Zauważyliście, że dziś w zasadzie każde zdjęcie musi przejść przez edytor graficzny, żeby w ogóle ktoś zechciał na nie spojrzeć?

Dzisiaj już na nikim nie zrobi wrażenia zdjęcie Waszego psa biegającego po łące bo czasy, w których to mogło mieć miejsce odeszły wraz z kasetami VHS i konsolą Playstation.

W erze fotografii cyfrowej żeby zaskoczyć czymś ludzi musisz albo robić zdjęcia umierającym z głodu dzieciom w Afryce, albo przyłapać z aparatem Annę Muchę podczas wizyty w publicznej toalecie. Graficy potrafią robić takie rzeczy, że nawet jeśli potrzebujecie fotkę na okładkę nowego numeru Cosmopolitan to wystarczy, że dacie im zdjęcie mopa do podłóg ubranego w mini, a oni zajmą się resztą.

Jakiś czas temu dostałem w swoje ręce nowy aparat fotograficzny i od razu pomyślałem sobie, że przy pomocy takiego sprzętu po prostu nie da się robić beznadziejnych zdjęć.

Wydawało mi się, że jeśli coś ma obiektyw wielki jak felga, a do tego pika za każdym razem kiedy się tego dotknie to jest to sprzęt tak inteligentny, że da radę robić piękne zdjęcia nawet jeśli jego obsługą zajmie się taka małpa jak ja.

Ale jednak jak zwykle się myliłem.

Po pierwsze okazało się, że większość tych funkcji, które w moim odczuciu służyły tylko po to żeby chwalić się nimi w gazetce Media Markt jednak do czegoś służy. Na wyświetlaczu mam kilka ikonek, które są tak nieintuicyjne, że nawet kobiety zwykle czytające instrukcje obsługi i potrafiące nastawić pranie będą miały problem z ich zrozumieniem.

Kolejna rzecz to ustawienia lampy błyskowej. Kto na boga wie czym jest światło zastane i czas ekspozycji?

Do tej pory gdy robiłem zdjęcia w nocy to jedyną rzeczą na jaką zwracałem uwagę było to, czy przypadkiem nie zasłaniam lampy błyskowej moim niezgrabnym paluchem.

A tymczasem na jakimś forum fotograficznym gość o pseudonimie „Neil” zrobił z tego tematu elaborat przypominający swoją objętością noworoczne orędzie prezydenta. Pisał coś o otwarciu przesłony i tłumaczył jak rozciągać czas przy pomocy jakiegoś guzika. Starałem się skupić i zrozumieć jak najwięcej z tego poradnika, ale ostatecznie i tak przez cały czas myślałem tylko o tym czy po naciśnięciu tego guzika od rozciągania czasu aparat też będzie wydawał z siebie te niezwykle intrygujące piknięcia.

Tak więc po kilku godzinach czytania artykułów i przeglądania menu aparatu nauczyłem się, że zmienianie ustawień lampy błyskowej generuje nieco wyższy dźwięk „piiip” niż konfiguracja czegoś co symbolizuje ikona „+/-„

Która nawiasem mówiąc służy tylko do zapewnienia jakiegoś zajęcia pokrętłu zamontowanemu na górze obudowy.

I tak oto zmotywowany zdobytą w czasie kilkugodzinnego szkolenia wiedzą postanowiłem sprawdzić to wszystko w praktyce i jak nie trudno się domyślić kolejne zdjęcia były równie beznadziejne jak te zrobione przed odkryciem zmiennej tonacji piknięć. Po jakimś czasie odkryłem iż za pomocą przycisku LSD da się przełączać wyświetlacz pomiędzy tym dużym ekranem, a wizjerem wbudowanym w górną część aparatu.

Teraz robiąc zdjęcia spoglądam w mały wizjer przez co z pozoru wyglądam jak profesjonalny fotograf, a nie kompletny idiota, który nie odróżnia ostrości od naświetlania.

Po kilku dniach klikania po wszystkich opcjach bez specjalnego zamysłu przeprogramowałem wszystko tak, że aparat nadawał się bardziej do mieszania ciasta niż robienia zdjęć. Po wyjęciu baterii wszystko wróciło do normy, ale zdjęcia nadal były beznadziejne. Przełom nastąpił w chwili kiedy zauważyłem, że robiąc duże zbliżenie na jakiś obiekt tło za nim zaczyna się rozmywać.

To było równie przełomowe jak odkrycie, że moje BMW ma składaną kanapę.

Oczywiście przy dużych zbliżeniach pojawił się problem trzepiących się rąk ale jakoś udało mi się to opanować. Przez kolejne kilka dni robiłem takie zdjęcia wszystkiemu co tylko nie zdążyło uciec (włączając w to mojego psa) i tym, sposobem zebrałem ogromną kolekcję zdjęć bogatych w treść równie bardzo jak blok techniczny.

Mimo tych wszystkich ułomności wyszło mi jednak kilka nie najgorszych zdjęć, choć jak podejrzewam odpowiada za to wyłącznie moja połówka, która jest tak ładna, że nawet ja nie potrafię tego popsuć.
(Tak, jest ona obecna na tych wszystkich ładnych zdjęciach).

Ale jak by nie było – nie mogłem się powstrzymać i korzystając z jesiennej aury zrobiłem również zdjęcie mojego forda na przełęczy przegibek. To zdjęcie ma wszystko co powinna zawierać w sobie dobra fotografia i dlatego jestem z niego dumny.

I od razu pragnę zdementować te obelżywe i bezpodstawne pomówienia jakoby było ono poprawiane w photoshopie.

4 Komentarze

  1. motocentrum 22 lutego 2013 o 13:17

    świetne zdjęcie :D niestety prawda jest taka, że teraz nie da się nigdy na 100 % powiedzieć, że jakieś zdjęcie jest autentyczne, potrafią być bardzo dobrze zrobione.

    1. Tommy 22 lutego 2013 o 13:19

      Insynuujesz, że przy nim majstrowałem ??? :}

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *