Wczoraj, gdy wybrałem się na strych w poszukiwaniu książki, którą jak mi się zdawało zostawiłem tam kilka lat temu (wraz ze starym świecznikiem i kompletem pustych butelek po piwie), dokonałem przypadkiem ciekawego odkrycia.

W zapomnianej przez boga części strychu, do której ze względu na groźbę zejścia składającej się ze starych garnków, butów zimowych i elementów meblościanki lawiny nie zapuszczają się nawet myszy, znalazłem przypadkiem trzy stare, metalowe puszki.

Jednak wbrew moim początkowym podejrzeniom nie znajdowały się w nich przypominające mumię sardynki. Ani groszek konserwowy wyprodukowany na początku lat osiemdziesiątych ulegający właśnie połowicznemu rozpadowi w łunie zielonego, pulsującego światła.

Okazało się, że z jakiegoś powodu, na starej belce stropowej wiele lat temu ktoś zostawił trzy puszki pełne różnego rodzaju śrub, nakrętek i podkładek.

Nie mam pojęcia dlaczego.

Dlaczego jednak w ogóle mówię Wam o takiej pierdole. Bo widzicie (tak, wiem, że nadużywam tego zwrotu), dziś kupno dobrej jakości śrub czy nakrętek nie jest wcale takie proste. Chodzi o to, że jeszcze dwadzieścia, trzydzieści lat temu wszystkie nakrętki wykonywano ze stopów o wytrzymałości mithrillu, a nie mieszanki cyny, zdrapanej z błotnika starej astry rdzy i porcji wydłubanej z uszu woskowiny.

Dla przykładu – jakieś dwa lata temu ogarniałem remont silnika w mojej Fieście, kupiłem w pobliskim sklepie metalowym trochę chromowanych nakrętek, śrubek i podkładek tak, żeby składając silnik móc uzupełnić nimi stylistykę najbardziej odsłoniętych elementów. I choć przez pierwsze dwa miesiące w kontraście ze starym motorem wyglądały one po prostu obłędnie, tak teraz przypominają przytwierdzone do silnika kupki stuprocentowo czystej rdzy.

Co więcej – kiedy kilka dni temu musiałem odkręcić dwie z nich tak, żeby dostać się do termostatu, okazało się, że po dwóch latach ich łby przyjęły konsystencję na wpół zaschniętego budyniu. Rozkalibrowały się od samego dotknięcia nasadki.

Cholernie lubię stare nakrętki – przez długi czas miałem w garażu starą szufladę wypełnioną po brzegi różnego rodzaju starymi śrubami, podkładkami, zawleczkami i zaworami odpowietrzającymi, które zostawił mi w spadku mój tata i dziadek.

Z czasem jednak, niezasilane nowymi dostawami zapasy zaczęły się kurczyć i w efekcie z pełnej szuflady zostało zaledwie kilka wypełnionych może do połowy plastikowych segregatorów – dlatego właśnie to niespodziewane znalezisko tak cholernie mnie ucieszyło.

Możecie się śmiać, ale remontując zawieszenie w moim E36, tam gdzie nie było konieczne użycie specjalistycznych śrub i nakrętek z katalogu BMW, wkładałem właśnie te z mojej archaicznej szuflady. I dziś, po tych paru latach, kiedy zaglądam pod samochód wciąż wyglądają one tak samo jak w dniu, w którym je tam przykręciłem.

W przeciwieństwie do tych nowych, które przywiozłem ze sobą z ASO – te wyglądają jak gówno.

Dlatego właśnie mam bzika na punkcie pozyskiwania starych śrub, podkładek i nakrętek. Kiedy wymieniam w samochodzie jakiś element – pompę wspomagania albo coś w ten deseń, zanim trafi ona do śmietnika, rozbrajam ją z wszystkich oryginalnych śrub i nakrętek. Następnie myję je i dorzucam do mojej nietypowej kolekcji bo mam świadomość, że takiej jakości elementów dzisiaj zwyczajnie już nie dostanę.

Co więcej – moje znalezisko ucieszyło mnie tak szczególnie bo okazało się, że jedna z puszek jest prawie w całości wypełniona śrubami i gadżetami z przeznaczeniem do malucha. Arancia dostanie oryginalne śruby i nakrętki z epoki jej dziadka!

W życiu nie podejrzewałbym, że człowiek może ucieszyć się aż tak z garści starego złomu. Co więcej – podczas przeczesywania strychu znalazłem jeszcze kilka innych cholernie interesujących narzędzi i sprzętów ale o nich powiem dopiero za jakiś czas…

Najpierw muszę doprowadzić je do porządku ;}

 

17 Komentarzy

  1. beatles 31 grudnia 2014 o 10:05

    Polecam cynkowanie elementów na których zależy Ci żeby długo były ładne. Można na złotawo ale też na srebrno…niedawno z e28 wykręciłem wszystkie śruby z przedniej części auta, do tego obejmy, zamki maski i będę musiał to w końcu zawieźć ;) Powinny wytrzymać długo

    1. Tommy 2 stycznia 2015 o 07:16

      Chyba będę spróbował bo gdy tylko z garażu zniknie Arancia, na warsztat trafi wąska – a tu tego typu elementów będzie już sporo…

  2. Jurek 31 grudnia 2014 o 10:56

    Szpilka prowadząca felgę, akurat niezbyt trafiony przykład dobrej śruby, bez ciasno pasującego klucza rurkowego/nasadki nie ma co zabierać się za odkręcanie, nie wiem czy są one wykonane z miękkiej stali, czy moment dokręcenia do piasty jest zbyt duży, żeby typowy klucz oczkowy/płaski sobie z tym poradził, ale podczas wizyty na złomach/szrotach wykręcam z polonezów i innych paści takie śruby, bo nigdy nie wiadomo kiedy przydadzą się :). Ale nówka w ocynku – dawno takiej nie widziałem, zwłaszcza poza sklepem.

    Mam woreczek z 2kg nakrętek M6, takich typowych ‚z komuny’, nie porównywałem jej gabarytów do współczesnego wyrobu, ale faktycznie są gorsze i chyba o jakiś milimetr niższe. Nie przypominam sobie, żebym zerwał gwint ze starej podczas dokręcania, w nowych – jak najbardziej, zwłaszcza w M5.

    Też zostawiam sobie różnego rodzaju śruby, dobre i złe, bo nawet jeśli w złej łeb jest zjechany do granic możliwości, to jest kilka ładnych centymetrów szpilki gwintowanej do wykorzystania, która po przyspawaniu do czegoś jeszcze nadaje się do użytku, a nie do ukręcenia :). No chyba że trafi się jakis beznadziejny przypadek, wtedy złom.

    1. GPS 31 grudnia 2014 o 11:30

      Akurat ze szpilką centrującą potwierdzam – strasznie łatwo ją objechać, a potem zostaje próba cięcia i rozwiercania, bądź też nabijania nakrętki o mniejszym rozmiarze :)

      Komplet starych śrub to coś, co warto posiadać, ale jeszcze bardziej komplet jakiś kluczy „Made in USSR” Niczym się tak dobrze nie odkręca starych zardzewiałych śrub:)

    2. Tommy 2 stycznia 2015 o 07:19

      Dobrze pamiętam ile razy mordowałem się z tą szpilką w moim starym, czerwonym maluchu (nie wiedzieć czemu zdejmowałem w nim bębny średnio dwa razy w tygodniu) – to faktycznie średnio trafiona analogia ;}

      W każdym bądź razie te puszki cieszą mnie jak jasna cholera bo nic nie stanowi tak wspaniałego ukojenia dla męskiej duszy jak idealnie skalibrowany z nasadką łeb i reagujący z minimalnym oporem gwint…

      Się rozmarzyłem ;}

  3. Ramox 31 grudnia 2014 o 13:41

    Takie znaleziska zawsze cieszą jak wymarzony prezent pod choinkę, albo inne święto lasu. :)

  4. Anonim 31 grudnia 2014 o 17:31

    Mam podobny zwyczaj kolekcjonowania połączeń gwintowanych. Podobnie jak fakt, że nie potrafię użyć śruby czy nakrętki bez oczyszczenia jej na szlifierce wyposażonej w szczotkę drucianą, obsesja natręctw?

    1. Tommy 2 stycznia 2015 o 07:22

      Ja mam zwyczaj molestowania śrub za pomocą pędzla w pojemniku z benzyną estrakcyjną więc nie jest jeszcze z Tobą aż tak źle ;}

  5. Wojtek 31 grudnia 2014 o 18:34

    Też polecam cynkowanie.
    Jak robiłem remont 2.4td w moim E30 to wszystkie wykręcone śruby, podkładki, mocowania np alternatora i tego typu elementy poszły w żółto-złoty ocynk i dziś po 2 latach wyglądają cały czas dobrze. W poprzedniej E30 – 2litrowej benzynie, dałem nowe śruby i nakrętki które się dało z Castoramy. Nie chce nawet przypominać sobie jak to wyglądało po zimie bo była masakra.

  6. Marcin 1 stycznia 2015 o 11:55

    Śmieszne to jest,ale takich doczekaliśmy czasów że nawet śruby i nakrętki oraz inne elementy montażowe są nic nie warte,a technika i materiałoznawstwo jakie znamy powinno temu przeczyć.Akurat śruby i nakrętki stosowane w maluchu nie były zbyt dobrej jakości niemniej te stosowane w autach niemieckich były najlepsze jakościowo ponieważ gwinty w nich nie były wycinane a były walcowane a sam materiał był najlepszej jakości(ojciec pracował w Niemczech za czasów komunistycznych w jednej z największych fabryk,tokarni to opowiadał z jaką pieczołowitością Niemcy podchodzili do produkcji zwykłych śrub).Sam na warsztacie mam ogromną szufladę po brzegi wypełnioną wszelakimi nakrętkami które każdy z mechaników na polmozbycie wrzucał tam od lat sześćdziesiątych aż po dziś dzień i tak szuflada jak i śruby oraz nakrętki są do dzisiaj. O jakości tychże niech świadczy fakt że gdy wspólnik wysunął tą szufladę za daleko to spadła mu na stopę powodując całkiem poważną kontuzję i przymusową wizytę w szpitalu toteż nie ma żartów.Jeszcze trochę tych chorych czasów i na zlotach będziemy się chwalić nie odrestaurowanymi samochodami a śrubami pod maską kto którą gdzie zdobył lub znalazł :)

  7. Grzesiek 1 stycznia 2015 o 14:04

    Większość obecnie stosowanych normalii to produkcja chińska, ich ceny są w hurcie tak śmieszne, że aby wydać 5 zł musisz kupić cały kontener. Jakość jest adekwatna do ceny – często kl. 8 nie odpowiada parametrom dla niej przewidzianym, nie ma co mówić nawet o kl. 5.
    Opcja – poszukać nierdzewki A2/AISI 304 albo wręcz kwasówki A4/AISI 316. Normy przy ich produkcji są bardziej rygorystycznie przestrzegane, sporo nierdzewek robi się w Polsce i Włoszech, więc jakościowo jest w porządku. Praktycznie każdy rozmiar wszystkiego jest dostępny, z tym, że czasem trzeba kupić (zwłaszcza kwasówki) 1000 szt. ;) Ceny A2 nie są jakieś straszne, dostępność też jest OK.
    Oczywiście zawsze można zwykłe, czarne normalia dać do cynkowania, ale dla paru sztuk nie bardzo się to opłaca – lepiej poszukać nierdzewnych.

    1. Tommy 2 stycznia 2015 o 07:24

      Grzesiek – temat różnic w jakości śrub i nakrętek tak mnie zaintrygował, że zabrałem się za czytanie na temat różnego rodzaju norm twardości, używanych stopów i tak dalej.

      Dziwna, acz na swój sposób pasjonująca lektura. Do tej pory rozróżniałem tylko rodzaje gwintów i twardości ale okazuje się, że przydatnych parametrów jest jednak więcej…

      1. Grzesiek 2 stycznia 2015 o 19:42

        Bez jaj Tommy – to są nudy ;) „Śrubkami” zajmuję się poniekąd zawodowo, stąd popełniłem takiego suchara. BTW: pochwalę się – mam podjętą decyzję, wiosną kupuję wymarzone coupe, waham się tylko między 2.0 a 3.0 V6 :)

  8. Karol 2 stycznia 2015 o 08:48

    Nigdy nie zwracałem uwagi na jakość śruby. Gdy tylko dało się ją wkręcić to już byłem zadowolony. Wykręcenie jej było już wartością dodaną i spełniało moje oczekiwania w 100%. Nie ma jakichś środków którymi można byłoby zabezpieczyć śruby przed rdzą?

    1. Tommy 2 stycznia 2015 o 10:30

      Gwinty możesz wkręcać na specjalny klej albo potraktować np. smarem miedziowym. Na łby jednak nie ma sposobu – trzeba po prostu zainwestować w dobrej jakości śruby (choć np. ja mam zwyczaj dokręcania śrub/szpilek kół przez cieniutką szmatkę (nasadka nie ubija tak rantów przez co nawet po zimie nie łapie ich rdza)

  9. zyga 2 stycznia 2015 o 10:26

    Ja też kolekcjonuję śruby, nakrętki, podkładki, sprężynki, blaszki, tulejki.. Główna przyczyna jest taka, że kiedy mam rozgrzebaną jakąś robotę i jakaś nietypowa śruba się ukręci/zerwie, to w mojej śruboskrzyni na pewno znajdę jej odpowiednik celem zastąpienia. A jeśli nawet nie mogę znaleźć i wydaje się, że stan jest beznadziejny to wystarczy tylko dłużej poszukać :)
    Moja śruboskrzynia waży jakieś 40kg i do głębszych poszukiwań wysypuję jej zawartość na rozłożony koc – wszystko jak na dłoni. Na tulejki i blaszki już mam inne skrzynki, bo nie dało rady udźwignąć wszystkiego na raz. Oraz podśruboskrzyneczki, np. na śruby/nakrętki do kół lub mosiężne.

    1. Tommy 2 stycznia 2015 o 10:28

      Chyba każdy ma taką swoją magiczną szufladę/skrzynkę/pojemnik ;)

Pozostaw odpowiedź GPS Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *