Niedawno czytałem jakiś artykuł o tym, że kilka jednostek wojskowych z USA planuje w przeciągu najbliższych kilku lat zrezygnować zupełnie z udziału ludzi w prowadzonych przez siebie operacjach zbrojnych. Wszędzie będą wysyłali zdalnie sterowane helikoptery i naprowadzane przez Google maps bombowce z przyczepionymi do skrzydeł kamerami GoPro.

Podobno nasz MON, podążając za światowymi trendami także zainteresował się dronami.

Przeprowadzono już nawet pierwsze testy ale okazało się, że jest problem z zasięgiem (cztery baterie AA znajdujące się w zestawie starczyły ledwie na zbombardowanie lidla na przedmieściach Radomia). Poza tym helikoptery z allegro nie chciały latać kiedy za przyklejono im do płóz miny przeciwpiechotne.

W każdym razie tak – jeśli oglądaliście film „Powrót do przeszłości” to wiecie zapewne, że już w przyszłym roku otrzymamy lewitujące deskorolki i samosznurujące się buty. Wydaje mi się to całkiem realne bo już w podstawówce miałem wczesne wersje tych produktów. Na WF zakładałem samodopasowujące się buty na gumkę marki befado, a moja deskorolka nie najgorzej radziła sobie z lataniem (powinienem popracować jeszcze trochę nad lądowaniem tak żeby zmniejszyć udział twarzy – tak czy inaczej efekty były całkiem obiecujące jak na tak wstępną fazę projektu).

Dlaczego jednak o tym mówię – kiedy jakiś czas temu udało mi się przemycić pod maskę mojego BMW nieco większy silnik, mój kolega Wojtek Matusiak powiedział mi, że teraz za pomocą jakiegoś cholernie drogiego kabla (nie wiedzieć czemu nazywanego dla niepoznaki interfejsem) mogę połączyć nowy silnik z moim starym laptopem.

Początkowo nie bardzo rozumiałem po co mojemu BMW dostęp do fejsbuka (odczuwałem nawet pewien niepokój na myśl, że mogłoby w jakimś folderze z gołymi babami trafić na zapisane w notatniku hasło do mojego konta na allegro).

Później jednak Wojtek wyjaśnił mi, że dzięki temu kawałkowi kabla i kilku programom będę mógł sprawdzić w jakim humorze są dziś moje wtryskiwacze.

Oczywiście niewiele myśląc (z reguły tak mam) uznałem, że to bardzo przydatna funkcjonalność.

Zaopatrzyłem się więc w kawałek cholernie drogiego kabla i podłączyłem go do wtyczki znajdującej się pod maską. Wtryskiwacze niestety nie miały ochoty na live-chaty bo na ekranie pojawiło się tylko kilka komunikatów o tym, że potrzebne są jakieś sterowniki i, że jeśli zaraz czegoś nie zrobię to mój komputer wybuchnie. Potem przyszedł jeszcze jakiś mail sugerujący, że mam za małego penisa i propozycja małżeństwa z nastoletnią Ukrainką posiadającą podejrzanie rozwinięte jak na ten wiek piersi.

W każdym bądź razie tak – żeby rozwiązać problem z wtryskiwaczami, poszperałem trochę po internecie i z jakiegoś forum dla ludzi komunikujących się wyłącznie za pomocą trzyliterowych akronimów dowiedziałem się, że aby mój samochód mógł pograć sobie w Simsy muszę mieć wersję programu, która nie istnieje, a poza tym cholernie trudno ją zainstalować.

Po mniej więcej miesiącu udało mi się w końcu zdobyć program. Wystarczyło więc już tylko czterdzieści dwa razy kliknąć w przycisk ‚next’ i ‚I agree’ by zobaczyć co tam porabia sobie mój nieco aspołeczny przepływomierz i jak właściwie ma się rodzinka wtryskiwaczy. Okazało się jednak, że w czasie kiedy ja poszukiwałem oprogramowania po stronach z gołymi babami (moim zdaniem zawsze warto zacząć poszukiwania informacji na stronach z gołymi babami), ktoś najwyraźniej zamordował sondę lambda.

Tak przynajmniej twierdził Interfejs Kojak.

Poza tym około miesiąc temu na parę sekund straciliśmy kontakt z czujnikiem ABS znajdującym się w tylnym lewym kole. Wydałem więc dwieście złotych po to, żeby dowiedzieć się, że niedokładnie podpiąłem wtyczkę do sondy lambda, i że mój czujnik ABS miesiąc temu miał wolne.

Odnoszę wrażenie, że taniej wyszłoby nawet zapytać o to wróżbitę Macieja.

Mój maluch miał tańszy prostszy system informujący o awariach. O tym, że coś niedobrego dzieje się z silnikiem informowało metaliczne pobrzdękiwanie rozsypujących się po ulicy panewek. Układ hamulcowy przełączał się w tryb awaryjny za każdym razem kiedy brakowało w nim płynu hydraulicznego.

A kiedy gasły światła, jedynym kablem jaki musiałem podłączyć był ten zastępujący spalony bezpiecznik.

Wiele osób uważa, że powierzanie coraz większej roli elektronice jest wyznacznikiem naszych czasów i wpływa pozytywnie na nasze życie. O ile jednak jestem w stanie zgodzić się z tym stwierdzeniem w odniesieniu chociażby do elektrycznej szczoteczki do zębów o tyle oddawanie w ręce elektroniki sterowania samochodem budzi mój wyraźny niepokój.

Nawet nie wiecie jak się cieszę, że najważniejsze podzespoły w moim BMW działają na linki, cięgna i przekładnie.

Gdyby kierownica była połączona z kołami za pomocą płytki drukowanej i kawałka miedzianej taśmy, zamiast ślizgać się po górskich drogach, chyba przerzuciłbym się na wędkarstwo.

21 Komentarzy

  1. babel-89 19 lutego 2014 o 17:12

    Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja mam komputerofobię w samochodach :P

    Przez te wszystkie elektrogadżety w autach nowe supersamochody w ogóle mnie nie jarają. Gdy widzę w TG jak wpadają autem w zakręt ze zbyt dużą prędkością, po czym zwczajnie z niego wyjeżdżają to jakoś mnie to odpycha. Auto (szczególnie mocne) powinno mobilizować do szkolenia własnych umiejętności, a nie wmawiać nam "spoko, ja zrobię za Ciebie wszystko".

    1. Sulkov 19 lutego 2014 o 17:49

      Jeśli spokojnie z niego wyjeżdżają to znaczy, że prędkość nie była zbyt wysoka. Proste. Umiejętności nadal są. Po prostu dopasowane do innego sprzętu. 

      Swoją drogą… Wyobrażam sobie ludzi, którzy kiedyś jojczyli "a co to za wspomaganie. niepotrzebna fanaberia", "klimatyzacja? po co to komu?", "ABS? a feeeee"… Świat idzie do przodu kochani.

      1. sukuremu 19 lutego 2014 o 17:58

        Tych co stekali o klimie to wyslac na rower albo konie. Skoro auto jest za wygodne, asceci moga dupac piechty :-)  tak samo o wspomaganiu.

         

        A absy i inbe fanaberie po kazdym zadzialaniu powinny pokazywac jakis duuuzy komunikat na desce i dachu auta, w stylu: jestem ciota, jade szybciej niz potrafie:-) . 

      2. Bio 20 lutego 2014 o 10:36

        Wspomaganie w większości wozów i tak nie robi różnicy czy jest czy nie ma powyżej 30km/h, więc można olać. Klima? Co to ma do tego jak wóz jeździ? To tak jakby stwierdzić, że wóz wyleciał z zakrętu bo nie działało ogrzewanie lusterek. ABS – Ile znasz osób, które umią założyć poprawnie kontrę, a ile, które faktycznie umią pulsacyjnie hamować? Sprawny ABS i tak z tymi osobami w wielu przypadkach wygra. ESP? Jest ok, ale sztucznie ogranicza możliwości wozu. Osobiście nie lubię z ESP jeździć (Astra H :( ale na szczęście reaguje wolniej ode mnie w tym wozie :D), ale dla osób, które nie dają sobie rady z jazdą w gorszych warunkach, jest to zbawienny system. Osobiście wolę "mechanicznie" przesuwać limit wozu, niż być skazanym na elektronikę, która i tak często za wcześnie będzie panikować ;) 

      3. babel-89 20 lutego 2014 o 14:14

        Wspomaganie czy klima to fajne udogodnienia, ale nie muszę ich mieć. Za to ABS'u raczej nie potrzebuje. Za długo jeździłem autami bez i umiem bez niego żyć :P

      4. Sulkov 21 lutego 2014 o 10:55

        Naprawdę Was nie rozumiem. Kierowca również dzisiaj musi posiadać pewne umiejętności. Również dzisiaj jeśli przegnie pałkę to wyląduje w rowie. A to, że technologia mu pomaga? Nic, tylko się cieszyć. Tego nie ominiesz. Bez różnicy czy na drodze, w F1, WRC czy na głupim boisku piłkarskim. Przy okazji każdych mistrzostw świata pojawia się stękanie, że nowa piłka jest do dupy. Kto stęka? Ci, którzy nie potrafią albo nie chcą wykorzystywać jej możliwości.

        1. Tommy 24 lutego 2014 o 07:53

          Cały ten postęp technologiczny ułatwia życie i podnosi limity gównianego hatchbacka na poziom niedostępny nawet dla typowych samochodów sportowych z lat 80-tych czy 90-tych (jak podejrzewam jakieś doładowane miejskie pierdzidełko pogoniło by na torze znacznie mocniejsze samochody z wspomnianych epok).

          Nie zapominaj jednak dlaczego właściwie lubimy jeździć samochodami i dlaczego jazda starym dobrym maluchem, starą Hondą czy BMW E30 sprawiają naprawdę cholernie dużo frajdy.

          Tej bezpośreniości doznań, prostoty prowadzenia czy chociażby szczerego dialogu z nawierzchnią nie zrekompensuje Ci nawet najlepiej dostrojony ABS, elektronika w dyfrze czy silnik ze zmiennymi fazami rozrządu posiadający trzy razy więcej mocy niż wskazywałby na to zdrowy rozsądek.

          Technologia to gruba baba i choć też ma cycki to jednak ciężki tyłek i zwały tłuszczu odbierają całą przyjemność wynikającą z tego faktu.

          1. Bebok 24 lutego 2014 o 09:16

            I tym akcentem wracamy do studia!

            Bo dokładnie o to chodzi np w sportach motorowych, żeby wybrać najlepszego KIEROWCE, nie elektronika. Dlatego znacznie bardziej powinno to wszystko być ograniczone.

            Tak samo jest z jazdą swoim autem. Lubię sam kontrolować proces hamowania. Bo na polskich dziurach, ABS zaprojektowany po to żeby nie wypaść na zakręcie zimą, odpuszcza mi hamulce na suchym asfalcie w wyniku podskakiwania koła na kamieniach czy kiedy blokuje się na żwirze. W przypadku mocniejszych aut, też zabawą jest rudzanie. Po tym poznasz że ktoś jest dobrym kierownikiem że potrafi swoje pareset koni ruszyć z miejsca szybciej niż ktoś inny. Jest to kolejne pole do wykazania się kierwocy, nie kontroli trakcji, systemów startowania itp. Zamiast uczyć się techniki i odczuwać zatysfakcję, ludzie wciskaja knefel i czują sie kierowcami!
             

            No i stare auta mimo że „niebezpieczne” (i tak wole swoją E34 od np. nowej Fiesty) to jednak dużo bardziej przekazują info z drogi, dźwięki, przeciążenia i inne doznania z jazdy. Wiem że jesteśmy w mniejszości bo dla nas jazda autem to nie jest obowiązek, konieczność, zmarnowany czas. Tylko źródło przyjemności. Niestety nas jest za mało żeby wywrzeć na producentach portfelem jakiekolwiek wrażenie. Tłuką co się sprzedaje a sprzedaje się mydelniczki separujące kierowcę od drogi na każdy możliwy sposób i robiące za niego jak najwięcej.

  2. sukuremu 19 lutego 2014 o 17:36

    No juz bez przesady :-) gdyby nie tych kilka pierdol, auto palilo by jak smok a wcale nie mialo by wiele wiecej mocy. A wiesz jak to bywa z gaznikami :-P poza tym tutaj wszystko akurat jest na tyle malo skomplikowane ze nawet Ty sam mimo wiedzy o tym na poziomie ziemniaka, jests w stanie sobie to posprawdzac. Przesada jest wkladanie wszystko pod Can, dodawanie automatycznego parkowania,  fire by wire, 10 pzepustnic, zawprkow, egr, dpf i potem do tego fap fap.

     

    Dlaczego maz tak glupi system komentarzy… na telefonie czy talecie konczy sie to w taki sposb ze nie moge dostac sie do tego co jest poza tym okienkiem… :'( 

    Teraz jest to na poziomieoptymalnym.n

    1. sukuremu 19 lutego 2014 o 17:39

      Teraz jest to na optymalnym poziomie :-)  da sie to sprawdzic, dziala to wydajnie i wzglednie bezawaryjnie, a nawet jak jest padniete nie powoduje dyskoteki na desce rozdzielczej, unieruchomienia auta, lub dzialania tylko w trybie serwisowym do 2000 obrotow, na polowie Nm :-) 

  3. wmatusiak 19 lutego 2014 o 18:11

    Tommy, a nie trzeba było poprostu zadzwonić ? Dostał byś komplet bez szperania po stronach z gołymi babami ;)

    PS. jestem sławny na blogu o mnie pisze :DDDD

    1. Bio 20 lutego 2014 o 10:37

      O mnie już też wspomniał! Teraz trzeba na wspólny clubbing chodzić etc. Pokazać się jako wingmani celebryty xD

  4. wmatusiak 19 lutego 2014 o 18:13

    A bo bym zapomniał nie wymieniaj jednej sondy w M52 bo będzie kulał, sapał, drgał itp, najczęściej musisz zmienić obie na raz. No chyba ża ta druga ewidentie działa płynie w całym zakresie ale to się raczej nie zdaża. Inaczej będziesz miał 3 cylindry lane inaczej niż 3 pozostąłe to nie jest dobre.

    1. Tommy 19 lutego 2014 o 20:40

      Spoko, jak skończę nadwozie to dam Ci się wykazać : D  

  5. Dominik 19 lutego 2014 o 19:39

    swoja droga, jak zdiagnozowac sonde lambda, ze dobrze dziala? 

    1. Tommy 19 lutego 2014 o 20:39

      Z mojej wiedzy wynika, że trzeba założyć jej profil na fejsie i poczekać aż opublikuje jakiś status

    2. Bio 20 lutego 2014 o 10:38

      Albo komp i dynamiczny log, albo oscyloskop. Mierniki są za wolne. 

  6. krzyszp 19 lutego 2014 o 22:18

    Nigdy nie zapomnę wzmorzonej akcji serca jakiej dostałem, gdy mój ówczesny Passat zdecydował się na rondzie (przy małym poślizgu) przejąć prowadzenie…Dobrze, że zawału nie miałem…

  7. Niemen 20 lutego 2014 o 05:18

    Fajnym gadżetem jest wtyczka na bluetooth podłączana pod OBD2 (chińskie wtyczki kosztują jakieś 30zł na allegro). Dokładamy do tego appke na smartfona, łączymy się smartfonem z wpiętą wtyczką i mamy zestawik do wykrywania błędów i do badania naszej fury w czasie rzeczywistym podczas jazdy samochodem czy w garażu :-) 

  8. BJ 20 lutego 2014 o 09:56

    co konkretnie kupiłeś?

    ja dotarłem póki co do kabla, ale brak mi softu :P

    1. Tommy 24 lutego 2014 o 08:07

      Póki co próbuję nauczyć się obsługi inpy (udało mi się już nawet rozkminić kilka zakładek).

      Niemniej jednak przeraża mnie trochę fakt, że jestem w stanie popsuć coś w silniku nie używając kluczy oczkowych i młotka – jakieś to takie straszne i oburzające zarazem

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *