Świat pełen jest obłudy. Wszędzie pełno jest pokazowej grzeczności, uprzejmości i kłaniania się w Pas. Sztucznych uśmiechów i poklepywania po plecach. Różnego rodzaju zapewnień o naszej wyjątkowości, mądrości i świetnym guście.

„Jak najbardziej”, „Ależ oczywiście proszę Pana”, „Jest wyśmienicie droga Pani”.

Nie da się ukryć, że większość tego fałszu pojawia się tam, gdzie zarabia się pieniądze. W sklepach, firmach, na targowiskach czy w salonach fryzjerskich… Uśmiechamy się radośnie do Pani spod piątki, która przyszła ze swoim zakonserwowanym formaliną, pięćset letnim jamnikiem zrobić trwałą przed świętami – Uśmiechamy się pomimo, że w głębi duszy urwalibyśmy jej łeb za te jej kretyńskie docinki o dzieciach i walenie miotłą w sufit za każdym razem gdy nasz telewizor generuje hałas większy niż martwa mucha.

Ale nie urwiemy jej głowy, bo tego wymaga od nas kultura.
A w zasadzie to kultura i kodeks karny.

No i Krystyna z gazowni domagająca się zapłaty za ostatni rachunek opiewający na kwotę miliona euro.

Ale czy na pewno obłudą jest to całe sztuczne udawanie grzeczności, czy może jest nią samo życie w przekonaniu, że owa pokazowa grzeczność jest przez społeczeństwo wymagana? No bo kto powiedział, że trzeba być zawsze grzecznym i ugodowym? Kto narzucił nam konieczność bycia miłym dla ludzi, których uważamy za kompletnych kretynów?

Gdybyśmy byli mniej „kulturalni” to każdego kogo uważamy za buca strącalibyśmy w przepaść. Albo przekonywali do naszych racji przy pomocy miecza, lin i pochodni.
Kościół tak kiedyś robił i wszystkim się podobało.

Owszem – w zaciszu własnych domów czy kawiarni można sobie pofolgować i zmieszać kogoś z błotem tak, że przez kolejny rok będzie miał czkawkę, przez którą wypadną mu płuca.

Ale dlaczego właściwie nie powiedzieć mu o tym w twarz dając im tym samym szansę na zmianę irytującego zachowania?

Jeśli nie poinformujesz swojego sąsiada o tym, że ten dmuchany święty mikołaj dyndający na jego podjeździe jest beznadziejny to raczej sam z siebie nie zdejmie go i nie schowa go w piwnicy. Nie zrobi tego bo w końcu sam go z niej wyjął, a to znaczy, że miał ku temu jakieś przemawiające do niego powody.

Czyli innymi słowy jego zdaniem jest świetny.

Czy zatem przymykanie oka na cudze potknięcia jest miarą poziomu naszej kultury?
Czy człowiek kulturalny to ten, który żyje uciśniony akceptując mimowolnie irytujące go rzeczy i zachowania?

Pewnie zastanawiacie się co mnie tak zdenerwowało, że poruszyłem tak obcą mi z natury tematykę – otóż nic. Mam wyśmienity humor, a przemyślenia w tym wątku pojawiły się w mojej głowie jakoś nie wzywane. Nie sprowokowane jakimś zdarzeniem czy osobą.

Niemniej jednak doszedłem do wniosku, że kiedy następnym razem zaparkuję obok jakiegoś Fiata Punto ze zderzakiem zrobionym z tektury i masy krówkowej to nie będę miał oporów, aby poinformować jego właściciela o moim stosunku do tych oryginalnych modyfikacji.

Pewnie pomyślicie sobie, że człowiek postępujący w taki sposób nie będzie miał przyjaciół, będzie smutnym, sfrustrowanym gburem, a sąsiedzi nie będą go zapraszali na sobotniego grilla w obawie o zdrowie psychiczne i zakres przyswojonego słownictwa swoich dzieci.

Otóż nie.
A przynajmniej nie do końca.

Bo nie wiem jak Wy, ale ja lubię od czasu do czasu usłyszeć, że coś spierdoliłem. Że dałem dupy na całej linii, a z jakimś problemem lepiej poradziłaby sobie rozjechana na dwupasmówce kuna.
To uczy pokory.

Usłyszenie od kogoś, że „jesteś idiotą bo (tutaj wstawić odpowiednie uzasadnienie)”  pomaga mi odfiltrować osoby, których opinie są dla mnie wartościowe, od tych które tylko sztucznie mnie dowartościowują. Nie jestem żadnym mędrcem ani ekspertem w jakiejś dziedzinie – potrafię zamontować gaźnik do góry nogami i nawet nie zorientować się, że coś jest nie tak, a mimo to zawsze znajdzie się grupa osób przyklaskujących, że „wyszło super”.

Gówno, a nie super.
Super to był Harrison Ford w przygodach Indiany Jones’a.

A ja jestem co najwyżej super jak opakowanie maści na swędzenie.

Pomyślcie nad tym. Moim zdaniem prawda jest lepsza bo zaboli raz, a potem z reguły jest już tylko łatwiej. Prościej i klarowniej. Pamiętajcie tylko o jednym wyjątku. Kłamstwie, które pewnego dnia być może uratuje Wam życie – chodzi o sytuację, gdy kobieta zapyta Was czy wygląda grubo.

Odpowiadanie, że „nie” nawet jeśli waży 180 kilogramów to nie jest kłamstwo.

To samoobrona.

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *