Wszystko wskazuje na to, że podczas wypadu do Sopotu złapałem od Bartka jakiegoś cholernego ebola z przerzutami. Mam sporą gorączkę, ledwie widzę na oczy, a moja głowa najwyraźniej próbuje udowodnić, że impreza techno może trwać nieprzerwanie przez 24 godziny na dobę i 7 dni w tygodniu.

Łup! Łup! Łup!

Brakuje mi tu jeszcze tylko pitbulla z tym jego un, dos, tres, quattro, allroad i tak dalej.

Poza tym przez ostatnie dni zeżarłem tyle tabletek przeciwbólowych, że mógłbym teraz odgryźć sobie rękę i nawet bym tego nie poczuł.

Serio – nieraz miałem już grypę czy inne cholerstwo ale zauważyłem, że im więcej mam lat, tym trudniej jest mi to zwyczajnie ignorować, tak jak to mam w zwyczaju. Kiedy byłem jeszcze nastolatkiem miałem tak zahartowany organizm, że nawet sepsę przeszedłbym jak zwyczajny, niespecjalnie uciążliwy katar.

Nawet czterdziestostopniowa gorączka nie przeszkadzała mi w jeżdżeniu na rowerze, siedzeniu w garażu albo grze w nogę – jedyne co musiałem robić to pić dwa razy dziennie jakiś syrop smakujący mniej więcej jak zrobiona przeze mnie herbata.

Czyli źle.

Bardzo, bardzo źle…

Teraz zaś wystarczy, że zatkają mi się zatoki, a cały organizm przełącza się od razu w tryb, który do tej pory był zarezerwowany wyłącznie dla poniedziałkowego kaca-mordercy. Wczoraj próbując wydostać się z fotela w bordowej spociłem się bardziej niż w czasie tego dwugodzinnego naprzemiennego podnozenia i odkładania na miejsce różnych ciężkich rzeczy, które zwykłem nazywać treningiem. Teraz nawet schylenie się, żeby zawiązać sznurówki zakrawa na szaleństwo. Kiedy spróbowałem to zrobić dzisiaj rano cała krew z tyłka spłynęła mi do głowy – prawie rozerwało mi oczy!

Poważnie – cholerstwo, które złapałem jest tak agresywne, że nie zdziwiłbym się gdybym za chwilę zaczął krwawić z tyłka, a jutro rano odpadła by mi noga.

Chyba każda kobieta wie jak postrzegany jest „chorujący” mężczyzna, który umiera na kanapie bo ma 36,7 stopnia „gorączki” i lekki kaszel. Mnie ten problem nie dotyczył, bo na chorowanie było mi po prostu szkoda czasu – zamiast leżeć pod kocem i popijać rosołek do czego zawsze namawiała mnie Iza, wolałem siedzieć w garażu i zadawać sobie rany cięte i szarpane za pomocą różnych narzędzi.

Choroba to po prostu strata czasu.

Dlatego nieraz zdarzało mi się popełniać w garażu jakieś głupoty – byłem po prostu tak naćpany środkami na katar i nurofenem, że nie zauważałem, że montuję gaźnik do góry nogami albo zamiast osłony kolektora, przykręcam do silnika swoją lewą nogę.

Raz nawet spierdzieliłem się ze schodów bo pod wpływem jakichś małych, zielonych tabletek zapomniałem, że żeby chodzić trzeba mimo wszystko poruszać nogami.

Staram się jakoś normalnie funkcjonować, pomimo, że wczoraj miałem prawie 40 stopni gorączki ale szukanie w takim stanie we własnej głowie jakichś trafnych sformułowań przypomina trochę szukanie kandydatki na żonę w niemieckim burdelu.

Nawet jeśli trafisz na coś, co jak Ci się wydaje w przeciwieństwie do reszty nie wygląda jak turecki hydraulik z nadwagą, to kiedy wywleczesz to za nogę na światło dzienne okazuje się, że nawet ten turecki hydrulik z nadwagą byłby jednak lepszym wyborem.

W takim stanie ciężko trafić twarzą w otwór drzwiowy, a co tu dopiero mówić o sformułowaniu jakiegoś mądrego zdania.

Dlatego jeśli w najbliższych dniach będę pisał jakieś głupoty – bądźcie wyrozumiali.

A teraz wybaczcie – idę przykręcić niechcący swój tyłek do jakiegoś wahacza.

 

11 Komentarzy

  1. Spalacz 2 października 2015 o 12:12

    Też jestem przeziebiony od powrotu z tego Sopotu.

    1. Tommy 2 października 2015 o 12:13

      To pewnie ten jod :v

  2. szemek 2 października 2015 o 12:49

    Ja mieszkam niedaleko Sopotu i tez jestem chory :D to jest jakiś eksperyment biologiczny!

  3. Ramox 2 października 2015 o 15:19

    Pewnie od nadmiaru wilgoci w powietrzu. Pamiętaj, u nas zawsze pizga od morza :)

  4. antares 2 października 2015 o 18:07

    jakaś epidemia bo mniej więcej pół Bielska choruje, ja tez :(

  5. Sandra 2 października 2015 o 20:32

    taaaaaa, teraz pół Polski choruje przez Sopot ;-) a Bielska na pewno ;-)

  6. jawsim 3 października 2015 o 08:03

    no ja sobie zdychałem od piątku- to nie chodzi o to,że z wiekiem bardziej dokuczają nam choróbska, tylko o to,że wirusy je powodujące upgrejdują się same i są po prostu coraz wredniejsze. Ale podobnie- lat temu 15 mogłem wsiąść na MZ zimą przy 2stopniach w plusie i 37 na czole i gitara- teraz spacerek z pieskiem przy 9 na plusie wydawał się męką.

  7. majkapozytywnie 3 października 2015 o 15:14

    Ostatnio wszyscy chorują! Nie wiem co się dzieje, ale znam ten ból. Sama dopiero co wyzdrowiałam, ale właściwie można było przewidzieć, że chodzenie cały dzień po górach w okropnym deszczu i 9 stopniach C, będąc jedynie w cieniutkiej bluzie to zły pomysł…
    Życzę ci szybkiego powrotu do zdrowia i nie marnowania czasu na chorobę, ale gdyby ta choroba Cię trochę nudziła, zapraszam do zajrzenia na tego bloga: http://majkapozytywnie.blogspot.com bo niezależnie od tego co się dzieje, warto podchodzić do życia pozytywnie! :)

  8. pawel 6 października 2015 o 22:42

    Prentki co to za chorowanie. Twardym trza być a nie mientkim. Coś mnie katar chyba bierze :)
    Sybkiego powrotu do zdrowia. tzn prędkiego

  9. Kamila Matysek 26 listopada 2017 o 13:47

    Tytuł jest po prostu idealny. Strzał w 10!;)

Pozostaw odpowiedź pawel Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *