Zauważyliście jak ogromną metamorfozę przeszły w ostatnich latach samochody adresowane do ludzi, którzy samochodami w zasadzie w ogóle się nie interesują? Wiecie – grupy osób, które pomimo, że spędzają za kierownicą przynajmniej kilka godzin tygodniowo, nie są w stanie stwierdzić, na którą oś jest napędzany ich samochód. I co to właściwie jest cały ten niutonometr.

Z resztą – zobaczcie sami. W latach 90-tych mieliśmy takiego chociażby Opla Astrę, który to był równie emocjonujący co tylna strona Waszego piekarnika.

Oprócz niego mieliśmy też Volkswagena Golfa czyli samochodowy odpowiednik śpiączki farmakologicznej oraz sprzedawanego na litry pojemności bagażnika Nissana Almerę. Co więcej – jeśli należeliście do grupy osób, które nie uprawiają seksu, a pod choinkę dają dzieciom skarpetki w paczkach po dziesięć sztuk, mogliście kupić sobie jeszcze między innymi Hyundaia Pony, Forda Mondeo albo Toyotę Corollę. Albo Skodę Felicję.

Lub Lanosa.

I całą masę innych drelichowych modeli.

Innymi słowy – mogliście wybierać spośród wielu totalnie nijakich aut, które były niczym więcej jak tylko lepiej bądź gorzej zaprojektowanymi i wykonanymi środkami transportu – bez doklejonej na siłę przez dział marketingu filozofii przesiąkniętej wizją latania motolotnią po górach Nowej Zelandii.

Zasadniczo te samochody wcale nie były jakoś szczególnie złe. Z drugiej strony, nie były też zbyt dobre – były po prostu przeciętne.

Taki samochód był jak średniego wzrostu brunet w średnim wieku pracujący w średniej wielkości firmie produkującej średniej jakości klej do tapet. Taki, co to w każdą niedzielę je rosół z makaronem i ogląda Familiadę. Były nudne i przewidywalne. Nie były też Alfami Romeo albo Lanciami dlatego nie zapewniały tego dreszczyku emocji towarzyszącego przekręcaniu kluczyka w stacyjce.

Zapali? Nie zapali? No zapal…

Proszę, proszę, proszę, proszę TY GŁUPI CHU%& NIEROBIE MAKARONIARZU PIE&*%*

To może wydawać się denerwujące, ale jestem zdania, że takie sytuacje pozwalają przynajmniej zbudować z samochodem taką ludzką, pełną emocji relację. Więź. Dzięki nim traktujecie samochód jak zwariowaną na swój sposób kobietę miewającą swoje dni i kaprysy, a nie jak kuchenkę gazową, która po prostu stoi w kuchni i co niedziela podgrzewa Wam garnek z rosołem.

Tak samo od 10 lat.

Jeśli samochód czasem Was wkurwia to najprawdopodobniej ma już jakieś imię. Jeśli nie to nadal jest po prostu Skodą, Hondą albo innym Passatem.

Widzicie, w latach 90-tych takie szarobure, nijakie samochody stanowiły dość istotny element rynku bo większość ludzi szukających nowego samochodu miała gdzieś latanie motolotnią po Nowej Zelandii. Latanie motolotnią po Nowej Zelandii było głupie. Ludzie po prostu chcieli mieć nowy samochód – bezawaryjny nowy samochód wyglądający jak nowy samochód tak, żeby sąsiedzi nie pomylili go przypadkiem ze starym samochodem, którym jeździli do tej pory.

Dzisiaj jednak nowy samochód już nie wystarcza.

Żyjemy w czasach, w których w sklepie w centrum możecie kupić bezglutenową karmę dla swojego psa, w telewizji pokazują kobietę z wielkim tyłkiem, która zasłynęła tym, że jej mąż nie potrafi śpiewać, a akcje mające przeciwdziałać terroryzmowi polegają na malowaniu ulicy za pomocą kolorowej kredy i płakaniu.

Poza tym Wasi znajomi z fejsbuka robią przecież te wszystkie szalone i bardzo modne rzeczy – żeby więc nie wypaść przypadkiem z tej napędzanej gównem i hasztagami karuzeli spierdolenia, dziś nie można jeździć zwykłym samochodem jak jacyś ludzie, którzy nie robią zdjęć swojego jedzenia.

O nie.

Dzisiaj musicie mieć crossovera. Albo hot hatcha. Ewentualnie sportbacka, shooting brake’a albo przynajmniej pospolitego i oklepanego już poniekąd SUV-a.

SUV to takie społeczne, absolutne minimum.

Coś jak wakacje w Grecji i cztery kilometry na endomondo.

Widzicie, wszystko wskazuje na to, że dziś hatchbacki i pospolite sedany kupują tylko nieudacznicy albo ludzie, którzy nie potrafią zrobić salta na desce. Co więcej – niedawno słyszałem o gościu, który na kilkuletnią Lagunę zamontował bagażnik rowerowy tylko po to, żeby sąsiedzi myśleli, że prowadzi aktywny tryb życia.

Chyba nie było go stać na crossovera ale najlepsze i tak jest to, że gość nie ma nawet roweru.

Serio – ten Monty Python posunął się aż tak daleko.

Wracając jednak do tematu – dziś na rynku zostało naprawdę niewiele samochodów, które nie próbują wciągać Was w ten festiwal szaleństwa za pomocą lajfstalowych reklam i wielu przekolorowanych obietnic bez pokrycia. Dobrym przykładem jest to, że spośród wszystkich moich znajomych jeżdżących SUV-ami tylko jeden faktycznie próbował kiedyś wjechać swoim na szeroko rozumiane łono natury.

Wiem bo sam pomagałem go potem z tego łona wydostać.

Cała reszta nigdy nie opuściła nawet asfaltu, a jestem pewien, że wszyscy Ci ludzie podpisując umowę kredytową mieli przed oczami wizje pełne leśnych dróg, szemrzących strumyków, koszy piknikowych i rodzinnych przejażdżek na rowerze.

Póki co z listy opcji dostali tylko właściwości aerodynamiczne meblościanki i większe wydatki na benzynę.

Widzicie, ktoś kiedyś powiedział, że najgorsze co można zrobić, to za wzorzec wziąć sobie przeciętność. Dziś jednak przyszło nam żyć w tak popierdolonych czasach, że powoli zaczyna się ona robić oryginalna i niszowa…

45 Komentarzy

  1. TQMM 18 lipca 2016 o 13:38

    Czyli z moim lenistwem, grzebaniem w nosie, i marnowaniem czasu na Youtubach – jestem oryginalny?

    1. Shift 18 lipca 2016 o 20:50

      Nie, nie jesteś :D jest nas dwóch :P

    2. Moto 24 lipca 2016 o 14:35

      To ja jestem trzeci. Ja na youtube nie marnuje czasu oglądam tylko filmiki o samochodach

  2. radosuaf 18 lipca 2016 o 14:30

    Tommy, „hate to burst your bubble”, ale lista Januszowozów przedstawia się następująco (#najchętniejsprowadzane #500plus #gazeta – artykuł z 11 lipca, więc świeżynka):

    1. Audi A4 – 18 013 szt., +12,8 proc.,
    2. Volkswagen Golf – 17 080 szt., +7,3 proc.,
    3. Volkswagen Passat – 16 139 szt., +3,3 proc.,
    4. Opel Astra – 15 991 szt., +17,0 proc.,
    5. BMW 3 – 13 338 szt., +18,6 proc.,
    6. Renault Scenic – 9 256 szt., +10,7 proc.,
    7. Opel Zafira – 9 035 szt., +15,9 proc.,
    8. Ford Focus – 8 850 szt., +14,1 proc.,
    9. Audi A3 – 8 758 szt., +18,2 proc.,
    10. Audi A6 – 8 749 szt., +16,8 proc.

    Zerknij na pozycję nr 5 :). Jednym słowem – jeśli czujesz odrobinę presji życiowej i parcia na prestiż tudzież splendiż, szarpiesz się na niemiecki segment D (A4, Passat, BMW 3), jeśli jesteś na dorobku, czeka na ciebie niemiecki segment C (Golf, Astra, A3), jeśli lubisz ciepłe kapcie, masz co najmniej dwójkę dzieci i lubisz obserwować wyścigi dżdżownic – bierzesz sobie Scenica albo Zafirę, a jeśli nie stać cię na nowy, pewnie nie stać cię również na utrzymanie czegoś drogiego, ale myślisz, że jakoś to będzie, kupujesz A6. Ludzie podszyci lekką nutą dekadencji i szukający sportowych wyzwań oraz korozji biorą Focusa.

    1. radosuaf 18 lipca 2016 o 14:33

      Jak by to nie brzmiało w zderzeniu z moim wyrobionym sobie w dzieciństwie zdaniem o Mercedesie (#baleron #emeryt #200D #półrokudosetki #taxi), kupując klasę C jesteś w awangardzie szaleństwa :).

  3. Tommy 18 lipca 2016 o 14:50

    Szczerze mówiąc podejrzewałem, że na czele rankingów będzie więcej pudełek pokroju Fabii, Yarisa czy ewentualnie lajfstajlowego Dustera (tak pewnie będzie to wyglądało w wypadku nowych, a nie używek). Chodzi mi jednak o sam kierunek w jakim to wszystko idzie (wiadomo, że przerysowuję ale tak najprościej nakierować uwagę na dane zagadnienie). Chodzi mi o to, że dzisiaj praktycznie wszystkie nowe samochody sprzedaje się doczepiając do nich etykietkę „aktywności”.

    Nawet jeśli wypuszczasz jakiegoś gównianego hatchbacka z dolnego przedziału cenowego to żeby odnalazł się on na rynku musisz dorzucić do niego jakieś bajeranckie owiewki, biały dach i inne elementy sugerujące, że ktoś kto nim jeździ jest takim zwariowanym, spełnionym człowiekiem uprawiającym crossfit.

    Jeszcze 15 lat temu crossovery nie miały racji bytu, a dzisiaj idealnie wpisują się w styl życia, który każdy chciałby prowadzić, tyle, że nikomu się nie chce ale i tak wszyscy myślą, że reszta to robi więc sami też brną w tę mistyfikację :v

    1. radosuaf 18 lipca 2016 o 14:55

      SUV-y to gówno, nie musimy się przekonywać, ale skoro firmy takie jak BMW promują X1 FWD z 3-cylindrowym silniczkiem jak „samochód dla aktywnych”, to czego się spodziewać?

      1. Tommy 18 lipca 2016 o 15:00

        Jakie czasy, takie trendy :v

      2. radosuaf 18 lipca 2016 o 15:01

        Kurde lepiej… Jest nawet coś takiego, jak BMW X1 sDrive16d czyli pisząc wprost 3-cylidrowy dizel FWD z przypieszeniem do setki PONAD JEDENAŚCIE SEKUND :).

        1. radosuaf 18 lipca 2016 o 15:05

          „BMW X1, podobnie jak inne modele X, to doskonały samochód dla osób, które każdego dnia szukają nowych wyzwań. Muskularna karoseria i elastyczne wnętrze są bez wątpienia znakami rozpoznawczymi auta z rodziny X.”
          „BWM X1 jest niezwykle wszechstronną i dynamiczną interpretacją charakterystycznej muskularnej sylwetki samochodów typu SAV. Idealną w mieście, jak i na nieutwardzonych szlakach. Wyróżniają ją duży rozstaw osi i krótkie zwisy karoserii. Łączy ona atletyczny wygląd i kompaktowe wymiary zewnętrzne.” :D

          Muskularność i atletyzm aż kipią i spływają na właściciela, który tym sposobem staje się lepszy od innych użytkowników drogi :). Blogo się zdaje bardzo ten samochód podoba :).

          1. Tommy 18 lipca 2016 o 15:10

            To już naprawdę nie jest zabawne :v

            1. Mieszko 18 lipca 2016 o 18:46

              To jest chyba właśnie to o czym piszesz… tylko z drugiej strony. Nie sprzedasz dzisiaj niczego co w reklamie nie ma eksplozji cycków (albo eksplodujących cycków… albo cycków) w tle. Taki marketing, trzeba coś tym ludziom wcisnąć. Kiedyś marketing polegał na reklamowaniu samochodu przez typa z wąsem i to musiało działać… dzisiaj już tak nie jest niestety.

              1. Tommy 19 lipca 2016 o 08:08

                Ej, ale akurat cycki w reklamach są spoko :D

          2. jonas 18 lipca 2016 o 20:36

            Bo SUV to najpierw byl Suburban Utility Vehicle, czyli taki obudowany pickup na dojazdy z zapadlej dziury do najblizszego miasteczka po gwozdzie, siatke ogrodzeniowa, nowa taczke i skrzynke piwa. Z takim zamyslem zreszta kupilem swojego, ma nawet reduktor i blokade mechanizmu roznicowego. Nie uzylem tego jeszcze, podobnie jak poduszek powietrznych, ale to mile poczucie miec cos takiego na wyposazeniu. Haka uzylem juz nieraz, silnik 2.4 nie odczuwa jakos mocno, ze ciagnie przyczepe gruzu.
            Ale potem zmutowalo to w Sport Utility Vehicle, czyli cos ociupinke bezsensownego jak sie popatrzy na te wielkie budy. Gdzie sport, a gdzie aerodynamika kiosku? O jakim sporcie mowa oprocz ciagniecia lawety z driftowozem na najblizszy tor?
            A jeszcze pozniej mutacja postapila i powstal Sport Activity Vehicle czy cos bardziej idiotycznego, choc bezblednego marketingowo. I dlatego nie kupi sie juz Defendera, Land Cruiser i G-klasse sa koszmarnie drogie i zamiast golej blachy maja siedem warstw selekcjonowanej skory, a nowa Vitara ma silnik 1.6 i takie smerfne diodki wmontowane w zderzak zamiast 2.4/2.7/3.2, reduktora i odrobine bandyckiego wygladu jak to bylo w Grand Vitarze. No i jest jeszcze X4/X6 oraz GLE, czyli agresywne mydla o niemal calkowitym braku walorow uzytkowych. Nie o nie jednak chodzi, a o smyranie ego wlasciciela. W mietkie trafione jak sie popatrzy ile tego jezdzi.

            A te sprowadzane w czolowce BMW serii 3 to jak mneimam E46, ktore obecnie mozna kupic za czapke sliwek, nakleic ///M na klape, zalozyc LPG i wozic sie „na bogato”, bo beemka a nie jakims tam Oplem czy Skoda. Niewprawne oko nie odrozni 316i/320d od 330i/330d, a o to przeciez chodzi. Ta sama zasada co przy agresywnych mydlach, tylko budzet inny.

          3. babel-89 19 lipca 2016 o 00:37

            A jaką popularnością cieszy się nowe X1 to nawet nie masz pojęcia. Przez ten model trzeba było wprowadzić nocki w pewnej fabryce BMW, w której akurat mam przyjemność pracować :P

            1. Tommy 19 lipca 2016 o 08:24

              babel-89 – mam plan.

              Weź tam poprzestawiaj cichaczem te maszyny, żeby zaczęły klepać 323i e21 :v

              1. babel-89 19 lipca 2016 o 10:18

                Akurat nie ma na to wpływu, bo zbieram tylko kilka podzespołów pod produkcję :(
                Ale M też idą ładnie. A złote zaciski od M3 niszczą wszystko. Ne myślałem, że zacisk może być tak wielki :O

                1. Tommy 19 lipca 2016 o 14:36

                  Jakby jakiś taki jeden zestaw spadł z ciężarówki to daj znać – biorę w ciemno ;D

                  1. babel-89 21 lipca 2016 o 00:39

                    Spaść nie musi. Podobno komuś udało się 3 kierownice wynieść :E

        2. dapo 22 lipca 2016 o 08:35

          Nowe modele bmw niestety już nie są takie jakie byśmy chcieli żeby były.
          Skończyły się silniki R6 (tylko topowe wersje zostały), zjadł je cały ten „dałnsajzing”.
          Inne silniki straciły długowieczność, z powodu wszechobecnego aluminium (nawet śruby do przykręcania głowic są z aluminium) i max wysilenia turbodoładowaniem.
          Jedyne co fajne w nowych modelach to bajery wizualne i to co było zawsze czyli świetne prowadzenie (choć też do końca nie jestem przekonany bo po nie miałem okazji prowadzić modeli wyprodukowanych po 2010). Jednym słowem do 2005 r jeszcze było ok.

  4. Krzysiek 18 lipca 2016 o 15:20

    Dlatego trzeba wybierać auta z głową. Może i mam małego opla, ale przynajmniej nie pali 12 litrów a ja mogę sobie pozwolić na dobrej jakości sprzęt rowerowy i gdy mam ochotę – wyskakuję za miasto i mam kontakt z „łonem natury”

  5. Maszynista 18 lipca 2016 o 15:59

    Ostatnio z moim druhem, co ma sam-nie-wie-ile (- 17 chyba, tak przynajmniej żonie mówię – rzecze) starych fur w różnym stanie rozkładu rozmawiałem na ten temat.

    Ustaliliśmy, że najbardziej męskim autem są w tej chwili sedany. Absolutnie niepraktyczne, ale z wciąż niezłą prezencją.

    1. Tommy 19 lipca 2016 o 08:15

      Sedan jest jak taka kawa z dwóch łyżeczek. Zalana z czajnika – najlepiej takiego na palinik. Z gwizdkiem. Zawsze dobra klasyka w świecie pełnym chudych latte sratte i bezglutenowych sadomasochiatto.

      1. YatzeK 20 lipca 2016 o 08:39

        Ot, mądrego to miło posłuchać :-)

        A jeszcze jakby ten sedan był dwudrzwiowy z męskim silnikiem i manualem (http://www.szewczak.net/BMW/E34coupe.jpg), to już mamy cztery łyżeczki świeżo mielonej długo palonej robusty :-)

  6. YatzeK 18 lipca 2016 o 18:05

    No to teraz sam już nie wiem, co mam os sobie myśleć. Na wszelki wypadek odlajkowuję cofam suba i idę łapać pokemony, żeby zasłużyć na jakiś trendi-dżezi-kul krosołwer w silnikiem od maszyny do szycia mojej żony.

    No bo tak na codzień pomykam Mondeo Mk3 TDCI kombi sadzomiot (słyszałem, ze ma byś w Sevres jako wzorzec nudy) – bo niezawodny, bo pakowny, bo dzieci, bo urlop, bo do pracy, bo inż Karwowski (#pozdrodlakumatych)… I jak ja mam komukolwiek powiedzieć, że pół życia spędziłem za kierownicami profesjonalnie zrobionych do sportu samochodów, którymi większość nie potrafiłaby nawet ruszyć (wiem, bo sam tak miałem na początku) – 450-500 KM + wielkie turbo z jeszcze większą turbo dziurą, które jechać zaczyna gdzieś sam gdzie mój Mondeo przestaje + spiekowe sprzęgło?

    Przyjdzie taki jeden z Bielska i mnie do Sucharburgera na wersalkę wyśle…

    Czy sytuację chociaż trochę ratuje świeżo zanabyte E32 V8, którym przez ponad miesiąc posiadania przejechałem raptem 30km od warsztatu do warsztatu?
    Albo świeżo kupione auto dla żony – niby 206, ale Roland Garros (panoramiczny szklany dach + wnętrze z Alcantary + dedykowane złote OZ F1 z „206” na dekielkach) – czyli auto z 2000 roku, którym jedzie się milion razy przyjemniej niż obecnym 208 za jedną dziesiątą ceny owego?

    1. Kubutek 18 lipca 2016 o 18:42

      YatZek,Mondeo TDci niezawodny? No chyba,że to sarkazm był.

      1. YatzeK 18 lipca 2016 o 20:24

        Nie, dlaczego sarkazm? Mam go od 3 lat juz, niby nie jezdze specjanie duzo (ok. 15kkm rocznie – obecnie ma 220kkm nalotu), ale mimo to z samochodem nie dzieje sie nic ponad standardowe kwestie eksploatacyjne. Jedyny problem jaki go unieruchomil 2 lata temu to zatarte lozysko alternatora, ale to w sumie tez zuzycie eksploatacyjne.
        Poza tym jezdzi bezproblemowo.

        1. Tommy 19 lipca 2016 o 08:23

          Yatzek – weź pod uwagę, że ja mam między innymi Escorta (czyli takie stare mondeo tylko znacznie bardziej gówniane) i trzy tanie beemki (a chyba trudno o coś bardziej stereotypowego niż stare, głośne BMW w gazie w ilości sztuk trzy).

          Poza tym jest jeszcze Ibiza, którą raz zostawiłem na tydzień pod biurem bo w ogóle zapomniałem, że ją mamy.

          Ze swoim mondeo wyglądasz więc przy mnie jak Haselhoff z miotaczem laserowym pędzący na jednorożcu po plaży pełnej nagich lesbijek przy woźnym z pobliskiego szpitala onkologicznego.

          A przynajmniej tak słyszałem :v

          1. radosuaf 19 lipca 2016 o 11:25

            Przynajmniej żaden nie diesel.

            1. Tommy 19 lipca 2016 o 11:31

              Swego czasu Escort prześlizgiwał się na granicy bo pożerał mniej więcej po równo oleju i benzyny :v

  7. Martin 19 lipca 2016 o 09:59

    Mierzmy siły na zamiary. To że stać mnie na sprowadzaną E klasę to nie znaczy że mam wypłukać się z całej gotówki i ją kupić. Dlatego jeżdżę nadal swoją poczciwą Astrą, która może i nie jest samochodem marzeń ale przynajmniej jeździ.

  8. Michał_Z 19 lipca 2016 o 10:49

    Kiedyś może samochód bardziej pokazywał status społeczny właściciela (?) Teraz to się trochę zmienia. Ludzie bardziej zwracają uwagę na to, żeby samochód był użyteczny dla nich.

    1. radosuaf 20 lipca 2016 o 13:32

      Tak. Odpowiedzią na te dążenia jest BMW X6 :D.

  9. Marta 20 lipca 2016 o 11:13

    Bardzo fajny tekst. To prawda, żyjemy w takich czasach że znalezienie czegoś zwykłego graniczy z cudem. Do wszystkiego trzeba dorobić otoczkę, bo bez tego się nie sprzeda. I w sumie już można zauważyć pewnego rodzaju modę na rzeczy zwykłe, „normalne” w różnych dziedzinach. Ale niestety też z odpowiednim komentarzem.

  10. dapo 22 lipca 2016 o 08:37

    Widzę tutaj przynajmniej dwie „aluzje” do kolegi Rafała z Wa-wy.
    Czyżbyś chciał go sprowokować.

    1. Tommy 22 lipca 2016 o 08:38

      No co Ty – ja i takie nieudolne prowokacje? ;)

  11. morelowy 22 lipca 2016 o 10:47

    Ja też nie rozumiem co jest fajnego w tych wszystkich plastikowych pudełkach wartych niewiele więcej od fajnej e30, które sprzedawane za dziesiątki tys. za sprawą marketingu i mody. Niektórzy po prostu nie mają gustu i własnego zdania i ciągnął się za tym wszystkim niczym ostatni wagon w pociągu.

  12. Transport 22 lipca 2016 o 17:36

    Oj bez przesady z beki z aut z lat 90-tych. Ja jeździłem Mondeo mk2 i niezwykle mile wspominam to auto (1.8 zetec 115KM), gdyby nie ruda, która mi zeżarła pojazd. Mondka można było też kupić w wersji ST220, co było absolutnym odjazdem z 3.0V6 24V. Lata 90-te to dla mnie synonim silników wolnossących. Wszystko co miało 170KM i więcej miało co najmniej 6 cylindrów i to było piękne.

  13. Andreoz 23 lipca 2016 o 04:50

    A co Wy wszyscy Blogery macie do tych SUV ow?To co mam se kupic SEDANA? do ktorego nawet pralki nie wrzuce o rowerach juz nawet nie wspominajac?:)

    1. jonas 23 lipca 2016 o 07:16

      Najlepiej to kupic oba – SUVa i sedana, hot-hatcha czy co tam potrzebne. Wtedy mozna zaleznie od nastroju szydzic z opetanego owczym pedem motlochu kupujacego krosowery, cokolwiek to jest, albo podsmiewac sie z nedznych mozliwosci transportowo-uzytkowych sedana, coupe i tak dalej. Grunt, zeby bylo z jajem napisane, a o czym to juz kwestia drugorzedna.

      1. Andreoz 23 lipca 2016 o 09:29

        Prawdę prawisz oj prawdę……..a czekaj jeszcze zapomniałem o tej lotni do latania po tej Zelandii:)

  14. nowy 25 lipca 2016 o 11:11

    Bardzo ciekawy, cięty i z polotem napisany wpis ( i takież komentarze). Niestety takie mamy czasy, że marketing upiększa wszystko i wrzyna się nam w umysły, a dotyczy to praktycznie każdej dziedziny życia. Taką mamy gospodarkę, taki mamy klimat. I cóż tu poradzić? Klient nasz pan, ale my go sobie mentalnie ulepimy – tak to wygląda w XXI wieku ;)

  15. Ferest 27 lipca 2016 o 21:16

    „Nie były też Alfami Romeo albo Lanciami dlatego nie zapewniały tego dreszczyku emocji towarzyszącego przekręcaniu kluczyka w stacyjce.

    Zapali? Nie zapali? No zapal…
    Proszę, proszę, proszę, proszę TY GŁUPI CHU%& NIEROBIE MAKARONIARZU PIE&*%*

    To może wydawać się denerwujące, ale jestem zdania, że takie sytuacje pozwalają przynajmniej zbudować z samochodem taką ludzką, pełną emocji relację. Więź. Dzięki nim traktujecie samochód jak zwariowaną na swój sposób kobietę miewającą swoje dni i kaprysy”

    W połączeniu o nudnym użytkowaniu Corolli…
    Hmm…

    Mój sąsiad ma Alfę. W przeciwieństwie do mnie jest w stanie bezproblemowo odpalić swoje auto, przemieszczać się i używać całego wyposażenia. Ot, leje w bak i tyle.
    Corolla traci zasilanie podtrzemujące radio i resztę w dowolnym momencie. Oświetlenie wnętrza to inna bajka oraz działanie elektryki szyb to inna bajka. Opala jak chce. Parę innych rzeczy znalazłoby się. Ot, 100% kobieta – no prawie. ;)

    Może po prostu żyję w innej rzeczywistości, bo przy mnie nawet Felicja nie rdzewieje…

    Może po prostu czas czas kupić sobie Alfę 156 z Twin Sparkiem lub Lagunę II z 2.0 iDE :)

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *