujesz gotowe rozwiązania i jarasz się, że masz „ałto po tjuningu”. Zupełnie tak jak 99% tuningowanych Gulfów.

Pozostaw odpowiedź Urwis Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *