Ponieważ w obecny weekend zarówno ja jak i chłopaki z lokalnego klubu miłośników BMW nie mieliśmy w planach żadnych napadów z bronią w ręku, porwań, gwałtów czy rekreacyjnych wymuszeń z pobiciem postanowiliśmy z braku innych opcji zostawić dres w szafie i wziąć udział w organizowanej w Skoczowie imprezie połączonej ze zbiórką pieniędzy na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Na skoczowskim rynku pojawiło się sporo różnych beemek, w tym również moje bordowe coupe, które to w celach promocyjnych zostało ozdobione przez dzieciaki czerwonymi naklejkami z logiem WOŚP (z pobieżnych obliczeń wynika, że przy tej ilości tuningowych naklejek samochód legitymuje się mocą około 1,5 miliona koni mechanicznych i momentem obrotowym tak dużym, że gwałtownie ruszając można niechcący zakręcić ziemią w drugą stronę).



W czasie trwania imprezy można było również wylicytować gadżety z logotypem BMW, a także klubowe koszulki czy przejażdżkę zabytkową bawarią z rzędowym sercem pod maską.

Tradycyjnie było też odrobinę ślizgania i zakrojone na szeroką skalę prezentacje pojazdów.

Niestety nie do końca powiódł się pokaz kontrolowanego dachowania artystycznego, dlatego strażacy mieli okazję zrobić z pięciodrzwiowego passata rasowy kabriolet w stylu Pinifariny.

Oczywiście nie mogłem przepuścić takiej okazji – podszywając się pod wykwalifikowanego ratownika udało mi się wyrwać drzwi i przeciąć kilka przewodów. Nie był to co prawda Hyundai Pony, ale zabawa i tak była przednia.

 

Volkswagen ma jednak w tym tygodniu zostać wyszpachlowany i wystawiony na allegro jako egzemplarz bezwypadkowy „dopiero co po wymianie rozrządu i klocków”.

Pierwsze przymiarki nie napawają co prawda optymizmem, ale mamy już betoniarkę do mieszania szpachli i pacę murarską, więc naprawa powinna być zgodna ze znanymi z wysokiej jakości metodami jakie stosuje ASO Hyundaia:

Mam nadzieję, że nasza obecność przynajmniej w niewielkim stopniu przyczyniła się do większej ilości złotówek zebranych na sprzęt do ratowania maluchów.

Do Skoczowa najprawdopodobniej zawitamy ponownie ale o tym kiedy indziej…

Pozdrawiam,
Tommy

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *