Dziś zabrałem się za wybudzanie mojego escorta z zimowego snu. Powoli zaczyna to przypominać wiosenny rytuał podobny do wynoszenia na strych zimowych butów czy mycia okien kiedy tylko słońce zaczyna coraz śmielej zaglądać przez kuchenne zasłonki.

„Kochanie, patrz – idzie wiosna bo ta łajza wyciąga z piwnicy koła do kabrioletu”.
Mój ford robi wśród sąsiadów prawie taką samą furorę jak przylatujące bociany.

Kiedy go myję na przydomowym podjeździe wszyscy już wiedzą, że można spokojnie zmienić koła na letnie i schować odśnieżarkę do piwnicy. Ale co ja Wam będę mówił – jeśli macie fejsbuka albo gadu gadu to z pewnością wiecie już, że idzie wiosna. Codziennie informuje Was o tym setka „znajomych”, którzy najwyraźniej pomyśleli, że jakoś Wam to umknęło bo pewnie nie macie w domu okien i od pół roku nie wychodzicie ze swojej piwnicy.

Co ciekawe kiedy nie było jeszcze internetu nikt nie wpadał do mnie do domu, żeby oznajmić mi że spadł śnieg, albo, że dzisiaj świeci słońce. Nikt nawet nie zadzwonił w tej sprawie.

A teraz okazuje się, że połowa ludzi mających dostęp do internetu to bardziej czarujące i dowcipne wersje Jarosława Kreta. Czekam tylko aż zaczną mi wysyłać zdjęcia kwitnących krzaków, oczekując mojego zaskoczenia i ciepłych komentarzy (jakbym nigdy wcześniej w życiu gałęzi na oczy nie widział).

Ale wracając do sedna – jak wspominałem Ford ostatnie kilka miesięcy spędził ukryty pod niewielkim balkonem wyglądając słonecznych dni. Mangelsy leżały sobie w cieplutkiej piwnicy, a BMW wzięło na swoje barki ciężar podstawowego środka transportu w moim skromnym gospodarstwie domowym. Ale teraz powoli wszystko wraca do normy i co muszę przyznać z nieskrywanym podziwem – Essi nie ma najwyraźniej nic przeciwko.

Pomyślcie jak musi wyglądać próba ściągnięcia mnie z łózka o godzinie piątej rano. Dźwięki jakie z siebie wydaję przypominają zapewne bełkot zalanego żula, o swoją poduszkę walczę równie zaciekle co żołnierze o Westerplatte, a ściągnięcie ze mnie kołdry traktuję jak zbrodnię na równi z ludobójstwem.

Tymczasem Escort po prostu zarzęził i po dwóch sekundach odpalił jak gdyby przygotowywał się do tej wiosennej inauguracji od dawna.
Jakby czekał na ten dzień – zwarty i gotowy do działania.

Mówcie o nim co chcecie, ale on dobrze wie jak poprawić mi humor.

Teraz czeka mnie sporo pracy. Muszę spokojnie dotrzeć układ hamulcowy i wszelkie mechanizmy skostniałe  po zimowym letargu. Wyczyścić i przygotować wnętrze, wymienić płyny, świece i inne elementy eksploatacyjne. Można powiedzieć, że co roku kupuję ten samochód na nowo, bo za każdym razem muszę powymieniać to wszystko, co zwykło się wymieniać po powrocie z autokomisu gdy nasz portfel jest lżejszy o kilka tysięcy.

I przebieram teraz nóżkami jak mała dziewczynka przez sklepową wystawą z lalkami barbie nie mogąc się doczekać pierwszej przejażdżki bez dachu nad głową.

Kiedy to będzie, kiedy to będzie, to już, to już, to już?
Jeszcze świece, koło zapasowe, mycie szyb, ustawienie ciśnienia…

Te operacje ciągną się jak dialogi Ridża, a lista rzeczy do zrobienia za nic nie chce się zmniejszać, by zdążyć nim słońce zniknie za pobliskimi górami. I oczywiście znów nie zdążyłem… I pewnie jutro również mi się nie uda bo natłok innych obowiązków bezwzględnie podkrada mi kolejne sekundy tak uparcie rezerwowane na garażowe działania.

Idzie wiosna.

Gdy tylko escort wróci do życia i będzie gotowy, żeby towarzyszyć mi w codziennych wyprawach do biura zajmę się beemką. W garażu czeka już mnóstwo fajnych rzeczy, które zdecydowanie powinny przypaść jej do gustu.

Kobiety lubią błyskotki, prawda?

Idzie wiosna…

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *