Wojna pomiędzy właścicielami poczciwych benzyniaków i samochodów z silnikiem diesla ciągnie się równie długo co budowa polskich autostrad, i jest równie burzliwa co Love Parade trwające obecnie pod Pałacem Prezydenckim.

Ale do czego zmierzam – od zawsze jeździłem pojazdami, do których wlewa się benzynę, a nie olej napędowy.

Wyjątkiem może być tutaj fiesta, która na sto kilometrów zużywała mniej więcej tyle samo oleju co benzyny.

Z czego to wynikało? Przede wszystkim z tego, że nie było mnie stać na samochód z porządnym silnikiem TDI nowszej konstrukcji, a wizja jeżdżenia golfem II była dla mnie równie interesująca co między powiatowy turniej gry w chińczyka seniorów organizowany przez sanatorium w Międzyzdrojach.

Drugim czynnikiem, który skłaniał mnie ku silnikom benzynowym była cała „nagonka forumowa”, która od zawsze piętnowała silniki diesla jako opcję dla emerytów kulających się swoim białym mercedesem W123 do kościoła i z powrotem siejąc przy tym śmierć i zniszczenie.

Niemal na każdym forum poruszenie tematu „diesel vs benzyna” kończyło się awanturą i wyśmiewaniem diesli przez „znawców” techniki motoryzacyjnej jeżdżących benzynowymi potworami o pojemności flaszki wódki.

Sam wtedy o budowie silnika wiedziałem równie dużo co mój pies o dobrym wychowaniu (uwielbia lizać się po jajkach kiedy mam gości) i chcąc nie chcąc przejmowałem tę filozofię jako opinię prawdziwych facetów i posiadaczy czarnych pasów w kategorii frezowania gniazd zaworowych. W końcu też posiadam męskie geny i nie chciałem być ciotą jeżdżącą jakimś zniewieściałym dieslem.

U każdego faceta takie myślenie warunkuje gen, który sprawia również, że nie opuszczamy deski w toalecie i rzucamy brudne gacie wszędzie tylko nie do kosza na pranie. To taki wrodzony talent do robienia wszystkiego wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi.

Kiedy parę lat temu ktoś mówił do mnie, że TDI ma bardziej korzystny przebieg krzywej momentu obrotowego w dolnym zakresie prędkości obrotowej silnika, patrzyłem się na niego z takim zrozumieniem w oczach jak facet, kiedy kobieta pyta się go, czy lepsza będzie antracytowa garsonka, czy karmazynowy żakiet…

I tak wszystkie kolejne samochody, o których marzyłem musiały być benzynowe. Dzięki temu (a może niestety przez to – kwestia dyskusyjna) uniknąłem zauroczenia tak modnymi modelami jak passat, ibiza, golf czy audi A4, które przez pewien czas były na topie listy marzeń statystycznego młodzieńca w koszuli ze smokiem i włosami na żelu.

Z drugiej strony jednak na placu pojawiły się takie wynalazki jak fiesta Xr2i, bmw e36 coupe, czy choćby escort cabrio.

Ostatnio jednak miałem okazję przez parę dni jeździć nowiutkim samochodem z silnikiem Tdi i muszę przyznać, że zrobił na mnie całkiem pozytywne wrażenie. Silnik ma ciąg jak młoda Ukrainka dostępny już od najniższych obrotów i przyspiesza jak babcia, kiedy zauważy w autobusie wolne miejsce.

Pali niewiele, kultura pracy jest zadziwiająco wysoka i do tego jest dość trwały.

Jest zdecydowanie szybszy od mojego bmw, ale mimo to za cholerę nie chciałbym tego silnika w moim dresowozie. Pali mniej, pracuje równiej, lepiej przyspiesza…

Ale problemem dla mnie jest to w jaki sposób to robi.

To jak z gościem który w hotelowym barze nalewa drinki.

Nawet jeśli gość robi najlepsze cuba libre na całym wybrzeżu to nie będziesz go chciał, jeśli barman nosi różową koszulę i wywijając butelkami macha tyłkiem do rytmu hitów Justina Bimbera.

Będziesz wolał iść do gościa, który wygląda gorzej niż gołota na kacu, a na egzotyczną nazwę drinka skinie tylko głową, po czym naleje ci pół szklanki wódki.

Turbodoładowany diesel pracuje w tym zakresie obrotów, który ja uznaję jedynie za niepotrzebnie długi rozbieg do rozpędzenia się wskazówki obrotomierza.

Czekasz sobie jak zwykle, aż strzałka obrotka minie cztery tysiące i myślisz sobie „no kurwa, w końcu się zacznie”, a tu następuje tylko moooooo i masz wrażenie, że chyba kończy się paliwo. Dopiero po chwili przypominasz sobie, że to diesel i zmieniasz bieg na kolejny.

Cały czas masz wrażenie, że omija Cię najlepsza zabawa, jak w dzieciństwie, kiedy mama kazała Ci iść spać od razu po muminkach.

Benzynówka, choćby miała niższą moc i wykres momentu obrotowego płaski jak Pamela Anderson, to ma jednak te skurywsyńskie, męskie cechy charakteru, które sprawiają, że każde przekręcenie kluczyka zapowiada coś równie przewidywalnego co efekt wyjścia w koszulce „I love TVN” przed Pałac Prezydencki.

Przyszłość – jak wszystko na to wskazuje należy do silników diesla i powiązanych z nimi elektrycznych hybryd – widać to choćby po 24LeMans, gdzie w królewskiej klasie ze świecą szukać konkurencyjnych samochodów z benzynówką pod maską.

Dziwne to czasy, zważywszy, że jeszcze nie tak dawno kopcące na potęgę stare passaty kombi toczyły się pod górkę w ślimaczym tempie omijane ze wszystkich stron przez benzynowe beemki i ople.

Rozkład sił we wszechświecie zmienia się nieubłaganie, i pozostaje tylko czekać aż kobiety zaczną oglądać mecze popijając zimne piwo, a Jerry założy konto w mbanku…

2 Komentarze

  1. Bożydar 30 marca 2017 o 07:48

    Chyba zrozumiałem dlaczego pod niektórymi wpisami nie ma w ogóle komentarzy. Po pierwsze jest to blog motoryzacyjny. Z różnymi przemyśleniami ale nadal motoryzacyjny. Więc mało prawdopodobne jest spotykanie tutaj zachowań zawdzięczających swoją genezę użytkowniczkom samosi i innych babskich zwyczajów, które opierają się na komentowaniu tego co tak naprawdę komentarza nie wymaga. A więc po drugie: a) jeśli coś jest napisane wystarczająco wyemancypowanym językiem; b) jest to święta prawda i nie ma się do czego przyj…aniepawlić, c) warunek „Po pierwsze” został spełniony – to jest gwarant że prawdopodobieństwo komentowania wpisu zostanie zredukowane do minimum. Noooo chyba, że znaleźlibyśmy się w wątku ‚tuning optyczny’ na forum dotyczącym forda ka, vw beetle, nissana micry, smarta czy alfy romeo mito gdzie dzielni ludzie przyodziani w zbroje z pomylonych chromosomów walczą z przeciwnościami losu w imię piękna.

    1. Tommy 30 marca 2017 o 08:37

      Starsze wpisy nie mają komentarzy, bo zostały przeniesione bez nich ze starej wersji bloga (próbowałem je przetransportować na nowy szablon i domenę, ale niestety jestem na to za głupi ;) ).

      Nowy blog ruszył gdzieś w kwietniu 2015 – komentarze pojawiają się głównie po tej dacie :)

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *