Czasami kiedy wypiję za dużo kawy (powiedzmy tak powyżej 8 kubków) zawarta w niej kofeina zaczyna wytracać swoje pobudzające właściwości odpowiadające chociażby za padaczkę rąk, albo nakłanianie mnie do krzyczenia na kogoś kto puszcza sprzęgło w tempie odpowiadającym bardziej procesom geologicznym niż jeździe samochodem. Ten nadprogramowy nadmiar kofeiny wpędza mnie wtedy w coś co zwykłem określać mianem kofeinowego oświecenia.

Taki kawowy trans.

To w sumie trochę dziwne ale z pewnością wychodzi taniej niż heroina albo misie haribo.

W każdym bądź razie, pomimo, że w moich żyłach z prędkością naddźwiękową pędzi wtedy mieszanka krwi, fusów, nitrometanu i przyśpiewek z czołówki yattamana, ja robię się ospały, powolny i średnio kontaktowy (choć nie da się ukryć, że i bez tego z pewnością nie należę do tej bystrzejszej części społeczeństwa). Najwyraźniej pod wpływem dużych ilości kofeiny aktywuje się u mnie gen, który odziedziczyłem po jakimś wkręconym wiele lat temu w moje drzewo genealogiczne ślimaku (wtedy to musieli robić dzikie imprezy).

Mimo wszystko jednak jakimś sposobem funkcjonuję wtedy całkiem normalnie.

W głowie włącza mi się autopilot prowadzący mnie zdalnie w różne miejsca, pomimo, że myślami jestem w tym czasie zupełnie gdzie indziej. Cholernie daleko.

Z pozoru wydaje się, że jestem w pełni świadomy – odpowiadam na pytania, robię rzeczy, które zwykłem robić i bez większych odchyleń wykonuję swoje codzienne zadania. A jednak nic z tego czasu nie pamiętam – z reguły odzyskuję świadomość dopiero jakieś dwie godziny później.

Przez cały ten czas prowadzi mnie jakiś wewnętrzny, zwierzęcy kompas.

Patrząc na ten sonar i moje zamiłowanie do zaparkowanych pod domem samochodów, wydaje mi się, że mogę mieć też wśród przodków jakiegoś gołębia.

Tak czy inaczej nie wiedzieć czemu najczęściej kiedy odzyskuję kontakt z matriksem, jestem akurat w jakimś nieznanym mi dotąd sklepie ogrodniczym, w którym kupuję właśnie sobie doniczki.

Nie mam zielonego pojęcia po co skoro jedyną rośliną, jaka jest w stanie przeżyć pod moją opieką jest kaktus, i to tylko pod warunkiem, że mam akurat pod ręką coś co sprawdzi się lepiej od niego w roli podstawki pod klejony na stole w salonie element dolotu.

W przeciwnym wypadku kaktus skończy w śmietniku złamany na pół i zalany klejem do plastików (momentami już mi żal dzieci, których pewnie kiedyś się dorobię).

Zdecydowanie powinienem przeprogramować to gołębie ustrojstwo na jakiś bar w centrum, a nie sklep z nawozem i doniczkami ale jak zawsze nie mam na to czasu.

Wracając jednak do samego kofeinowego transu – teoretycznie już po pierwszej kawie powinienem być bardziej skupiony i zdecydowanie sprawniej myśleć, ale w moim wypadku to po prostu nie działa. Mogę wypić duszkiem 40 redbulli i kilka minut później zasnąć jak niemowlę. Owszem – po kawie dużo sprawniej mi się myśli ale dopiero wtedy, kiedy zdecydowanie ją przedawkuję.

Wtedy też zaczynam zastanawiać się nad problemami, nad którymi normalnie raczej bym się nie pochylił.

Pomyślcie sami – skoro teflon do niczego nie przywiera to jak do cholery przykleili go do mojej patelni? Dlaczego nie pokrywają nim klocków lego, tak żeby dało się je rozdzielać bez wyrywania sobie paznokci?
Dlaczego nikt nie produkuje zeszytów w kółka?

W podstawówce moje życie byłoby znacznie prostsze gdybym ćwicząc literki mógł po prostu wcelować „A” w sam środek kółka, a nie rozpierdzielić je na pół strony pod jakimś kosmicznym kątem tak, że mój elementarz z dżdżownicą zaczynał przypominać przez to satanistyczną księgę o czarnych kotach i wzywaniu z zaświatów wujka Stalina.

I skąd do cholery właściwie biorą się gołębie? Widzieliście kiedyś małego gołębia? W moim mieście gołębi są miliony, a mimo to w życiu nie spotkałem żadnego nastoletniego osobnika, kręcącego się w okolicach zaparkowanej przy śmietniku stuningowanej Hondy Civic.

Co do cholery? Składają je w jakiejś chińskiej fabryce czy jak?

Podobne absurdalne myśli nachodzą mnie kiedy jeżdżę bez celu po mieście. Potrafię przez dobre pół godziny zastanawiać się wtedy nad tym dlaczego dawno, dawno temu ktoś zaprojektował pochylenie konsoli środkowej w BMW akurat w taki sposób. Co na niego wpłynęło? Jak wyglądał dzień, w którym wiele lat temu ten wyposażony w wąsy i ołówek gość przyszedł do swojej pracy, usiadł na obrotowym taborecie i stwierdził „cholera, a gdybym tak przekręcił cały ten element w stronę kierowcy?”.

Co powiedziała mu tego dnia jego żona? Co zjadł na drugie śniadanie? Jakie nosił skarpetki? Czy miał na to wpływ horoskop, który być może przeczytał poprzedniego wieczoru w lokalnej gazecie?

O czym wtedy myślał? Czy miał świadomość tego, że jego pomysł będzie przez dobre kilkadziesiąt lat powielany w kolejnych modelach i generacjach beemek?

Czy miał on świadomość tego, że za kilkadziesiąt lat jakiś idiota będzie jeździł w kółko po mieście i zastanawiał się nad tym jak wyglądały wąsy gościa, który dał mu tę radość wynikającą z pochylenia linii kokpitu? Że napisze felieton o jego skarpetkach?

Wynika z tego, że z pozoru błahe decyzje mogą mieć ogromny wpływ na nasze życie. Ta pochylona w stronę kierowcy konsola to jedna z najbardziej charakterystycznych rzeczy jakie zapamiętałem z mojego dzieciństwa. Wiele razy wpatrywałem się w nią z fotela pasażera czekając, aż tata wróci ze sklepu albo warsztatu, w którym akurat coś załatwiał.

Bawiłem się pokrętłami, zdejmowałem i zakładałem na zmianę końcówki pokrętła ogrzewania…

Siedziałem i patrzyłem jak zahipnotyzowany i choć to tylko głupi z pozoru kawałek plastiku to dziś mogę śmiało powiedzieć, że był on jednym z kluczowych elementów, które nakłoniły moją podświadomość do sprawdzenia ile właściwie kosztują jakieś starsze wiekiem beemki.

Potem poszło już z górki.

Dlatego warto dobrze zastanowić się nad tym jaki przykład dajemy dziś dzieciakom. Na co zwracamy im uwagę i co właściwie z tym dziecięcym zaciekawieniem u nas podpatrują.

Zauważyłem, że moje proste zachowania i wybory mogą mieć tu większy wpływ niż niejedna nauczycielka i mądra, rodzicielska rada.

21 Komentarzy

  1. Kuba 5 listopada 2014 o 16:30

    Wg. Wikipedii projektantów e36 było dwóch:

    Boyke Boyer
    Joji Nagashima

    Obaj bez wąsa :P

    1. MSK 5 listopada 2014 o 17:26

      O ile jestem w stanie uwierzyć, że ktoś imieniem Boyke Boyer mógł zaprojektować e36 tak fragment o Joji Nagashimie to jakieś kłamstwo. Może współcześnie, ale nie wtedy.

      1. Tommy 5 listopada 2014 o 18:25

        A ja nie wierzę, że zrobił to ktoś bez wąsów.

        1. Bartek 6 listopada 2014 o 09:51

          Może i to był Joji Nagashimie, może i nie miał wąs ale nikt nie powie mi, że nie siedział wtedy na obrotowym taborecie.

          1. Tommy 6 listopada 2014 o 10:16

            A ja nadal nie wierzę w brak wąsów.

    2. Beddie 6 listopada 2014 o 10:32

      Szukacie początków pochylonej konsoli środkowej w złym modelu ;) Szukajcie w E21 – pierwsza pochylona konsola w BMW. Paul Bracq miał całkiem rześkie wąsy i on nadał wstępny kształt i wytyczne stylistyczne E21, oczywiście pamiętajac o spuściźnie Wilhelma Hofmeistera (również słuszne wąsy). Całość tematu doszlifował i wypuścił Claus Luthe, który nie znał się na cebuliźmie i nie miał wąsów. Oczywiście mówię o osobach zarządzających, kto dokłądnie rzucił 'Herr Paul/Claus, może konnen wir skośna centralkonnsolla machen? Jaaa, das macht spass!' tego nei wiem, w wolnej chwili postaram się poszukać.
       

      1. Tommy 6 listopada 2014 o 10:46

        Beddie – ależ chodzi o E21 (za moich lat szczenięcych tata jeździł 323i w kolorze pustagrun z dodatkami od D&W – to właśnie za sprawą tego e21 zaraziłem się beemkami)

        1. Beddie 6 listopada 2014 o 11:24

          Tommy, nie mówię o Tobie, a o 323i Twojego Taty też pamiętam :) Tutaj piję do chłopaków, a głównie chcę sprosotwać post Kuby, który po przeczytaniu felietonu mógłby sugerować, że w E36 się ta koncepcja pojawiła ;)
          BTW – ganiam ostatnimi dniami na codzień E30tką z klatką, springami Weiteca i Bilsteinem B6. Powiem Ci, że nawet się to prowadzi, ale policja wykazuje nieprawdopodobną czujność :P Jeden nawet biegł do mnie, żeby mi zatrzymać, ale zapomniał lizka oraz nie zdążył dobiec do krawędzi ulicy :D

          1. Tommy 6 listopada 2014 o 11:52

            Ja biorę się za przedzimowy remont tapczana – wymieniam wszystkie możliwe uszczelki, filtry, kable i trochę go podregulowuję (zgłębiam konstrukcję M10 i gaźnika). Mam też na oku oryginalne szare wnętrze więc może przestanie w końcu przypominać mobilne ambulatorium ; D

            W aranci skończyłem wczoraj wnętrze progu, jak się uda to w weekend będę już zamykał poszycia i zostaną mi już jakieś drobne łatki i wżery:

            Może uda mi się jeszcze w tym roku wjechać wąską na garaż i zabrać się za lakier.

            1. Beddie 6 listopada 2014 o 14:44

              Hmmmm… Pytanie na pół z dojpy. Podjąłbyś się odrestaurowania blacharskiego samochodu? Dostajesz gotowe reperaturki, klasyczna rzeźba w blasze byłaby tylko przy poprawkach podłogi, podłużnic i fartuchów :>
               

              1. Tommy 7 listopada 2014 o 14:49

                Beddie – z radością ale najbliższy wolny termin mam w okolicach roku 2076 ;}

  2. Rojó 5 listopada 2014 o 17:41

    Cienki w rozkminach jesteś :) Ja i bez kawy potrafię się zastanawiać, dlaczego meteoryty zawsze lądują w kraterach :)

  3. Mowad 5 listopada 2014 o 18:24

    Male golebie sa wroblami, a jak dorosna to staja sie bazantem, a na starosc orlem. Nie wiedziales?

  4. Olga 5 listopada 2014 o 19:52

    Dobre! Oczywiscie zrozumialam cale przesłanie ale gołebie mnie rozwaliły bo tak samo zastanawiam się nad tym pół życia do tego mam sasiada który jest ich fanem i widuje je codziennie do tego zrobiły sobie gniazdo na drzewie pod moim oknem wiec rano okien lepiej nie otwierać ale mimo wszystko młodych nie widzialam!

    1. 11 5 listopada 2014 o 23:53

      naprawdę można napisać tak długie zdanie na jednym wdechu? ;D

    1. Tommy 6 listopada 2014 o 07:13

      Kurwa, i przez Ciebie mój plan na zostanie milionerem szlag trafił.

      1. wisznu 13 marca 2015 o 13:11

        no i mam teorie dotyczącą małych gołębi – to hodowcy gołębi je przetrzymują i wypuszczają na miasto dopiero jak sa dorosłe. A przeciez w każdym mieście jakiś hodowca się trafi ;)

  5. Krzysiek S 6 listopada 2014 o 15:00

    Czasami warto pozwolić sobie na chwilę odprężenia umysłowego pozwalając myślom na płynięcie niezależnie od ich kierunku. Widzę, że w Twoim przypadku poszło pełną parą ;) Mam wrażenie, że wpis ten został napisany podczas takiego "płynięcia".

  6. Bebok 7 listopada 2014 o 14:47

    Każdy ma moment mniej lub bardziej głupi który potem ukształtował go w jakiś sposób i jego podejście do sprawy w przyszłości :)

    jednym z moich była pierwsza przejaźdzka V8 z kolegą który wtedy był włascicielem teraz mojej E34 :D

Pozostaw odpowiedź Krzysiek S Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *