Wiecie czego najbardziej brakuje mi we współczesnych samochodach?

Dźwięków.

I nie chodzi mi o to, że kupując nowe BMW chciałbym żeby wszystko we wnętrzu piszczało i skrzypiało, a wydech drażnił bębenki za każdym razem kiedy wskazówka obrotomierza przekraczałaby dwa tysiące obrotów na minutę. Nie ten rodzaj dźwięków mam na myśli. Od piszczenia i skrzypienia mam Escorta, a gdybym chciał drażnić bębenki to kupiłbym sąsiadowi na urodziny wiertarkę udarową.

Brakuje mi w tym wszystkim poczucia, że cały ten złożony mechanizm jakim jest samochód, kontroluję w pełni, po prostu trzymając dłonie mocno zaciśnięte na małej, skórzanej kierownicy.

Że każdy zakręt, hopę i porywającą zmysły szykanę jestem w stanie pokonać polegając wyłącznie na własnej wiedzy, refleksie i umiejętnościach, a nie kaprysie procesora, który uzna, że moja technika jazdy jest do bani i zrobi to co rozkazali mu Hans i Josef.

Chcę całą trakcję skupiać w swoich w rękach i mieć świadomość, że przestrzelony zakręt, połamany zderzak albo łopatki wiatraka chłodnicy odbite na czole to tylko i wyłącznie moja wina.

Moja i tylko moja własna wina, którą będę mógł zwalić na kogo tylko będę chciał.
(Na przykład na niewidomego lisa sierotkę, który wybiegł na drogę w ostatniej chwili).

Parę dni temu zabrałem się za remont Seata Ibizy należącego do mojej dziewczyny. Wspominałem o nim już wcześniej ale jakoś niespecjalnie chce mi się szukać linku, żeby wkleić go tutaj (podobno tak robią  profesjonalni blogerzy). Dlatego powiem tylko, że ów Seat pochodzi mniej więcej z 2005 roku i jest jednym z najbardziej wypranych z emocji hatchbacków jakie znam.

On nie ma osobowości.

Charakteru.

Jest absurdalnie wręcz nijaki. Pozbawiony czegokolwiek co sprawiałoby, że zasiadając za kierownicą w myślach przemknęło by Wam ciche „nareszcie…”. A najgorsze jest w tym wszystkim to, że ten Seat sprawdza się świetnie w roli niewielkiego środka transportu. Że służy dzielnie od kilku lat i doskonale sprawdza się na zatłoczonych miejskich ulicach. Moja dziewczyna bardzo go lubi.

Dla mnie jednak motoryzacja rządzi się nieco innymi prawami.

Najbardziej przeszkadza mi w nim to, że nieomal każdy układ, na który teoretycznie mam wpływ podczas jazdy sprawia wrażenie, jakby był podłączony do schowanego pod maską iPada, a nie metalowego serca pożerającego benzynę i olej w akompaniamencie huków, wystrzałów i cichego szumu alternatora.

Aż czasem człowiek odruchowo spogląda w lusterko czy aby przypadkiem nie ciągnie za sobą jakiegoś przedłużacza do którego podłączone jest to hiszpańskie ustrojstwo. Cały czas mam uczucie, że kiedy dojadę do celu podróży to okażę się, że przez całą drogę wlokłem za sobą moją lodówkę, opiekacz i psa, który to nieszczęśliwie zaplątał się w kabel próbując wykopać kolejną dziurę w moim nowym trawniku (w sumie to dobrze mu tak).

Bardzo brakuje mi tu szczęku zazębiającej się skrzyni biegów. Brakuje mi cichego buczenia mechanicznej pompy wspomagania, która zasila układ na tyle subtelnie, że skręcając gwałtownie w lewo rozpędzone koło kierownicy nie poprzetrąca mi palców albo nie odleci przez okno z głośnym świstem.

Brakuje mi sterowanego prostym cięgnem układu wtryskowego albo gaźnika, który otwiera i zamyka przepustnicę wtedy gdy wciskam pedał gazu, a nie w chwili kiedy komputer uzna to za stosowne i zgodne z normą Euro 69.

Brakuje mi cichego kliknięcia zamka po trzaśnięciu drzwiami i stłumionej serenady wygrywanej przez precyzyjnie pracujące zawieszenie omijające zręcznie kolejne zastawione przez drogowców pułapki.

Brakuje mi metalowej osłony silnika, równie metalowych klamek i sterczącego dumnie na szczycie silnika kolektora dolotowego z jakimś bajeranckim napisem w stylu „EFI”, który można wypolerować.

Pedału sprzęgła, który wyraźnym męskim szarpnięciem informuje mnie o momencie spięcia się półosi gdy przygotowuję się do szybkiego startu spod świateł.

Brakuje mi foteli, które są tak wyprofilowane i głębokie, że siadając w nich można niechcący trafić na listę osób zaginionych i końcówki tłumika nie ukrywającej się nieśmiało pod zderzakiem wielkim jak Kazachstan. Po cholerę oni ją tam chowają? Rozumiem, że w czasach kiedy grupka ślimaków jest ważniejsza od bezpieczeństwa mieszkańców (spróbujcie wytyczyć obwodnicę pod miastem to zrozumiecie co mam na myśli) to swego rodzaju wstyd, że samochód generuje spaliny ale do cholery – przecież samochody miały końcówki tłumika wystające ze zderzaka od milionów lat i dotąd nikomu to nie przeszkadzało.

Brakuje mi tej analogowej więzi, która łączyła człowieka i maszynę od zarania dziejów.
Tego, że ruszając jakąś wajchą można było coś tak zwyczajnie po ludzku spierdolić.

Brakuje mi linek, łożysk i przekładni, które w razie potrzeby można naprawić za pomocą młotka i taśmy klejącej. Gdzie właściwie podziały się te wszystkie namacalne emocje towarzyszące korzystaniu z różnego rodzaju urządzeń? Gdzie ten chłód litego metalu i subtelny zapach benzyny towarzyszący każdemu otwarciu maski? Gdzie ta radość towarzysząca każdej zmianie biegu.

I dlaczego u licha żadna stacja nie chce puścić Dragon Balla?

Powiem Wam jedno – w pełni zdaję sobie sprawę z tego, że zaczynam marudzić jak mój dziadek, który to zawsze sygnalizował całemu światu jak to było „za jego czasów”. Wtedy patrzyłem na niego z politowaniem. Dziś – zaczynam rozumieć co nim wówczas kierowało.

Nie rozumiem jak dubstep można nazywać muzyką, jak facet może założyć apaszkę i co u licha ludzie widzą w całodniowym łażeniu po galeriach handlowych.

To już nie jest mój świat. Nie mój czas i nie miejsce dla mnie.

Na szczęście gdy zamknę za sobą drzwi i lekkim ruchem przekręcę metalowy kluczyk tkwiący dumnie w stacyjce znów znajdę się tam, gdzie się wychowałem. W mechanicznym świecie wolnym od pustych idei i fałszywych emocji rzucanych na pokaz. Tutaj jest mój świat.

Pachnący benzyną i nadsterownym skurwysyństwem świat, w którym to jestem u siebie.

1 Komentarz

  1. fotografia ślubna wielkopolskie 9 lutego 2013 o 22:15

    Dokładnie, swego czasu miałem honde civic (95r) i w tym aucie było czuć jazde, teraz mam nowsze auto mazdę – niby nowoczesne, komfortowe, ale to już nie to…

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *