Co Waszym zdaniem jest największym zagrożeniem na drodze?

Sporo osób uważa, że przede wszystkim są to wariaci pędzący na złamanie karku w swoich czerwonych hondach civic. Albo właściciele beemek lubujący się w zajeżdżaniu drogi i trzymaniu się tak blisko Waszego tyłka, że nieomal zatykają Wam wydech swoją tablicą rejestracyjną.

Często w rankingach obrywa się również dziurom w ulicy, niesprawnym ciężarówkom, pijanym kierowcom, złej pogodzie bądź jeleniowi, który w mglistą noc doszedł do wniosku, że jednak trawa po drugiej stronie ulicy jest bardziej zielona i warto by było się po nią pofatygować.

Ja do tej pory za największe zagrożenie uznawałem samochody o podsterownej charakterystyce prowadzenia. Ewentualnie te o nadsterownej, ale oddane w ręce debili. Ale ostatnimi czasy zmuszony byłem zweryfikować swoje poglądy, gdyż dostrzegłem jeszcze bardziej istotne zagrożenie.

Emerytów.

Żeby nie było – do osób starszych odnoszę się z najwyższym szacunkiem. Doceniam ich rolę w społeczeństwie i chylę czoła przed wiedzą i doświadczeniem, którym naznaczyło ich życie.

Niemniej jednak uważam, że pozwalanie gościowi, który ma milion lat i problem z odróżnieniem pralki od słoika ogórków na prowadzenie półtora tonowej masy żelastwa jest równie rozsądne, co wejście w stroju psa Pluto na doroczny zjazd zoofilów.

Pomyślcie sami – równie dobrze można by rozdawać licencje pilota osobom z chorobą Parkinsona, albo z ADHD.

Sporo osób w podeszłym wieku ma problemy ze wzrokiem. Do tego dochodzi jeszcze zanik koordynacji ruchowej, słuchu i wszelkiej maści innych zdolności motorycznych. Wszystko dąży do tego, że pewnego dnia  człowiek zmienia się w kalafior.

A kalafior, nawet jeśli dostaje rentę to i tak nie nadaje się do prowadzenia samochodu.

Ostatnio gdy jak co dzień wracałem sobie z pracy przydarzyły mi się na drodze trzy irytujące sytuacje, w których udział brał człowiek w podeszłym wieku.

Pierwszą był wyjazd z osiedlowej uliczki, gdzie na dobre piętnaście minut utknąłem za białym peugeotem 106, którego kierowca najwyraźniej bał się wyjechać na główną drogę, dopóki przerwa między samochodami nie wynosiła przynajmniej pięciuset kilometrów.

Po czym i tak władował się wprost pod pędzącego TIR-a.

Druga przygoda czekała mnie nieco dalej, gdzie pewien – nazwijmy go „beztroski człowiek” starał się udowodnić całemu światu, iż da się podróżować lewym pasem obwodnicy z prędkością 30 km/h. Warto nadmienić, że był on uzbrojony w okulary a’la Jaruzelski oraz kasetę z czeskimi przebojami w radiu, które pamiętało chyba jeszcze drugi rozbiór Polski.

Dodajcie sobie do tego jadącą na drugim pasie równo z nim L-kę i macie odpowiedź na pytanie dlaczego mamy tak niskie PKB. Kilku takich beztroskich ludzi, w swoich zielonych Yarisach i połowa narodu spóźnia się do pracy.

Inny beztroski człowiek próbował z kolei staranować mojego escorta na skrzyżowaniu z dwupasmowym lewoskrętem.

Najwyraźniej uznał, że podczas skrętu może zająć sobie dowolny z dwóch pasów nie przejmując się samochodem jadącym po swojej prawej stronie. Co ciekawe – ratując się przed zniszczeniem dość unikatowego samochodu uciekłem na chodnik omal nie urywając zderzaka, miski olejowej i mangelsów, po czym zostałem opierdzielony przez innego beztroskiego człowieka za to że jeżdżę jak debil…

Każdy ma dni, w których zachowuje się jakby ktoś mu wydłubał połowę mózgu przy pomocy widelca, ale w przypadku „beztroskich” ten stan utrzymuje się w zasadzie non stop.

Zupełnie jak w dziale projektowym pewnego koreańskiego producenta samochodów…

Zastanówcie się – ile można walić biednymi kołpakami po krawężnikach i dusić silnik na dwójce przy pięciu tysiącach obrotów? Jak długo można puszczać pedał sprzęgła, albo jak u licha można wjechać w regał w garażu bo „wydawało mi się, że jest jeszcze miejsce”… czwarty raz w tym tygodniu.

Co ciekawe, w społeczeństwie krąży obiegowa opinia, że najlepszy samochód jaki można kupić to właśnie egzemplarz „od dziadka”. Kiedy jednak widzę co ten dziadek wyczynia ze swoim matizem pod osiedlowym śmietnikiem to dochodzę do wniosku, że Jackassi to jednak całkiem normalni ludzie.

Jeśli uważasz, że prawdziwa anarchia panuje na jakimś dużym skrzyżowaniu w Indiach, to spróbuj przejechać obok podmiejskiego kościoła tuż po nabożeństwie różańcowym.

Przejechanie tamtędy bez szwanku przypomina trochę próbę przejścia przez wybieg dla lwów w stroju kurczaka.

Nie głupim rozwiązaniem byłoby po prostu skierowanie osób po przekroczeniu określonego wieku na okresowe badania lekarskie mające potwierdzić, że ktoś przynajmniej widzi gdzie jest droga.

No ale przecież bezpieczeństwo na drogach poprawia się stawiając kolejny fotoradar wyłapujący czerwone hondy…

1 Komentarz

  1. Norbert 21 stycznia 2015 o 12:37

    Muszę Ci przyznać całkowitą rację, a jak zobaczyłem początek wpisu to od razu pomyślałem (tak jak Ty) o tych okresowych badaniach. Niestety osoby starsze często powodują wypadki, a najgorsze jest to, że najczęściej absolutnie nie widzą winy po swojej stronie, bo przecież jechali wolno.

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *