Jak pewnie wiecie nie przepadam zbytnio za współczesnymi samochodami. Mimo usilnych starań i szczerych chęci zwyczajnie nie mogę się do nich przekonać. Żeby jednak nie było – nie chodzi o to, że uważam je za gorsze od staroci, którymi jeżdżę na co dzień. Bo prawda jest taka, że w większości przypadków są od nich zdecydowanie lepsze.

O wiele, wiele lepsze.

Szybsze, wygodniejsze, bezpieczniejsze, oszczędniejsze, lepiej wyposażone i tak dalej. Problemem jest jednak dla mnie to, że brakuje im bardzo tej nadającej charakteru, nieco nostalgicznej patyny, którą tak bardzo lubię. Stylem i fakturą za bardzo przypominają wszystko, co otacza mnie dziś z każdej strony – telefony, zmywarki, kina domowe, meble…  Samochody traktuję jako coś wyjątkowego, a większości współczesnych modeli brakuje czegoś, co by tę wyjątkowość im zapewniło.

Brakuje im jaj.

Brakuje czasu.

Bo widzicie, chodzi o to, że ja naprawdę słabo odnajduję się we współczesnym świecie. Czuję się tu trochę jak przygruby, niespecjalnie rozgarnięty mamut, który ostatnie kilka tysięcy lat spędził w bryle lodu, a teraz z powodu przekrętów Volkswagena i e-papierosów odtajał i swoim małym rozumkiem próbuje jakoś ogarnąć to wszystko co wydarzyło się od chwili kiedy jak gdyby nigdy nic skubał sobie zieloną trawkę.

Patrzę więc tymi moimi mamucimi oczami na otaczające mnie reklamy z celebrytami, fidżet spinery, przyciasne spodnie i teledyski o lamach mieszkających w salonie i zastanawiam się co tu się u licha dzieje.

Kiedy to ludzkość swoją uwagę z tematu eksploracji kosmosu przeniosła na teledyski z Niki Mintaj ?

Jak?

I przede wszystkim – dlaczego?

To chyba właśnie dlatego nie przemawiają do mnie współczesne modele – ja po prostu tęsknię za 8 bitową ścieżką dźwiękową, oranżadą po 15 groszy za butelkę i piosenkami grupy Spice Girls. Tęsknię za osiedlowym trzepakiem, wjeżdżaniem w różne rzeczy na rowerze i wrzucaniem żab do namiotu nocujących w pobliskim ogródku dziewczyn.

W efekcie chcę nie tyle normalnego samochodu, co raczej wehikułu czasu, który zabierze mnie te dwadzieścia lat wstecz – a to są w stanie zaoferować mi tylko samochody, które również pamiętają czasy gdy za regulację temperatury we wnętrzu nie odpowiadał komputer, tylko dwa analogowe suwaki.

Bo auta wyposażone w suwaki to właśnie wyposażone w kółka i welurowe dywaniki odpowiedniki napoju Tang, kreskówek z Yatta Manem i Lotusa III na Amidze 500. Żeby nie było – takie podejście ma jednak również swoje wady. Przede wszystkim mimo całej mojej sympatii do tego co już było (i nie wróci więcej) mam pełną świadomość, że nowe auta są znacznie bezpieczniejsze. Nie, żebym za kierownicą 30 letniego e30 czuł się niekomfortowo, ale nie mogę jednak ignorować faktu, że w porównaniu do takiej, dajmy na to Toyoty Yaris, rocznik 2017 jest ono równie bezpieczne co wyjście na koncert w Berlinie.

Prawda jest taka, że jeśli podobnie jak ja jeździcie samochodem wyprodukowanym w czasach, kiedy szyby otwierało się korbką to lepiej żebyście nie próbowali wjeżdżać nim w nic twardszego od walającej się po osiedlowej ulicy jednorazówki z biedronki.

W przeciwnym wypadku odziany w odblaskowe spodnie pan strażak będzie musiał pospiesznie zjechać po rurze, zrobić łi-łu-łi-łu, a potem z pomocą wielkiej szlifierki i hydraulicznego rozpieraka wyjąć wasz tyłek z miejsca, w które jak podpowiadałby zdrowy rozsądek, nie miał on prawa się zmieścić.

I teraz co jest w tym wszystkim najciekawsze – wiele osób patrząc się na te wszystkie nowoczesne sedany zbudowane z poddanych recyklingowi pojemników na drugie śniadanie, odnosi wrażenie, że znacznie bezpieczniej byłoby jeździć takim dajmy na to starym, dobrym Volvo 242.

Albo BMW serii siedem, rocznik 1982.

Żywe jest przeświadczenie, że skoro w stłuczce Poloneza z nowym Fordem Ka, ten pierwszy wyszedł z niej z pękniętą listwą zderzaka, a Ka nadaje się już wyłącznie na złom, to oznacza, że Polonez jest na wskroś bezpieczniejszy.

Ludzie myślą, że skoro takie starocie ważą pięć ton, są zrobione z ciosanego granitu, a fotel kierowcy znajduje się dobre cztery kilometry od przedniego zderzaka, to jeśli wjedzie w drzewo takim czołgiem, zanim dotrze do nich cały ten kontrolowany zgniot, o którym tyle się mówi, zdążą oni spokojnie odpiąć pas, wysiąść i jeszcze zadzwonić do pobliskiego warsztatu, żeby umówić się od razu na naprawę tego „delikatnie wgniecionego zderzaka”.

Co więcej – wielu świeżo upieczonych kierowców uważa, że w razie wypadku tak naprawdę wystarczy zaprzeć się rękami o kierownicę żeby po wjechaniu w drzewo z prędkością pięćdziesięciu kilometrów na godzinę wyjść z tego bez szwanku.

Bo przecież pięćdziesiąt kilometrów na godzinę to za mało, żeby w ogóle mieć wypadek.

Przy pięćdziesięciu to można mieć co najwyżej niegroźną stłuczkę na parkingu.

To przekonanie sprawia, że bez większych obaw zapierdalają oni po wiejskich drogach z prędkością pikującego myśliwca prowadząc dudniącego basem, skorodowanego Fiata Seicento z wypadającym ze zderzaka, zardzewiałym korkiem LPG.

Bez pasów.

Kiedyś przeżyłem stosunkowo niegroźne dachowanie maluchem i choć na zegarze było ledwie czterdzieści pięć kilometrów na godzinę, to czułem się jakby ktoś wrzucił mnie do pralki, a potem włączył wirowanie.

I zepchnął tę pralkę z kamieniołomu.

Z całego wypadku najlepiej pamiętam moment, w którym moja twarz wprasowała się w szczelinę między wajchą ręcznego, a fotelem pasażera, podczas gdy całe ciało, niewiele sobie z tego robiąc powędrowało na tylną kanapę. Niewiele brakło, a niechcący zostałbym naprawdę zajebistym joginem.

Co więcej – jedna rolka więcej i dziś potrafiłbym sam sobie zrobić loda.

Wracając do głównego wątku – wydaje mi się, że niski poziom bezpieczeństwa to chyba największa wada starszych aut. Nie komfort, spalanie czy korozja. To bardziej wyzwania niż problemy. Chodzi o to, że mamy realny wpływ na sprawy takie jak poziom cholesterolu, czy świadome unikanie wchodzenia bez zabezpieczenia na różne wysokie rzeczy, jednak nie mamy praktycznie żadnego wpływu na to, czy danego dnia na skrzyżowaniu wjedzie w nas rozpędzony Fiat Ducato. To niezależne od nas, bo nawet jeśli będziemy jeździli jak najbezpieczniejszy kierowca na świecie, to zawsze możemy trafić na kogoś, kto będzie jeździł jak największy idiota.

Jak choćby koleś z czarnego Audi, który w ubiegłym tygodniu bardzo chciał ścigać się ze mną na drodze biegnącej przez pełne ludzi osiedle.

Widzicie, pod względem bezpieczeństwa nowsze konstrukcje biją nasze kochane klasyki na łeb – i niestety ale nie jesteśmy w stanie nic z tym zrobić. Można mieć idealną blacharkę, wersję z poduszką powietrzną, a nawet wstawić do auta skręcaną klatkę ale i tak nie zmieni to faktu, że cała konstrukcja była projektowana w czasie, gdy nikt nie przejmował się faktem, że w razie wypadku kluczyki w stacyjce będą miażdżyły ludziom kolana.

Albo, że słupki dachowe są zdecydowanie zbyt cienkie, żeby wytrzymać ciężar auta w razie dachowania.

Czy da się temu jakoś zaradzić? Nie.

Czy da się zmniejszyć jakoś ryzyko – owszem.

Przede wszystkim starszym autem nie powinno się jeździć jak skończony debil – od tego chyba bym zaczął, bo to daje nam największe szanse na uniknięcie dzwona. Warto też utrzymywać takie auto w dobrym stanie technicznym – dbać o blacharkę, zawczasu wymienić zużywające się tuleje zawieszenia i tak dalej.

Można też takie auto naprawdę porządnie stuningować.

Wiecie – skręcić gwint, założyć cambery i zrobić mocne kąty, a potem naciągnąć opony 165 na 10 calowe felgi.  Wtedy z powodu stanu naszych dróg i wszechobecnych kolein będziecie musieli jeździć tak wolno, że po prostu nie będziecie mieli szans na wjechanie w cokolwiek…

40 Komentarzy

  1. Pamdrajwer 5 września 2017 o 18:42

    To jest właśnie to czego najbardziej się boję w starym aucie.
    Marzę, by takie kupić. To głupie, ale jestem młody. Jednak zawsze prababcia mówiła „wnusiu zastanów się zawsze kilka razy, byś miał następną okazję to zrobić” to tak dochodzę do wniosku, że w sumie jeśli już nawet nie ja przydzwonię, a ktoś we mnie to w nowszym aucie jednak będę miał większą szansę móc zastanowić się kilka razy w przyszłości.
    Klatka napewno pomoże, ale robi auto dwuosobowym. To trochę minus.
    Poza tym jesteśmy w stanie sobie poradzić z komfortem. Zawieszeń jest do wyboru, gumy, poliuretany, można założyć lepsze hamulce, lepsze opony. Można nawet wyciszyć auto do akceptowalnego poziomu i nie dostać pierdolca w trasie.
    Problemem jest tylko ten kierowca z czarnego Audi.
    No może jeszcze brak ABS.
    Klima i tak się przydaje tylko latem.

    1. Prentki 6 września 2017 o 07:12

      Chodzi Ci po głowie jakiś konkretny model? ;)

      1. Pandrajwer 6 września 2017 o 08:26

        Ten konkretny model to kolejne wnioski, że jestem głupi. Kto normalny rozważa zakup poloneza lub Porsche 924? :D
        Jest też fajne e21 z m50b25. Przydało by się zwiększyć budżet.
        Nie chce ktoś e90 320d? ;)

        1. Prentki 6 września 2017 o 10:12

          Ja myślę o 944 – bo to taka trochę już nie bordowa na sterydach ;)
          Co do e21 – jest na tyle trudne w remoncie i utrzymaniu (w sensie problem z dostępem do części pozaeksploatacyjnych, reperaturek itd), że chyba wolałbym już pójść w 1602, albo 2002 :)

          1. Pandrajwer 6 września 2017 o 14:33

            944 ma fajniejszą dupcie, ale 924 jest jest takie skromne, mówiące „zaopiekuj się mną”. 944 z kolei wygląda jakby mówiło „nakarm mnie”, a później i tak ugryzło.
            Może lepsze hamulce i szybsze jest 944, ale cykam się tego porchowego silnika.

            1. Prentki 6 września 2017 o 14:44

              Jak zdechnie, a koszta przerażą to wrzucasz M52B28 i bawisz się dalej ;)

              1. Pandrajwer 6 września 2017 o 14:56

                Co do m52b28 to w zasadzie czemu nie?
                Myślałem też nad VR6 gdyby jak już kupię za jakiś czas i później 125KM okazało się za mało. Jakby nie patrzeć VAG, zwarty, krótki, pojemność ta sama co podałeś, a silnik lżejszy o ile się nie mylę.
                W polonezach działa to może i w Porsche.

                1. Prentki 6 września 2017 o 15:01

                  Z silnikami z BMW będzie o tyle łatwiej, że masz je od razu gotowe do montażu wzdłużnego (pewnie weszłoby to nawet ze skrzynią i wałem, gdyby tylko trochę pokombinować).

                  Największym wyzwaniem byłaby elektryka (zgranie wiązki i czujników BMW z instalacją Porsche), ale zakładając, że miała by to być projekt-zabawka, to nie widziałbym problemu w zastąpieniu zegarów jakimś wyświetlaczem, albo uniwersalnymi wskaźnikami.

                  Tak czy siak to takie mocno wyidealizowane gdybanie – pożyjemy, zobaczymy… ;)

                  1. TorquedMad Mind 6 września 2017 o 20:15

                    Tommy – takie VR6 już na świecie „hurtowo” wkładają. Swap już „rozpykany” więc nie ma sensu się przejmować wsadzaniem M52, bo niekoniecznie będzie to łatwiejsze. Ogólnie to nawet chyba 1.8T Vagowe też wrzucali. W dzisiejszych czasach, oryginalna pozycja montażu to już nie problem, a VAG’owe silniki dość łatwo ludzie wkładają do tych prosiakow.

                    1. pandrajwer 10 września 2017 o 04:50

                      Można w sumie linki do takich swapów z VR6? Bo w zasadzie to jakoś średnio mi szło szukanie.

            2. Pandrajwer 6 września 2017 o 14:45

              https://www.instagram.com/p/3w-OAYjLog/
              To przykład jak fajne może być 924 ;) Na ITB mogłoby udawać dźwiękiem starą wyścigówkę.
              Taka luźna myśl, bo pewnie miałbyś ochotę coś takiego zrobić, ale przydałby się ktoś kto by takie 924/944 serwisował, modził, bo jakoś mało wiedzy w internecie nawet mimo forum im poświęconego.
              Kiedy chwalisz się swoim Porsche? :D

              1. Prentki 6 września 2017 o 14:50

                Na razie pracuję nad zrobieniem miejsca na placu – jak się uda to na wiosnę będzie dobry czas na szukanie kolejnych głupich zabawek ;)

    2. Mieszas 6 września 2017 o 10:05

      ABS przydaje się także głównie latem.
      Zimą wydłuża drogę hamowania, szczególnie na lodzie.
      Mam jedno auto z ABS, a drugie bez i nie czuję jakiejś specjalnej różnicy pomiędzy nimi.
      Warto jedynie pamiętać, że jedzie się autem bez ABSu i być przygotowanym na to, że
      koła mogą się przyblokować.

  2. Anonim 5 września 2017 o 19:24

    niekoniecznie ktod kiedys powiedzial ze wolalby jechac 20 letnia bmw siedem ktora miala 3 gwiazdki niz nowym pikaczento ktory mial 5 gwiazdek w testach

    1. Arek 5 września 2017 o 21:12

      Anonim, to akurat niekoniecznie. 20-letnie BMW 7 może być bezpieczniejsze w zderzeniu z nowym pikaczento, ale na pewno nie przy zderzeniu z drzewem, słupem, przepustem betonowym. Słowem, będzie bezpieczniejsze przeciwko dużo mniejszym autom, ale nie w zderzeniu z własną masą na czymś nieruchomym.

      1. TorquedMad Mind 6 września 2017 o 20:18

        Powiedz to właścicielom starszych RangeRoverów (lata 90-00), gdzie przy zderzeniu czołowym kolumna kierownicy miażdżyła Ci wszystko od pasa w dół :D

  3. Dapo 5 września 2017 o 19:29

    Zgadzam się całkowicie. Co do rdzy to niestety można uznać za wyzwanie… Dla cierpliwości i zasobności portfela.

    1. Prentki 6 września 2017 o 07:14

      Lecz czymże byłoby nasze marne życie bez tak wyniosłych wyzwań i celów? ;)

  4. Mieszas 6 września 2017 o 10:19

    Sporo w tym racji, aczkolwiek wiele aut z początku lat 90 miało już całkiem sensowne konstrukcje i były już całkiem niezłe pod względem bezpieczeństwa (szczególnie auta kierowane do odbiorców w USA). Gorzej jest ze starszymi autami, bo tam faktycznie słupki cieniutkie…
    Faktycznie zderzenie z innym pojazdem to zupełnie co innego niż zderzenie z drzewem itp. obiektem. Podczas kolizji z innymi pojazdami bardzo dużo robi masa własna pojazdów. Lepiej jest jednak przebywać wówczas w tym cięższym…

    1. TorquedMad Mind 6 września 2017 o 20:20

      Weź tylko pod uwagę, że z wiekiem buda też traci sztywność i taki samochód z lat 90-tych nie jest już tak sztywny i bezpieczny w dzisiejszych czasach. Po „durnym” e46 czuć już, że buda się robi „miękka” – a moja ma „zaledwie” 17 lat.

  5. Marcel 6 września 2017 o 12:28

    rozważając wybór pojazdu kołowego biorąc pod uwagę wszystkie zagrożenia czyhające na drodze na kierowcę wniosek jest tylko jeden – BMP-1. ewentualnie transporter SKOT.

    plusy:
    dachowanie wytrzyma.
    uderzenie boczne wytrzyma.
    spotkanie z drzewem wytrzyma.
    zbytnio się nie rozpędzi, więc i siła uderzenia nie będzie zbyt wielka.

    minusy:
    spalanie.
    konieczność wybudowania większego garażu (na parkingu pod biedrą nie będzie problemu, w razie braku miejsca parkuje się na trzech pikaczento…)

    duże, starsze auta są lepsze przy konfrontacji z mniejszymi, lżejszymi autami. nowe (nawet małe) mają strefy zgniotu, systemy, poduszki i inne bajery, dzięki którym możemy uniknąć zderzenia lub zminimalizować jego skutki.
    a tak naprawdę żeby wyjść cało z opresji trzeba mieć nieco zdrowego rozsądku, trochę umiejętności i (nie oszukujmy się) masę szczęścia!
    oby po każdym awaryjnym hamowaniu został chociaż jeden centymetr zapasu – czego sobie i wam życzę.

  6. Bartek 6 września 2017 o 12:41

    Jeżeli auta projektowane były w tych samych latach to pewnie lepiej prowadzić to cięższe, ale jeżeli są to pojazdy z rożnych dekad, to już chyba bezpieczniej będzie w tym nowszym, choćby był on dużo mniejszy, co dobitnie pokazuje film ukazujący zderzenie Renault Modusa z Volvo 940

    https://www.youtube.com/watch?v=qBDyeWofcLY

  7. Marcel 7 września 2017 o 09:09

    Tommy, kto ci tak ładnie narożnik zderzaka przyharatał???
    mi w zeszłym tygodniu zrobili to samo, tylko z drugiej strony. jego szczęście, że tego nie widziałem, bo bym teraz siedział za ciężkie uszkodzenie ciała…

  8. StałyCzytelnik 7 września 2017 o 12:47

    Tommy, rozbiłeś się kiedyś e30?
    Ja tak. Bez pasów. Dość drastycznie. Dlaczego końcówki wydechu schowały się pod pasem tylnym? bo przy uderzeniu (przy około 70kmh) wzmocnienie czołowe zatrzymało samochód i silnik wraz ze skrzynią i wydechem wyrwało do przodu.

    I nie zgadzam się z ani jednym słowem tego wpisu, bo byłem uczestnikiem wypadków w kilku nowszych samochodach, wyposażonych w ESP, ABS, ASR, osiemnaście kurtyn i bóg wie co jeszcze.
    Maluchem to chyba każdy dachował :D
    To prawda, że stare samochody (szczególnie te masywne, jak e34, e32, omega B, polonez etc.) są czołgami i wolałbym wjechać w drzewo takim zabytkiem, niż nowym hyundaiem, czy fordem.

    Zajrzyj do wnętrza podłużnic w swoim e30, jeśli kiedyś rozbijesz (czego nie życzę), a potem wejdź na bloga i dodaj wpis „Wąska uratowała mi życie”.

    Technologia poszła naprzód, ale nie obroni przed wszystkim. W połowie przypadków, stary samochód okaże się bezpieczniejszy, lub tak samo bezpieczny.

    1. StałyCzytelnik 7 września 2017 o 12:51

      Sporo zresztą filmików i zdjęć z rozbitym e30 w roli głównej. Dachowania, spadanie z mostu, czołowe z terenówką i mnóstwo innych. To dobitnie utwierdza w przekonaniu, że akurat ten jeden wpis na blogu szeroko mija się z prawdą.

      1. Prentki 7 września 2017 o 14:53

        Oglądałem e30 po dzwonie przy mniej więcej 60 (mur) i bardzo nie chciałbym znaleźć się w środku w chwili zderzenia ;) To właśnie między innymi te oględziny dały mi do myślenia. Słupki A wygięte, złamany dach, deska dźwignięta do góry – wiadomo, że co wypadek to inne warunki i inna historia, ale nie sądzę żeby jakkolwiek można było uznać e30 za bezpieczne auto.

        Twarde krawędzie, brak poduszek, cienkie drzwi z symbolicznymi wzmocnieniami – wiem, że e30 i tak wypada dobrze na tle innych konstrukcji z lat 80 czy 90-tych ale nie oszukujmy się – nijak ma się to do aut robionych wedle nowych standardów. Aut z poduszkami i kurtynami, złożonymi strefami zgniotu i tak dalej.

        Twarda podłużnica to nie wszystko – auto nie złoży się tak łatwo, ale z drugiej strony przeciążenie i cała masa innych rzeczy może bardzo zrobić Ci kuku.

    2. TorquedMad Mind 7 września 2017 o 19:17

      „Technologia poszła naprzód, ale nie obroni przed wszystkim. W połowie przypadków, stary samochód okaże się bezpieczniejszy, lub tak samo bezpieczny”

      Tak się rozbija E30 przy 35mph (56kph) – świetne pęknięcie czaszki od kierownicy + zmiażdżone kolana z powodu ich romansu z deską. „Wąska uratowała mi życie, teraz mogę się uczyć stójki na 2 kółkach na wózku inwalidzkim”

      https://www.youtube.com/watch?v=e7UihAyjJj4

      I teraz, dla przykładu… Hyundai i20. Segment B, 8 km/h więcej na liczniku
      https://www.youtube.com/watch?v=MBUPwFdKOQ0

      Mimo wszystko wolałbym wjechać w ścianę w tym i20 niż w E30.

  9. Czarek 7 września 2017 o 15:01

    Ja mam niestety podobnie :( Ta nowa motoryzacja w ogóle mi nie odpowiada. Pozdrawiam!
    Szczęśliwy posiadacz Golfa I. :)

  10. Trevi Trevi 8 września 2017 o 13:34

    Dobry temat wpisu.. sam się and tym głowię, bo jestem przed zmianą auta (serce vs. rozum)… i najbardziej frapuje mnie nie tyle moje o ile bezpieczenstwo mojego potomstwa.. i choć niektóre stare modele „radzą sobie całkiem znośnie” z czołowym zderzeniem to moim zdaniem wiekszym problemem są znacznie groźniejsze zderzenia boczne… i tu wzmicnienia, strefy zgniotu, klejone szyby czy kurytny i poduszki maja nieocenione znaczenie…

    1. degename 9 września 2017 o 11:25

      Mając rodzinę mamy być odpowiedzialni. Dbając o potomstwo wybierz rozumem. A wierzę że jesteś rozumny i ogarniesz że nie wszystkie nowe auta które są bezpieczne są też nudne. Jak będziesz się rozwodzić nad wyborem zamiast po prostu przemyśleć, wybrać, kupić będziesz jak moja dziewczyna która wybrała sobie odżywkę do ciała dobrej firmy w promocji (5 minut zastanawiania czy ją kupić), potem znalazła inną która lepiej się opłaca (2 minuty), po czym sprawdziła pieniądze w portfelu i postanowiła dokupić krem nawilżający (10 minut) gdzie obok znalazła dwa w jednym za standardową cenę, odłożyła dwa pozostałe po czym przy kasie zawróciła odłożyć to dwa w jednym bo przecież ma jeszcze ponad pół butelki w domu takiego samego.

      Rozumiem że im wyższy budżet tym gorzej ale dasz radę.

      P.S.
      Nigdy nie bierz na serio opinii ludzi z internetu na temat prowadzenia i funkcjonalności auta. To trzeba sprawdzić samemu.

  11. wisnia742 12 września 2017 o 09:41

    Obecnie auta projektowane są tak, by przejść jak najlepiej test zderzeniowy.
    Producenci pojazdów z góry wiedzą jaka jest procedura testów.
    Dodatkową na uzyskanie gwiazdki mają wpływ pierdoły jak systemy jak asystent pasa ruchu, czy kontrolka niezapiętych pasów…
    Nie twierdze, że nowe auta są niebezpieczne. Ale nie sugerujmy się jedynie gwiazdkami, które są niewiele warte.

  12. cha 16 września 2017 o 22:58

    Gwiazdka do gwiazdki i kupisz podpaski. Mam nabytą awersję do malucha i wszystkiego co waży mniej niż 900 kg, dachowanie to poważna sprawa i nikomu nie wolno się z tego śmiać, aktualnie prześladuje mnie fobia przed strzałem w tyłek, kierunek przed zjazdem z drogi wrzucam 200m wcześniej, wlokąc się od 400 m, puszczając speedygonzalesów, potem przyspieszam na koniec jak z katapulty i daje po heblach, żeby żaden gapcio mi zderzaka do bagażnika nie przełożył. Apropo czołówki z drzewem slupem czy innym nieodkształcalnym punktem, to malo ktore auto w ogóle sobie z tym radzi. Adac testował mokke i wypadła słabo, ale ciekawszy było porównanie poprzednich Megane, golfa i civica. Tylko civic dał radę, pozostałe jak nóż w masełko. Najlepiej są podłużnice wzmacniane w nowych volvo (Small overlap test wymiatają), no ale co kto lubi, worek piniendzy, żeby o kanty móc się obijać.

  13. Marcin 19 września 2017 o 12:41

    Wiadomo jak to stare auto, zależy czy jest zadbane czy w rozsypce, mialem kiedys wypadek corsą B ktora na ogół była w dobrym stanie ale przy zderzeniu czołowym złożyła sie jak kartka papieru, dopiero wtedy było widać że podłużnice pas przedni i inne elementy przodu auta były w strasznym stanie, wiadomo stare auta mają dusze ale jeśli chcemy jeździć z dziećmi lepiej kupić cos bezpiecznego, chociaż nie powiem bo są starsze auta ktore bezpieczeństwo mają na 5 gwiazdek.

  14. Jaltest 20 września 2017 o 13:05

    Są i tacy, którym na bezpieczeństwie pojazdu raczej nie zależy

  15. Andrzej Konieczny 21 września 2017 o 15:03

    Bezpieczeństwo samochodu to absolutna podstawa, zwłaszcza jeśli jest to auto rodzinne. Nie rozumiem dlaczego niektórzy w tak niezdrowy sposób przyoszczędzą na bezpieczeństwie.

  16. Andrzej 27 września 2017 o 11:39

    Auto stare ale jare, sam miałem bumke compact 98 rok z silnikiem 2.8 benzyna i powiem ze duzo aut strasznie odstaje od niego bo jest małe a silnik w stosunku do masy jest mocarny oczywiscie autko bylo garazowane i kazda rzecz byla robiona na bierząco, że to tak ujme moje oczko w głowie, kupujący powinien mnie całować po dłoniach za całe nowe zawieszenie rozrząd oleje itp cały nowy srodek w skurze i car audio :D az mi sie smutno robi ze go sprzedałem ale niestety, wieksza rodzina to i tez wiekszy somochod

  17. Ogło 2 października 2017 o 08:14

    Również miałem bmw 3. Problemu z silnikiem nie było.

  18. Grzech 3 października 2017 o 13:07

    Patrząc na te wszystkie akcje serwisowe nowych aut, co rusz to że jakiś czujnik wadliwy i auto może się zapalić, jakaś wiązka się przeciera i poduszki nie działają czy inne tego typu przypadki dają wrażenie że te nowe auta są bardziej niebezpieczne niż stare, bez tych nowoczesnych technologii.

  19. Ven_RS 31 października 2017 o 22:47

    Wszystko fajnie, wszystko cacy nowe takie fajne… FFszystko super.
    A jednak nie bardzo.
    Dlaczego? Większość testów stref zgniotu i innych szmerów bajerów jest przeprowadzane do prędkości 60km/h.
    Naprawdę ktoś celuje w drzewo jadąc 50/h? Znając życie, to lecisz sobie setką, nagle wyskakuje ci jakiś osioł zza węgła, a ty w odruchu odbijasz na prawo. Zanim nawet pomyślisz o depnięciu na hebel to korniki z drzewa przed tobą już machają ci na powitanie. W takiej sytuacji, czy to nowy Yaris czy stara Omega nie ma większego znaczenia. Dlaczego nie ma różnicy? Bo nowy Yaris z całym tym swoim pakietem kurtyn i stref rozpadnie się zanim do drzewa dojedzie i pozwoli ci cały impet atakującego cię pnia wziąć na klatę, zaś Omega przekonana o swojej niezniszczalności rzuci się wściekle na to drzewo, a ty jako element nieżelazny, niepancerny i niepodzielający jej przekonania staniesz się ofiarą praw fizyki, gdzie zasada zachowania pędu poprzestawia ci wszystkie organy wewnętrzne i pozwoli sprawdzić, czy da się odcisnąć klakson na kręgosłupie.
    Statystyki z lat 2000-2005 w ilości śmiertelnych wypadków nie odbiegają jakoś super znacząco od aktualnych. Wtedy na drogach była masa aut z lat 85- 95 które teraz są złomami. Teraz mamy społeczeństwo bogatsze, auta nowsze. Masa aut jest z roczników 2010-2015 i pomimo tych kurtyn stref zgniotu i fabrycznych wtyczek do ifona ludzie giną lub zostają kalekami.
    Cytując klasyka „Praw fizyki Pan nie zmienisz”

    Miałem już kilka przygód, czasem sam się w łeb walę, że po tylu latach nadal potrafię odwalić jakąś głupotę. Dorze wiem, że jeżeli ta tona żelaza wpadnie w poślizg, to „se można”. Auto robi co chce, i wszystko zależy od tego czy wyczujesz ten moment gdzie możesz przejąć kontrolę i czy wykorzystasz szansę, czy ją przegapisz. I tu magiczne literki nie pomagają, kurtyny też. W zasadzie mówimy tu tylko o szczęściu.
    Awers lub rewers…

  20. PiekłoNaKołach 2 listopada 2017 o 18:06

    Może to tylko marketing ale ja pokładam ufność w moim pełnoletnim 9-5. Zdarzyło się kiedyś najechanie na tył, akurat prowadziła żona i dzwoni do mnie co ma robić bo ktoś w nią przywalił. Pytam się czy mocno, a ona, że tak bo kobiecie w a-klasie odpadło pół przodu ale u nas nie ma śladu i czy ma czekać na policję bo pani chce spisać oświadczenie… kazałem sprawdzić czy drzwi i klapa się otwierają bez problemu (pomny doświadczenia z innymi autami), jeśli tak to niech spisze oświadczenie i wraca do domu. Tak zrobiła, a oświadczenie poszło do kosza bo nie było śladu (wiem, wiem frajersko bo przecież znajomy na takie coś wyciągnął z ubezpieczenia niemal równowartość samochodu ;) )…end of story. Long live SAAB.

Pozostaw odpowiedź Trevi Trevi Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *