Ciężko jest stwierdzić gdzie i kiedy właściwie to wszystko się zaczęło. Z tego co zauważyłem nie było wcale wielkiego wybuchu, który sprawił, że w przeciągu kilku sekund wszystko obróciło się o 180 stopni. Że jak w klasycznej Adeli „coś tak straszliwie pierdolnęło” i nic nie było już takie jak dawniej.

To nie Hitchcock, Rambo ani Avengersi. Nie ma tu efektownych mutacji w efekcie ugryzienia przez wyhodowanego w garażu pająka.

Wszystko kiełkuje z małego, niepozornego ziarenka, które zapuściło korzenie w okolicznościach, których nijak nie jesteśmy sobie nawet w stanie przypomnieć. Codziennie wstając z łóżka brniemy jednak coraz dalej i głębiej w to szaleństwo, aż nagle pewnego dnia uświadamiamy sobie, że to co jeszcze niedawno było intrygującym kłuciem w sercu, dziś jest już w zasadzie całym naszym życiem. Że my sami staliśmy się współtwórcami tego wielkiego, tętniącego życiem świata, w który kiedyś, dość nieroztropnie z wypiekami na twarzy postanowiliśmy się zapuścić.

Nie pamiętam jaka była moja pierwsza, związana z samochodami zabawka.

Jak przez mgłę przebija mi się drewniany samochodzik stojący na pomalowanej olejną farbą podłodze – gdzieś na poddaszu domu należącego do mojej prababci, której dziś prawie już nie pamiętam. Miałem wtedy może ze 4 lata i nie wydaje mi się, żebym w tamtym czasie miał już tę świadomość, że tym co tak bezgranicznie pokocham będą właśnie samochody.

Pamiętam, że w tamtym czasie bardziej pociągała mnie sama możliwość budowania czegoś z tych drewnianych klocków niż fakt, że jeden z nich miał kształt starej, obgryzionej na jednym końcu wyścigówki.

Sama radość wynikająca z budowania miała z resztą spory wpływ na to jak dziś podchodzę do wielu spraw.

Widzicie, wielką rolę w tym kim jestem dziś odegrał bez wątpienia mój tata. I nie chodzi nawet o to że za jego sprawą w naszym domu od zawsze były jakieś samochody. Owszem – były, lecz z drugiej strony większość ludzi miała już w tym czasie samochody nowsze, ładniejsze i znacznie szybsze. Wśród dzieciaków z okolicy panował wtedy kult podwójnych wydechów i wypisanej na zegarach maksymalnej prędkości więc w teorii miałem pod tym względem trochę pod górkę. Tata miał jednak coś, czego nie dało się ot tak kupić w pobliskim autokomisie.

Serce.

Serce napędzane benzyną, które sprawiało, że nie patrzył na samochody jak typowy, najbardziej nawet świadomy użytkownik. Nie widział w tych czterech kółkach zbliżającego się terminu zapłaty OC czy zazdrosnego spojrzenia nielubianego sąsiada z naprzeciwka. Samochody były częścią jego życia w tym samym stopniu co rodzina czy praca.

Ukształtowały go i miały wpływ na to jak wyglądał zwykle jego dzień czy dokonywane przezeń wybory.

I to mocno mi się udzieliło.

Z resztą, pomyślcie jakie to jest ciekawe – jako dzieciaki możecie wybrać w zasadzie dowolną drogę, a rodzice prawie na pewno będą Was w niej wspierać. Wyślą Was na jakieś lekcje, kupią wymarzoną gitarę, sztalugę, rakietę tenisową czy też po prostu zabiorą Was na basen czy tam inną stadninę. Gimnastyka, astronomia, jazda konna, piłka nożna, gra na pianinie…

Jeśli zaś chodzi o motoryzację to nie da się ot tak zapisać sześciolatka na jakiś kurs i mieć to z głowy. Jedyną opcją są gokarty ale i to jest wciąż bardziej sport niż motoryzacja sama w sobie.

Motoryzacji trzeba po prostu nauczyć się samemu.

Przejść przez etap fascynacji Ferrari i innymi Veyronami, powiesić nad łóżkiem plakat z Need For Speed’a, zaglądać na liczniki zaparkowanych na osiedlu beemek, zaciągnąć się unoszącym się w strefie serwisowej zapachem rajdowego paliwa i wrzucać drobne do zaklejonej taśmą puszki z napisem „First car”. Owszem, kiedy nadejdzie odpowiedni czas można dostać ogromny bonus pod postacią przydomowego garażu czy odziedziczonej po rodzicach Corolli, ale niezależnie od tego co dostaniecie, a co nie to i tak najpierw czeka Was długa i cholernie żmudna droga pełna przybitych palców i zagubionych narzędzi.

Motoryzacja to nie jest pasja na weekend czy dwa. Motoryzacja to życie.

To grono oddanych przyjaciół, którzy mają bzika na tym samym punkcie co Wy. To tysiące pokonanych kilometrów, weekendy spędzone na torze, odwiedzone wystawy, oszczędności wydane na skręcane felgi i pokrywa zaworów leżąca od roku na szafce w salonie. Garażowy regał uginający się pod ciężarem samochodowych kosmetyków, kubek z dłubiącym przy silniku niedźwiedziem i leżąca pod choinką walizka z narzędziami zawinięta w gustowny papier z reniferem – bo ktoś Wam bliski wie doskonale, że właśnie o takiej marzyliście.

To właśnie jest Wasze życie.

To właśnie Wy.

Motoryzacja to nie zakurzona gitara, którą można wyjąć spod łóżka kiedy akurat najdzie Was ochota, żeby trochę sobie pobrzdękolić, a potem odłożyć na swoje miejsce jak gdyby nigdy nic.

Motoryzacja to cały nasz świat – świat do cna przesiąknięty zapachem surowego metalu i benzyny.

I to jest właśnie to, czego niektórzy ludzie nigdy nie będą w stanie pojąć. To, co sprawia, że zawsze będą patrzeć na Was z niezrozumieniem. Że będą wymyślać coraz to nowe przepisy, ograniczenia i technologie psujące to wszystko, za co tak bardzo kochamy swoje cztery kółka.

Niektórzy nigdy nie zrozumieją, że samochód może być czymś więcej niż tylko wymagającym kupowania oleju i opon substytutem autobusu.

Problemem dla środowiska, kosztem w domowym budżecie czy czyhającym na wychodzące ze szkoły dzieci zagrożeniem.

Nie dajcie się im – w końcu sami wiecie najlepiej w jak wielkim są błędzie…

 

32 Komentarze

  1. Beddie 8 marca 2016 o 16:47

    Jak czytam ten wpis to robie sie spokojniejszy. Moja najwieksza obawa to, ze jak kiedys bede mial dziecko, to bedzie interesowalo sie np pilka nozna, zamiast starym Jagiem starego. Swoja droga, znasz jakiegos prawdziwego petrolheada interesujacego sie pilka nozna? Z mojego doswiadczenia i obserwacji wynika, ze albo lubisz motoryzacje albo pieknych chlopcow w krotkich gaciach, nigdy oba naraz ;)

    1. Tommy 8 marca 2016 o 20:31

      Lubię czasem obejrzeć jakiś mecz albo zaharatać w fifę ale faktycznie coś w tym jest… Ze składu reprezentacji potrafię wymienić chyba tylko Błaszczykowskiego bo na rmf-ie ciągle reklamuje jakieś okna :v

      No i Adamiakowa naturalnie, bo to chyba kapitan czy coś…

  2. Ronald 8 marca 2016 o 18:35

    motoryzacja to styl życia morze mam 15 lat ale jusz się w to wkrenciłem
    muj dziadek obiecał mi swojego Starego jeepa grand cherokee jest stary
    trochę poobijany ale to auto jest dla mnie wszystkim i chociaż dziadek
    namawia mnie od 2lat rzebym go sprzedał to tego nie zrobię składam
    pieniądze na ubezpieczenie bo rodzice karzom się dokładać ale dla tego
    auta wszystko bo kiedy na nie patrzę to nie widzę maszyny a duszę
    inni się dziwią rze zawsze go lekko klepie po masce na dobranoc
    kiedy wracam z treningu ale oni widzom maszynę a ja widzę duszę ,brata
    ,członka rodziny,najlepszego przyjaciela .Mam nadzieję rze nigdy mi nic nie odbije i go nie sprzedam

    1. Beddie 8 marca 2016 o 19:52

      Skoncz podstawowke w miedzyczasie :)

      1. krzysiek 8 marca 2016 o 20:30

        nie ma czasu na pierdoły, trzeba ratować zabytki :))))))

        1. Tommy 9 marca 2016 o 07:35

          Chaos to chyba dobre określenie :v

      2. Rumsztyk 10 marca 2016 o 09:01

        Beddie jak zawsze w swoim stylu :p

    2. Ven_RS 8 marca 2016 o 22:05

      Oczy mi krwawią…

      Oby to był jedynie przejaw poczucia humoru a nie faktyczny poziom zaawansowanej wiedzy ortograficznej…

      1. Jawsim 9 marca 2016 o 00:01

        Nie da się aż takich błędów robić „niechcący”

        1. iParts.pl 16 marca 2016 o 14:08

          Jedni mają pasję do motoryzacji a inni lubią układać zdania w dosyć niestandardowy sposób dając zagadkę innym – co napisali?

  3. Ven_RS 8 marca 2016 o 22:13

    U mnie było trochę inaczej, ale i wspólnego też by się znalazło. :)

    Też wyszło to „przypadkiem” nie wiadomo kiedy. Trochę tak jak z grypą czy inną wścieklizną – w zasadzie nie wiadomo skąd się to złapało.

    I zostało… I jak każda zaraza pozostawi swój ślad do śmierci…

    Dziwne, ale jakoś nie czuję się z tym źle :)

    1. Tommy 9 marca 2016 o 07:35

      Ja czuję się bardzo dobrze – jakoś nie wyobrażam sobie, żeby mój świat mógł wyglądać inaczej. Trudno mi wyobrazić sobie przynajmniej tak samo fajną alternatywę ;)

  4. Ronald 9 marca 2016 o 07:28

    błędny robiłem w tamtym wpisie bo mam dysleksja i muj telefon (Samsung j1 ) zamnienia mi słowa na inne np: pisze się a on
    pisze co .

    1. Tommy 9 marca 2016 o 07:38

      Ronald – jak masz z czymś problem to spinasz dupę i starasz się to poprawić, a nie znajdujesz sobie wymówkę i zlewasz temat. Jak chcesz mieć zdrowe, konsekwentne podejście do samochodów jeśli nie potrafisz zrobić porządku z własnym słownikiem.

      Pracuj nad tym – dysleksja to nie jest urwana noga, żeby nie dało się nic z tym zrobić ;)

  5. Dapo 9 marca 2016 o 08:29

    Po przeczytaniu tego wpisu zacząłem się zastanawiać jak to było ze mną. Ojciec zabierał mnie czasami do warsztatu znajomego jak coś robili przy naszym 125p. Pamiętam że były tam inne wozy typu, Żuk, Nysa, Warszawa, czy jakiś maluch. Ale nie wiem czy też sam chciałem czy to wynikało z innych przyczyn. Potem miałem dwóch starszych kolegów którzy ciągle dłubali przy autach i zawsze jak to zobaczyłem to byłem aktywnym obserwatorem. Nie wiem jednak czy to nie zaczęło się wcześniej ……. od rozbierania do malowania rowerów. Pamiętam, że jak coś trzeba było zrobić przy rowerze to po prostu to robiłem. Potem był jeszcze etap remontu silnika 1.3 do Fiata, następnie przezbrajanie naszego „Kanciaka” na wersję z silnikiem 1.6 od poloneza, potem skrzynia od poloneza i fotele. Sam nie wiem kiedy i jak to wszystko udawało się robić w czasie technikum. Niestety po maturze nie było już takich okazji bo motoryzacja ruszyła z kopyta i rynek zalały auta zachodnie, które przecież się tak nie psuły. Ja też zająłem się innymi sprawami i chyba teraz mi tego brakuje.

  6. radosuaf 9 marca 2016 o 09:39

    Nigdy nie lubiłem samochodów. Prawo jazdy zrobiłem, bo wszyscy robili i ojciec chciał. Potem zmuszał mnie do jazdy tym cholernym E36, a mnie to nadal nie jarało. Czasami jeździłem Polo mamy i szczerze nie cierpiałem tego samochodu.
    W wieku 25 lat nadal nie miałem samochodu i wolałem zbiorkom. A potem kupiłem od siostry Clio. No, zacząłem korzystać z samochodów, ale nadal bez wielkich emocji (zresztą, przez pierwszy rok jeździłem jak kompletna łamaga, co nie jest dziwne, skoro przez 8 lat prawko leżało w szufladzie). Potem okazało się, że jest nam potrzebny drugi samochód i zacząłem szukać pojazdu dla żony. Miała być Lancia Y10, ale ciężko było coś znaleźć, więc w końcu usiadłem do zmęczonej życiem, mocno styranej Alfy 147…
    Czasami jest potrzebna iskierka. Iskierka, która nazywa się włoska motoryzacja :).

    1. radosuaf 9 marca 2016 o 09:47

      Żeby nie było, nadal widzę, że podejście do motoryzacji mamy dość rozbieżne. Ale to jest w tym wszystkim fajne, bo to nie jest uwielbienie do sprzętu AGD (sprawdzić, czy nie Skoda albo Toyota) albo smartfonów, tylko szczególny rodzaj sympatii do kupy żelastwa, w którym spotyka się maestria techniczna i kunszt najwyższej próby sztuki użytkowej.

  7. czesci audi 9 marca 2016 o 15:37

    Zgadzam się. Wiele rzeczy po prostu najlepiej nauczyć się samemu, na własnych błędach. Nikt nie jest lepszym nauczycielem niż nasze błędy. Poza tym bardzo lubię lubi z pasją, fajnie, że ty też się nią dzielicz :)

  8. Andreoz 10 marca 2016 o 05:31

    Kurde w moim przypadku to chyba zaczelo sie gdzies kole 12 -13 roku . Jako dzieciak ze wsi caly czas mialem kontakt z maszynami czy motoryzacja. Zaczelo sie od wyprowadzania Zaporozca Ojca dla Ojca z garazu….Jak ja to kochalem tylko czekalem jak Tato gdzies mial jechac ….a moim zadaniem bylo wytarganie bestii z garazu:) Alez ta łau-czworka miala dzwiek:)
    Aha nie cierpie pilki noznej ….:)

  9. Mieszko 10 marca 2016 o 13:10

    KULT GUMOWYCH MANEKINKOW, TOMMY, ZABILES! Bogowie, lata tego nie sluchałem, czas wrócić chyba dostarych dobrych czasów kiedy Debilcore zawsze na telefonie! :v

    1. Tommy 10 marca 2016 o 13:13

      Doktór potwór w gumowym szlafrokuuuuu :D

      1. Mieszko 10 marca 2016 o 13:22

        TAAAAAAAK, I KOLEŚ KTÓRY KLĄŁ JAK BEZRĘKI GÓRNIK …

        … musisz przyjechać na pomorze, na piwo, i sesje z KGM :v

  10. Mieszko 10 marca 2016 o 13:20

    Co do reszty tekstu… u mnie zaczęło się od wujka mechanika, jest przezabawnym gościem. Spodobało mi się jak żywą instytucją jest warsztat, i to jego stylizowana na rajdową Octavia spuszczała wszystkim wpier****. Za nastolatka to był szok. Potem szukanie, czytanie, dążenie do własnego auta… i tak to sie toczy do dziś.

    Ważną sprawą w motoryzacji jest też społeczność, bo ona w dużejkerze sprawia że nas to pociąga. Uwielbiamy zloty i wspólne przesiadowy w garażach przy naszych trupach :v

  11. Wiktor 12 marca 2016 o 22:08

    Ciekawa sprawa,
    Mam bardzo szybkiego, starego i kompletnie wybebeszonego hatchbacka.
    Tydzień temu kupiłem czarne e36 coupe.
    Do pracy jeżdżę najgorszym możliwym gratem, tylko dlatego, że jest bezawaryjny i pali tyle co nic.

    No i z tego wpisu wynika, że w sumie to jestem jednak normalny, Coś mi tu nie gra ;)

  12. mariusz 17 marca 2016 o 13:39

    Mnie zabawki nigdy nie pasjonowały… Dopiero nauka jazdy i prawdziwe samochody wyzwoliły zainteresowanie, które trwa do dziś już od 9 lat.

  13. Wojtek aka Pawian 18 marca 2016 o 10:05

    U mnie było podobnie.
    Od małego się bawiłem „resorakami” potem zbierałem modele i jeździłem z ojcem w długie trasy.
    Był totalnym petrolhedem, jak na tamte lata aż niepoprawnym.
    Odkąd byłem na świecie i zacząłem ogarniać że te 4 koła i puszka to coś zajebistego, do momentu jego śmierci jak miałem 17 lat, miał kilkanaście aut. Prawie żadne nie było normalne i spotykane na ulicach. Odjazdy były na tyle że ściągał pod koniec lat 90 auta z usa bo miały wg niego normalne silniki, a nie jakieśtam 1.8 czy 2.0.
    Nauczył mnie jeździć długo przed tym jak mogłem myśleć o zdawaniu prawka, nauczył podejścia do aut i doceniania tego co kryje ten metalowy potwór.

    Teraz widzę jak cholernie mocno przejąłem to podejście, i wcale nie jest mi z tym źle :)
    Nawet już moja lepsza połówka robi postępy, z podejścia w stylu: „jezuu, czemu mam myśleć o wymianie sprzęgła, to tyle kosztuje, przecież 2 lata temu robiliśmy rozrząd!”
    Jest aktualnie lekkie jaranko fajnymi wersjami, już rozpoznaje dużo aut i modeli, gdzie kiedyś było to niemożliwe.
    Wczoraj spędzałem wieczór na oglądaniu głupich filmików na YT, i szukaniu jak brzmi i jedzie auto, które mam zamiar kupić. Odpalam jakiś filmik, i reakcja była następująca:
    „oo jakiś duży silnik? ale dzwięk ma taki rasowy” Tak, oglądałem nagrania w stylu Bmw V8 4.4 exhaust :D
    Gdzie jeszcze niedawno każdy wydech brzmiał tak samo, i wszystko klasyfikowało się jako „dziwne buczenie”

  14. Łukasz 14 stycznia 2018 o 20:06

    Super artykuł :)
    u mnie też tak było od dziecka z motoryzacją, ojciec mnie tym zaraził :)
    do dzis pamiętam moment jak miałem z 5-6 lat i nas postawiło na dwóch bocznych kołach jak stary latał bokiem skodą 120 po oblodzonym parkingu :D złapało asfaltu i postawiło na bocznych kołach, ale obyło się bez dachu… teraz prawie 20 lat później, sam mam taką skode, i właśnie wkładam do niej silnik z subaru imprezy :) pasja od dziecka :)
    chodźbym nie miał co do gara włożyć przez kilka dni… to ten poliuretan zamówie… :D tak wygląda życie fana motoryzacji ;)
    Pozdrawiam, wszystkich zdrowo jebniętych motomaniaków :)

  15. megafura 28 marca 2018 o 13:32

    Dobrze się czyta.

  16. Patryk 3 stycznia 2019 o 15:34

    Najlepsze jest myślenie o urlopie/ wakacjach. No ale przecież ja jeszcze nie kupiłem odpowiedniego samochodu, żeby móc zacząć przemierzać świat wzdłuż i wszerz!

    Ta pasja jest porąbana! :D

Pozostaw odpowiedź Łukasz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *