Na pierwsze mam Józef.

Naprawdę nie macie nawet pojęcia jak wiele radości może sprawić człowiekowi lutowanie ze sobą różnych elementów. Jakiś czas temu sprawiłem sobie instalację podgrzewanych foteli do mojego BMW (ot taki przejaw burżujstwa umilający chłodne, zimowe poranki). Żebym jednak mógł w komforcie i ciepełku obniżać swoje zdolności rozrodcze musiałem najpierw uporać się z wykonaniem nowej instalacji elektrycznej, która miała te fotele zasilać.

Ponieważ zwykłem kupować wyłącznie samochody w specjalnej wersji „Poor and homeless business line” coś takiego jak przyciski czy wiązka ogrzewania foteli wydawały się być tu czymś równie standardowym jak dajmy na to – hamulec powietrzny w Daewoo Matizie.

Zdrowy rozsądek jak zwykle podpowiadał „oddaj to komuś kto się na tym zna” jednak, że wedle wszelkich znaków zlokalizowanych na niebie, ziemi i w moich spodniach jestem jednak mężczyzną, po dość krótkiej i nierównej walce górę wzięła opcja rozkręcenia połowy samochodu i pobawienia się paroma nowymi narzędziami mogącymi powodować trwałe uszkodzenia ciała.

Samo rozebranie wnętrza w starym BMW naprawdę nie jest specjalnie trudne. To zadziwiające jak prosto zbudowany jest ten samochód – cały kokpit sprawia wrażenie niezwykle masywnego i skomplikowanego, ale tak naprawdę możecie rozebrać go na części pierwsze używając do tego szwajcarskiego scyzoryka i ewentualnie siekiery.

Oczywiście zanim jeszcze wyjąłem wszystkie zbędne elementy z samochodu zdążyłem już pogubić połowę śrub, zepsuć jakieś plastikowe zaślepki (których nawet gdybym nie popsuł to i tak nie potrafiłbym założyć z powrotem) i zaklinować głowę między pedałem sprzęgła, a deską rozdzielczą co było nawet na swój sposób zabawne.

Niemniej jednak – biorąc pod uwagę moje dotychczasowe „wyczyny” i tak poszło mi całkiem sprawnie.

Potem jednak zaczęły się schody.

Kiedy zdjąłem dolny panel deski rozdzielczej zasłaniający między innymi kolumnę kierowniczą i inne elementy, które zawsze z premedytacją ignorowałem ze względu na ich niewielką awaryjność okazało się, że w moim BMW (pomimo, że z zewnątrz sprawia ono wrażenie skomplikowanego równie bardzo jak worek cementu) ktoś przez pomyłkę zamontował elementy systemu sterującego radzieckiej sondy kosmicznej.

Boże – tam było więcej kabli niż w serwerowni Googla.

I prawie wszystkie były czerwone.

Po mniej więcej tygodniu udało mi się co prawda zlokalizować przewód odpowiedzialny za zasilanie po przekręceniu kluczyka w stacyjce ale uwierzcie mi – dolutowanie do niego nowego przewodu leżąc do góry nogami z głową zakleszczoną między pedałem sprzęgła, a kolumną kierownicy nie jest wcale takie proste.

Podczas lutowania konieczne jest opanowanie i spokój, a wierzcie mi – trudno być opanowanym i spokojnym kiedy leżąc do góry nogami ma się gorący kawałek roztopionego metalu 2 centymetry od swojej twarzy, a do tego ma się pełną świadomość faktu, że jest się idiotą.

Co prawda nie wypaliłem sobie gałek ocznych za pomocą gorącej cyny, ale cała ta sytuacja i tak była cholernie stresująca – z każdą sekundą obawiałem się żeby broń boże nie drgnąć albo nie szarpnąć ręką.

To przypominało trochę sytuację kiedy będąc przeziębionym najedlibyście się środka na przeczyszczenie. Niby musicie jakoś funkcjonować, ale ani na moment nie opuszcza Was ta okropna świadomość, że jedno kichnięcie może mieć cholernie „rozległe” konsekwencje.

Rozległe na obie nogawki jeśli chodzi o ścisłość.

Przewody udało mi się jakoś wlutować. Oczywiście przynajmniej pięć razy musiałem rozlutowywać je ponownie po tym jak zapomniałem nasunąć wcześniej na przewód izolację termokurczliwą ale ogólny bilans był naprawdę niezły. Upiąłem wiązki w fabrycznych miejscach, dołożyłem przekaźnik, a nawet na końce przewodów wystające z wykładziny pod fotelami założyłem oryginalne plecione osłony.

Nie żebym się przechwalał, ale naprawdę dawno nie zrobiłem czegoś równie porządnie i skrupulatnie.

Teraz pozostało mi już tylko zamontowanie do foteli oryginalnych mat grzejnych, które dostałem w zestawie, ale jak to zwykle u mnie bywa w międzyczasie nastąpił klasyczny nieoczekiwany zwrot akcji i w moim garażu

wylądowała nowa tapicerka.

Choć określenie nowa jest tu nieco na wyrost.

Najprawdopodobniej w najbliższych dniach zostanę jeszcze tapicerem.

To naprawdę zadziwiające jak wielu rzeczy prosty człowiek może się w życiu nauczyć jeśli tylko ma na to ochotę…

15 Komentarzy

  1. Camel 21 listopada 2012 o 20:15

    Uważaj, żebyś przypadkiem, przez nieuwagę, z rozpędu i dziwnym zbiegiem okoliczności nie zrobił re-brandingu na Merca ;)

    1. Tommy 21 listopada 2012 o 20:35

      A wiesz, że dzisiaj chodziło mi po głowie takie W115 ; ]

       

      1. Tomek 22 listopada 2012 o 14:50

        Haha właśnie znajomy w Żywcu kupił w115 z '74, kapitalny wóz :)

        1. Tommy 22 listopada 2012 o 15:58

          Patrz jaki zbieg okoliczności :} A ja akurat z ciekawości robiłem wczoraj rekonesans po allegro ile właściwie takie W115 się cenią i czy da się znaleźć w bazę w rozsądnym stanie do budowy kultowej limuzyny…

          Tak jakoś mnie napadło – bez powodu.

  2. Parzych 22 listopada 2012 o 00:50

    Potrzeba matką wynalazców, ja se ostatnio załatałem na maszynie dziury w kilku parach spodn, u mamy leżały ze 2 lata i czekały na wenę twórczą…

  3. Maciej 22 listopada 2012 o 09:40

    Tak sobie myślę, czy to jesień za oknem, czy też jakieś inne czynniki ( np. zbliżający się podobno koniec świata ) zmuszają ludzi do robienia jakże dziwnych rzeczy. Tommy sobie grzane zydle zrobił, no i luks-malina. Mnie też coś wczoraj trąciło, jakiś zbłąkany impuls między neuronami, i zacząłem zdejmować deskę w SAABie. Tunel też. I fotele. Tak, po prostu go wybebeszyłem. A wszystko dlatego, że zauważyłem śrubkę a w ręku miałem, na moje i SAABa nieszczęście, odpowiedni śrubokręt.

    Jak to się skończy? Nie wiem. Dobre jest to, że dobrałem się do mechanizmu nawiewów a z tym miałem problem, bo się coś zerwało i wieje tylko na szybę :) Poza tym znalazłem chyba ze 3 albo 4 niepodpięte kostki, taki backup chyba. Muszę teraz poszukać czego mi w moim wozidle brakuje i … chyba coś doinstaluję :)

    1. Tommy 22 listopada 2012 o 15:59

      Maciej – gdybym ja policzył ile to już razy rozbierałem i składałem samochód bez żadnego specjalnego powodu to by się pewnie okazało, że zmontowałem w swoim życiu więcej e36 niż cała fabryka BMW razem wzięta ; ]

    2. Tommy 26 listopada 2012 o 10:05

      U mnie odkurzanie beemki skończyło się tak:

  4. Piotrek 22 listopada 2012 o 20:27

    Prace w garażu są niebezpicznie twórcze.

    Ja dla przykładu dziś zabrałem się za wymianę płynu chłodniczego w swoim "Fokusie", ale żeby nie było za łatwo zabrałem się do tego od demontażu zbiorniczka płynu do spryskiwaczy, wymiany świec żarowych, wymianiy wkładu lusterka zewnętrznego. W końcu okazało się że płynu nie wymieniłem…

    PS. Tommy – uważaj przy pracach związanych z szybami, bo zostaniesz jeszcze szybowcem

    1. Tommy 23 listopada 2012 o 07:24

      A może zostanę prezydentem?  :}

  5. Maciej 23 listopada 2012 o 11:46

    Piotrek, chyba w podobnym kontinuum byliśmy.

    Ja znowu wczoraj wpadłem do SAABa, posprawdzałem parę rzeczy i naszło mnie … a co, żarówki wymienię, bo świecą na inne kolory i mnie to drażni. Panowie, żarówki !!
    A teraz SAAB stoi z wyjętymi reflektorami, zdjętym grillem i … obudową filtra powietrza. W tym ostatnim zauważyłem, że dolne mocowanie przerdzewiało, więc trzeba będzie oczyścić i coś dospawać.

    Na całe szczęście ( o ironio ) mam ograniczenia czasowo-finansowe, bo chyba bym w tym garażu zamieszkał …

  6. zibi54 25 listopada 2012 o 22:52

    No tak, Wy to robicie dla przyjemności a ja z musu bo z tego żyję, i czasami zastanawiam się czy konstruktorzy różnych marek dajmy na to VW czerpali dziką rozkosz w wymyślaniu do jednego typu silnuka 4-ech rodzai rozrządu a co za tym idzie 4-ech rodzai blokad rozrządu ? CHORE.

    Pocieszające w Waszym dłubaniu jest to ,że przynajmniej macie okazję docenić pracę mechaników.

    Ja z reguły do naprawienia czegokolwiek przy swoim Legendzie zbieram się przez dwa miesiące.

    No chyba że już nie idzie jeżdzić …

  7. Stanisław 29 grudnia 2013 o 23:25

    Ja akurat tapicerkę zostawiłbym specjalistom. W mojej beczce dokładałem grzanie w firmie która zajmuje się tym w Łodzi, gość dorobił instalacje i dopasował swoje maty pod moje przełączniki. Z przerażeniem patrzyłem jak rozbiera fotel, w końcu po jego delikatnej sugestii wyszedłem (i dobrze zrobiłem bo lekarzowi nie przeszkadza się przy operacji). O dziwo po powrocie zastałem moje fotele już złożone i to w nienaruszonej postaci ale bogatsze o funkcję grzania :) Instalacja elektryczna wykonana przez tego samego gościa od początku do końca i wyprowadzona do skrzynki z bezpiecznikami z dodatkowym do niej bezpiecznikiem – to jak dla mnie lepsze rozwiązanie niż lutowanie się do pierwszego lepszego przewodu…

    1. Tommy 30 grudnia 2013 o 07:31

      No wiesz, pomimo, że mnie kusiło to jednak nie podłączyłem podgrzewania pod kierunkowskaz (to by było ciekawe gdyby coś parzyło Cię pulsacyjnie w tyłek za każdym razem kiedy skręcasz w lewo) ;}

      Całość jest zamontowana tak samo jak w wypadku fabryki więc raczej jestem spokojny – przeszczep fabrycznych mat również się przyjął.

       

  8. Damian Cebulski 25 lipca 2017 o 15:39

    Hej, bardzo wolno ładuje się strona na mobilce

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *