Nie wiem jak to wyglądało u Was, ale kiedy ja i moi znajomi mieliśmy te paręnaście lat, zdecydowana większość z nas nie miała zielonego pojęcia co właściwie chce zrobić ze swoim życiem. Z początku była to tylko taka zwyczajna, niespecjalnie uciążliwa świadomość, że w końcu będzie trzeba dokonać jakiegoś wyboru. Wszyscy to wiedzieliśmy, jednak wówczas jeszcze nikt jakoś specjalnie się tym nie przejmował.

Wiecie – czas płynął, a my ciągle imprezowaliśmy, opalaliśmy się, piliśmy piwo na działce kumpla z osiedla albo graliśmy w nogę na szkolnym boisku. To było nasze życie – jedyne jakie znaliśmy. Mieliśmy swój plan dnia, mieliśmy przyjaciół i obowiązki.

Aż tu nagle okazało się, że nie wiedzieć jak i dlaczego mamy dokonywać wyborów, które (co bardzo prawdopodobne) zdeterminują w dużym stopniu to w jaki sposób będzie wyglądało całe nasze późniejsze życie.

I co równie ważne – wprowadzą totalny chaos do obecnego, które tak, a nie inaczej sobie poukładaliśmy. Ktoś wyjedzie do innego miasta, ktoś pójdzie do innej szkoły, ktoś znajdzie pracę na drugą zmianę…

Z początku wydawało się nam to cholernie odległe więc wszyscy mieliśmy to w dupie, ale w końcu z „kiedyś” zrobiło się „za rok”, później „za miesiąc” i nagle okazało się, że mamy zadecydować o swoim losie już jutro rano.

Pomyślcie – ja mam decydować o swoim życiu.

Ja.

Człowiek, który nie potrafi nawet ukroić kromki chleba tak, żeby ta nie wyglądała pod względem grubości jak solidna płyta chodnikowa.

Serio – w ekstremalnych wypadkach średni chleb wystarcza mi na 4 kromki.

Wtedy nie wiedziałem kim chcę zostać albo gdzie chcę zamieszkać. Z kim w ogóle chcę zamieszkać? Czy chcę nauczyć się gotować? Jak robi się pranie? Ile czasu zajmuje dojazd na drugi koniec miasta? Może wyjechać na Borneo? Albo zostać żołnierzem i jeździć na misje po całym świecie?

Co ja do jasnej cholery chcę i lubię robić?

Znaczy się inaczej – wówczas dobrze wiedziałem co lubię robić ale w gazecie ani razu nie spotkałem się z ogłoszeniem, w którym ktoś oferował by pensję za gapienie się na cycki koleżanek z klasy albo średnio widowiskowe przewracanie się na rowerze.

O życiu nie wiedziałem kompletnie nic.

Nic.

A mimo to świat nie miał zamiaru dać mi ani odrobiny więcej czasu.

U większości znajomych za ich wyborami od początku stali rodzice. Dentyści, sklepikarze, górnicy, tłumacze… Część kolegów i koleżanek już dawno wiedziała kim zostanie bo rodzice od najmłodszych lat przygotowywali dla nich odpowiednie miejsce. Wybierali dla nich szkoły, zamawiali korepetycje, wymyślali im wartościowe hobby, stawiali przed nimi cele i tak dalej. Z jednej strony było to cholernie komfortowe, bo oni od małego wiedzieli, że coś na nich czeka. Że jest jasny cel, do którego mają iść. Z drugiej strony takie trochę despotyczne kierunkowanie zdominowało z czasem nie tylko ich życie zawodowe ale i całą resztę – wiecie, weź kredyt na mieszkanie, bądź dorosły, miej dzieci i tak dalej.

Zwykły, typowy dzień zwykłego, typowego człowieka.

Oni jednak układali sobie życie, a ja tymczasem nie wiedziałem nawet w którą stronę mam się odwrócić tak, żeby się od razu na starcie pospolicie nie wypierdolić.

W międzyczasie przyszły jeszcze problemy, które doszczętnie rozjebały mi ten lichy domek z kart zwany przyszłością, który wedle jakiejś tam wyidealizowanej wizji zacząłem sobie budować.

Tak więc z jednej strony zostałem chłopakiem bez przyszłości ale z drugiej – miałem dzięki temu przed sobą zupełnie pustą kartkę. Mogłem zwinąć ją w kulkę i wyrzucić do kosza, mogłem namalować na niej wielkiego penisa, zrobić z niej skręta albo zapisać na niej najbardziej epicką historię życia ever. Mogłem zrobić z nią wszystko – bo była po prostu moja. Nie należała do czyichś oczekiwań, pomysłów albo przekonań.

Jest moja.

Wiecie o co chodzi– sam sobie sterem, okrętem i tak dalej… Już wtedy dobrze wiedziałem, że pasjonuje mnie motoryzacja. Pasjonowała mnie od zawsze. Ktoś mądry powiedział kiedyś „rób w życiu to co lubisz, a już nigdy nie będziesz musiał pracować”. Wydawało mi się wtedy, że jeśli zostanę mechanikiem, a później otworzę własny, niewielki warsztat to będę wygrany.

Wiecie – hajlajf.

Codziennie zamiast do pracy będę szedł na wielki, umazany smarem plac zabaw.

Z czasem jednak zacząłem coraz lepiej poznawać siebie i zrozumiałem, że to nie samo dłubanie przy samochodach sprawia mi tyle radości. Nie spędzam w garażu tyle czasu bo mam jakiś fetysz polegający na tym, że lubię wymieniać klocki hamulcowe. Lubię to, bo te klocki stanowią jeden z elementów pewnego procesu – działania, które w każdej wolnej chwili rozwijam w swojej głowie i do którego ukończenia dążę choć wiem, że ukończyć go po prostu się nie da.

Wydaje mi się, że można to nazwać właśnie szczęśliwym życiem.

Pewnie słysząc te słowa i widząc mnie walącego młotkiem w jakiś wahacz uśmiechniecie się pod nosem ale już jakiś czas temu uświadomiłem sobie, że jestem chyba takim trochę zwichrowanym przez świat artystą.

Nie mam oczywiście żadnych specjalnych talentów (może poza umiejętnością podpalania własnych bąków – wątpię jednak, żeby zrobiło to wrażenie na komisji rekrutacyjnej z ASP) ale za to podobnie jak wszyscy artyści jestem trochę popierdolony.

Wiecie – chaotyczny, nieprzewidywalny, momentami niezrozumiały.

Mam swoje małe fobie i natręctwa, swój świat, w którym osobom z zewnątrz trudno się odnaleźć i zdecydowanie za dużo pomysłów, których nigdy nie zrealizuję. To właśnie dlatego patrzę na motoryzację w taki, a nie inny sposób – nawet w korbowodzie czy leżącej w kącie garażu pękniętej feldze doszukuję się piękna i jakiejś intrygującej historii, którą można opowiedzieć.

Dlatego właśnie uwielbiam pisać. Uwielbiam budować, wymyślać różne rzeczy i zarażać Was głupotami, które tej mojej nie do końca zsynchronizowanej z rzeczywistością głowie wydają się fajne. Człowiek powinien kreować rzeczywistość, a nie tylko starać się dopasować do już istniejącej. Takie wpasowywanie się to po prostu mentalne samobójstwo.

To jest właśnie klucz do wszystkiego – twórz.

Pisz, buduj, maluj, mów albo tańcz – próbuj wszystkiego, a kiedy trafisz na coś, co sprawia Ci radość i satysfakcję, w czym czujesz się dobrze, to po prostu to rób.

I bądź w tym kurwa najlepszy.

12 Komentarzy

  1. Huddyo 16 września 2015 o 17:04

    Dałeś mi małego bodźca, by spytać wprost o radę.
    Nie mam wykształcenia w tym kierunku, dotychczas nauczyłem się odkręcać śrubki, ale przykręcanie ich w to samo miejsce czasami stwarza mi problemy ^-^
    Potrafię już wymienić klocki, olej, filtry, nawet flex w moich dłoniach nie zwiastuje rychłej śmierci osób w pobliżu lub mojej własnej, ale nadal nie wiem jak mogę zdobyć jakąś konkretną wiedzę.
    W zasięgu ręki mam wiele poradników wideo, książek i tym podobnych, ale zawsze jak coś zaczynam to mam przeświadczenie, że zepsuje to w taki sposób, że już się tego nie będzie dało naprawić mimo, że póki co nic takiego się nie stało. Zanurzyć się i uparcie tworzyć coś, co często będzie wbrew jakiekolwiek szkole czy iść gdzieś i tylko się przyglądać jak coś zrobić?

    *Tak, czasami sam odpowiadam sobie na własne pytania.

    1. Marcin 16 września 2015 o 17:38

      Kup sobie po prostu jakieś stare żelazo na start,niezbyt drogie i niezbyt skomplikowane aby w razie popsucia go całkiem nie musieć brać kredytu na jego naprawę i staraj się to żelazo zrobić tak jak byś chciał żeby wyglądało i działało. Czytaj fora internetowe danego modelu gdzie ludziska piszą jak zrobić to czy wymienić tamto i jeśli lubisz to robić i masz smykałkę do tego to samo poleci :) Ja zacząłem właśnie od kupna starego przerdzewiałego malucha z parkingu policyjnego kupionego za 136zł i zrobienia z niego dokładnie takiego samochodu jak sobie wymarzyłem.Od tego małego pierdziela zaczęła się cała moja przygoda z motoryzacją która doprowadziła mnie do dzisiejszego momentu w którym jestem mechanikiem mechatronikiem,mam własny warsztat,renomę oraz masę klientów przyprowadzających te wszystkie nowe skomputeryzowane łupy żeby im to ogarnąć aby jechało.Wiele lat minęło,różnych trudnych decyzji ale nie żałuję,miło jest iść ulicą swojego małego miasta i widzieć te wszystkie jeżdzące samochody w których się grzebało własnymi łapami i nawet jeżdzą po tym zabiegu :)

  2. Garnier 16 września 2015 o 19:50

    Wiesz jaki jest problem ze świadomością ułożonego, zaplanowanego życia? Mówiąc przewrotnie – to, że jest ułozone. Lecisz z punktu do punktu, niby Cię to jara, ale za każdym punktem zdajesz sobie sprawę, że musisz znaleźć coś nowego bo dostaniesz pospolitego pierdolca. Więc szukasz, dorzucasz sobie, bo tak od zawsze byłeś zakodowany.

    Wbrew pozorom biała kartka to najlepsze co może człowieka spotkać :)

    1. antares 17 września 2015 o 10:28

      Popieram kolegę w 100%. Znacznie ciekawsze od zapisanego przez samego siebie lub nie daj Boże rodziców gotowego poukładanego scenariusza jest życie które po prostu dzieje się samo. Mamy przed sobą czystą kartkę która zapisujemy sami korzystając z pojawiających się szans i okazji. Nie chodzi o to aby totalnie mieć na końcu kiszki stolcowej to co się z nami stanie w przyszłości, ale wyluzować i nie przejmować się tym że coś się nie poukładało według planu, że nie wypaliło w terminie albo okazało się zupełnie nie dla nas i trzeba poszukać czegoś innego i wylądować czasem w miejscu totalnie nie pasującym do zakładanej przez nas wersji . Przekonałam się tym na własnej skórze kiedy po kilu latach dorosłego życia które miało wyglądać w określony sposób ( praca tu, zarobki na takim poziomie, w tym momencie wypadałoby awansować , a w tamtym założyć rodzinę z koniecznie takim a nie innym facetem ) olałam wszystko i odpowiedziałam na jakieś tam ogłoszenie o pracę w innym mieście , po czym się tam wyniosłam, praca okazała się niewypałem, znalazłam lepszą, gdzieś tam przyplątał się pewien fan i użytkownik BMW nie pasujący totalnie o moich wyobrażeń o partnerze, który okazał się znacznie lepszy od tych którzy pasowali choć trochę, pod koniec roku przyjdzie na świat nasza córa i w momencie kiedy tylko osiągnie odpowiedni wiek , zamierzam zrobić w życiu zawodowym jakiś zwrot, zamierzam śledzić ogłoszenia i sama nie wiem w jakim miejscu wyląduje :)

      1. Marii 19 czerwca 2021 o 13:56

        Nie masz pojęcia jak mnie podniosły na duchu te słowa.

  3. Michal 16 września 2015 o 21:10

    Mój plan był prosty:
    – wymyśl co chcesz robic
    – znajdź taka prace (choćby w najgorszej firmie)
    – pokornie sie ucz
    – przewróć sie 10 razy
    – wstań x11
    – zostań najlepszym
    – znajdź prace w lepszym miejscu i rob co chciałeś
    – nigdy nie słuchaj pesymistów

    Zadziałało. :-)

    1. Tommy 24 września 2015 o 07:23

      Ja chyba jestem na etapie przewracania ale jeszcze mi się nie znudziło więc jest dobrze ;D

  4. Szczypior 17 września 2015 o 10:57

    Mam 22 lata i kompletnie nie wiem co mam ze sobą w życiu zrobić. Studiowałem na dwóch uczelniach, teraz znowu zrezygnowałem. Jedyne czego jestem pewien to moje gruzowate BMW :D Ostatnie kilka lat myślałem, że chcę założyć własny custom shop, warsztat, jakkolwiek to zwać- budować samochody. Wczoraj, po kilkugodzinnym grzebaniu przy zawieszeniu dotarło do mnie, że to nie ta droga, owszem, jest równoległa do mojego życia i taka pozostanie do końca, ale nie potrafiłbym spędzić życia pod cudzymi samochodami, nie czując przyjemności z jazdy własnoręcznie naprawionym egzemplarzem.

    Dotarło do mnie, że mechanika to taka bardzo intymna sprawa między mną a moim samochodem i nie mam zamiaru tego psuć „sprzedając się” :)

    Tak na prawdę jedyne z czym wiążę swoją przyszłość to kreatywność. Chcę mieć kreatywną pracę. Ma nie być nudno.

    1. Tommy 24 września 2015 o 07:24

      „mechanika to taka bardzo intymna sprawa między mną a moim samochodem” -na Twoim miejscu powiesiłbym ten tekst na ścianie nad łóżkiem :)

  5. Sobieski 20 września 2015 o 14:06

    Czysta karta jest jak najbardziej dobra choć często okoliczności już raczej przykre.

    Ja czystą kartę mam zapisaną po dość krótkim czasie. Sam mam kilka pomysłów na życie i nawet po tym jak straciłem 100% sprawność fizycznej nie rozpaczałem tylko szedłem dalej przez życie zapisując kolejne karty w swojej historii.
    Ale jedno jest niezmienne w moich pomysłach na życie, jako kocham motoryzacje a z ojczyzny nie wyjadę chce mieć pracę która pozwoli mi robić swoje auta w czasie wolnym a sama nie będzie czymś co kocham a czymś co toleruje inaczej znienawidziłbym samochody jeśli miałbym z nich wyżyć i móc spać snem „sprawiedliwego”

  6. a5ek 22 września 2015 o 16:18

    Też mam kartkę i piszemy :)

  7. Michèle 23 września 2015 o 23:20

    nie masz, chłopie, pojęcia, jak bardzo potrzebowałam teraz takiego tekstu. dziękuję.

Pozostaw odpowiedź antares Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *