Tak się zastanawiam – ciekawe ile jest rzeczy, które miałem okazję robić, a których za parę lat robić już nie będzie mi wolno.

Pomyślcie z resztą sami – kiedyś razem z kumplami przyklejaliśmy do naszych BMX-ów i Karlików 21 wykonane z tektury crossowe błotniki, a potem zjeżdżaliśmy na nich prowadzącą do pobliskiego lasu ścieżką, wykonując po drodze różnego rodzaju skoki, poślizgi oraz zakończone lądowaniem z użyciem twarzy akrobacje (to właśnie za ich sprawą wyglądam dziś tak, że nie mogę robić jutjubów o jeżdżeniu w kółko i żonglowaniu).

Dzisiaj jednak to już by nie przeszło, bo dzisiaj dzieci nie mogą już ot tak przewracać się na rowerze. Dziś na miejsce takiej wywrotki natychmiast zostanie wezwana policja, która stwierdzi, że rodzice nie dopełnili swoich obowiązków, dziecko poruszało się bez kasku, a teren, na którym miał miejsce wypadek był nienależycie zabezpieczony.

Bo przed górką nie było żadnego znaku, pana w pomarańczowej kamizelce ani namalowanych odblaskową farbą linii ostrzegawczych.

Poza tym dziś już samo dostanie się na ścieżkę prowadzącą do lasu jest praktycznie niemożliwe – bo w miejscu gdzie dotąd się ona znajdowała stoi teraz wielkie jak Kanada osiedle domków jednorodzinnych z wybrukowanymi najtańszą kostką betonową podjazdami i chodnikami o szerokości typowego pasa startowego (bo taka szerokość wynika z kolejnej niedopasowanej do życia ustawy).

Chodnikami, po których nie wolno z resztą jeździć na rowerze, bo dziś jeżdżenie na rowerze po chodniku jest postrzegane jako coś groźniejszego niż wirus ebola, Korea Północna i reklamówka z biedronki leżąca sobie samotnie przy ławce nieopodal parkingu PKS.

W efekcie chcąc dojechać dziś do pobliskiego lasu trzeba poruszać się drogą, po której jeżdżą też samochody i (co gorsza) mieszkające na pobliskim osiedlu domków jednorodzinnych trzydziestopięcioletnie letnie blondynki, które myślą, że jeśli wóz, który kupił im mąż wygląda jak terenówka to upoważnia je to do jeżdżenia wszędzie z prędkością sondy Voyager, z przystawionym do głowy telefonem Hujawei oraz butelką bezglutenowej wody kokosowej w dłoni.

Dla dorosłych to jeszcze pikuś, ale pomyślcie co przeżywają dzieciaki jeżdżące tamtędy na tych swoich przydużych rowerach z komunii.

Poza tym nawet jeśli jakimś cudem dotrą do lasu nie wpadając wcześniej pod koła naddźwiękowego BMW X3 to i tak na miejscu okaże się, że ścieżka jest pełna wyposażonych w spodnie marki Kalenji i aplikacje Endomondo ludzi z kijkami.

W efekcie nie ma szans na to, żeby wykonać tam salto przez twarz nie zostając przy tym zaatakowanym przez starą, zasapaną babę w różowej kurtce wymachującą kijkami z decathlona.

Nie lepiej zresztą wyglądają i inne atrakcje.

Kąpiel w pobliskiej rzece? Zapomnijcie.

Kiedyś latem spędzaliśmy tam całe dnie huśtając się na linie i skacząc do wody ze skarpy, ale dziś wystarczy, że jakiś dzieciak wejdzie tam do wody, a po chwili na miejscu pojawi się wóz straży miejskiej z wyposażonymi w bardzo groźne wąsy i paralizatory Andrzejami (nie wiem dlaczego ale wszyscy wyposażeni w wąsy strażnicy miejscy mają na imię Andrzej).

Z resztą – istnieje cała masa przepisów, które są stare jak świat, ale których do tej pory nikt normalny zwyczajnie nie respektował.

Granie w nogę na osiedlowej ulicy?

Petardy na odpuście?

Wspinanie się na drzewa?

Prawda jest taka, że dziś trudno jest grać w piłkę na osiedlowej ulicy, bo dziś ludziom, którym przeszkadza granie w piłkę na osiedlowej ulicy nie zostawia się już płonących torebek z psią kupą pod drzwiami tylko szanuje się ich zdanie i przyznaje się im rację – bo jeszcze nie daj boże taki zignorowany gość wysmaruje coś na fejsbukowym profilu straży miejskiej i będzie afera.

W efekcie jeśli w waszej okolicy mieszka jakiś stary palant, to całkiem możliwe, że grać w piłkę możecie tylko na wybudowanym z uwzględnieniem zasad bezpieczeństwa i wytycznych miejscowego planu zagospodarowania boisku (posiadającym homologowaną nawierzchnię i całodobowy system monitoringu).

Pomijam już fakt, że tam również trzeba dojechać na rowerze.

A jak już o systemie monitoringu mowa – w zeszłym roku widziałem grupkę dzieciaków taplających się w miejskiej fontannie w upalne, letnie popołudnie. Nikomu nie przeszkadzały. Na nikogo nie chlapały. Po prostu chodziły sobie po płyciutkiej fontannie bawiąc się jakaś małą, gumową piłką. Ponieważ jednak teren był objęty miejskim monitoringiem, nie minęło kilka minut jak na miejsce zbrodni z piskiem opon wpadł Andrzej z Andrzejem, którzy z pomoc swoich wąsów przegonili dzieciaki gdzie pieprz rośnie.

W trosce o bezpieczeństwo obywateli naturalnie.

Idąc dalej – bratanica Izy wychowuje się w systemie, w którym o tym, że dostała pałę z zadania jej rodzice dowiadują się jeszcze przed nią. SMS-em. To nie daje jej jakichkolwiek szans na wymyślenie idiotycznego wytłumaczenia mającego uchronić ją przed dostaniem szlabanu na xboxa.

Podobnie działa to z wagarowaniem – jeśli dziecka nie ma w szkole to rodzice od razu dostają w tej sprawie SMS-a.

Wybaczcie, ale gdyby moi rodzice dostawali SMS-a za każdym razem kiedy nie było mnie w szkole, po tygodniu zapchałyby im się skrzynki odbiorcze.

Mimo to nie wyrosłem na jakiegoś tępego, nieprzystosowanego do życia popaprańca żyjącego z dźgania prostytutek za pomocą noża do chleba (przynajmniej tak nie do końca). Co więcej – wymyślanie coraz to nowych wymówek mających załagodzić jakoś informację o tym, że po raz kolejny dostałem pałę z matmy obudziło uśpione we mnie pokłady kreatywności do tego stopnia, że siedzę tu teraz i piszę dla was ten blog.

Co więcej – gdyby moja mama dowiedziała się, że dostałem tę pałę, bo się nie uczyłem (a nie dlatego, że agenci KGB porwali mi zeszyt, po czym podmienili go na nową grę na playstation żeby uniemożliwić mi tym samym zostanie genialnym naukowcem mającym wynaleźć w przyszłości mogący doprowadzić Rosję do bankructwa tańszy substytut benzyny – bo tak jej wtedy powiedziałem), dziś najpewniej umiałbym dobrze liczyć.

W efekcie wiedziałbym, że pakowanie kasy w stare beemki, narzędzia i chrupki jest nieekonomiczne i w efekcie jeździłbym dziś jakimś trzycylindrowym Volkswagenem z aerodynamicznymi kołpakami.

Wbrew powszechnej opinii bałagan, brak dyscypliny i szeroko pojęta swoboda mają również swoje zalety.

Wierzcie mi – coś o tym wiem.

21 Komentarzy

  1. maxx304 26 maja 2017 o 19:01

    Smutkiem powiało… Tylko czy rzeczywiście jest tak jak piszesz?
    Dawniej chyba też były zakazy, nakazy itd, a to, że łaziliśmy po drzewach, jeździliśmy rowerami po lesie i skakaliśmy z urwiska do jeziora było raczej efektem naszego radosnego mamwdupizmu i tumiwisizmu niż braku zasad.

    Może rzeczywiście było ich trochę mniej, ale wciąż były. Wydaje mi się, że nasz (Twój) sposób postrzegania się zmienił. A może obowiązki przytłaczają, a dzieciństwo kojarzy się z nieskrępowaną wolnością?

    A straż miejska to wyjątkowe fiuty. I to chyba wszędzie.

    Tommy, pogodnego weekendu Ci życzę.
    Wskocz do BMW i zalicz parę poślizgów, złagodnieje Ci nieco spojrzenie na świat :)

    1. Tommy 29 maja 2017 o 12:54

      Nie smutaj ;) Moim celem nie było typowe mędzenie na to, że kiedyś to było lepiej (bo nie było – teraz mam Forzę Horizon na xboxa i regulowane zawieszenia z dostawą z allegro) tylko zwrócenie uwagi na fakt, że takie „ogólnospołeczne” myślenie idzie trochę w złą stronę.

      Wiesz – wszystko musi być absolutnie bezpieczne, zgodne z przepisami i tak dalej (a jeśli zdarzy się wypadek to natychmiast trzeba znaleźć i ukarać winnych – zamiast przyjąć do wiadomości, że wypadki mają to do siebie, że zwykle trudno je przewidzieć).

      Po dzieciakach nieźle to widać – to dlatego wziąłem na przykład te nasze zabawy. Są w mojej okolicy takie małe harpagany co to niczego się nie boją, ale coraz więcej jest też stłamszonych strachliwców, które boją się zrobić cokolwiek „bo nie wolno”.

      Zapomnij, że taki dzieciak wejdzie na huśtawkę na drzewie i to jest moim zdaniem trochę smutne, bo to właśnie te pokolenia za parę lat będą kierowały całym tym pierdolnikiem, w którym żyjemy.

  2. Łukasz Wulkanista 27 maja 2017 o 00:08

    Ja z mojego dzieciństwa pamiętam: kolorowe koraliki na szprychach od roweru, albo owijanie szprych kolorowymi drucikami. Zjezdzanie zimą na saneczkach, zabawę w podchody i chowanego, szukanie się latarkami po lesie, grę w gume, zbieranie karteczek, tazo, samochodów z gumy turbo i kart telefonicznych. Aaa i strojenie gier na commodore śrubokrętem…

    1. Anonim 27 maja 2017 o 13:16

      ← HF – słynne polecenie do ustawiania głowicy… :)
      ← YT – klawiatura jako pianino :)

      1. maxx304 27 maja 2017 o 13:17

        to pisałem ja, Jarząbek :)

        1. Tommy 29 maja 2017 o 12:56

          Tape Tester i słynne „Read Error B” ;)

    2. pete379 29 maja 2017 o 23:18

      Jazda na sankach z samej górki? My sobie zbudowaliśmy skocznię saneczkarską i co tydzień któreś sanki zawsze szły do spawania (bo drewniaki pękały). Potem zaadaptowaliśmy „starożytny sposób” i jazdę na workach wypełnionym słomą… Ale zamiast jutowych worków obrobiliśmy wszystkie okoliczne budowy z worków po rynnach i szopki sadowników z worków po nawozach. Do tego rozwalało się snopek słomy ze stogu w polu i tak na takim ultra śliskim worku z grubej folii szło sie na górkę.
      Kiedyś po jednym zjeździe prawie złamałem kręgosłup, bo obróciło mnie, wleciałem 3m w las, trzasnąłem plecami w 60cm sosnę i siłą odbicia wyleciałem z lasu z powrotem na trasę zjazdu… Chłopaki połozyli mnie na sankach i ciągnęli je do domu, ale na koniec dnia już mogłem się normalnie poruszać.
      A kto chodził „na pachty” i zrywał sąsiadom czereśnie i śliwki z sadu, albo buszował w polu kukurydzy i zrywał młode niedojrzałe do końca kolby? Nie polecam śliwek węgierek po obiedzie i zupy mlecznej na kolację, oraz czereśni i wiśni popijanych colą – chociaż zastrzyk rozkurczowy po czereśniach dał niezły odlot ;D

  3. Andreoz 27 maja 2017 o 01:35

    Yyyyy pochodze z pokolenia wczesniej niz Ty moje pokolenie to pokolenie WIGRY 3 a nie BMXow i tak samo mi sie wydawalo ze moje pokolenie to bylo ostatnie z tych nonmalnie zwariowanych itp. Tym czasem Twoje pokolenie a takze lapalo lekkiego zajoba i nawet pokolenie rocznika 2000 rowniez lapalo zajoba i robilo rozne rzeczy…….
    Sam mam dzieci (ty jeszcze nie) i widze ze te moje dzieci sa tak samo zwariowane jak my kiedys bylismy jedyny problem jest w nas gdy nam sie wydaje ze te nasze dzieci nam sie potopia, polamia i wroca do domu z polamanymi recami jak nie beda jezdzic w kaskach na rowerach…..;)
    Zawsze tak bylo ze rodzice tak bardzo bali sie o swoje pociechy , moze to poprostu Ty przygotowujesz sie do roli rodzica:)

  4. cha 28 maja 2017 o 10:31

    Każde pokolenie ma własny czas, odejdzie w cień, a nasze niee..

    1. Dapo 29 maja 2017 o 15:40

      Zgadza się czasy się zmieniły, ale młode pokolenie nadal robi różne dziwne rzeczy pomimo nakazów i zakazów. Kiedyś ja tak robiłem i to było fajne, choć nie zdawałem sobie sprawy jak niebezpieczne. Dziś moje dzieci robią te dziwne i niebezpieczne rzeczy, a ja jako już rodzic wydaje zakazy. Po prostu nie chce aby wydarzył się „wypadek”. Jak będziesz miał dzieci zmienisz punkt widzenia.

  5. Iron 28 maja 2017 o 16:54

    Tommy ojcem twierdzisz? Hmm. Teraz ide podumac nad glebokim sensem calosci.

    1. Tommy 29 maja 2017 o 12:57

      Świat zdecydowanie nie jest jeszcze na to gotowy.

  6. nieogolony 29 maja 2017 o 13:44

    Zmieni Ci się optyka po zostaniu ojcem ,oj zmieni ;-) Wspominając zabawy z rowerem, w szczęśliwych latach eee późnych 70 o mało co nie powiesiłem się skutecznie,albowiem sąsiadka rozciągnęła żyłkę na której wieszała pranie w poprzek stoku ,z którego uprawialiśmy radosne zjazdy. Prania akurat nie było,a żyłki też nie zauważyliśmy. W domu jeszcze dostałem ścierą za nieuważanie. A dziś jeśli nie masz kasku ala lord Vader (koniecznie super kevlar) amortyzatora w rowerze o skoku jak w terenówce i hamulców hydraulicznych o tarczach jak talerz na 2 danie (hydraulika w rowerze !!! ciekawe kiedy wprowadzą abs i skrzynię automatycznę) to nie masz co się pokazywać na trasie rowerowej. Aha i koniecznie napisy pro ,carbon etc.
    A mój stary rower nazywał się wdzięcznie „Pawik” ;-)

  7. Morten 29 maja 2017 o 14:50

    Jak to mówią, wpis typu: „kiedyś to były czasy, teraz nie ma czasów” ;)

    A ja mam odmienną obserwację, że dziś dzieci mają większą wolność niż kiedykolwiek, bo rodzice albo w korpo siedzą do nocy, albo netflixy wertują całymi dniami, albo tępo przesuwają palcami po smartfonach z poszukiwaniu appki do gotowania ziemniaków,

    Kiedyś w pracy słyszałem historię, że ojciec zgodził się aby 14letni syn wziął jego samochód, bo był zajęty lataniem dronem i nie zwrócił uwagi o co go dzieciak pyta.

    PS: z tymi chodnikami to mnie rozbroiłeś, bo na moim osiedlu (rok produkcji 2014) są tak wąskie, że wózek się mieści na styk. Tzn, mieściłby się, gdyby ludzie na tych chodnikach nie parkowali (co jest dla mnie zrozumiałe, bo developer projektował je raczej dla ludzi wszędzie jeżdżących rowerem/biegających i więcej aut mieści się w salonie Ssangyong w Tuczępach Niskich)

  8. Shift 29 maja 2017 o 21:59

    Nasi rodzice wychodzili z założenia: poleźli na górkę na sanki- no poleźli, jak poleźli to i wrócą. Człowiek się uczył jakiejś tam może i czasami wypaczonej ale jednak samodzielności. Co prawda kreatywność w wymyślaniu zabaw mieliśmy iście psychopatyczną, zabawa w policjantów i złodziei gdzie więzieniem było przywiązanie do czegoś i po uwolnieniu zamiana ról- rekord był jak kumpla przywiązaliśmy jednocześnie do trzech słupków ogrodzenia- korpus w śrdodkowy a ręce i nogi rozkroczone do dwóch sąsiednich plus na wszelki wypadek knebel w usta jak go moja mama po jakiejś pól godzinie znalazła to był ostry dym :D, albo chowany w stodole z poszukiwaniem nas przez jednego inteligenta widłami, ehhh były czasy :) aż szok że przeżyliśmy to i to ja nawet bez złąmań chociaż otarć i innych ran nie liczę. Kurna Tommy ja chcę tam z powrotem, wracasz ze mną 15 lat wstecz? :)

    1. Tommy 30 maja 2017 o 07:48

      Iza mówi, że od 15 lat próbuje mnie stamtąd wyciągnąć ;)

      1. Shift 30 maja 2017 o 10:41

        To twardy z niej zawodnik :)

  9. magazyny 30 maja 2017 o 08:19

    Masz dużo racji, ale jak to mówią – „czasy już nie te”, a czasami szkoda. Obecnie dzieciaki mają zupełnie inne dzieciństwo i dorastanie niż jeszcze 20 lat temu, a to przecież nie tak dawno temu było ;)

  10. Andrzej 31 maja 2017 o 11:17

    Coś w tym jest… :)

  11. PANDRAJWER 9 czerwca 2017 o 18:46

    Chyba nie jest aż tak źle. Dzieciaki nadal mają kupę chorych pomysłów tak jak dawniej, a czasy są takie, że mają jeszcze więcej narzędzi do ich realizacji.
    Zasady zawsze były i zawsze jedni je respektowali, a inni łamali. Jedynie kiedyś z łamania tych zasad babki, ciotki, sąsiadki i telewizja oraz proboszcz nie robili takiego krzyku, a jeśli robili to mieli mniejszy zasięg.
    Jedyne co to mimo, że jestem bardzo młody to widzę, że dziś brakuje szacunku do dorosłych i dzieci czują się bezkarne wobec wszystkiego, kiedyś mam wrażenie, że jednak były jakieś granice i udawało się chociaż pokorę, żeby uspokoić rodziców, a później zrobić to samo. Dziś jest w wielu przypadkach tylko pyskowanie i powtarzanie, że nie możecie mi złoić dupy pasem, bo zadzwonię na policję i was ukarzą.
    Fajnie jest mieszkać na wsi, bo jednak jest więcej miejsca na te „stare dobre czasy”. Wychowałem się mieszkając w mieście i często jeździłem na wieś do dziadków i to tam ocierałem się o kalectwo i śmierć, w mieście można było tylko wpaść pod samochód, albo handlować lewymi resorakami.

  12. magnum 19 czerwca 2017 o 09:01

    Kiedyś nie było komputera, internetu czy innych smartphoneów to dzieciaki musiały coś wymyślić by się nie nudzić. Dziś wolą siedzieć w domu i grać w piłkę online zamiast na boisku.

Pozostaw odpowiedź Iron Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *