Jestem debilem.

Wiem, że nikogo to specjalnie nie zaskakuje ale stwierdziłem, że wypada mi Was o tym oficjalnie poinformować.

A teraz wracamy do głównego tematu.

Kiedyś miałem kompletnego bzika na punkcie kubełkowych foteli. Sami wiecie jak to jest, kiedy jakaś rzecz wryje się Wam z impetem w głowę i za nic nie chce jej opuścić. Chciałem wszędzie montować fotele kubełkowe – do samochodu, salonu, garażu… Rozważałem nawet stworzenie hybrydy z fotela kubełkowego i sedesu, żeby łazienka nabrała bardziej sportowego wyrazu. Obecnie ten zapał stracił nieco na sile – przede wszystkim dlatego, że poznałem fotele sportsize z oferty BMW.

Boże, ależ one są fajne.

Ale do czego zmierzam – przez długi czas żyłem przekonaniem, że istnieją tylko dwa rodzaje samochodowych foteli: seryjne, które charakteryzują się trzymaniem bocznym jak u gościa próbującego wrócić samodzielnie do domu po ostrej imprezie, oraz sportowe kubły.

Te pierwsze to wszystko co jest montowane fabrycznie w nazwijmy to „zwyczajnych” samochodach niezależnie od tego czy to toyota, czy mercedes. Poza wygodnym siedziskiem nie mają one dla mnie praktycznie żadnych zalet. Są cholernie miękkie, duże i nie zapewniają niemal żadnego trzymania w płaszczyźnie bocznej.

Mogą wessać Wasz niezbyt seksowny tyłek gdzieś między sprężyny i nikt już Was więcej nie zobaczy.

Druga grupa to z kolei sportowe fotele oferujące komfort zbliżony do cegłówki, ale za to doskonale trzymające w zakrętach. Z wad warto też nadmienić brak możliwości dostania się na tylną kanapę (samochody bez tylnej pary drzwi) oraz brak możliwości szybkiej regulacji (co jest cholernie upierdliwe, jeśli samochodem jeżdżą dwie osoby o dość rozbieżnej długości nóg i spodni).

Ale dobry fotel jest na prawdę cholernie ważny.

Kiedy rozpoczynałem moją przygodę z czterema kółkami od początku wyprawiałem różne idiotyzmy, które jak mi się wówczas wydawało miały coś wspólnego ze sportową jazdą samochodem. Oczywiście nie miały, ale ani ja ani śliniący się na fotelu obok koledzy nie mieli wtedy o tym pojęcia. W zasadzie to nawet nam to specjalnie nie przeszkadzało.

W każdym bądź razie pierwsze niekontrolowane i kompletnie chaotyczne poślizgi i szybkie cięcia zakrętów wykonywałem fiatem 126p w kolorze „Valentino Rosso” znanym również jako „ten najtańszy, czerwony renolak poproszę”.

Podczas tak gwałtownych manewrów seryjna opona błagała, aby ją dobić, a zawieszenie utwardzane kawałkami gum wkładanymi między ścięte sprężyny wychylało się momentami do tego stopnia, że boczne lusterka szurały o asfalt.

Ale najgorszy w tej konfiguracji był właśnie fotel określany żartobliwie mianem „lotniczy”. Początkowo myślałem, że to z powodu jego aerodynamicznego, sportowego kształtu ale jak się później okazało była to błędna interpretacja.

Po prostu tyłek latał po nim do tego stopnia, że na szybkim łuku dało się lewym pośladkiem wybić boczną szybę, a prawym ciężko ranić pasażera na fotelu obok.

Jezu, ależ one były beznadziejne. Zbyt mocne oparcie się powodowało złamanie się fotela mniej więcej na wysokości środka waszych pleców. Wyobraźcie sobie co musiałoby się stać gdyby podczas wypadku fotel złamał się w ten sposób i kawałek metalowej rury wbiłby się Wam w plecy wychodząc z drugiej strony razem z sercem i kawałkiem jelita.

Tak naprawdę pierwszym dobrym fotelem, który miałem przyjemność poznać było fordowskie, puchate Recaro. To chyba jedyny fotel, który łączy w sobie komfort miękkiej tapicerki, a przy tym trzyma Cię równie mocno co gość w czarnej kominiarce po tym jak znaleziono u Ciebie w mieszkaniu tonę heroiny i Bin Ladena.

Uwielbiam je.

Ze względu na ich wiek wzór tapicerki jest nieco archaiczny, ale zawsze można użyć stwierdzenia „kultowe” i nikt nie ośmieli się ich więcej krytykować. Z resztą podobny fotel to właśnie wspomniane sportsize montowane opcjonalnie między innymi w BMW generacji E36. Są twardsze, ale ich kształt i zakres regulacji spełni nawet najbardziej wyuzdane fantazje miłośników nieszablonowych pozycji. Wiadomo, że da się znaleźć lepsze fotele choćby w najnowszym focusie RS, ale takie samochody traktują bardziej jako ciekawostkę, a nie coś co znajduje się w realnej sferze moich zainteresowań i możliwości.

Jeśli teraz drapiesz się po głowie i zastanawiasz się czy faktycznie warto byłoby wymienić fotel na sportowy odpowiednik, zrób to. Ja już się nauczyłem, że dobry fotel jest tak naprawdę podstawowym wyznacznikiem tego czy jeździ się samochodem, czy po samochodzie.

Ponieważ kierownica powinna służyć do prowadzenia, a nie trzymania się jej w zakręcie, kiedy tyłek wybiera się na zwiedzanie tylnej kanapy i inne wycieczki krajoznawcze.

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *